Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 17.84km
  • Czas 01:02
  • VAVG 17.26km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dziewięć kół Canyona.

Środa, 7 stycznia 2015 · dodano: 07.01.2015 | Komentarze 0


Do pracy na później, bo najpierw... fotograf, lekarz, a następnie Wydział Komunikacji w Urzędzie Miasta celem zapoczątkowania kursu na prawo jazdy. Jakieś siedem lat temu ciut inaczej to wyglądało. Bo jeden kurs na prawko mam za sobą, pani z urzędu nawet chciała (mimo upływu czasu) kontynuować ten stary kurs, ale ja (jak to ja, kiedyś...) zapodziałem gdzieś wszystkie papierki. No i wszystko od nowa. Może to nawet i lepiej, bo nie dość, że na samym egzaminie sporo się pozmieniało, to warto kilka spraw sobie przypomnieć od początku.
W każdym razie- maszyna ruszyła. W poniedziałek biorę wolne i jadę zapisać się na kurs i jakieś jazdy ustalić.
Zaniedbałem kiedyś ukończony kurs i egzamin wewnętrzny na prawko, zapisałem się nawet na państwowy egzamin teoretyczny; nie wyszło.
No i teraz przyszedł na to czas.
Zaniedbałem też kiedyś swoją edukację; "mniej zdolni" w moich klasach kończyli szkoły, zdawali matury, ja nie, bo...
I na to przyjdzie czas.
Fajnie jest mieć obok siebie kogoś, kto motywuje do pewnych niedokończonych kiedyś spraw (i nie tylko takich), a jeszcze lepiej, gdy jest to własna, osobista Żona :)

W każdym razie- po załatwieniu wszystkiego "na mieście" ruszyłem w stronę pracy. Cała droga, mimo ,śniegów i mrozów, fajnie odśnieżona, właściwie całość przejezdna. Okazuje się jednak, że niestety, miasto (które ma się za rowerową stolicę Polski) granice swojej "miejskości" kończy na stadionie.
Mijając stadion droga (DDR + chodnik) z każdym metrem zmieniała się w jedno wielkie lodowisko z koleinami. Po minięciu przejazdu kolejowego pod AOW było tylko gorzej. Na tyle, że nie dało się jechać aż do Glinianek. Pieszych tam jak na lekarstwo, a to co rozjeździli inni rowerzyści najzwyczajniej w świecie zamarzło tworząc niebezpieczne koleiny i tym podobne atrakcje... Nie ma się co dziwić- mało firm czy innych zakładów dookoła, więc nikt nie chodzi, czyli nie ma po co odśnieżać lub-  co łaska- sypnąć solą.
Stan taki ciągnął (ciągnie) się pewnie aż do Leśnicy, wzdłuż całej ulicy Kosmonautów, gdzie przebiega jedyny (możliwy i sensowny) "ciąg pieszo- rowerowy". Ja wolałem się narażać jadącym autom i cały odcinek tej ulicy, aż do łączenia z Boguszowską pokonałem jezdnią.
Trochę żałuję, że nie miałem aparatu, bo to nadaje się do prasy. Tym bardziej, że Wrocław (kolejny raz- mający się za rowerową stolicę Polski) ma tak zwanego Oficera Rowerowego, a żeby tego było mało- ostatnio powołany został kolejny urzędnik- Oficer Pieszy.
Nie chodzi tutaj o rowerowy czy pieszy "terroryzm", bo trochę po centrum i okolicach dziś pojeździłem; wszędzie było naprawdę dobrze (zarówno ścieżki, pasy i kontrapasy rowerowe były wzorowo odśnieżone), problem pojawił się na obrzeżach. Ktoś powinien się tym zająć. Sam, usiłując "wydostać" się z koleiny przy Gliniankach, mało nie wyjechałem nieproszony na jezdnię. A z własnych obserwacji wiem, że nie mało (mało doświadczonych w jeździe zimą) rowerzystów tamtędy jeździ. Z resztą- widać zamarznięte ślady opon...


W samej pracy... lipa. Trochę nie ma co robić. Tak zwany "martwy sezon" pełną gębą. Nawet ze sprzętem zimowym w ofercie. Trzy osoby w pracy dzisiaj, to było za dużo, a jutro pojawia się czwarta... Trochę dobrze, że od przyszłego tygodnia zaczynam kurs prawa jazdy; nie mniej jednak będzie to ciężki miesiąc. I oby miesiąc.
Powrót z pracy z Kamilem busem.

Był na blogu wpis o trzech kołach Canyon'a, było też o tym, gdy pękło mu sześć i pół tysiąca kilometrów. Aktualnie jego licznik pokazuje lekko ponad dziewięć tysięcy dwieście kilometrów. Całkiem nie mało, zważywszy na to, że od dłuższego czasu nie używam go do jazdy po mieście, a do stricte jazdy górskiej.
Kiedyś myślałem, że przy takim stanie licznika napiszę jakiś test długodystansowy, ale chyba nie ma to większego sensu. Głownie dlatego, że musiałby być to opis i test poszczególnych części składowych.
Spróbuję pokrótce.

Rower mam od mniej więcej marca dwa tysiące trzynastego, czyli niebawem stuknie mu dwa lata. Przez pierwszy okres śmigałem nim wszędzie, gdzie się dało- miasto, lasy, pola, góry. Od prawie roku służy mi tylko w górach (bądź jak ostatnio- w mieście, gdy warunki na opony półtora calowe są za cięzkie ;)). W mieszkaniu najczęściej stoi, kurzy się i służy za zabawkę dla kotów.
Po przejechaniu na nim:

RAMA:
Nadal wygląda. Wiadomo, że nadgryza ją ząb czasu i pojawiło się więcej odrapań czy innych "uszczerbków" spowodowanych tłukącymi o nią kamieniami, bądź... doniczkami, które zrzucają koty z półki, pod którą stoi rower ;)
Żadnych łożysk jeszcze nie wymieniałem, bo nigdzie nie ma luzów. Na przestrzeni tych (blisko dwóch) lat dwa razy zaglądałem do nich, żeby skontrolować stan zużycia i za każdym razem prewencyjnie przeczyściłem, przesmarowałem i złożyłem do kupy.
Wszystko gra po dziś dzień. Jest cicho, płynnie, czule i bez luzów.

AMORTYZACJA:
Widelec rozbierałem dwa razy, z czego raz całkiem niedawno. Fox ma to do siebie, że lubi być serwisowany w miarę często. Ja swojego poczyściłem, pomoczyłem gąbki w oleju, posmarowałem i działa wspaniale. Oleju w tłumiku, jak i uszczelek jeszcze nie wymieniałem, bo nie było po co.
Dampera nie ruszałem, ale działa czas cały bez zarzutu. Planuję go rozkręcić i przeserwisować na wiosnę, przed sezonem wyjazdowym.

KOŁA:
Cały czas seryjne Mavic CrossRide. Kolejny raz oba założone niedawno na centrownicę nie wykazały bicia wzdłużnego czy poprzecznego. A przyznać trzeba, że nie mają ze mną lekko.
W tylnym kole wyczuwalny jest delikatny luz poprzeczny na łożyskach, ale jakoś jeszcze je przemęczę.
Bębenek w tylnym kole też w jak najlepszym porządku.

PRZERZUTKI & NAPĘD:
Jeszcze nie wymieniałem linek- od początku. Wewnętrzne prowadzenie w przypadku Canyona naprawdę robi robotę.
W tylnej przerzutce wymieniłem kółka, bo stare miały dość. Na tylnej przerzutce luz poprzeczny jest wyczuwalny, nie wpływa to jednak na pracę przerzutki i precyzję zmiany biegów w preferowanym przeze mnie stylu jazdy.
Przerzutka przednia działa bez zarzutu, nawet w dużym błocie czy śniegu; nie ma predyspozycji do zapychania się.
Minusem są manetki, a właściwie, to prawa- od początku sprawiała problemy, ale jakoś ją ułagodziłem. Nie mniej jednak, przy najbliższej możliwej okazji zamienię je na grupę wyżej- na XT.
Napęd (kaseta i łańcuch) był zmieniany, ale o tym później. Blaty w korbach też.

OPONY:
W kwietniu dwa tysiące czternastego wróciłem do Continentala MountainKing 2,4". Mimo, że drutowane, a nie zwijane i nie wróżyłem im długiego żywota, to dają radę. W "cięższym" terenie lubią mieć mniej ciśnienia, na asfalcie nie powalają oporami toczenia... Jednak nie ścierają się tak szybko, jak Schwalbe.

BIŻUTERIA:
Kokpit, czyli mostek i kiera są na prawdę w porządku. Ciężko tu o jakiś test, bo każdy lubi co innego, a w tym segmencie chodzi głównie o walkę producentów. Jeden woli Ritchey'a, inny WTB, jeszcze inny ma rurki od Eastona, albo sygnowane logo producenta ramy. Ja mam RaceFace i mi odpowiada. Obdziera się, jak każde inne; jeżeli chodzi o kąty wzniosu/ opadania, to też nie ma żadnej innowacji. Tyle tylko, że mostek i kiera są z jednej stajni. i Fajnie wygląda. I mi to odpowiada, bo fajnie się jeździ. I tyle.
Pewnie każdy inny zestaw ma takie same "właściwości" ;)
Ze sztycą na koniec zeszłego roku wystąpił problem, bo wyszło, że jest dla mnie problemem brak offsetu. Więc idzie do wymiany. Najlepiej było by na regulowaną, ale to- wiadomo- pieniądz. I to nie lekki.
Siodło zostało dwa razy zmienione, ale to dość osobliwy komponent. Każdy ma swoją anatomię, swoją dupę i do niej są przyzwyczajeni.
Na szczególną uwagę zasługują gripy od Ergona- po tym czasie użytkowania są naprawdę niesamowite! Nie dość, że niewiele się starły, to bardzo fajnie dopasowały się do ergonomii dłoni/ rękawiczek. Godne polecenia!

Na koniec został napęd. Ten zmienia się, wiadomo. Ja w zeszłym roku założyłem (z seryjnego 3x10) 3x9.
Sprawdza się. Tym bardziej, że wcześniej przerabiałem chyba każdą możliwą kombinację napędów w rowerach MTB.
W tym roku planuję jednak założyć napęd 2x10.
Trzy zębatki z przodu sprawdzają się tylko w "mocnym" terenie i na asfalcie. Mało kiedy w zeszłym roku użyłem "młynka", bądź "blatu". Sądzę więc, że dwie- odpowiednio zestopniowane- zębatki z przodu spokojnie wystarczą. Tym bardziej, że tył znów planuję "wrzucić" dyszkę.

Na koniec jeszcze chwila uwagi na hamulce.
Elixir'y są dość specyficzne. Jedni je kochają, inni przeklinają. Mi większej szkody nie wyrządziły i nie przeszkadzają. Wystarczy o nie dbać, umiejętnie odpowietrzać i wystarczy. Ale nie, że je kocham, tak od razu ;)
Po całym okresie użytkowania do wymiany nadaje się tylna tarcza, którą przegrzałem na zjeździe w Rudawach Janowickich i przy byle wilgotności niemiłosiernie piszczy.
Poza tym- ok. Zatrzymują wtedy, kiedy trzeba.
Chyba starczy.

Mam nadzieję, że rower jeszcze trochę mi posłuży. Że umiejętnym doborem i wymianą części przedłużę jego żywot.
Od roweru tego pokroju trochę wymagam; ten, póki co, wymagania spełnia.

Krótka galeria z mojego ostatniego przeglądu:





















Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa inieo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter