Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wakacje 2017 - Balaton.

Poniedziałek, 21 sierpnia 2017 · dodano: 21.08.2017 | Komentarze 0

No i po wakacjach.
W tym roku trochę inaczej, niż w latach poprzednich; postawiliśmy na przemieszczanie się autem, a rower traktowaliśmy typowo rekreacyjnie. Stąd też kilometry w tym wpisie, to suma kilometrów, które wykręciliśmy z Justynką nad Balatonem.

Nad Balaton z Brzegu jest około pięćset pięćdziesiąt kilometrów; my wybraliśmy opcję bez autostrad i dróg szybkiego ruchu, bo po pierwsze taniej, a po drugie mniej kilometrów niż autostradami. Na czasie jakoś bardzo nam nie zależało, bo i tak wyjeżdżaliśmy wieczorem i braliśmy pod uwagę, że po drodze będzie trzeba zrobić pauzę. Drogi krajowe, zarówno w Polsce, w Czechach, na Słowacji, jak i samych Węgrzech na bardzo przyzwoitym poziomie. Jechało się całkiem przyjemnie, nad ranem, za granicą Słowacko - Węgierską zrobiliśmy sobie krótką przerwę na drzemkę.
Nad Balatonem trochę błądzimy w poszukiwaniu kempingu, ale w końcu się udaje. Jeżeli chodzi o kempingi czy pola namiotowe, to to, co pokazuje mapa (papierowa), to jedno, to co pokazuje mapa (google), to drugie, a to co pokazują drogowskazy mijane po drodze, to trzecie. Nie zawsze się pokrywa, często kempingi są pozamykane, czasem już zaorane, a niekiedy wygląda jakby nigdy ich nie było. W końcu jednak nabieramy wprawy i idzie nam coraz sprawniej.
I tak przez siedem dni, dookoła Balatonu. Pobudka, pakowanie auta, przemieszczanie się kilka kilometrów dalej, szukanie kempingu, rozkładanie się, plaża, rower, plaża, do łóżka. Jak pisałem wcześniej - w tym roku postawiliśmy na chillowanie, a nie ilość kilometrów przejechanych na rowerach. Odpoczęliśmy i to bardzo. Potrzebowaliśmy takich wakacji.
Reszta na zdjęciach.

Myślę, że przydatnych będzie kilka wskazówek, których nie mogłem znaleźć w Internecie przed wyjazdem, a mogą się przydać osobom jadącym nad Balaton czy to z rowerami (czy też na nich) lub też typowo kempingowo.
1. Pies.
Zostawiając Mango w Brzegu z moją Mamą, choć wiedzieliśmy, że krzywda mu się nie stanie, to mieliśmy wyrzuty sumienia. W końcu to pierwsza tak długa rozłąka z naszym futrzakiem. Tłumaczyliśmy sobie, że tak lepiej, bo gorąco, bo auto bez klimy i tak dalej. Na miejscu okazało się, że mieliśmy sto procent racji. Przede wszystkim nie wszystkie kempingi oferują możliwość noclegu z psem, na większości jednak można. Nie spotkaliśmy się po drodze z plażą (  czy to płatną czy darmową) na której można by wejść z psem do wody. Poza plażami ciężko, bo albo szuwary nie do przejścia, albo łowiska. Lepsze kempingi oferują psie prysznice. I to wszystko. Jak jest w hotelach i na hotelowych plażach - nie wiemy. Dodatkowo termin, w którym byliśmy (12 - 20 sierpnia) był bardzo gorący i aż żal nam było psiaków z wywieszonymi jęzorami, które widzieliśmy po drodze. Dobrze zrobiliśmy zostawiając Mango trochę bardziej na północy.
2. Rower.
Balaton jest idealnym miejscem na rower. Zarówno dla początkujących sakwiarzy, jak i dla zaawansowanych oraz osób traktujących rower jedynie weekendowo i rekreacyjnie. Wokół Balatonu jest poprowadzona ścieżka rowerowa, cała asfaltowa i idealnie oznakowana. Są podjazdy, zjazdy, jazda po równym, a cała trasa (około dwustu kilometrów) jest poprowadzona bardzo malowniczo. Zawsze jest w pobliżu torów kolejowych (stacje są co chwila, więc można bez problemu korzystać w każdej chwili, pociągi kursują często i mają wagony do przewozu rowerów), prowadzi również w okolicach bezpłatnych plaż oraz kempingów do których prowadzi ścieżka rowerowa i nie da się dojechać autem.
Rowerzystów jest całe mnóstwo. Rowery wszelkiej maści - od starych górali, poprzez zjazdówki (!), trekkingi, crossy, szosy, mieszczuchy... Cały przekrój ostatnich czterdziestu lat historii roweru.
W wielu miejscach są porobione knajpy z "rowerowym" menu i sporym wyborem radlerów.
Zdecydowanie polecamy Balaton na rower, a sami z chęcią byśmy przejechali cały na rowerach. Śmiało można przejechać w jeden, dwa dni, ale zwyczajnie szkoda i lepiej rozbić to na cztery - pięć dni.
3. Pieniądze.
Ciężko było nam się przestawić na tamtejszą walutę, ale w końcu jakoś się udało. Umówmy się, że tysiąc forintów, to niecałe piętnaście złotych. Ceny zbliżone do Polskich - zarówno w sklepach, dyskontach, knajpach i restauracjach. Chleb, to niespełna trzysta forintów (w zależności od wyboru), piwo w sklepie, w zależności od preferencji i lokalizacji sklepu, to sto dziewięćdziesiąt do trzystu forintów. Piwo przy plaży lub w restauracji, to pięćset - siedemset pięćdziesiąt forintów. Warto wziąć forinty ze sobą, lub wybrać większą kwotę na raz z bankomatu (które w mniejszych miejscowościach wcale nie są bardzo popularne). Od biedy może być euro, choć ich wymiana na forinty jest średnio opłacalna w tamtejszych kantorach.
4. Plaże.
Po pierwszej nocy w okolicach Siofok, gdzie plaże były darmowe, sporym zaskoczeniem były dla nas później publiczne plaże... płatne. Zdecydowana większość plaż nad Balatonem, zwłaszcza w średnich i większych miejscowościach jest płatna. Koszt, to od czterystu pięćdziesięciu forintów do siedmiuset. Wstęp jest całodzienny i można wchodzić i wychodzić w ciągu dnia ile się chce. Na plażach jest cała infrastruktura sanitarna i gastronomiczna w cenie. Na niektóre z tych plaż wejdziemy z psem, ale już z nim nie popływamy.
Wokół Balatonu jest też około trzydziestu plaż bezpłatnych (sabad - strand). Wszystkie wyposażone są w sanitariaty, niektóre dodatkowo w gastronomię. Przy większości jest również darmowy parking.
My korzystaliśmy z plaż bezpłatnych, ani razu nie byliśmy na płatnej. Trochę trzeba się ich naszukać, ale zdecydowanie warto.
5. Kempingi.
Kempingów jest sporo. Odniosłem wrażenie, że część południowo - wschodnia jest w nie trochę uboższa (albo bardziej trzeba poszukać), niż część północno - zachodnia. Ceny i standard wedle uznania. Są kempingi słabsze (ale bardziej klimatyczne), ale są też takie na wypasie ze zjeżdżalniami, salonami masażu i tatuażu. Do wyboru do koloru. My płaciliśmy za kemping (kamper van + dwie osoby) od trzy tysiące sześćset do sześć tysięcy siedemset forintów. Oczywiście w przypadku namiotu jest sporo taniej, a w przypadku pełnowymiarowego kampera odpowiednio drożej.
Przy darmowych plażach są darmowe parkingi. Dwa razy spaliśmy w ten sposób, ale przy drugim miejscu pan z plaży nastraszył nas, że to jest nielegalne, że nie wolno. Bo po dwudziestej drugiej jeździ policja i sprawdza i w razie czego odholowuje auto. A wszystko w obawie przed kradzieżami ze strony cyganów, z którymi władze Węgier sobie nie bardzo radzą. Nic złego nam się nie stało,  jednak Justynka się trochę wystraszyła policji i od tamtej pory nocowaliśmy jedynie na kempingach. Sporo osób (głównie VW na niemieckich blachach) spało jednak w ten sposób, oszczędzając sporo forintów na kempingach.
6. Język.
Ponoć Pan Bóg pokarał Polaków morzem na północy, gdzie jest zimniej i górami na południu, gdzie jest cieplej... Węgrów pokarał językiem. Bardzo mało słów jest choć trochę podobnych do jakiegokolwiek języka. Drogowskazy, menu, cokolwiek - jest tak niezrozumiałe, że szok. Esztemeszteszabadabada.Garstka Węgrów mówi po angielsku, ciut więcej po niemiecku.
Węgrzy mili, przyjaźnie nastawieni do Polaków, pomocni. Ale nie sposób się z nimi dogadać.

Busik dał radę bez problemu. Zapakowany w cały nasz sprzęt kempingowo - turystyczny, powiększony o dwa kanistry paliwa, rowery i masę innych rzeczy, dzielnie przejechał (w tym przez górzyste Czechy) blisko półtora tysiąca kilometrów. Spalał przy tym 7,2 litra ropy na sto kilometrów, choć mało kiedy przekraczaliśmy sto kilometrów na godzinę. Jak na ćwierćwiecznego youngtimera to całkiem nieźle.
Awarii zero. Nasz domek na kółkach sprawdził się idealnie do jazdy, spania, na postoju. Wszystkie systemy wodno - elektryczne sprawdziły się bez zarzutu. Wyższość spania w aucie, nad spaniem w namiocie doceniliśmy podczas ostatniej nocy w mega burzy i ulewie.

Wakacje bardzo fajne, jak na nas, to nawet bardzo wakacyjne - z odpoczynkiem na plaży i smażeniem się na wodzie na materacach, a nie jazdą na rowerze.
Balaton? Fantastyczny. Odległość od Brzegu, jak nad Polskie morze, a nie ma parawanów, cymbergajów, chamstwa i buractwa. Nawet na zatłoczonych drogach jest kulturalnie. Na plażach, choć często zatłoczonych, jest spokojnie (!) i da się w normalnie poleżeć i poczytać. Stwierdzamy, że lepiej jest tam pojechać, niż nad Bałtyk. Pogoda pewniejsza, a i miejsce zdecydowanie lepsze.






 





















































































































 


























Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa czaso
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter