Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Czasami bywa tak, że...

Piątek, 1 sierpnia 2014 · dodano: 06.08.2014 | Komentarze 0

W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień wyjazdu do Świeradowa i Novégo Města pod Smrkem na singletracki... Wszystko przygotowane, dowiezione do pracy, pozostało więc czekać na to, aż Justynka przyjedzie pod wieczór do mnie do pracy, zapakujemy wszystko na pożyczonego z firmy busa.
Ekscytacja tym większa, że wszyscy z roboty znów uderzali na Rychleby, a my się wyłamaliśmy, bo to nasz wyjazd- nie dość, że ostatni przed kościelnym, to do tego jeszcze Justki urodziny. Namiot, ognisko, góry, rower i my.

W środku dnia, dość niespodziewanie, dzwoni Justynka i mówi, że rozmawiała z Kaśką i ma trochę lipę- nie dość, że nie dostała pracy we Francji, to dodatkowo straciła tą w Tychach, a żeby było śmieszniej, to z powodu zalegającego śniegu nie będzie jej wyprawy na Matterhorn, na którą czeka od roku... No i chciałaby, żebyśmy do niej przyjechali.
Początkowo się zdziwiłem, ale od razu powiedziałem, że nie- to miał być Twój urodzinowy wyjazd, wszystko mamy przygotowane pod Świeradów, a poza tym już trochę za późno na takie akcje; pomijając już fakt, że busa pożyczałem z pracy i mówiłem, że singletracki...
Jak Kaśka chce, to niech przyjedzie do nas i razem pojedziemy w Izery.
Stanęło na tym, że ona nie da rady przyjechać do nas, a my nie damy rady pojawić się u niej.

Reszta dnia w pracy zleciała strasznie opieszale, ale w końcu pojawiła się Justka. Dopakowaliśmy busa, zrobiliśmy zakupy spożywczo- alkoholowe na wieczór i wyjazd w ogóle i ruszyliśmy. Było już dobrze po dwudziestej pierwszej, gdy jadąc obwodnicą Wrocławia kierowaliśmy się na zjazd z autostrady w kierunku Zgorzelca. 
Rozmawiamy, śmiejemy się i ciągle w głowach siedzi nam nieszczęsna Kaśka- tyle razy nas do siebie zapraszała, a nam ciągle było nie po drodze tam wpaść. Tyle razy przyjeżdżała do nas, często na spontanie (czasem nawet na arcyspontanie); bywało, że- pomimo tego, że mieszka w Bieruniu- była z nami na wyjazdach, na które osoby z Wrocławia reagowały "bo za późno dajecie znać". Jak nie miał kto z nami jechać, to Kaśka właściwie była "pod ręką" mimo dzielącej nas odległości.
Popatrzyliśmy więc na siebie i prawie bez słów podjęliśmy decyzję, że zrobimy jej niespodziewankę i przyjedziemy.
Wszystko fajnie, ale byliśmy już na A4 w kierunku Zgorzelca. Znaleźliśmy (trochę błądząc... ;)) nawrotkę i znaleźliśmy się na tej samej drodze, ale w kierunku Katowic.
Pierwsza niemiła niespodzianka, rozczarowanie i trochę rezygnacja z naszego planu spotkała nas jeszcze na odcinku wrocławskim- niesamowity, ponadgodzinny korek od wysokości Kątów Wrocławskich aż za Bielany do bramek...
Nic to jednak- mimo chęci niespodziankowania, zadzwoniliśmy wcześniej do Kaśki, że będziemy (chociażby dlatego, żeby nie okazało się, że całą drogę jedziemy na darmo, bo jej na ten przykład nie ma... ;)); głupio więc byłoby się odmówić. ;)
Po drodze zastała nas już północ, droga trochę się ciągnęła, bo- jak się okazuje- autostrada wcale nie jest najszybsza; po drodze spotkały nas jeszcze dwa korki, wcale nie małe.
Kaśka w międzyczasie siedziała u znajomych w Tychach i kiedy w końcu trafiliśmy do tej śląskiej miejscowości po godzinie pierwszej, cały czas, przez telefon, służyła nam za dżipiesa ;)
Po dojechaniu do Anki i Maćka odbezpieczyliśmy nasze alkozapasy i zalegliśmy do rana.
Ku uciesze wszystkich, a Kaśki przede wszystkim.
Bo fajnie jest widzieć, że pomimo niewielkiej ilości snu nocy poprzedniej, jedenastu godzin pracy i blisko pięciu godzin w nocy za kółkiem (całuski i wielki szacun dla mojej Żony!)- kogoś tak cieszy nasz widok.

Miał być czas dla nas.
I był, bo okazało się, że dla nas jest ważniejsze to, że potrafimy zrezygnować ze swoich planów i pomóc komuś, kto tego potrzebuje.
Proste.




Kategoria Canyon, Praca, Wrocław



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa adkok
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter