Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 6.27km
  • Teren 6.27km
  • Czas 00:55
  • VAVG 6.84km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 330m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na herbatę na... Ślężę.

Czwartek, 18 lutego 2016 · dodano: 19.02.2016 | Komentarze 0

Zimowy urlopik dobiega końca, a założyłem sobie, że odwiedzę w trakcie jego trwania Ślężę. Wczoraj wieczorem planowałem, jakie szlaki zjechać, rysowałem, obmyślałem... Postanowiłem, że tym razem postawię w większości na szlaki Raduni, a na samą Ślężę wbiję się na szybko i zjadę żółtym szlakiem.
Pogoda może i nie była najlepsza, ale nie padało, więc zrobiłem herbatę w termos, kilka kanapek, zapakowałem się do auta i o dziewiątej ruszyłem.



Do Sobótki droga w porządku, od miasta w stronę Przełęczy Tąpadła asfalt coraz bardziej przestawał być czarny, a od Sulistrowiczek całkowicie zaśnieżony i śliski. Na przyszły rok koniecznie chcę zimowe opony, bo całoroczne nie są do końca dobrym rozwiązaniem ;)
Na Przełęczy dużo mokrego śniegu, pod którym znajdowała się warstwa lodu. Wypakowałem graty z auta, przebrałem się i w drogę- najpierw na szybko na Ślężę. ;)



Z uwagi na stan szlaku- mokry śnieg plus wyjechane ślady po samochodzie nie ułatwiały pedałowania. Do tego dość chłodno, bardzo wilgotno i mokro pod nogami...





Nie wszędzie dało się podjeżdżać, więc część szlaku pchałem rower brodząc w mokrym śniegu. Im wyżej, tym chłodniej, wilgotniej i w coraz większej mgle...



Żeby tego było mało, to nie dość, że topniejący z drzew śnieg kapał mi na głowę, to zaczął jeszcze padać śnieg z deszczem...
Dokładnie w południe, cały przemoczony, zameldowałem się na szczycie.





Widoczności zero. Tu widok na Dom Turysty im. Romana Zmorskiego spod misia:



We mgle, a raczej chmurze udało znaleźć się niedawno powstałą wiatę; tam zrobiłem sobie przerwę na kanapkę, herbatę i chwilę przemyśleń.



Było mi coraz chłodniej, więc zapakowałem rzeczy do plecaka, spuściłem trochę powietrza z opon, żeby poprawić przyczepność, opuściłem sztycę i byłem gotowy do zjazdu.



Zjazd również żółtym szlakiem; do okolic charakterystycznej wiaty mniej więcej w połowie szlaku główną drogą. Było baaardzo mokro i cholernie ślisko. Całe szczęście, że w środku tygodnia turystów jak na lekarstwo, bo palce tak mi zmarzły, że ledwo dało się panować nad hamulcami :)
Nie dość, że padało z drzew, to wszystko, co mokre trafiało spod opon prosto na mnie. Buty miałem tak mokre od lodowatego śniegu, że można było wylewać z nich wodę.
Przy wyżej wspomnianej wiatce wskoczyłem na ubocze szlaku na singielek, który prowadzi aż na dół.



W "normalnych" warunkach mimo, że trochę techniczny jest dość szybki i pozwala na osiągnięcie niezłego flow. W dzisiejszych warunkach był ciut wolniejszy i dużo bardziej techniczny. Kamienie i korzenie nie dość, że mokre są śliskie same w sobie, to większość z nich skrywała się pod warstwą mokrego śniegu... Mimo to zjazd udany. Techniczny, taki jak lubię.





Po zjechaniu na parking stwierdziłem, że jestem tak przemoczony i jest mi tak zimno, że... nie ma sensu pchać się jeszcze na eksplorację Raduni.
Owszem, spodziewałem się śniegu, ale trochę innego- świeżego i puszystego. Po takim jazda jest zupełnie inna ;)
Przy aucie szybko się przebrałem w suche ciuchy, zapakowałem rzeczy, odpaliłem ogrzewanie na maksa i... o czternastej byłem z powrotem w domu :)
Wyjazd trochę z dupy, bo czy jest sens jechać ponad trzydzieści kilometrów w jedną stronę, żeby na rowerze- w wątpliwie przyjemnych warunkach- zrobić raptem sześć kilometrów?
Dla większości pewnie nie. Dla mnie tak, bo tego trochę potrzebowałem. I choć wyjazd miał wyglądać "trochę" inaczej, to naprawdę dobrze się bawiłem.



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa miest
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter