Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2011

Dystans całkowity:111.09 km (w terenie 18.00 km; 16.20%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:55.55 km
Więcej statystyk

Przełęcz Okraj, dzień 2.

Niedziela, 9 października 2011 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

Rano wstajemy- śnieg.
Śniadanie, ogarnięcie się i dalej w drogę.
Miał być powrót do Wrocławia na kole, ale ze względu na ciągły deszcz, okrajamy trasę tak, żeby tylko dostać się do najbliższej miejscowości, z której odjeżdżają pociągi do Wrocławia...
Suszyliśmy się cały wieczór, całą noc... A po sześciokilometrowym zjeździe z Przełęczy znów cali mokrzy... Na nogach radziecki gore- tex, czyli worki na skarpetki, to w buta i buta w worek znów. Choć tyle "suchego"...

Fartem trafiamy na pociąg.

Wycieczka miała być blisko 100km dłuższa, ale przez aurę wyszło, jak wyszło.
Mimo wszystko zapadła w pamięci, bo fajnie bylo :)
Kategoria Rowersi, Góry


Przełęcz Okraj, dzień 1.

Sobota, 8 października 2011 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

Ekipa: Ja, Herbic, Mateusz, Młody i Pepol.
Z Wrocławia Głównego do Wałbrzycha Szczawienko PKP.
Z Wałbrzycha jedziemy na zamek Książ. Tam zaczyna padać i tak już będzie właściwie do końca wyjazdu...
Ze względu na deszcz trasę skracamy do minimum, byle dotrzeć na Okraj. Każdy totalnie przemoczony, przemarznięty...
Podczas podjazdu na Przełęcz dodatkowo pojawia się deszcz ze śniegiem (ej, w październiku?!)...
Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek zmarzły mi tak dłonie.
Od tego wyjazdu ZAWSZE, choćby w lecie i nad morze, wożę ze sobą ciepłą czapkę i rękawiczki. Uraz taki ;)

W schronisku względnie się suszymy, przebieramy w to pozostało suche i idziemy na obiadokolację do Czech.

Wieczorem ognicho w kominku. Piwko, winko, suszenia się ciąg dalszy...
Chłopaki idą spać do pokoju, ja integruję się z ekipą ze Świdnicy. Alkohol jakby się nie kończy, ciągle nam mało, w końcu nokautujemy się wzajemnie.
To, że kluby piłkarskie mają zgody i kosy, to wiedziałem od dawna. Ale żeby miasto z miastem...?
Tam dowiedziałem się, że Wałbrzych ma kosę ze Świdnicą. No i ciężko było mi powiedzieć, że lubię Świdnicę, choć wolę Wałbrzych... ;)
Kategoria Rowersi, Góry


Flag Counter