Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 23.66km
  • Teren 23.66km
  • Czas 03:03
  • VAVG 7.76km/h
  • VMAX 52.96km/h
  • Podjazdy 526m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Enduro po Izerach i Karkonoszach; dzień pierwszy- trochę nieba, trochę piekła.

Czwartek, 15 sierpnia 2013 · dodano: 19.08.2013 | Komentarze 0

Z Wrocławia wyjeżdżamy dość późno, bo jeszcze o dwunastej w nocy staliśmy w kolejce w Tesco. Jutro święto, a przecież Naród nie wytrzyma jednego dnia bez zakupów...

Droga mija w ogólnym spokoju, do Jakuszyc dojeżdżamy trochę po drugiej w nocy. Otwieramy piwka, kładziemy się w śpiworach na parkingu, żeby pooglądać gwiazdy; jednak zmęczenie wygrywa i wracamy do auta choć trochę pospać. Noc jest dość chłodna, trochę za bardzo, jak na środek sierpnia.

Rano wstajemy, pogoda dopisuje, jest stosunkowo ciepło.
Wypakowujemy z bagażnika rowery, dopakowujemy plecaki i pomału się zbieramy.
W międzyczasie podjechał pan parkingowy, kótry kazał zapłacić dwanaście złotych za jeden dzień postoju. Wcześniej parking nie był płatny; trochę słabo, bo planowaliśmy zostawić tam Skodzinkę do niedzieli, a to już trochę za duże pieniądze... Coś się jednak wykombinuje ;)

W końcu tuż po dziewiątej ruszyliśmy czerwonym szlakiem do schroniska Orle; tam zjedliśmy śniadanie i posililiśmy się piwem na dalszą drogę ;)

Następnie całe cztery kilometry Ścieżką Dydaktyczną Modelu Układu Słonecznego docieramy do kolejnego schroniska- Chatki Górzystów. Tutaj ciut dłuższy postój, w końcu jesteśmy na wakacjach i nigdzie nam się nie spieszy ;)





Pod schroniskiem ludzi od groma, pełno rowerzystów. Spotykamy tam starsze małżeństwo wyglądające jak my za dwadzieścia, trzydzieści lat ;) Oboje na Canyonach i z plecakami Deutera :) Oni przyglądali się nam, my im i nie mogło się obejść bez oględzin naszych rowerków. Widać firma jednoczy :)

Nie ma to, jak przyjechać w góry, żeby postać w kolejce do schroniska... ;)



Zrobiliśmy sobie kawkę i jeszcze chwilę posiedzieliśmy





Zrobiło się trochę późnawo, a jeszcze trochę chcieliśmy dziś pojeździć, więc ruszyliśmy w stronę Stogu Izerskiego. Najpierw niebieskim szlakiem spod Chatki do Polany Izerskiej, tam odbiliśmy na bardzo malowniczy czerwony Główny Szlak Sudecki im. Mieczysława Orłowicza.





















Pogoda wciąż nam dopisuje; docieramy w końcu do górnej stacji kolei gondolowej.









W kolejnym, trzecim już schronisku, raczymy się pączkiem i piwem. I obmyślamy, gdzie pojechać dalej :)





Pada na Smrk. Zbieramy więc plecaki i rowery i ruszamy dalej.
Najpierw ruszamy zielonym i zółtym szlakiem przez szczyt Stogu Izerskiego do Łącznika i Kamienia Zośki. Droga kamienista i wąska, ale w większości przejezdna :)













Tutaj opuszczamy żółty szlak i kontynyujemy podróż szlakiem zielonym. Mijamy granicę i docieramy do pomnika poświęconemu Theodorowi Körnerowi.





Stąd do szczytu i wieży widokowej już niedaleko.



Zostawiamy rowerki i bagaż na dole, a sami wchodzimy na górę, żeby rzucić okiem na okolicę ;)















Poamłu zaczęło zmierzchać, więc trzeba było zjechać gdzieś w stronę Świeradowa i szukać miejsca na rozbicie namiotu.
Wybraliśmy zielony szlak wzdłuż granicy. Właściwie, to ja go wybrałem, co niedługo potem miało okazać się logistyczną porażką roku, jeżeli chodzi o wybór szlaku...
Justynę przerażał układ gęsto usianych poziomic na mapie, ale ja stwierdziłem, że "się da".
Na początku faktycznie nie było najgorzej; dość stromo, ale można było spokojnie zjeżdżać.
W ten sposób zjechaliśmy paręset metrów i dojechaliśmy do historycznego trójstyku.





Potem było już tylko gorzej- szlak zaczął jeszcze bardziej stromo opadać, pojawiło się jeszcze więcej kamieni i głazów, momentami trzeba było brodzić w strumyku. Zachodzące słońce, ciężki bagaż i buty SPD z plastikowymi podeszwami nie ułatwiały zejścia...











Szlak mógłby być prawie w pełni przejezdny gdyby nie objuczony namiotem rower i trochę za ciężki plecak...
W efekcie był pot i łzy; do tego dużo poślizgów i upadków.
W końcu, po ponad godzinie "gehenny" udało się wyjść z piekła (jak to nazwała Justynka) i znaleźliśmy spłaszczenie.



Zmęczeni, resztkami sił, robiliśmy namiot, nazbieraliśmy trochę drewna i przebraliśmy się. Zjedliśmy po zupce i potem rozpaliliśmy małe ognisko i przy półwytrawnej Kadarce i cytrynowym Krupniku zakończyliśmy ten, miejscami ciężki, dzień. :)

.



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa astar
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter