Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 18.60km
  • Czas 01:38
  • VAVG 11.39km/h
  • VMAX 42.03km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pakoštane. Dzień siódmy.

Środa, 10 września 2014 · dodano: 03.10.2014 | Komentarze 0

Dzień odpoczynku od trasy.



Z przy kempingowego parkingu zebraliśmy się dość prędko i zaczęliśmy szukać czegoś, żeby rozbić się na spokojnie. Udało nam się trafić dopiero za trzecim razem; wcześniej albo brak miejsca, albo nie można było z namiotem. Albo tak nam mówiono, bo kiepsko wyglądamy ;)
W każdym razie w końcu się udało i rozbiliśmy namiot złożony trzydzieści minut wcześniej... Zrobiliśmy pranie i wciągnęliśmy śniadanie...





W międzyczasie Justynka odkryła, co jej w rowerze chrobocze i stuka podczas jazdy- wielki luz na suporcie. Luz nie tyle na łożysku (suport był nowy, wymieniany przed wyjazdem), co na misce- wyglądało na to, że bardzo się poluzowała i latała na boki.
Pojechaliśmy więc do Centrum Informacji Turystycznej z zapytaniem czy mają w Pakoštane jakiś sklep lub serwis rowerowy. Pani powiedziała, że tak i dała nam mapkę miasteczka z narysowaną trasą.
Po dojechaniu pod wskazany adres okazało się, że serwis, owszem, jest, ale nieczynny.



Justka zadzwoniła pod numer telefonu znajdujący się na drzwiach i zapytała czy ktoś dziś będzie tam urzędował. Pan powiedział, że tak, ale dopiero po czternastej.
Mieliśmy więc trzy godziny.
Pojechaliśmy nad pobliskie Vdrenske Jezioro- dupy nie urwało, po prostu spokojne miejsce, w sam raz na piwo :)









Później wróciliśmy do centrum, wstąpiliśmy na pocztę, żeby kupić znaczki na pocztówki, na przystani wypiliśmy po piwku i pojechaliśmy z powrotem do serwisu, gdzie pan mechanik już na nas czekał.
Po krótkim wyjaśnieniu problemu pan od razu wziął rower na hak i zaczął działać- wykręcił suport, przeczyścił wszystko i skręcił do kupy; zadziałało.



Luz zniknął, czyli potwierdziła się reguła, że jak w rowerze coś nie działa, to w dziewięćdziesięciu procentach jest brudne, a tylko w dziesięciu naprawdę zepsute... ;)
Od razu poprosiliśmy, żeby zobaczył moją przednią lampkę, ale też nic nie zdziałał. "Pocieszył" tylko, że w Biogradzie jest sklep, w którym być może da się dostać lampkę pod prądnicę. Poprosiłem też, żeby naciągnął szprychy w tylnym kole, bo sądziłem, że ma centrownicę. Nie miał, a szprych naciągnął na rowerze, trochę na pałę i z jednej strony tylko...



Przy okazji dostaliśmy zjebkę za brudny napęd; na nic zdało się tłumaczenie, że jesteśmy w podróży i nie mamy czasu i środków, żeby o to dbać. Pan stwierdził, że to żadne tłumaczenie, tym bardziej, że "ktoś tu ponoć robi w rowerach" ;)
Całość usługi- 50kn, czyli całkiem przyzwoicie, a problem z głowy. Ciekawe na jak długo, bo przecież kawał drogi przed nami :)
Coś nad nami czuwa, bo od początku mamy dziwny fart. Najpierw noclegi, sklepy, teraz serwis w miasteczku pośrodku niczego...
Do tej pory w jakiejś wiosce minęliśmy jeden (!) sklep rowerowy (ze skuterami i kosiarkami na dodatek). Może coś było w Dubrovniku, bądź Splicie lub Šibeniku, ale nic nie widzieliśmy, a zagłębiać się nie było potrzeby.
Do tego jeszcze coś, ale o tym za chwilę.
W trakcie wizyty u mechanika zaczęło grzmieć i padać, ale tak naprawdę mocno. Wróciliśmy do namiotu cali przemoczeni; zamknęliśmy się w środku, zrobiliśmy kawę i... zasnęliśmy. Akurat udało nam się przespać deszcz, zebraliśmy się i ruszyliśmy "na miasto". Chcieliśmy trochę pozwiedzać...











