Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45458.13 kilometrów w tym 6647.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Natchnienia!

Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 22.07.2012 | Komentarze 1

Kilometrów dziś niewiele. Wybraliśmy się z Kasią na krótką przejażdżkę, potem odwiedziłem Mamę i powrót do domu.
Nuda, nuda, nuda.
Zabrakło mi niecałe 10km do przekroczenia na białej ramie 7000km, ale nawet nie miałem weny, żeby jakoś dokręcić...

Po zeszłotygodniowym wyjeźdźcie coraz bardziej odczuwam niedosty, jeśli chodzi o czas przejazdu. I w ogóle o to, jak to wyglądało.

Myślę więc, żeby jakoś to powtórzyć. Z "wolnych" terminów w grę wchodziłby wrzesień, ale to trochę za późno, więc może uda się jakoś upchnąć jeszcze na sierpień. W każdym razie biorę mniej szpeju, a już napewno nie zabieram namiotu. Sam śpiwór powinien wystarczyć (zmęczona, piętnastoletnia karimata została w kuble w Jastarni :))...
Szlak właściwie przetarty, więc wiadomo czego i gdzie się spodziewać, gdzie zatrzymać się na kawę, gdzie na jedzenie, jak ominąć ekspresówkę itd. ...
No i właśnie, czy taki wypad ma wówczas jeszcze sens? Może lepiej poprowadzić go inną trasą?
Średnio podoba mi się walka z czasem, choć kusi to, na swój sposób. Jeszcze trochę czasu jest, a na jakiś weekend da się wyrwać ze szponów codzienności ;)
Morze zaliczone, ale bez rybki i gofra, więc nie do końca ;)
Aha. I nie popełnię drugi raz tego samego błędu. Tym razem bilet na pociąg powrotny kupuję we Wrocławiu. Choćbym nie dojechał na czas, choćbym nie dojechał w ogólę, to wolę w błoto wyrzucić te 80zł niż znów wracać na około Polski :)
Bilet PKP jest ważny 24h, więc może jakoś się zmieszczę w czasie :)

No nic, wrócę do bB.

Z uśmiechem na gębie dzierżę gazetę w ręce, nagle dostrzegam jeszcze MagazynRowerowy (nie kupuję gdzieś od 2006 roku)- szybki przegląd zawartości i odkładam. Nadal nic ciekawego (podobnie z resztą jak bB zszedł na psy wieki temu, ale kupuję, "bo tak i już" ;))
Nagle zauważam okładkę RowerTouru i coś o ubezpieczeniu siebie, roweru i bagażu w podróży. Biorę, bo przyda się na przyszłoroczne Alpy. Może będą jakieś konkrety, bo nikt dotychczas nie potrafił mi nic konkretnego powiedzieć...

Pierwszego kartkuję bikeBoard'a. Nic, reklama, nic ciewkawego, reklama, rekalama, nic... Czyli co numer gorzej. O, test roweru za 17000. Super. Przynajmniej będę miło śnił dzisiejszej nocy.
I trafiam nagle na artykuł o Izerach. W zasadzie to chyba opis wycieczki jakiegoś czytelnika. No nieważne. Ważne, że to moje ulubione górki, zaraz po Beskidach w Polsce! :) Na trzecim miejscu jest Kotlina Kłodzka.
I znów świta myśl- telefon do Roberta, ustalić termin... W końcu teren, góry, ogniska na szczytach, epicke enduro...
Za chwilę kop od rzeczywistośc- KIEDY?!

Nie ważne kiedy. W sierpniu może jakoś, na weekend. Muszę w góry, bo oszaleję, a Izery przecież są tak blisko... I tak daleko zarazem.

Otwieram RowerTour, żeby poczytać o tych ubezpieczeniach. Kartkuję i co rusz coś ciekawszego (jest to pierwszy kupiony przeze mnie numer tego miesięcznika, choć bankowo nie ostatni!).
Pomijam już te ubezpieczenia, napisane łopatologicznie.
Pominę też Zakarpacie...
I Borne Sulinowo.

Dochodzę do opisu wycieczki od Gniezna do Żnina (Przez Paryż, Rzym i Wenecję, ha!)... A byliśmy z Magdą tak blisko ;)
Zawsze to jakaś opcja na przyszlość.
Nie można wszystkiego na raz mieć :)

I na koniec cukiereczek, który na 100% przejadę. Nie wiem, czy w tym roku, ale tak było by najlepiej.
Cały przyszły rok przyćmiewają Alpy, a co za tym idzie- od marca do lipca- góry, góry, góry, góry i... góry z Robertem, żeby przygotować nas fizycznie na teren w Alpach i jego technicznie na zjazdy...
Poza tym urlopu będzie trzeba pryoszczędzić, o pieniądzach nie wspominjąc. Sam wyjazd, to zaledwie połowa; trzeba się jeszcze dokładnie obkupić przed wyjazdem...

Do sedna.
Trasa:

Wałbrzych- Mieroszów- Kowary- Szklarska Poręba- Świeradów Zdrój- Leśna- Zawidów- Bogatynia- Kopaczów- Sieniawka- Zgorzelec- Przewóz- Trzebiel- Zasieki- Gubin- Maszewo- Kłopot- Słubice- Górzyca- Kostrzyn nad Odrą- Porzecze- Gozdowice- Cedynia- Krajnik Dolny- Widuchowa- Gryfino- Szczecin.

Czyli z biegiem Nysy i Odry :)

Część trasy pokrywa się z Izerami, ale połączyć cieżko, bo po górach w terenie z sakwami, to ciężko, a do Szczecina z plecakiem też niebardzo :)

Tak więc planów wiele, czasu tylko wiecznie brak.
A przecież i inni mają plany i projekty, które warto brać pod uwagę...

Trzeba rozbić kumulację Lotto i zacząć działać. Inaczej tego nie widzę ;)



Komentarze
maratonka
| 20:25 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj Ja w tym roku juz chyba tak nie zaszaleję, boje się o kolano :/ Chyba ze Kraków na raz z ewentualna przerwa jak coś będzie się działo w trakcie podróży. A Hel w przyszłym roku. A może jeszcze w tym...? Urlop przede mną :D
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa dniaw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter