Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 6.46km
  • Teren 6.46km
  • Czas 00:32
  • VAVG 12.11km/h
  • VMAX 32.30km/h
  • Kalorie 67kcal
  • Podjazdy 210m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Enduro po Kotlinie Kłodzkiej; dzień pierwszy.

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 0

Mieliśmy wyjechać o ósmej pociągiem do Barda, ale trochę przyspaliśmy. Wszystko przez Magdę, która cieszyła się białymi, włochatymi jajkami Czesława ;)
Pozostała nam jeszcze opcja pociągiem po dziesiątej i przed trzynastą... W końcu nic nas nie goniło ;)
Wiadomo, że najlepsze pomysły wpadają do głowy w połowie przy piwie, a w połowie na . ">tronie:)
Tak więc w trakcie porannego posiedzenia wymyśliłem, żeby jednak pojechać... autem. Oczywiście z rowerami.
Trasę przecież zawsze można modyfikować w trakcie jazdy, tym bardziej, że nie mieliśmy jej sztywno ustalonej.
Zapakowaliśmy więc rowery do Skodziny i ruszyliśmy chwilę przed dwunastą. Nie do Barda, a do Kłodzka, gdzie zaplanowaliśmy porzucić auto na cztery dni.

Pomysł dojazdu autem okazał się stuprocentowo trafiony, bo zaraz po wyjeździe z Wrocławia rozpadało się na dobre. Ponoć tak miało być przez cały weekend...





W deszczu dojechaliśmy do Kłodzka, gdzie zrobiliśmy obowiązkowy przystanek pod Makiem ;)
Tam zerknąłem na mapę i w głowie zaczął się tlić nowy plan... Po co zostawiać auto w Kłodzku , skoro można pojechać nim dalej, w jakieś bardziej urokliwe miejsce... Padło na Spaloną, a konkretniej na Schronisko "Jagodna". :)

Przejechaliśmy przez Bystrzycę Kłodzką, zatrzymaliśmy się w Starej Bystrzycy przy sklepie, ale nie było w nim nic ciekawego, jeżeli chodzi o procenty, więc pojechaliśmy dalej do Spalonej, z nadzieją, że tam będzie jeszcze czynny jakiś sklep.
Trochę pod góręi "meldujemy" się w "Jagodnej" :)









Na miejscu okazało się, że Spalonej coś takiego jak sklep zwyczajnie nie istnieje i jesteśmy trochę w czarnej dupie, bo bez alkoholu na wieczór ;)
Jakimś cudem udało mi się namówić Justynę, żeby zjechała rowerem do Starej Bystrzycy do tamtego sklepu, bo podjazdy lepiej jej idą niż mi, a to przecież "niedaleko"...
W końcu się zgodziła i ruszyła. Ja w tym czasie wypakowałem plecak, trochę go przegrupowałem, wypiłem dwa piwka, zapoznałem kilka osób, spotkałem znajomego Andrzeja- kooperanta z poprzedniej firmy i zająłem się kontemplacją mapy i obmyślaniem trasy.



Po godzinie Justyna wróciła. Cała przemoczona, bo w międzyczasie zaczęło padać... Z "niedaleko" wyszło 9,3km zjazdu ityle samo podjazdu...
W sumie, gdybym wiedział, że to aż tyle, to bymjej nie puścił. W każdym razie szacun wielki i wdzięczność dozgonna za uratowanie wieczoru! :)
Na całe szczęście spotkała po drodze (i na drodze) owce, które dały się wygłaskać i całe wkurwienie na mnie zeszło momentalnie. ;)





Przemoczone na wstępie ciuchy od razu poszły na grzejnik.



Ponieważ rozpadało się na dobre nie było co ruszać gdziekolwiek... Rozsgościliśmy się więc w schronisku i czekaliśmy na jakieś okienko pogodowe ;)







W końcu trochę się przetarło,padać przestało, jedynie co, to zrobiła się mgła, więc można było ruszać.





Plan na dziś był w miarę luźny- wyjechać na szlak i zdobyć trzy szczyty: Sasin, Sasankę i Jagodną.
Przez mgłę trochę nam nie wyszło ;)





W pewnym momencie trzeba było odbić w lewo, a my pojechaliśmy prosto. Ale nic to, przygodo trwaj! :)
Zrobiło się dość późno, więc zboczyliśmy ze szlaku, żeby szukać miejsca na rozbicie namiotu.







W końcu się udało. W pięknych, malowniczych okolicznościach przyrody. :)







Pozostało rozbić namiot i nazbierać drewna na ognisko.

"Tu narazie jest ścernisko..."



... ale będzie namiocisko! ;)



Oczywiście nie można zapomnieć o bardzo ważnym elemencie każdej wycieczki, jakim jest zwycięskie piwo wieńczące dzień. ;)



Drewno nazbierane i naszykowane. Niestety cholernie mokre, więc ognisko stanęło pod wielkim znakiem zapytania...



Jednak nie takie rzeczy się w życiu robiło i po chwili był już zalązek ognia! :)





Z czasem zaczęło rosnąć...



... aż w końcu przybrało odpowiedni rozmiar. :)



Justyna trochę słabo się czuła; wiadomo, że na przeziębienie nie ma nic lepszego niż Fervex popijany wiśniówką. Albo odwrotnie. ;)



Pozostało jeszcze zjeść PYSZNĄ (!) kolację...





... umyć naczynia...



... i mogliśmy zająć się sobą. :)





Znów zaczęło padać, zrobiło się chłodno, więc ulokowaliśmy się w namiocie.



Kuchnia została na zewnątrz, żeby nie przyciągnąć jakiegoś leśnego zwierza do namiotu ;)



Przy okazji- nikt na świecie nie ma tak zajebistej karty, jak ja! :D







W ciągu dnia, jeszcze w "Jagodnej" wpadliśmy na pomysł, że trzeba będzie otworzyć gdzieś w górach własne, klimatyczne schronisko. Z kotami, psiakiem, gitarą...

Mimo, że plan minimum nie został osiągnięty, to dzień bardzo udany, a Justyna mega zajebiście szczęśliwa. I o to chodzi! :)

Dane Justyny:
Kilometry: 24,9 (6,46 w terenie);
Maksymalna: 42km/ h;
Czas: 1h 38' 16";
KCal: 656;

:)



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa cyowe
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Flag Counter