Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 25.47km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:14
  • VAVG 11.40km/h
  • VMAX 66.13km/h
  • Kalorie 835kcal
  • Podjazdy 457m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rudawy Janowickie; dzień drugi.

Niedziela, 8 czerwca 2014 · dodano: 10.06.2014 | Komentarze 0

Ze względu na to, że robiliśmy się przy szlaku i nie wiedzieliśmy, kiedy pojawią się pierwsi ludzie, wstajemy dość wcześnie, zwijamy sheltera, plecaki i zjeżdżamy w dół do "infrastruktury" przy Purpurowym Jeziorku.
Noc faktycznie była ciepła, poranek jeszcze bardziej; spokojnie można było spać w samych śpiworach bez sheltera, ale była okazja, żeby go przetestować w końcu w dwójkę na wyjeździe.
Ogólnie rzecz biorąc, to spisał się, ale za mało, żeby napisać cokolwiek więcej niż to, że jest przezajebisty w transporcie (cały wyjazd przypięty pod siodełkiem) i szybki w rozkładaniu. Wygoda, to rzecz względna- nie posiedzi się w nim, jak w namiocie, żeby się położyć w środku trzeba się wsunąć- nam to nie przeszkadza. Klaustrofobikom nie polecam. Komfort jest taki, że coś jednak jest nad głową i mimo, że nie ma zapięcia czuję się w nim bezpiecznie. Tym bardziej, że widzę co się dookoła dzieje, czego w klasycznym namiocie mi brakowało.
Pozostaje go przetestować jeszcze w deszczu :)
No i chyba będziemy musieli go ulepszyć o moskitierę.

Czas nas nie naglił, cały dzień przed nam, więc spokojnie można było przygotować śniadanie. Właściwie to samo, co na kolację :)
Chyba zupełnie odejdziemy od chińszczyzny na wyjazdach- lepiej zabrać trochę makaronu i go zagotować, dorzucić kukurydzę czy fasolę, doprawić (na ten przykład) pesto i kiełbasą i fajne, pożywne jedzenie gotowe. Do tego dużo :)











Po śniadaniu chwilę jeszcze siedzimy, ja coś pokręciłem dookoła jeziorka; ludzi zaczęło pomału przybywać, więc zbieramy się i jedziemy nad Błękitne Jeziorko.



Po dojechaniu trochę żałujemy, że wczoraj tu nie dotarliśmy i nie spędziliśmy nocy, bo nie dość, że jest przepięknie, to do tego o wiele bardziej kameralnie...
Spędzamy tam chwilę, robimy zdjęcia, ja się przejechałem... Jest grubo przed południem, a tak gorąco, że cały czas bijemy się z myślami czy by czasem nie wskoczyć do wody... Tym bardziej, że kolor i przejrzystość zachęca :)

















Po dość szybkim i pełnym luźnych kamieni zjeździe lądujemy z powrotem przy Purpurowym Jeziorku, gdzie otworzyła się buda z żarciem i... piwem :)







Po kilku (nie) szybkich zjeżdżamy do Wieściszowic pod sklep; uzupełniamy zapas wody i ruszamy dalej- szlakiem, początkowo przez pola, a potem asfaltowo do Miedzianki.







Warto zapoznać się z historią wsi (a dawniej miasta), bo jest bardzo ciekawa. W Miedziance chwilę kręcimy się w pobliżu kościoła...









... i ruszamy dalej, w kierunku Janowic Wielkich, bo Justynka wyczytała, że gdzieś po drodze znajduje się kolejny krzyż pokutny.
Trochę błądzimy, wjeżdżamy w pole i szukamy... no i nic. Nie ma.







Zrezygnowani wracamy przez to pole, słońce pali, nogi poharatane ostami, pokrzywami i innymi krwiożerczymi roślinami, nagle Justynka wypatruje coś kamiennego wystającego ledwie ponad trawę. Udało się! :)
Chyba najciekawszy krzyż pokutny tej wycieczki.





Wydostajemy się z pola na asfalt i jedziemy w stronę Ciechanowic.
Po drodze, już w Ciechanowicach, mijamy płytę nagrobną Friedricha von Moltke...

... i jedziemy dalej, do kościoła św. Augustyna, gdzie miała być figura Nepomucena.
Kościół był częściowo zamknięty, ale zza kraty udało się uchwycić:



Oprócz tego, w przedsionku, był dość ciekawy stary ołtarz- tryptyk. Dość dziwny i trochę przerażający...











Według wcześniej ustalonego planu w Ciechanowicach chcieliśmy złapać pociąg powrotny do Wrocławia; do odjazdu była przeszło godzina, więc w sklepie zaopatrzyliśmy się w piwo i ruszyliśmy w stronę dworca PKP...
Niestety, znów pomyliliśmy trasę i w pełnym skwarzącym słońcu z butelczyną Żubra w ręce, po przeszło czterech kilometrach dotarliśmy do Marciszowa :) 



Odnaleźliśmy stację, zasiedliśmy z piwkiem w ręku i spokojnie czekaliśmy na pociąg do domu.







W pociągu z "możliwymi utrudnieniami w przewozie rowerów" dopadła nas głupawka powyjazdowa; były więc śmiechy i chichy i udawanie snu, żeby jakiś śmierdzący grubas nie siadł obok ;)



Po ostatnich weekendowych mękach związanych z pracą, z naukami przedmałżeńskimi i innymi czas zabierającymi pierdołami, w końcu trafił się wyjazd, gdzie pogoda dopisała (może nawet trochę za bardzo, ze względu na upały...), gdzie było miejsce na spokojne kręcenie z namiotem i z możliwością spania wszędzie, gdzie nam się spodoba, gdzie w końcu byliśmy sami i nikt nam nie przeszkadzał, gdzie- pomimo przeciwności na trasie, morderczego słońca, niekończących się podejść i podjazdów, barku wody, wkurwiania się na siebie i innych takich głupot- potrafiliśmy wieczorem usiąść wyluzowani przy ognisku, normalnie porozmawiać, pośmiać się, przytulić... Po prostu- być razem.






Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa educz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter