Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45703.13 kilometrów w tym 6687.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.57 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 66.21km
  • Teren 55.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 13.94km/h
  • VMAX 43.91km/h
  • Podjazdy 437m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miłomłyn; dzień drugi.

Sobota, 17 kwietnia 2021 · dodano: 21.04.2021 | Komentarze 2

Poranek przywitał nas słońcem i względnym ciepłem. Po śniadaniu dopakowaliśmy bagaż i ruszyliśmy w drogę. Tomasz, jak zawsze, poprowadził trasę malowniczo i głównie terenowo lasami. W trakcie dojazdu do Małdyt kolejny raz pożałowałem, że pojechałem Diamantem, ponieważ rower na wąskich oponkach po prostu nie dawał rady w błocie. Chłopaki na MTB z szerokimi oponami cięli do przodu, a ja byłem maruderem. Błotniki non stop zaklejały się błotem utrudniając lub wręcz uniemożliwiając jazdę, a ciężar sprawiał, że rower zapadał się nawet niewielkim piachu. 
Dziwne, bo na Diamancie przejechałem już sporo kilometrów, w tym wybrzeże z przyczepką z Mango, gdzie było sporo terenu, a czegoś takiego nie pamiętam. 
Ot, urok Mazurskiego błota ;-) 
W Małdytach siedliśmy w knajpie na obiedzie w restauracji, gdzie serwowali regionalną kuchnię warmińską i trochę się zasiedzieliśmy :-) Stamtąd mieliśmy pojechać jeszcze na północ do Awajek, ale ostatecznie ruszyliśmy w dół do Zalewa. Fajnie było posiedzieć w czynnej restauracji, gdzie można było normalnie zjeść na talerzu przy stoliku, a całość przykryć świeżym piwem z nalewaka... Taka namiastka "normalności" i przypomnienie "starych" czasów. Niedługo wszystko będzie "sprzed covida", "w covidzie", albo "pocovidowe"... Prawie jak z wojną.
Do Zalewa trasa głównie asfaltem, gdzie udało się w końcu trochę normalnie pojechać, ale już na miejscu Herbic wymyślił kolejną atrakcję - objechanie Jeziora Ewngi. Znów teren, znów błoto i znów właściwie zero przyjemności. W pewny momencie myślałem, że rzucę rower gdzieś w pole i pójdę pieszo. 
W okolicach Dobrzyk znów wróciliśmy na asfalt, ale żeby nie było za kolorowo, to zaczęło tak padać, że kilometr przed zaplanowanym noclegiem, przemoczeni musieliśmy schować się przed deszczem w wiacie przystankowej. 
Nocleg w Matytach w bardzo, ale to bardzo urokliwym, przyjaznym i cholernie inspirującym miejscu, właściwie nad samym Jeziorakiem. Do takich gospodarzy aż chce się przyjeżdżać i wracać - i ja wiem, że z pewnością wrócę tam z Justynką. 
Na miejscu kolacja, trochę rozmów i spać. Błoto wymęczyło :-) 

















 






































Oprócz błota i piachów, żeby nie było za lekko, to przyszedł kolejny dzień rozczarowania sakwami Ortlieb ;-) 
Otóż na wybojach sakwy postanowiły się... rozkręcić. Konkretnie mocowanie - zewnętrzna listwa mocująca do bagażnika jest przykręcona od wewnątrz plastikowymi nakrętkami (coś, jak te nowe Crosso). Pech chciał, że w jednej odkręciły się dwie śruby, a drugiej jedna. Udało mi się znaleźć i uratować jedną śrubę, ale dwie przepadły; na szczęście też te cholerne plastikowe śruby po odkręceniu się siłą rzeczy wpadły do zamkniętej sakwy i się nie zgubiły. 
Na trasie doraźnie zaradziłem problemowi trytkami, żeby można było dalej jechać. Po dojechaniu na miejsce jedną sakwę naprawiłem uratowaną śrubą, ale żeby usprawnić drugą musiałem wykręcić z ramy roweru śruby pod montaż koszyka na bidon / pompki. Lepiej mieć pompkę w sprawnej sakwie, niż na ramie i dyndającą sakwę ;-) 
Jasne, mogłem to oczywiście sprawdzić i dokręcić przed wyjazdem (pierwszy wyjazd z tymi torbami), ale nie musiałem o tym myśleć. Niesmak pozostał. 
No i druga sprawa - mimo tego, co chciałem sam sobie udowodnić, to sakwy Ortlieb najlepiej jednak pasują do dedykowanych bagażników (przednich i tylnych) tego samego producenta lub Tubusa. Do innych (w tym moich) niestety dopasowanie, montaż i jazda nie jest tak do końca tak, jak to powinno wyglądać. 
Mimo wszystko duży plus za wytrzymałość i jazdę na urwanym mocowaniu, możliwość szybkiej naprawy. No i są wodoodporne. 






Komentarze
Ciacho1985
| 10:21 piątek, 23 kwietnia 2021 | linkuj 1. Opony, to standardowe RoadCruiser 37-622. Wybitnie nie terenowe ;-) Dużo szersze niestety nie wejdą, bo aktualnie mam błotniki 42mm. Do tej pory aż takiego problemu nie miałem, więc to faktycznie albo wiosna albo skład Mazurskiej gleby ;-)
2. Crosso - miałem, ale sprzedałem, jak zaopatrzyłem się w Ortlieba. Wspominam dobrze; miałem w wersji "klasycznej" ze stalowymi hakami oraz późniejszą wersję "click". Stalowy hak raz udało mi się urwać na wywrotce (donitowałem potem we własnym zakresie), raz na wyboistym zjeździe sakwa zaczęła mnie wyprzedzać ;-) Te na klik takie trochę badziewne, ale zakres regulacji mocowania bardzo duży. Używałem ładnych kilka lat, od ExpertBagów po DryBagi z różnych lat produkcji, niestety jakość wykonania była coraz gorsza (użyty materiał / jakość szwów / zgrzewów). O ile pierwsze wytrzymały kilka dobrych lat bez większego problemu, o tyle ostatnie po kilku przejażdżkach miały mocne ślady użytkowania i widać było, że jeszcze trochę i się poprzecierają. Stąd też m.in. decyzja o zamianie. Duży plus dla Crosso za sposób zamykania, pojemność i mocowanie na haki.
3. Ortlieb skusił mnie świeżością i swoją "legendą" ;-) Niestety zastrzeżeń nie mam jedynie do sakwy na kierownicę. Może po poprawkach będzie lepiej ;-) Trochę mnie to zdziwiło, bo pamiętam czasy, jak na szlaku spotykało się rowerzystów - ci z Crosso, to 99%, ci z Ortliebiem, to 99% z Zachodu i jakoś nigdy nie narzekali na jakość tych sakw, a mieli w łydkach wiele kilometrów. No nic, zobaczymy co to wyjdzie z tej współpracy. Pojemność tych moich mogłaby być ciut większa (tylnych), ale może to kwestia przyzwyczajenia lub przemyślenia bagażu :-)
Kolzwer205
| 09:53 piątek, 23 kwietnia 2021 | linkuj Wiosenne drogi bywają ciężkie, zwłaszcza po tym, jak zima przyciąga się tak, jak w tym roku. Z ciekawości spytam jakiej szerokości miałeś opony? Sam jeżdżę na 40c z bardziej agresywnym bieżnikiem - Schwalbe Smart Sam i dopiero one pozwalają na eksplorację bezdroży, choć porównując z 2,4" w MTB możliwościami też nie powalają.
Potwierdza się to, co kiedyś zauważyłem, nawet to drogie i rzekomo niezawodne wyposażenie bywa, że trzeba poprawić we własnym zakresie, jak śruby sakw w tym przypadku. Osobiście mam Crosso w starym systemie mocowania i nie zamierzam z nich zrezygnować, podkleiłem je dodatkowi w miejscach, w których miałem wrażenie, że się przetrą za jakiś czas. Idealnie pasują do mojego bagażnika, a same haki wieszam z jednej strony na rurce bagażnika z oryginalną nakładką Crosso (ta przeźroczysta samoprzylepna), z drugiej na kawałku naklejonej dętki. Do tej pory nie spadły nas wertepach, ani się nie przesunęły, a łatwość ściągnięcia nie zmieniła się.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ocztw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter