Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 14.01km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 7.78km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Podjazdy 285m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Izery, dzień drugi.

Sobota, 18 maja 2013 · dodano: 19.05.2013 | Komentarze 2

"Zapraszam Cię do Raju dla narciarzy biegowych, Eldorada rowerzystów, spełnienia marzeń astronomów, inspiracji poszukiwaczy skarbów, marzycieli i poetów...

Wyobraź sobie rzekę w kolorze czarnej herbaty, krętą jak górska ścieżka, która chce dosięgnąć szczytu, strojną w rzeźby głazów, które wyrastając ponad jej powierzchnię, przeglądają się w niej jak w lustrze.
Wyobraź sobie rosnące nad nią smukłe świerki, a obok nieprzebrane labirynty kosodrzewiny.
I wiatr sobie wyobraź. Taki, który niesie ze sobą zapach torfowisk, trochę cierpki, nawet gorzkawy, lecz świeży i przyjemnie chłodny. Ten wiatr przeczesuje świerkowe lasy, smaga oceany czerwonawych traw, śmiga po prostych nieraz jak autostrady, chrzęszczących od kwarcowych kamyków dróżkach, wpada pod dach samotnej na wielkiej hali drewanianej chatki, obija o szyby stojącego na polanie kamiennego domku pamietającego jeszcze dawne czasy, gdy działała tu huta szkła, wreszcie zaczepia rowerzystów, narciarzy biegowych i zwykłych wędrowców szukających tutaj ciszy.
A nocą, wśród panujących tu smolistych ciemności, ów wiatr jest jak niewidzialny kompan w aureoli niezliczonych gwiazd, których spadające późnym latem ławice wprawiają w zachwyt wpatrzonych stąd w niebo marzycieli."*

(* wstęp do przewodnika "Góry Izerskie" wyd. Galileos)

Za to wszystko i jeszcze więcej kocham Izery! :)

Noc mineła nam spokojnie.









Justyna z rana wstała, zamoczyła nogi w Izerze i obfotografowała śpiącego snem kamiennym kokona ;)

















Niestety, między szóstą a siódmą zaczęło padać, zmokły nam śpiwory, plecaki i znów musiliśmy wybrać jedną spośród kilkunastu opcji ;)
Padło na to, że wykorzystamy jednak zabrany śpiwór, trochę się osuszymy, wypijemy kawę i trochę może dośpimy...















Dospanie zajęło nam trochę więcej czasu niż przewidzieliśmy, bo z namiotu wygrzebaliśmy się grubo po dwunastej...
Do tego dalej padało. Trzeba było jednak się zebrać i pomysleć, co dalej.



Postanowiliśmy wrócić do Orle na jakieś sniadanie i obmyślenie.





W schronisku, przy bardzo dobrej zupie gulaszowej, zerkneliśmy na mapę i wybraliśmy dalszą drogę. Co prawda trochę przesadziliśmy z leniuchowaniem, ale dzień nie mógł być spisany na straty. Tym bardziej, że po wyjściu ze schroniska deszcz przestał padać... :)
Pojechaliśmy więc czerwonym szlakiem- Ścieżką Dydaktyczną Modelu Układu Słonecznego- w stronę schroniska Chatki Górzystów.























Przy Chatce trochę się poprzebieraliśmy, bo wyszło słońce. :)
Oczywiście trzeba było też uzupełnić utracone mikroelementy; niestety Justa nie mogła, bo była kierowniczką ;)













Czas pomału zaczął nas gonić (nigdy więcej takiego leniuchowania!), więc wybraliśmy drogę powrotną w stronę Jakuszyc.
A miał być jeszcze Świeradów i Singeltrek pode Smrkem... Przynajmniej jest opcja na jakiś kolejny wyjazd :)

Spod Chatki Górzystów ruszyliśmy żółtym szlakiem (Siną Drogą) w stronę Jagnięcego Jaru. Tam odbiliśmy na czerwony rowerowy i w pobliżu Złotej Jamy wskoczyliśmy na niebieski szlak (Konną Ścieżkę).
Na tym etapie było już bardziej górsko, bardziej MTB, bardziej technicznie i nawet "north shore" się znalazł! :)

















Tym sposobem dojechaliśmy do Rozdroża pod Cichą Równią.







Krótka przerwa na fajeczkę...





I załamka, bo Jakuszyce niedaleko i trzeba wracać...



Po chwili zjazdu znaleźliśmy się znów na parkingu. Pakowanie i czas do domu...



Jak widać Justyna bardzo się przyzwyczaiła do roweru; z resztą to nie ważne, jaka kierownica ;)




Wyjazd, choć krótki, to bardzo udany. Nie były to Beskidy czy Bieszczady, ale Izery (tak samo, jak Kotlina Kłodzka) są bardzo piękne, a do tego stosunkowo blisko. Przy odpowiednim doborze trasy można też zaliczyć jazdy w stylu pure enduro :)
I, jak zawsze, żal było wracać...



Komentarze
Ciacho1985
| 19:08 niedziela, 19 maja 2013 | linkuj A po co karimata? Tylko zajmuje miejsce :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa biepo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter