Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 83.37km
  • Teren 8.00km
  • Czas 05:46
  • VAVG 14.46km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Podjazdy 509m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Alojzov- Moravičany. Dzień siedemnasty.

Sobota, 20 września 2014 · dodano: 03.10.2014 | Komentarze 0


Szybka pobudka, pakowanie i ruszamy. Na początek do "centrum" Alojzova na kawę i śniadanie.









Stąd wylądowaliśmy, trochę naokoło, w Mostovicach, gdzie mieliśmy wczoraj szukać noclegu. Okazało się, że trochę po ciemku się pogubiliśmy i gdzieś zjechaliśmy z założonej drogi. Trudno, bywa...
Z Mostovic pojechaliśmy prosto do Prostejova poszukac serwisu rowerowego, bo kolejne szprychy pękały (w tej chwili byłem już bez czterech...). W pierwszym serwisie było ciężko się z panem dogadać- cały czas twierdził, że jest sobota, a w soboty nie ma mechanika. Na nic zdawało się tłumaczenie, że potrzebujemy tylko kluczy... W każdym razie pan pokierował nas kilometr dalej, gdzie był kolejny sklep. Po próbie wytłumaczenia czy raczej pokazania panu za ladą, w czym jest problem, ten od razu wziął koło (niecierpliwie czekając, aż odepnę wór i sakwy), porwał koło na zaplecze i odkręcił kasetę.
Powymieniałem szprychy i zacząłem centrować; podczas prostowania pękła kolejna szprycha... I znów- zdejmowanie koła odkręcanie kasety (tym razem na patencie, żeby nie zajmować czasu sklepowemu) i znów centrowanie. W końcu się udało.











Pojechaliśmy do centrum na gyrosa i trochę pozwiedzać, bo miasto ładne.
Z Prostejova prostą drogą dojechaliśmy do Litovela- prosto do źródełka pysznego piwa :)























W Centrum Informacji Turystycznej w Litovelu Justynka dorwała mapę, na której jest poprowadzona trasa rowerowa aż do granicy, do Głuchołaz. Podobno cała nieźle oznaczona, asfaltowa o takimi trochę bocznymi drogami; zaoszczędzi nam to stresów takich, jak wczoraj, gdy po ciemku jakiś debil wyhamował tuż przed Justką.
Dziś spokojnie wyjedziemy trochę za Litovel, zrobimy jakieś piwne zakupy na wieczór (jedzenie mamy jeszcze z zapasu zrobionego w Słowenii :)) i poszukamy noclegu. Dziś, po wczorajszej nauczce, poszukamy go "po jasności", a według mapy nie powinno to być trudne.
Jutro spokojnie powinniśmy dojechać do granicy z Polską, a w poniedziałek pod wieczór dotrzeć do Mikolina.
Uraczeni i rozleniwieni loitovelskim piwem w końcu ruszyliśmy szlakiem rowerowym w kierunku jeziorek niedaleko Morvičanów.





Z noclegu nad jeziorkami nic nie wyszło, bo były mocno nieprzystępne dla ludzi. Postanowiliśmy podjechać do następnej wioski i zapytać o nocleg, gdzie miły pan z ostatniego gospodarstwa stwierdził ,że u niego, to nie bardzo, ale wystarczy przejechać lasem dwa kilometry i w następnej wiosce "można u wszystkich".
Przejechaliśmy tym lasem z duszą na ramieniu, bo nie dość, że się ściemniało, to las wyjątkowo nieprzyjemny (ze złowieszczym hukaniem sowy...) W końcu udało dojechać się do "następnej wioski", czyli jakiegoś dziwnego domku pośrodku niczego. I nie były to dwa kilometry, a przeszło cztery... Jedna droga od niego prowadziła dalej w las, a druga "droga" na tory kolejowe. Wybraliśmy ta drugą, bo lepiej do światła ;) Kawałek jeszcze musieliśmy przejść wzdłuż torów i dotarliśmy na stację kolejową w Moravičanach. Było już ciemno, a miejsca na nocleg nadal nie było. Chcieliśmy raz jeszcze spróbować noclegu na plebanii, ale poza samym kościołem nie znaleźliśmy nic.
Chwilę pobłądziliśmy po miasteczku i spróbowaliśmy raz jeszcze "na gospodarza". Tym razem miły pan nie miał nic przeciwko, nawet wyszedł z dziećmi z domu, żeby nam potowarzyszyć przy rozkładaniu namiotu (dziewczynka dzielnie świeciła i skutecznie oślepiała latarką ;)).
Akurat, gdy weszliśmy do namiotu zaczęło kropić. Najważniejsze, że sucho nad głową, jest gdzie spać i jest w miarę bezpiecznie. Jutro zobaczymy, co dalej.





Dzisiejsze Nepomuki:

















































Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa wnala
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter