Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 97.96km
  • Czas 06:21
  • VAVG 15.43km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Podjazdy 1664m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Bunica- Jelešane (SLO). Dzień jedenasty.

Niedziela, 14 września 2014 · dodano: 03.10.2014 | Komentarze 0

Trochę pospaliśmy i zdecydowanie później dziś wyjechaliśmy niż wczoraj, bo dopiero po dziesiątej...









Interwałową drogą góra- dół dojechaliśmy do Crikvenicy, gdzie zrobiliśmy przerwę na obiad- dziś niedziela, więc smażona rybka :) Musimy tą tradycję podtrzymać we Wrocławiu i co niedzielę chodzić gdzieś na rybkę :) Do Rijeki zostało niespełna czterdzieści kilometrów, więc spokojnie powinniśmy przekroczyć dziś granicę ze Słowenią.







Kawałek przed Rijeką niechcący wbiliśmy się na autostradę... Dużo pędzących aut zaczęło robić na nas wrażenie coraz bardziej, gdy zbliżaliśmy się do... kilometrowego tunelu. Na "szczęście" tuż przed wjazdem zatrzymała nas policja. Sytuacja ciężka do opisania- my tłumaczymy, że pomyliliśmy drogę, że oznakowanie trochę mylne, że potem nie było jak zawrócić i tak dalej. Panowie nic sobie z naszych wyjaśnień nie robili, wyraźnie śmiali się, że Polacy przyjechali i chcą rowerami po autostradzie jeździć. Justynka, początkowo zaczęła udawaną histerię, że nie wiemy co dalej, żeby nam pomogli; z czasem sytuacja robiła się coraz bardziej dziwna, a histeria coraz mniej udawana... Dobre pół godziny straciliśmy stojąc przy barierkach i szukając wyjścia, bo policjanci (z naszymi dowodami w rękach) upierali się, że samych nas nie mogą puścić ani w jedną, ani w drugą stronę. W końcu wpadli (!) na pomysł, który Justynka zaproponowała im dobre piętnaście minut wcześniej (!)- niech nas eskortują do najbliższego zjazdu. Ponieważ policjanci stali po drugiej stronie autostrady, musieli kawałek od nas odjechać i zawrócić, żeby znaleźć się po naszej stronie.
Na włączonej szklance pojechali za nami przez tunel, żeby nic nam w tyłki nie wjechało, do najbliższego zjazdu. Po zjechaniu z autostrady i zatrzymaniu się w bezpiecznym miejscu panowie nas poinformowali, że taka "usługa" ("mandat") kosztuje 500kn. Ewidentnie chcieli te pieniądze dla siebie, więc Justynka uparcie twierdziła, że wyjeżdżamy dziś z Chorwacji, nie mamy euro, a kun w portfelu mamy siedemdziesiąt (zgodnie z resztą z prawdą). Na pytanie policjantów, co będziemy w takim razie jeść, skoro nie mamy pieniędzy, powiedzieliśmy, że na Słowenii mamy przyjaciół,m którzy na nas czekają z wiktem i opierunkiem. Panowie z mocno skwaszonymi minami oddali nam dokumenty, my grzecznie podziękowaliśmy za eskortę i każde pojechało w swoją stronę.
Tuż przed Rijeką zatrzymaliśmy się, żeby wydać resztę pieniędzy na piwko w barze Bicicletta (coś na styl naszego BikeCafe- nic z rowerami nie ma wspólnego poza nazwą ;)); tam po dwa piwka, przy okazji załapaliśmy się na Wi-Fi, więc obadaliśmy fejsa i maile.





Rijeka. Przelecieliśmy przez nią tranzytem, więc ciężko było robić zdjęcia, bo ulice strasznie ruchliwe. Mało brakowało, a znów wyjechalibyśmy na autostradę ;)
W każdym razie Rijeka, jeżeli chodzi o architekturę, spodobała mi się najbardziej ze wszystkich większych miast, przez które przejeżdżaliśmy. Do tego strasznie górzyste miasto- najpierw szybki zjazd do centrum, a żeby się wydostać w stronę Puli- mega podjazd. Po wyjeździe z miasta najpierw kierowaliśmy się na Opatiję, a potem na Matulji i w końcu na Rupę, gdzie chcieliśmy przekroczyć granicę.





Późne zebranie się dzisiaj, sporo podjazdów po drodze, akcja z policją i zasiedzenie się przy piwku sprawiły, że w Matulij zastał nas już zmrok i resztę drogi jechaliśmy po ciemku (znów lampka okazała się błogosławieństwem!). Na szczęście sztywny podjazd skończył się niebawem i było albo płasko, albo w dół. Po ciemku, przez las, w bardzo dużej wilgotności powietrza i niezbyt wysokiej temperaturze- nie był to najprzyjemniejszy odcinek.
W końcu udało nam się dokręcić do Rupy, gdzie po sprawdzeniu dowodów osobistych przez policję (!) przekroczyliśmy granicę i znaleźliśmy się w Słowenii.





Była dwudziesta trzydzieści, my totalnie wyrypani czasem jazdy, niekończącymi się podjazdami, więc tuż po dwudziestej pierwszej leżeliśmy w namiocie i zasypialiśmy. Namiot rozbiliśmy tuż za granicą, w pierwszych napotkanych krzakach. Żeby rano nie zbierać się zbyt długo olaliśmy kolację, przebieranie się i rozpakowywanie. Nadmuchaliśmy tylko maty, wyciągnęliśmy śpiwory i położyliśmy się w tym, co mieliśmy na sobie.
To był dzień pełen wrażeń.




Kategoria Diamant, Wakacje 2014



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa cjree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter