Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Dwa. Plus sześć i pół koła. ;)

Poniedziałek, 3 lutego 2014 · dodano: 03.02.2014 | Komentarze 1

Drugi dzień bez fajek; myślałem, że będzie gorzej, a- o dziwo!- jest naprawdę spoko. I to nawet pomimo tego, że Tomek w pracy zaczął palić za dwóch i strasznie smrodzi ;)
Ciekawy sam w sobie jest proces odzwyczajania się od papierosów; fajnie widać, a właściwie czuć, jak organizm radzi sobie bez nikotyny i jak powolnie się z niej oczyszcza. Mimo, że to dopiero (!) dwa dni, to już trochę czuję różnicę w oddychaniu, zasypianiu i się budzeniu. Najciekawsze jest to, że inaczej oddycha mi się jadąc. Może to siła sugestii; może i lepiej, żeby tak było, bo jak wszystko dojdzie do siebie, to bez zadyszki machnę TdF ;)
Nie wiadomo jedynie, co z rękoma czasem zrobić. Dlatego łapię za książkę, gazetę, a w pracy mam więcej czasu na... pracę. :)

Dziś z tego wszystkiego odpowietrzyłem sobie hamulec z tyłu. Avid Elixir 3 jeszcze nie odpowietrzałem, więc była okazja.
Zabrakło pro zestawu do odpowietrzania, więc radzić trzeba było sobie metodami partyzanckimi, doświadczeniem i logicznym myśleniem.
Cały problem, jaki dotychczas w tym widziałem polegał na tym, że zbiorniczek z płynem hamulcowym jest w innym miejscu, a raczej innej pozycji, niż to "klasycznie" występuje.
Okazało się jednak, że największym problem było dostanie odpowiedniego DOT 4 (lub 5.1) na stacji benzynowej- udało się dopiero na trzeciej :)
Operacja udała się i teraz hamulec hula, jak nowy. Z rozkimną wszystkiego zajęło mi to prawię godzinę, ale tak, jak pisałem wcześniej- robiłem to pierwszy raz i do tego "po swojemu". Następnym razem pójdzie sprawniej. :)

Jakiś czas temu na bikelogu pojawił się wpis "Trzy koła Canyona", w którym opisywałem działanie roweru po trzech tysiącach kilometrów; zobowiązałem się również do kontynuacji po sześciu tysiącach.
Trochę się zagalopowałem, bo wykręciłem na Canyonie już sześć i pół tysięcy, więc czynię powinność.

Rama:
Nie ma śladu pęknięć; na lakierze trochę więcej rysek, ale ząb czasu i ciągłe użytkowanie swoje robią...
Łożyska wahacza- za nimi odpowiednio: kawałek zeszłej zimy, jazda po mieście, błocie, starty w maratonach, wypady w góry i spore obciążenie (objuczonym mną ;)), no i ta zima (choć trochę zacząłem Canyona oszczędzać...); dziś zaglądnąłem do łożysk i... są w stanie prawie idealnym. "Prawie" dlatego, że na jednym nie widać fabrycznego smaru, reszta bez zarzutu. Prawidłowo nasmarowane i bez luzów. Dodam tylko, że pierwszy raz od blisko roku do nich zaglądałem, a lekko nie miały.
Łożyska sterów też w porządku, kierownica lekko i płynnie się kręci. Nie czuć oporów, zbędnego tarcia czy luzów. Zarówno na dole, jak i na górze.

Amortyzacja:
Przód- bez żadnych zarzutów. Naprawdę, nie mam co napisać.
Tył- podobnie. Trochę mnie ostatnio zaniepokoiła miękkość dampera w trybie Descent, ale okazało się, że winą tego nie jest uciekające powietrze, a rozszerzalność gazów. Po trzymaniu go w pracy przez osiem godzin na minusowej temperaturze coś tam się pokurczyło i tak wyszło. Dopompowałem, kilka dni stał w domu w normalnej i w miarę stałej temperaturze i jest bez zmiany choćby pięciu PSI.

Koła:
Do łożysk nie zaglądałem. Cały czas jest ok. Z resztą "maszynówki" mają to do siebie, że jak się zużyją, to łapią luzy i wtedy się je wymienia. I po sprawie. Bez żadnego smarowania, czyszczenia, kontrowania... 

Biżuteria:
Napęd padł jakiś czas temu, jeszcze przed zimą. Wymieniłem kasetę, zębatki korby i łańcuch. Kółka przerzutki też nadają się do wymiany, ale to dopiero na wiosnę.
Jakoś w międzyczasie prawa manetka też się poddała, ale po szybkim rozpoznaniu problemu i regeneracji udało się uniknąć tragedii ;)
O tym już pisałem, ale wspomnę raz jeszcze- wymieniałem też łożyska HT II.
Linek od przerzutek nie wymieniałem jeszcze ani razu (!). Jest to zasługa fajnego poprowadzenia pancerzy wewnątrz ramy. Nie licząc mrozów, gdzie przerzutka lubi zwyczajnie przymarznąć oraz tego, że teraz manetka Dyna-Sys współpracuje z napędem dziewiątkowym, to wszystko jest naprawdę super. W porównaniu z niektórymi rowerami, które miałem okazję serwisować po jednym (!JEDNYM!) maratonie, to jest w ogóle zajedwabiście.
Opony jakiś czas temu zmieniłem z fabrycznych Mountain Kingów na Muddy Marry. Raczej z kaprysu i chęci szerszego kapcia. MK nadal dzielnie służą, z tym, że teraz w Justynkowym Canyonie.
Klocki hamulcowe wymieniłem półtora razy ;) Raz- w sezonie- komplet, a ostatnio tylko tylny hamulec.
Ogólnie rower na moim stojaku serwisowym był mniej niż sześć razy. Z czego dwa to było czyszczenie napędu. W innych serwisach nie bywał, bo właściwie żaden mój rower nie doświadczył innej ręki serwisanta, niż moja ;)

Ogólnie przeszło sześć tysięcy na rowerze, który ma prawie rok (bez, bodajże, półtora miesiąca). Jak widać z moich obserwacji- zużyciu uległy części, które zużywają się w każdym innym rowerze (nawet i częściej...) użytkowanym prawie na co dzień.
Jedynie prawa manetka trochę mnie zniesmaczyła swego czasu, bo trochę wierzyłem w nieśmiertelność SLX'a.
Tylna przerzutka z systemem Shadow Plus jest jak najbardziej in plus mimo wcześniejszego sceptyzmu, że to tylko "chwyt marketingowy". Okazuje się, że przydatne to to, choć uwagi się na to nie zwraca. I chyba o to w tym chodzi.
Reszta zdaje się być naprawdę prawie bezobsługowa przy normalnym (lub minimalnym) dbaniem o czystość poszczególnych podzespołów.

Wszystko to piszę nie ku chwale Canyona (choć przyznać trzeba raz kolejny, że co niemiecka robota, to niemiecka robota...), są to subiektywne spostrzeżenia; podparte własnym doświadczeniem serwisowym i serwisowanych rowerów podobnej (oraz wyższej i niższej) klasy.


Wiadomo, że nie ma czegoś takiego, jak sezon rowerowy... ;) Na rowerze jeździ się rok cały!
Nie mniej jednak, gdy tylko (i tak słabiutki) śnieg zelżeje, zrobi się pogoda i temperatura podniesie, to tak pro forma zrobię "posezonowy" serwis Canyonka. Mimo, że ciągle działające, do wymiany pójdą łożyska wahacza, suportu, kół; do tego wymieni się uszczelki widelca, wraz z olejem, taka sama operacja czeka damper (pierwsze rozebranie tylnego Fox'a z CTD! :D); w końcu może też i linki przerzutek powymieniam ;)

Podsumowując- Canyon, pomijając kilka spraw, w których nawet mechanik- amator sobie poradzi, jest rowerem prawie bezobsługowym.
Klasa sama w sobie.







Komentarze
Migdal
| 14:50 środa, 5 lutego 2014 | linkuj Muszę zgodzić się z Tobą w 100% Canyon to klasa sama w sobie;) Jak jadę nim w dalszą drogę to mam poczucie, że nic nie może mi się złego przytrafić ;) Życzę kolejnych "sześć i pół koła" bezproblemowej jazdy ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa kogod
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter