Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2012

Dystans całkowity:187.45 km (w terenie 85.00 km; 45.35%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:93.72 km
Więcej statystyk
  • DST 99.45km
  • Teren 30.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dolina Baryczy; dej tu.

Niedziela, 25 marca 2012 · dodano: 20.07.2012 | Komentarze 0

… jednak, gdy rano otwieram oko i widzę szron (!) na trawie, to momentalnie robi mi się chłodno.
Przezornie nie ubrałem wszystkich ciepłych rzeczy; wyciągam więc z plecaka to, co zostało i za chwilę znów jest fajnie.
Szybkie śniadanie, kawki, herbatki, pakowanie się i dalej w drogę.
Po niespełna pięciu kilometrach Roman stwierdza, że wszystko go boli, że nie da rady, dzwoni po żonę i wraca do Milicza na transport autem do Wrocka.

Zostaje nas czterech, ale w pewnym momencie Młody obiera kierunek na Poznań, żeby złapać pociąg do Piły, więc resztę trasy jedziemy w trzech.

Po opuszczeniu Doliny, gdzie królowały szutry i laski, wjeżdżamy na asfalt i tak jedziemy prawie aż do Wrocławia.
Robimy, klasyczny już, podjazd i zjazd w Zawonii. Straszymy Roberta, że nie da rady, ale nie jest tak źle. Podjeżdża całość.
Ja całość podjazdu, pierwszy raz, pokonuję z blatu, mijając po drodze Herbica.
Niedługo potem wjeżdżamy do Wrocławia.

Z wycieczki do Doliny Baryczy zrobił się chyba taki wczesno- wiosenny klasyk.
W zeszłym roku z Herbicem i Rafikem w kwietniu, w tym roku większą ekipą, z noclegiem prawie pod chmurą…
W przyszłym może będzie więcej ludzi i z dwoma noclegami…? :)
W każdym razie wycieczka na początek sezonu świetna. Niby nudna, ale trochę terenu jest, lasy, mnóstwo ptactwa, budząca się przyroda…
Coś pięknego! :)




















  • DST 88.00km
  • Teren 55.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dolina Baryczy; dej łan.

Sobota, 24 marca 2012 · dodano: 20.07.2012 | Komentarze 0

Spotykamy się w sobotę nad ranem przy Tymczasowym Dworcu PKP. Riderów jest początkowo pięciu- ja, Robert, Roman, Herbic i Marek.
Podróż upływa na gadaniu o rzeczach ważnych i mniej ważnych; czyli kto gdzie i ile ostatnio wykręcił, o częściach, zdobytych podjazdach itp., a reszta, to typowe pieprzenie o „dupie Maryni”.
Dojeżdżamy do Żmigrodu, gdzie pociągiem z Poznania, ma dołączyć Młody.
Mamy jeszcze trochę czasu, więc robimy partol obywatelski po mieście i wracamy na dworzec. Szybko ruszamy z miasta i wjeżdżamy w samą dolinę.
Tomek, nasz główny nawigator wykorzystuje znajomość miejsca tak, żeby unikać asfaltu, więc w większości śmigamy leśnymi drogami, skuterkiem…
Marek planuje tego samego dnia planuje wracać do Wrocławia, więc ma skromny plecaczek.
Młody z Herbicem, to sakwiarze, ja wiecznie z garbem na plecach… Roman z Robertem wyruszli w pierwszy „poważniejszy” trip i popakowali się, z wielką przesadą, w plecaki. Przesadzili grubo, ale o tym jeszcze później.

Nie mamy namiotu, niczego. Same śpiwory i karimaty. A jest marzec, więc noce i poranki dość chłodne jeszcze.
Nie wiemy, gdzie spać, więc Herbic wpada na pomysł, że możemy przekimać w „takim miejscu, gdzie myśliwi organizują sobie ogniska itd.”. Czyli wszystko jasne.
Wydaje mu się, że to nad Jeziorem Jan, no ale pewny nie jest. Czyli robi się ciekawiej.
W każdym razie kierujemy się w stronę owego jeziora…

Romek pomału umiera pod ciężarem plecaka (po co mu te krótkofalówki i reszta niepotrzebnych gratów ?!)… Robert przesadził z pojemnością plecaka- turystyczne 75l- no i z bagażem również… Na usprawiedliwienie ma to, że wiezie moje piwa, bo ja już nie zmieściłem ;) Stęka, zwalnia, zostaje w tyle, ale daje radę i dojeżdża.

Pierwszy na „melinę” zajechał Młody, na przełaju. Ja zaraz po nim. Po kilku minutach Robercik, a na samym końcu Romek i Herbic, który go asystował, żeby w ogóle dojechał.

Rozkładamy się, zbieramy drewno do „kominka”, jemy grubą kolację.
Wczesny miesiąc, więc wcześnie robi się ciemno. Mamy to szczęście, że niebo bezchmurne, Herbic ma lornetkę, więc wylegamy na trawę leżeć i oglądać gwiazdy, plejady i inne planety. Oglądanie umilają nam opowieści Herbica o niebie. Zna się na rzeczy, choć nie wiem, skąd on to wszystko wie.

Pora spać, bo rano czeka nas dalsze zwiedzanie Doliny i powrót na kole do Wrocławia.

Wszyscy, poza mną i Robertem kładą się na drewnianych ławkach, my wybieramy drewniany podest…
Karimata, śpiwór, jest dobrze. Czapka na głowie (od Okraju obowiązkowa!), buff, polar i jest komfortowo…






























Flag Counter