Przy okazji udało znaleźć się miejsce, gdzie trzynaście lat temu stacjonowałem na obozie. W międzyczasie znów zaczęło mocno padać, więc postanowiliśmy poszukać jakiejś miejscówy do zjedzenia. Padło na pizzę (całkiem niezłą i stosunkowo niedrogą).
Deszcz słabo chciał przejść, więc kupiliśmy w warzywniaku winko (lane do plastikowej butelki) i wróciliśmy na kemping do namiotu. 
Po powrocie natknęliśmy się na właściciela, który pokazał nam przyczepę kempingową z przedsionkiem i powiedział, że jak chcemy, to spokojnie możemy sobie tam posiedzieć, a jakby w naszym namiocie było mokro czy niewygodnie, to możemy bez żadnych dopłat przekimać w przyczepie.
"Normalne" łóżko, podczas, gdy od tygodnia mieliśmy jedynie "nocleg" na lotnisku i w namiocie- dwa razy nie trzeba było nas namawiać. :)
Dodatkowo w przyczepie było normalne światło i podłączenie do prądu, więc spokojnie naładowaliśmy telefony, tablet i aparat. Żyć, nie umierać. Jak pisałem wcześniej- coś nad nami czuwa :)
Wieczór spędziliśmy przed przyczepą grając w makao i popijając wino i piwo... Bez kolacji, bo objedliśmy się pizzą :)





Pan gospodarz trochę nas zasmucił, bo powiedział, że taka deszczowa pogoda ma być jeszcze przez dwa dni... Trochę słabo, bo na jutro planowaliśmy dystans w granicach stu kilometrów, żeby dojechać do Zadaru, minąć go bokiem i znów trafić nad morze.
Zobaczymy- może złą pogodę zostawimy tutaj, a trochę słońca pojedzie z nami. Najlepiej, gdyby pół nocy i rano i nie padało, to spokojnie byśmy złożyli namiot na sucho, a może i pranie by nam podeschło na tyle, żeby schować do sakw...



Przy okazji "ciekawostka".
W Pakoštane od dwa tysiące dwunastego roku mieszka Ante Gotovina- oficer biorący udział w wojnie w Jugosławii. W tysiąc dziewięćdziesiątym czwartym roku otrzymał awans na generała dywizji, w dziewięćdziesiątym piątym dowodził podczas akcji "Burza" w rejonie Splitu, a do dwutysięcznego roku był naczelnikiem armii chorwackiej.
Międzynarodowy Trybunał Karny dla Byłej Jugosławii, w dwa tysiące pierwszym roku, oskarżył Gotovinę o zbrodnie wojenne oraz o zbrodnie przeciwko ludzkości- zamordowanie minimum stu pięćdziesięciu oraz wypędzenie około dwustu tysięcy chorwackich Serbów z Krajiny.
Od tamtego czasu, aż do dwa tysiące piątego roku ukrywał się.
W dwa tysiące jedenastym roku został skazany na dwadzieścia cztery lata więzienia. Podczas ogłaszania wyroku w kościołach na terenie całej Chorwacji odbyły się nabożeństwa w intencji uniewinnienia gen. Gotoviny, a sam wyrok Chorwaci uznali za hańbę.
Pod koniec dwa tysiące dwunastego roku generał został uniewinniony przez izbę apelacyjną haskiego trybunału.



Murale, napisy na murach czy billboardy z Ante Gotoviną można w Chorwacji spotkać na każdym właściwie kroku...

Kategoria Diamant, Wakacje 2014



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa tbree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter