Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 121.44km
  • Teren 20.00km
  • Czas 06:45
  • VAVG 17.99km/h
  • VMAX 38.70km/h
  • Kalorie 15432kcal
  • Podjazdy 628m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wrocław- Radecz- Wołów- Malczyce- Brzeg Dolny- Wrocław.

Niedziela, 7 kwietnia 2013 · dodano: 08.04.2013 | Komentarze 2

Pierwszy tak liczny wypad Rowersów w tym roku ;)
Rano obiecałem pomóc Justynie z kołem, bo inaczej by nie pojechała. Pobudka o 7:00, szybka kawa i dopakowanie kanapek na drogę.

Oczywiście bez przypomnienia bym zapomniał ;)


Zapakowany, ubrany i gotowy do wyjścia zauważyłem, że mam z przodu kapcia… Dopompowałem tylko i ruszyłem do Justyny. Całe szczęście, że niedaleko mieszka, bo dojeżdżałem już bez powietrza…
Na miejscu okazało się, że koła nie da się wycentrować; po prostu jest za bardzo skrzywione i w grę wchodzi jedynie przeplecenie obręczy.
Trzeba było więc poszukać czegoś w zamian. Szybki telefon i zaraz znaleźliśmy się w Rowerowni CRK. Koło udało się znaleźć, ale niestety nie pod tarczę, a v- ki. Trudno, najwyżej Justyna pojedzie bez przedniego.
Zacisk hamulca musiałem odkręcić, bo przeszkadzał.



Sprawa z kołem załatwiona, pozostało tylko zmienić moją dętkę i ruszyć w umówione miejsce, gdzie czekała już Iwona.
Poczekaliśmy tylko na spóźnionego Roberta (już drugi wyjazd z rzędu! ;)) i tuż po 10. ruszyliśmy.



Trasa przez Obornicką, Szewce, Zajączków....

... gdzie co rusz można było spotkać wyjątkowo szpetne i kiczowate zające ;)


Dalej, przez Uraz.
Zaraz za Urazem krótki postój na drugie, a dla niektórych pierwsze śniadanie.






Potem jeszcze trochę popedałowaliśmy i wylądowaliśmy w Radeczu, gdzie mieliśmy spotkać się z dolnobrzeskimi Rowersami ;)







W Radeczu dziewczyny postanowiły odłączyć się od nas i wrócić do Wrocławia. "Podobno" ze wzglęcu na Achillesy Justyny, ale w efekcie wykręciły tylko 30km mniej niż my, więc węszę spisek ;)


"Lokalesi" wspomożeni złotym płynem i szerokimi oponami drogę do Wołowa wytyczyli przez las...
Miejscami dało się jechać, ale w większości wyglądało to tak:





Tam naprawdę ciężko się szło. Nawet "czołówka", czyli Robert miał problemy ;)
Krzykliwy Łysy zaliczył spektakularną glebę i na tym się zakończyła dyskusja o trasie ;)
A trasa była w stylu: "raz się zatrzymasz i nie ruszysz". Do tego, jadąc po kolejnym rowerze, koło samo wpadało w koleinę i tyle było z jazdy.
Nie mniej jednak śmiechu było i to się liczy w takich wypadach :)

W pewnym momencie "czołówka" nagle nam zniknęła, okazało się, że skryli się w oazie względnej suchości, gdzie wszystkim chciało się piwa ;)





Gdy tylko "udało" wydostać się z lasu na asfalt pomkneliśmy do Wołowa. Po piwo, a jak! :)
Znalazło się i piwo, więc trzeba było znaleźć miejsce do spożycia.
Wał nad "Śmierdziuszką" był, jak znalazł.





Od dolnobrzeżan dowiedziałem się przy okazji, że "nad Wołowem ptaki latają do góry dupą, bo szkoda im srać na to miasto". :D

Taka sytuacja ;)

Przy okazji przerwy, pan z drutem i kombinerkami w rękach, wytłumaczył nam drogę na Lubiąż.

Po drodze jednak zastanowiliśmy się po co do Lubiąża nam jechać i pojechaliśmy do pierwszej lepszej wioski uzupełnić złote zapasy...
Następnie do lasu (moje mapy naprawdę działają!) w oznakowaną miejscówę, która okazała się wystarczająca na dłuższą posiadówę. Ze spaghetti, pierogami, kanapkami, piwem, a nawet yerba mate :)











Brudni i mokrzy, ale wzmocnieni słońcem, piwem i ciepłym jedzeniem (waaarto brać kuchenkę...!) ruszyliśmy asfaltem w stronę Brzegu Dolnego, gdzie oczywiście, musieliśmy się odpowiednio pożeganć :)



Powrót do Wrocławia z Robertem, to był jakby wyścig ze słońcem. Żeby zdążyć przed ciemnością ;)









Ale ostatecznie udało dotrzeć się do Wrocławia przed całkowitą ciemnością.
Na Stabłowicach postój nad stawikiem, na fajeczkę.
Robert postanowił nie myć roweru w wannie.



"Przy okazji" wpadła pierwsza stówka w tym roku :)



Wyjazd był baaardzo wesoły, ale taki miał być z założenia; szkoda tylko, że dziewczyny odpadły.

Tekstów wycieczki było mnóstwo, ale lepiej ich tu nie przytaczać ;)
Wyjazd jak najbardziej udany.
A "skrót" wzdłuż torów naprawdę wiele zaoszczędza, do tego jest zajebisty i teraz "od dupy strony" będę jeździł do Brzegu Dolnego :)

W ogóle maiła być Dolina Baryczy, ale nie wyszło, bo zła aura ciągle sprzyja.
Potem miała być Dolina Jezierzycy, ale jej zaledwie liznęliśmy, do tego asfaltem.
Ważne, że udało się w końcu zorganizować Rowersów, choć głównie dolnobrzeskich.
A i dla mnie, i dla Roberta ważne są takie "przebiegi" w teamowych barwach na BikeMaraton :)



Komentarze
Graża | 06:03 czwartek, 27 sierpnia 2015 | linkuj wzdłuż jak już ;-)
Gość gyt | 18:02 czwartek, 1 maja 2014 | linkuj Piwko, fajeczka? Nie polecam!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa kalne
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter