Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 58.74km
  • Czas 04:00
  • VAVG 14.69km/h
  • VMAX 47.62km/h
  • Podjazdy 580m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kaštel- Ante & Toni Camp. Dzień piąty.

Poniedziałek, 8 września 2014 · dodano: 03.10.2014 | Komentarze 0

Początek nocy średnio spokojny. Ktoś co chwilę kręcił się koło namiotu, rowerów; nie ma co się dziwić- pijane towarzystwo z nadmorskich knajpek szukało zabawy, a namiot i rowery obok były atrakcją...
Justynka trochę się wystraszyła, więc ubrałem się, wyszedłem z namiotu i dobre czterdzieści minut siedziałem przed z gumową blondyną pod ręką.
"Żaden mada faka nie podskoczy do Polaka". ;)
Reszta nocy upłynęła spokojnie i była to właściwie pierwsza noc, kiedy oboje naprawdę się wyspaliśmy. A trochę nam zeszło, bo do ósmej :)



Reszta poranka standard- składanie namiotu, zapakowanie sakw, robienie kawy... Śniadania dziś nie jedliśmy, bo wczoraj w sklepie bardziej zajęło nas szukanie piwa, niż pożywienia ;)
Wczoraj wieczorem okazało się, że lampka z przodu mi padła; dziś mimo usilnych prób naprawienia, nic z tego nie wyszło. Ewidentnie zepsuł się włącznik. Po podłączeniu dobrej żarówki bezpośrednio do kabli- świeci, więc na szczęście to nie prądnica.
Pozostaje mieć nadzieję, że po drodze znajdziemy sklep rowerowy lub jakąś wypożyczalnię, gdzie będzie jakaś lampka pod prądnicę z wyjściem na tył...
Sprawa o tyle mnie martwi, że już zdarzyło nam się jechać po ciemku i lampki ratowały nam życie na ruchliwej drodze. A jakby nie było, to dziś raptem piąty dzień naszej podróży i nie wiadomo, co nas jeszcze spotka (tym bardziej, że im dalej na północ, tym szybciej będzie robiło się ciemno...)



Po opuszczeniu Kaštel zajechaliśmy do Lidla po coś na śniadanie, wodę i jakieś zapasy na kolację. Ciekawa sprawa, że tu przed Lidlem mają kioski, w których- oprócz fajek, gazet i takich pierdół- można kupić piwo... z lodówki (nawet w słusznym, dwulitrowym rozmiarze:)).
Minęliśmy Trogir i dalej, główną drogą kierowaliśmy się na Šibenik. Zdecydowana większość drogi, to długie i żmudne podjazdy, do tego jeszcze dość mocny wiatr i gorąc lejący się z nieba.







Morze schowało nam się za górami, pozostał tylko suchy krajobraz- przesuszone pola z winogronami, pojedyncze domy i niewielkie, wyglądające na opuszczone, wioseczki.



W końcu dotarliśmy do Primošten, gdzie zrobiliśmy przerwę na odpoczynek, na kąpiel, na piwko...





















W końcu zaczęło robić się późno i ruszyliśmy dalej, najpierw wzdłuż cypelka, ale okazało się, ze to ślepy zaułek zwieńczony prawie pionowymi schodami...





Wróciliśmy więc do "naszej" głównej drogi. Prawie cały czas było w dół, więc kolejne kilometry "pękały" naprawdę szybko. :)
Minęliśmy Maslinę, Dolac i coraz bliżej było nam do Šibenika, do którego dziś dotrzeć nie chcieliśmy...
Przed miejscowością Bašelovići skręciliśmy w dół do wioski, której nie mamy na mapie, żeby szukać czegoś na dziko. Cofnęliśmy się całą wiochę i nic. Żadnego miejsca, gdzie można by- nawet w nie spokoju- się rozbić. W końcu, na końcu (;)) wioseczki trafiliśmy na kemping. Przy wjeździe spotkaliśmy pana współwłaściciela, który pokazał nam miejsce na namiot za... 65kn za dwie osoby. Justynka utargowała na 50kn (bo biedni rowerzyści, bo tylko na noc i rano ruszamy dalej...), czyli namiot wyszedł nam za darmo...
Na kempingu kupiliśmy sobie domowej roboty winko.
Jeszcze się dobrze nie zadomowiliśmy, a pan współgospodarz podszedł i zapytał czy będziemy dziś jeszcze pływać, bo... jego mama stoi na brzegu i łowi ośmiornice i żyłka z zanętą jej się zahaczyła o kamień i trzeba by podpłynąć i odczepić. Pan, jak na Chorwata, całkiem nieźle polskim językiem władał; podeszliśmy na brzeg, odnaleźliśmy panią mamę, wskoczyłem do wody i uwolniłem żyłkę :) Pani baaardzo dziękowała :)
Justynka poszła na rekonesans po kempingu i zobaczyła zdjęcie, na którym pani mama faktycznie dzierżyła w ręce... ogromną, złowioną przez siebie ośmiornicę...
Po wypakowaniu się, rozłożeniu namiotu i zrobieniu jedzenia, wieczór przy kartach z wyśmienitym winem, zajebistym widokiem i fantastyczną miejscówką. Kto planuje być w tych rejonach- polecam z całego serca :)



















Kategoria Diamant, Wakacje 2014



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa sukce
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter