Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2013

Dystans całkowity:517.33 km (w terenie 99.10 km; 19.16%)
Czas w ruchu:24:00
Średnia prędkość:15.76 km/h
Maksymalna prędkość:58.79 km/h
Suma podjazdów:2117 m
Suma kalorii:17157 kcal
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:17.24 km i 1h 24m
Więcej statystyk
  • DST 23.79km
  • Teren 8.00km
  • Czas 01:33
  • VAVG 15.35km/h
  • VMAX 32.66km/h
  • Kalorie 2766kcal
  • Podjazdy 13m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Las Pilczycki.

Poniedziałek, 21 października 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0

Po południu odwiozłem Jutynkę do pracy, a potem pojechałem do Lasu Pilczyckiego, gdzie naprawdę długo mnie nie było...


































Ty42- 24.

Niedziela, 20 października 2013 · dodano: 21.10.2013 | Komentarze 4

Stoi na stacji lokomotywa,
Ciężka, ogromna i pot z niej spływa:
Tłusta oliwa.


Stoi i sapie, dyszy i dmucha,
Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha:
Uch - jak gorąco!
Puff - jak gorąco!
Uff - jak gorąco!
Wagony do niej podoczepiali
Wielkie i ciężkie, z żelaza, stali,
I pełno ludzi w każdym wagonie,

A w jednym krowy, a w drugim konie,
A w trzecim siedzą same grubasy,
Siedzą i jedzą tłuste kiełbasy,
A czwarty wagon pełen bananów,
A w piątym stoi sześć fortepianów,
W szóstym armata - o! jaka wielka!
Pod każdym kołem żelazna belka!
W siódmym dębowe stoły i szafy,
W ósmym słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy,
W dziewiątym - same tuczone świnie,
W dziesiątym - kufry, paki i skrzynie,
A tych wagonów jest ze czterdzieści,
Sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści.
Lecz choćby przyszło tysiąc atletów
I każdy zjadłby tysiąc kotletów,
I każdy nie wiem jak się wytężał,
To nie udźwigną, taki to ciężar.
Nagle - gwizd!
Nagle - świst!
Para - buch!
Koła - w ruch!


Najpierw -- powoli -- jak żółw -- ociężale,
Ruszyła -- maszyna -- po szynach -- ospale,
Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem,
I kręci się, kręci się koło za kołem,
I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
I dudni, i stuka, łomoce i pędzi,
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most,
Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las,
I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas,
Do taktu turkoce i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to , tak to to, tak to to.
Gładko tak, lekko tak toczy się w dal,
Jak gdyby to była piłeczka, nie stal,
Nie ciężka maszyna, zziajana, zdyszana,
Lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana.


A skądże to, jakże to, czemu tak gna?
A co to to, co to to, kto to tak pcha,
Że pędzi, że wali, że bucha buch, buch?
To para gorąca wprawiła to w ruch,
To para, co z kotła rurami do tłoków,
A tłoki ruszają z dwóch boków
I gnają, i pchają, i pociąg się toczy,
Bo para te tłoki wciąż tłoczy i tłoczy,
I koła turkocą, i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!...



Infopunkt Nadodrze zorganizował przejazd pociągiem, który ciągnęła zabytkowa lokomotywa Ty42- 24.
Ponieważ bardzo lubię wszelkiego rodzaju lokomotywy, parowozy, wagony i wszystko co z koleją związane- żal było się nie wybrać :)

Chętnych było sporo, niestety głównie głośne dzieciaki... ;)















Z Dworca Nadodrze dojechaliśmy niopodal Sołtysowic, gdzie tory umożliwiały nawrotkę. I z powrotem na Nadodrze...



















My byliśmy w niedzielę i poza samym przejazdem nie było żadnych atrakcji; w sobotę w przejazdach uczestniczyła grupa rekonstrukcyjna Festung Breslau.

Sam przejazd może nie był czymś nadzwyczajnym, ale widok takiej maszyny jest conajmniej ciekawy i niecodzienny. :)


Potem do Mamy na obiad i miała być przejażdżka, ale nie do końca wiedzieliśmy, gdzie chcemy jechać... Padło więc na to, żeby pojechać na dach Renomy, żeby przy piwku oglądać zachód słońca.
Z planu wyszło tylko piwo, bo- jak na złość- niebo spowiły gęste chmury...



Wracając do domu stwierdziliśmy, że mamy ochotę na Dwa Smoki, ale nie mogliśmy ich znaleźć w sklepie. Wróciliśmy do domu, przebraliśmy się i pojechaliśmy do Szynkarni na to przezacne piwo :)
W międzyczasie pojawił się Dżimmi, więc pobyt ciut się przeciągnął ;)


...

Sobota, 19 października 2013 · dodano: 20.10.2013 | Komentarze 0

Na piwko z Basem i Asią.



A gdy tylko otworzy się naszą walizkę z mapami i przewodnikami, zawsze musi pojawić się któryś z kotów... ;)



  • DST 26.97km
  • Teren 13.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 17.59km/h
  • VMAX 31.58km/h
  • Kalorie 1054kcal
  • Podjazdy 130m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przejażdżka.

Sobota, 19 października 2013 · dodano: 20.10.2013 | Komentarze 0

Miały być Sowie, ale rano źle się czułem i nie pojechałem. Jak ból brzucha przeszedł, to wyszedłem trochę pokręcić, tak na spokojnie.

Było Kilimandżaro...



... trochę wałów...





... i trochę miasta. W końcu zobaczyłem Polinkę :)







Potem po Justynkę na uczelnię i razem wróciliśmy do domu.


...

Piątek, 18 października 2013 · dodano: 19.10.2013 | Komentarze 0

Z Teamem na piwo wieńczące sezon startowy 2013. ;)


  • DST 28.46km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:24
  • VAVG 20.33km/h
  • VMAX 33.52km/h
  • Kalorie 1000kcal
  • Podjazdy 33m
  • Aktywność Jazda na rowerze

W swoim żywiole! :)

Czwartek, 17 października 2013 · dodano: 18.10.2013 | Komentarze 3

Robertowi posypały się łożyska w wahaczu- wszystko strzelało, a do tego pojawiły się spore luzy.
Chwilowo bezrobotny jestem, więc z chęcią podjąłem się naprawy i wymiany :)

Wszystko metodą domową, niestety, ale przypomniałem sobie dawne czasy, kiedy w domu u mamy rozstawiałęm narzędzia na podłodze i rozierałem rower na części... ;)

Najpierw wszystko rozkręciłem.







Okazało się, że w łącznikach są po dwa łożyska na stronę, a nie po jednym,co trochę skomplikowało sytuację, bo miałem tylko siedem łożysk na wymianę (zasugerowałem się Robertem, który mówił, że potrzebne będzie sześć...), ale o tym za chwilę...



Rozkręciłem wszystkie elementy wahacza, żeby w domowo- polowych warunkach łatwiej się wybijało stare łożyska...









pozostało oczyścić otwory na łożyska ze wszystkich wiórków i zadziorków i można wbijać nowe.







Tak, jak pisałem wcześniej- do wymiany było osiem łożysk, a ja dysponowałem jedynie siedmioma; wybrałem więc najbardziej rześkie (bez luzów) z tych starych, rozebrałem, wyczyściłem i nasmarowałem...



... i wbiłem je tam, gdzie dwa pracują obok siebie- przy takim układzie wszystko powinno normalnie hulać.

Po nabiciu wszystkich łożysk poczyściłem dokłądne wszystkie elementy, łącznie ze śrubami i aluminiowymi tulejkami, posmarowałem gwinty i przystąpiłem do skręcania całego układu.







Na koniec pozostało przykręcić i wyregulować tylną przerzutkę, którą musiałem zdemontować, żeby ułatwić sobie dojście do niektórych łożysk. Rob nie dał mi siodełka do roweru, a brak stojaka wcale nie ułatwiał zadania ;)

Voilà! Sztywno, cicho i bez luzów :)





Oglądałem dziś kolekcję Canyona na rok 2014 i jestem trochę rozczarowany tym, że ewidentnie widać, iż kolejny producent pomału, ale konsekwentnie odchodzi od dwudziestosześcio calowych kół... W segmencie all mountain/ enduro są bodajże dwa modele na tradycyjnych kołach, a większość do 29" lub 27,5"... Dziwna ta moda, ale wiadomo- zawsze trzeba wprowadzać coś nowego, kasa musi się kręcić...
Obawiam się, że jak kiedyś będę chciał wymienić mojego Canyona na nowyszy model, to pozostaną tłentynajnery ze skokiem sto dwadzieścia milimetrów, albo dwadzieścia siedem i pół cala.
Bardzo słabo.

Miało też być o butach i Holuxie.
Na pierwszy ogień idą Shimano SH-MT91:

Obecnie butów używam jako podstawowych- do chodzenia po mieście, do jazdy na rowerze i wypadów poza miasto.
Początkowo, zanim jeszcze przykręciłem bloki przytrafił się pieszy wypad na Ślężę. Były kamienie, szutry, asfalty i tym podobne sprawy...
But świetnie trzyma się stopy, jednak nie można zbyt mocno zaciskać sznurówek, bo ugniata podbicie (może to dlatego, że mam je dość wysokie). Po zejściu z góry nogi bolały niemiłosiernie, ale to raczej sprawa mojego nieprzyzwyczajenia do chodzenia...
Po całodniowym chodzeniu dało się "czuć" skarpetę, ale to raczej wina zastosowanego materiału samej skarpetki. Inne skarpetki fiołkami oczywiście nie pachniały, jednak nie było tragedii. Oddychaloność jest więc na dość wysokim poziomie. Właściwie, to na najwyższym ze wszystkich moich dotychczasowych butów.
W trakcie chodzenia po mieście uważam, że są to jedne z wygodniejszych butów, jakie miałem i szczerze przekonałem się do podeszwy Vibram. Nie ściera się za szybko, do tego- mimo usztywninego miejsca na przykręcenie bloków- fajnie amortyzuje. Jest po prostu wygodnie.
Do tego są ciepłe, ale nie za bardzo- po prostu komfortowe.
Trochę obawiałem się przykręcenia bloków, żey nie tracić ich właściwości trakcyjnych podczas chodzenia. I tu jednak spotkało mnie miłe zaskoczenie. Przykręcone bloki zupełnie nie przeszkadzają w chodzeniu- nie stukają, nie haczą; są, ale tak, jakby ich nie było. Jest to pewnie kwestia czasu ,kiedy podeszwa w tym miejscu się zetrze i odsłoni blok, ale póki co jest w porządku.
Dodatkowo, pomimo "zasłonięcia" bloku, to nie ma problemu z wpinaniem się i wypinaniem z pedałów.
czyli kolejny plus.
Przy okazji ostatniego wyjazdu w Izery mogłem je przetestować w terenie rowerowo i pieszo, w słońcu i deszczu, w cieple i w zimnie.
Rowerowo spisują się świetnie, nie czuć wielkiej różnicy w sztywności pomiędzy topowymi modelami sportowo- wyścigowymi. Jednak piszę to ja, jako zawodnik- amator, a bardziej, jako turysta rowerowy. Moje oczekiwania te buty w pełni spełniły :)
W butach, podczas jazdy, jest ciepło- nie czuć wiatru, stopa nie przegrzewa się, czuć, że oddycha. Podczas przejazdów przez mniejsze kałuże w bucie nadal jest sucho i komfortowo.
Problem pojawił się podczas powrotu w nocy w ulewnym deszczu, kiedy woda nalała się do środka od... góry. Było to nieuniknione w przypadku jazdy w spodniach wąskich i sięgających do kostki. Mimo tego, że w bucie woda stała, to nadal miałem wrażenie, że jest to najcieplejsza część odzieży (obuwia? ;)), jaką miałem na sobie.
Po powrocie do schroniska i wyjęciu wkładki- przy marudzeniu współlokatorów- ostentacyjnie wylałem wodę ze środka na dywan, i położyłem buty na kaloryferze. Rano wierzchnia warstwa była nieco wilgotna (wnioskując po kolorze brązowym, który z jasnego zamienił się na ciemny), za to środek buta był całkowicie suchy (ku mojej i Justynki uciesze!). Włożyliśmy wkładki i można było dalej jechać.
Dodam, że były to chyba najsuchsze buty rano, po nocnej jeździe w deszczu, a przekrój butów uczestników wypadu był naprawdę spory...
Nie mniej jednak to wlanie się wody od góry trochę mnie martwi, bo pod namiotem ciężko będzie o kaloryfer, a suszenie przy ognisku może zniszczyć GoreTex...
Kolejnym "minusem" jest gumowo- platikowa "nakładka" na gumkę na języku (chyba po to, żeby sznurówka nie niszczyła języka...?), którą zgubiłem po dwóch dniach posiadania butów, w Warszawie, a Justa prawie zapodziała jedną swoją w restauracji w Jizerce...
Plusem, zauważonym przez Justynkę, która miała problemy z achillesami jest to, że są- jak to nazwała- achilles friendly. Wycięcie z tyłu pozwala na swobodę ruchów stopy w każdym kierunku nie obciążając ścięgien.
Zarówno dla mnie, jak i dla Justyny są naprawdę dobre i funkcjonalne. Wygodne do chodzenia i do jeżdżenia. Szukaliśmy butów, które spełnią nasze oczekiwania i wymagania, zarówno do chodzenia, jak i jeżdżnia po górach i te takie właśnie są- fantastyczne.
Ciężko znaleźć alternatywę, a przeszukałem pół, jeżeli nie cały Internet... No, przynajmniej w tej cenie. Co prawda- nie jest za niska, ale jednak ma się za nią buty do chodzenia i do jeżdżenia na naprawdę wysokim poziomie.
Lepsze to, niż kupno butów na rower (bez "plastikowej", sportowej podeszwy), w których nie da się chodzić z rowerem (no, nie wszystko da się podjechać, pojechać ;)) i bez po górkach i nie tylko.
Dla mnie, póki co, ich jedynym i podstawowym minusem jest to, że woda, która wlała się od góry, została w bucie i dopiero po zdjęciu buta i jej wylaniu udało się jej pozbyć. W dotychczasowych moich butach rowerowych i rowerowo- turystycznych woda najczęściej uciekała przez dziurki do mocowania bloków.
Tamtędy też się wlewała.
W tych tego nie ma, więc to taki trochę minus, ale in plus. ;)
Zobaczymy, co będzie dalej, choć dla mnie ważne jest to, że moje zdanie na temat tych butów podziela również Justynka :)


I słów kilka o dżipiesie Holux'a GPSport 260:

Wypad w Izery za mną, więc mogę się podzielić kilkoma praktycznymi spostrzeżeniami nt. Holux'a.
Wbrew temu, co pisałem początkowo uchwyt jednak wylądował na kierownicy ;)
Pomimo tego, że wygląda bardzo słabo, to spełnia swoją funkcję i trzyma urządzenie dość stabilnie. Nawet podczas szybkich zjazdów i skoków przez rynienki wszystko się trzymało tak, jak powinno.
Minus jest taki, że strasznie pochłania uwagę ;) Ale przynajmniej jest się czym bawić na długich, nudnych podjazdach ;)
Wyświetlacz, mimo, że nie duży, to jest czytelny, bez problemu można odczytać dane dane podczas jazdy. Przełączanie funkcji podczas jazdy i podczas postojów jest niewygodne bez względu na to czy ma się na dłoniach rękawiczki czy też nie.
Jeżeli o mnie chodzi, to najfajniejszą funkcją- poza zapisem śladu- jest wyświetlanie aktualnego nachylenia terenu w procentach oraz wysokościomierz. Resztę, jak prędkość aktualną, średnią czy maksymalną oraz dystans zczytuję z licznika. Z resztą te prędkości na liczniku i urządzeniu nie zawsze się pokrywają. Przy mniejszych prędkościach różnica jest spora- około 2km/ h; zmniejsza się wraz ze wzrostem prędkości (powyżej 20km/ h róznica, to <1km/ h).
Sygnału GPS nie zgubił ani razu, a włączając go na otwartej przestrzeni łapie go bardzo szybko (w porównianiu do telefonowych GPSów).
Według założeń producenta bateria powinna wytrzymać minimum szesnaście godzin ciągłej pracy. W praktyce wyglądało to tak: dzień pierwszy, około 45 minut pracy; dzień drugi, około 12 godzin pracy; dzień trzeci, około godziny pracy i bateria padła. W międzyczasie w schronisku kilkukrotnie był uruchamiany i wyłączany, co pochłania najwięcej mocy baterii.
Ogólnie jestem zadowolony. Chyba jednak na dłuższe wypady z namiotem skuszę się na jakiś PowerBank- początkowo sceptycznie do tego podchodziłem, ale w Izerach Robercik miał takie ustrojstwo i chyba się przekonałem. ;)
Powrót do schroniska w deszczu- woda lała się na niego z góry i spod kół i nic się nie stało- wszystko działa, jak powinno (deszcz i chłód też zapewne miał wpływ na trzymanie baterii).
Po poworcie i zrzuceniu danych na kompa wszystko jest jasne i czytelne. Można bez problemu zapisać .gpx i potem wrzucić go na SportTracker'a, Endomondo, GPSies lub inne dziadostwo :)
Zadowolony jestem bardzo! :)



A w sobotę Justka ma szkołę, a ja z chłopakami jedziemy poszaleć w Górach Sowich :)


  • DST 13.10km
  • Czas 00:48
  • VAVG 16.38km/h
  • VMAX 32.11km/h
  • Kalorie 458kcal
  • Podjazdy 13m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Środa, 16 października 2013 · dodano: 17.10.2013 | Komentarze 0

Po Justę do pracy, powrót przez Osobowice.


...

Wtorek, 15 października 2013 · dodano: 16.10.2013 | Komentarze 0



Po mieście.

Poniedziałek, 14 października 2013 · dodano: 15.10.2013 | Komentarze 0

Rano na śniadanie do Central Cafe na bajgle i kawę, gdzie przy podaniu hasła "Rowerowy Wrocław" można było dostać takie o koszulki:



:)

Potem na zakupy.


  • DST 14.43km
  • Teren 14.43km
  • Czas 01:22
  • VAVG 10.56km/h
  • VMAX 44.52km/h
  • Podjazdy 233m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

III Jesienny Rajd Rowersów- Góry Izerskie; dzień trzeci.

Niedziela, 13 października 2013 · dodano: 14.10.2013 | Komentarze 0

Trzeci, ostatni dzień.
Ekipa trochę się rozjechała- dwójka pojechała dalej, zaplanowaną przez Herbica trasą w stronę Wałbrzycha, część wróciła na pociąg do Jeleniej Góry, a cała piątkowa dziewiątka została jeszcze w schronisku.
Trochę ogarnęliśmy pokoje, dopakowaliśmy się i ruszyliśmy w stronę Chatki Górzystów na naleśniki :)
Było dość wilgotno i bardzo mgliście...



Tym razem postanowiłem nie słuchać pani i wziąłem sobie dużego naleśnika. Ponoć miałem nie dać rady...





Ze smakiem wciągnąłem całego, a do tego zjadłem jeszcze zupę jarzynową. Również bardzo smaczną :)

Przed Chatką pożegnaliśmy się z Małpą, Robem i Żwawym, którzy przez Wysoki Kamień chcieli dostać się do Szklarskiej Poręby, gdzie zostawili auto, a ja, Justka, Kaśka, Maciek, Młody i Miazguś wróciliśmy tą samą drogą do Orle; potem pod górę czerwonym szlakiem do Jakuszyc.
Zapakowaliśmy rowery, pożegnaliśmy się z ekipą pilsko- warszawską i ruszyliśmy w stronę Wrocławia. Na prawie pustym baku, bez kluczyków do wlewu...

Tym samym trzeci jesienny rajd rowerowy został zakończony.
Za pierwszym razem było sześć osób, za drugim trzynaście, a teraz zebrała się nas szesnastka; do tego grono powiększyło się o dwie dziewczyny, reprezentanta stolicy i reprezentantkę Bierunia :)
Do tej pory był rajd na Przełęcz Okraj, ale jazda po Izerach też okazała się fajna, choć można było więcej pojeździć ;)
Następny rajd już za rok! :)



Flag Counter