Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 82.83km
  • Czas 05:11
  • VAVG 15.98km/h
  • VMAX 37.16km/h
  • Podjazdy 692m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pakoštane- Rovanjska. Dzień ósmy.

Czwartek, 11 września 2014 · dodano: 03.10.2014 | Komentarze 0

Upiekło nam się z tym noclegiem w przyczepie, bo w nocy była taka ulewa, że zacząłem wątpić w to czy namiot przetrzyma taki nawał wody i zadba o suchość naszego bagażu... Do tego centralnie nad nami przeszła taka burza, jakiej chyba w życiu jeszcze nie widziałem. Pioruny ogniste, siarczyste, huki i błyski. Masakra jakaś.



Rano znów ulewa. Zaczęliśmy się pakować wątpiąc w to czy w ogóle dziś stąd wyjedziemy. O ile zapakowanie sakw nie było problemem (poza praniem, które okazało się niewypałem i w deszczu nie chciało schnąć...), to ze złożeniem namiotu musieliśmy trochę poczekać, bo pakowanie go w deszczu to niezbyt dobry pomysł.
W końcu trafiliśmy w okno pogodowe, dopakowaliśmy się do końca i po pożegnaniu z gospodarzami ruszyliśmy w stronę Zadaru.







Deszcz całkowicie przestał padać, zrobiło się nawet ciepło i co jakiś czas było widać słońce... Po drodze, w Biogradzie, odwiedziliśmy sklep "rowerowy", w którym były części samochodowe, piły łańcuchowe i tym podobne głupoty. Lampki pod prądnicę oczywiście nie mieli.
Zgodnie z wcześniejszym założeniem na dwudziestym piątym kilometrze zrobiliśmy sobie przerwę na piwo. Tak nam się udało wpasować w czas, że gdy Justynka weszła do sklepu, ja usłyszałem, że schodzi mi powietrze w tylnym kole. Tak więc mieliśmy uroczy odpoczynek nad morzem, przy piwku, z  łataniem i wymianą dętki...





 i posta

W Zadarze zatrzymaliśmy się przy Lidlu, żeby zrobić zakupy na drugie śniadanie i na kolację. Na wyjeździe z miasta wypatrzyliśmy InterSport i postanowiliśmy jeszcze raz spróbować szczęścia z lampką... Oczywiście nie wyszło, ale Justynka pół centrum handlowego poinformowała o tym, że szuka sklepu rowerowego i... namiar dostała. :)





Trochę pobłądziliśmy po Zadarze szukając owego sklepu, ale w końcu się udało. Na miejscu mechanik mówiący po angielsku w stopniu zbliżonym do mnie, stwierdził ,że w deszczu to taka lampka nie będzie działała i już, a on nie ma czasu. Justynka przycisnęła ekspedientkę i znalazła odpowiednią lampkę, tyle, że bez włącznika. Trudno, po prostu będę jeździł całą dobę na światłach :)
Mechanik dalej nie dowierzał ,ze będzie to działać; po przykręceniu lampki, podłączeniu kabli i zakręceniu kołem mina trochę mu zrzedła, bo tył i przód normalnie świeciły.
Mimo, że bez włącznika, potem okazało się, że to najlepiej wydane 129kn na tym wyjeździe...





Dlaczego? Dlatego, że jadąc do sklepu rowerowego znów złapał nas deszcz, a potem na wyjeździe z Zadaru tylko się powiększył. Jechaliśmy drogą o dość sporym natężeniu ruchu, niby w ciągu dnia ale widoczność była jak w nocy. Tak więc działające oświetlenie było zbawianiem; mimo nakazu jazdy dwadzieścia cztery godzinę na dobę na włączonych światłach, to wielu Chorwatów nic sobie z tego nie robi, więc odblaski można sobie w dupę wsadzić...







W przeddeszczu zrobiliśmy ponad czterdzieści kilometrów, z czego wszystko po strasznie beznadziejnym i "jałowym" odcinku, żeby dojechać od morza do morza. Większość tej drogi, to były podjazdy.
W końcu po lewej stronie pokazało nam się morze, więc postanowiliśmy zjechać do pierwszej napotkanej miejscowości. Padło na Rovanjską. Trochę, w deszczu, pokręciliśmy się po wsi, odnaleźliśmy sklep, poszukaliśmy miejsca do spania. Z tym drugim było o tyle słabo, że mieścina była naprawdę nieduża. Próbowaliśmy "na gospodarza", ale nam nie wyszło, bo pan twierdził, że za takie nasze nocowanie u niego on mógłby dostać dużą karę. Polecił nam nocleg na dziko w sosnowym lasku- mimo zakazu można się tam rozbić, bo tu i tak nie sprawdzają takich rzeczy.
To skoro nie sprawdzają, to dlaczego zasłaniał się kontrolą i karą za nocleg na swoim podwórku?
Nie wiadomo.
W końcu udało nam się znaleźć kawałek miejsca na cypelku po drugiej stronie zatoczki, także mieliśmy widok na całą wioskę. Rozbiliśmy namiot cali przemoczeni i przemarznięci. Gdy tylko naciągnęliśmy tropik... padać przestało.



Jeżeli chodzi o drogę, to był nasz najbardziej chujowy odcinek dotychczas. Nie wiemy, kiedy wysuszymy wszystkie ciuchy... Pozostaje mieć nadzieję, że jutro będzie słonecznie.











Kategoria Diamant, Wakacje 2014



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa porow
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter