Info

Więcej o mnie.















Moje rowery
Archiwum bloga
- 2025, Maj7 - 6
- 2025, Kwiecień10 - 8
- 2025, Marzec8 - 2
- 2025, Luty12 - 7
- 2025, Styczeń10 - 2
- 2024, Grudzień1 - 1
- 2024, Listopad8 - 5
- 2024, Październik15 - 11
- 2024, Wrzesień10 - 8
- 2024, Sierpień6 - 4
- 2024, Lipiec6 - 5
- 2024, Czerwiec3 - 3
- 2024, Maj9 - 7
- 2024, Kwiecień9 - 1
- 2024, Marzec10 - 5
- 2024, Luty2 - 2
- 2024, Styczeń3 - 1
- 2023, Grudzień3 - 1
- 2023, Listopad2 - 0
- 2023, Październik2 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 4
- 2023, Sierpień4 - 0
- 2023, Lipiec5 - 0
- 2023, Czerwiec1 - 0
- 2023, Maj2 - 0
- 2023, Kwiecień3 - 0
- 2023, Marzec5 - 0
- 2023, Luty5 - 0
- 2023, Styczeń4 - 0
- 2022, Grudzień3 - 0
- 2022, Listopad2 - 0
- 2022, Październik4 - 0
- 2022, Wrzesień5 - 0
- 2022, Sierpień4 - 0
- 2022, Lipiec4 - 3
- 2022, Czerwiec13 - 8
- 2022, Maj10 - 8
- 2022, Kwiecień5 - 5
- 2022, Marzec6 - 2
- 2022, Luty2 - 2
- 2022, Styczeń2 - 1
- 2021, Grudzień5 - 1
- 2021, Listopad6 - 1
- 2021, Październik5 - 2
- 2021, Wrzesień7 - 0
- 2021, Sierpień5 - 2
- 2021, Lipiec2 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 6
- 2021, Maj4 - 8
- 2021, Kwiecień6 - 11
- 2021, Luty1 - 1
- 2021, Styczeń2 - 3
- 2020, Grudzień4 - 7
- 2020, Listopad4 - 1
- 2020, Październik1 - 1
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień9 - 8
- 2020, Lipiec5 - 0
- 2020, Czerwiec7 - 5
- 2020, Maj5 - 4
- 2020, Kwiecień4 - 0
- 2020, Marzec22 - 11
- 2020, Luty37 - 11
- 2020, Styczeń40 - 20
- 2019, Grudzień34 - 8
- 2019, Listopad41 - 0
- 2019, Październik40 - 2
- 2019, Wrzesień42 - 3
- 2019, Sierpień28 - 0
- 2019, Lipiec50 - 9
- 2019, Czerwiec35 - 0
- 2019, Maj36 - 3
- 2019, Kwiecień34 - 4
- 2018, Grudzień6 - 0
- 2018, Listopad12 - 2
- 2018, Październik16 - 0
- 2018, Wrzesień22 - 0
- 2018, Sierpień16 - 0
- 2018, Lipiec21 - 0
- 2018, Czerwiec23 - 0
- 2018, Maj17 - 11
- 2018, Kwiecień29 - 6
- 2018, Marzec25 - 0
- 2018, Luty30 - 6
- 2018, Styczeń29 - 6
- 2017, Grudzień27 - 0
- 2017, Listopad23 - 0
- 2017, Październik19 - 2
- 2017, Wrzesień25 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec26 - 3
- 2017, Czerwiec32 - 4
- 2017, Maj30 - 2
- 2017, Kwiecień36 - 0
- 2017, Marzec30 - 0
- 2017, Luty21 - 2
- 2017, Styczeń21 - 1
- 2016, Grudzień24 - 1
- 2016, Listopad25 - 4
- 2016, Październik29 - 0
- 2016, Wrzesień31 - 6
- 2016, Sierpień28 - 3
- 2016, Lipiec35 - 2
- 2016, Czerwiec32 - 2
- 2016, Maj45 - 2
- 2016, Kwiecień32 - 0
- 2016, Marzec31 - 1
- 2016, Luty26 - 0
- 2016, Styczeń29 - 1
- 2015, Grudzień27 - 0
- 2015, Listopad26 - 0
- 2015, Październik28 - 6
- 2015, Wrzesień27 - 2
- 2015, Sierpień32 - 0
- 2015, Lipiec29 - 4
- 2015, Czerwiec21 - 0
- 2015, Maj32 - 1
- 2015, Kwiecień25 - 0
- 2015, Marzec23 - 0
- 2015, Luty7 - 0
- 2015, Styczeń16 - 0
- 2014, Grudzień15 - 8
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik26 - 10
- 2014, Wrzesień26 - 4
- 2014, Sierpień26 - 5
- 2014, Lipiec32 - 3
- 2014, Czerwiec28 - 1
- 2014, Maj29 - 13
- 2014, Kwiecień28 - 2
- 2014, Marzec27 - 5
- 2014, Luty26 - 8
- 2014, Styczeń29 - 11
- 2013, Grudzień31 - 16
- 2013, Listopad27 - 18
- 2013, Październik31 - 29
- 2013, Wrzesień27 - 10
- 2013, Sierpień26 - 0
- 2013, Lipiec25 - 2
- 2013, Czerwiec30 - 11
- 2013, Maj31 - 21
- 2013, Kwiecień29 - 42
- 2013, Marzec19 - 17
- 2013, Luty16 - 10
- 2013, Styczeń25 - 36
- 2012, Grudzień19 - 15
- 2012, Listopad24 - 7
- 2012, Październik24 - 0
- 2012, Wrzesień25 - 3
- 2012, Sierpień27 - 0
- 2012, Lipiec29 - 8
- 2012, Czerwiec13 - 14
- 2012, Maj4 - 0
- 2012, Marzec2 - 0
- 2011, Listopad1 - 0
- 2011, Październik2 - 0
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Czerwiec3 - 0
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień3 - 0
- 2011, Marzec3 - 0
- 2011, Luty1 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2013
Dystans całkowity: | 914.14 km (w terenie 171.50 km; 18.76%) |
Czas w ruchu: | 54:01 |
Średnia prędkość: | 16.87 km/h |
Maksymalna prędkość: | 44.70 km/h |
Suma podjazdów: | 2780 m |
Suma kalorii: | 99520 kcal |
Liczba aktywności: | 28 |
Średnio na aktywność: | 32.65 km i 2h 00m |
Więcej statystyk |
- DST 63.70km
- Teren 17.00km
- Czas 03:52
- VAVG 16.47km/h
- VMAX 41.80km/h
- Kalorie 2551kcal
- Podjazdy 887m
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Na podbój zachodu; znów Wojnowice. :)
Środa, 10 kwietnia 2013 · dodano: 10.04.2013 | Komentarze 0
Umówiliśmy się z Justyną pod S.P. 108 i ruszyliśmy na podbój zachodu, wg trasy z przewodnika Pascala "Na rowerze okolice Wrocławia". Tyle, że w odwrotną stronę :)
Do Leśnicy dojechaliśmy główną drogą, potem odbiliśmy przez fajny Park Złotnicki na Jerzmanowo i Jarnołtów.
Za ruinami młynu ruszyliśmy szlakiem w teren do Parku Krajobrazowego Doliny Bystrzycy.
W szczerym polu przerwa na śniadanie i piwko. Wokoło panowała totalna cisza, dawno czegoś takiego nie doświadczyłem...

Dalej polami do Lutynii, gdzie na chwilę pojawił się asfalt. Potem znów na pola.
Błota pełno, ale frajdę nam to sprawiało niezłą :)
W Błoniach wskoczyliśmy na asfalt, przelecieliśmy przez Miękinię i znów w teren :)
Mimo, że Justyna nie jeździła wcześniej po takim błocie, widać było zadowolenie :)

Lasem dojechaliśmy do Wojnowic i na chwilę zatrzymaliśmy w zabytkowym parku przy zamku na wodzie.



Justyna musiała jeszcze zdążyć do pracy, więc długo nie posiedzieliśmy i znów wskoczyliśmy do lasu.
W jednym miejscu trochę pobłądziliśmy, ale w końcu trafiliśmy na asfalt w Mokrej.
Potem prosto do Leśnicy i główną do miasta. :)
Bardzo fajna i udana wycieczka.
Wiosnę czuć i widać już na każdym kroku.
Nawet w lesie, gdzie w zeszłym tygodniu zalegał śnieg. Teraz śniegu są śladowe ilości. :)
Ostatnio dostałem od Justyny mapę Beskidu Śląskiego i Żywieckiego i jeszcze bardziej nie mogę się doczekać wypadu w jakieś konkretniejsze górki... :)

- DST 13.23km
- Czas 01:21
- VAVG 9.80km/h
- VMAX 30.10km/h
- Kalorie 1295kcal
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Pedał.
Poniedziałek, 8 kwietnia 2013 · dodano: 08.04.2013 | Komentarze 0
Popołudniu do Justyny po koło, żeby odwieźć na Rowerownię.Miałem pokręcić coś więcej, ale prawy pedał dawał coraz bardziej do zrozumienia, że mu źle.

Rozkręciłem więc oba, poczyściłem, posmarowałem, złożyłem.
Od razu lepiej się kręci i w uszach jakby milej :)
Na Rowerowni nic nowego. Koło oddałem, ale wydawało się wszystkim zbędne :)
Posiedziałem godzinkę, głównie patrząc i rad udzielająć :)
- DST 121.44km
- Teren 20.00km
- Czas 06:45
- VAVG 17.99km/h
- VMAX 38.70km/h
- Kalorie 15432kcal
- Podjazdy 628m
- Aktywność Jazda na rowerze
Wrocław- Radecz- Wołów- Malczyce- Brzeg Dolny- Wrocław.
Niedziela, 7 kwietnia 2013 · dodano: 08.04.2013 | Komentarze 2
Pierwszy tak liczny wypad Rowersów w tym roku ;)Rano obiecałem pomóc Justynie z kołem, bo inaczej by nie pojechała. Pobudka o 7:00, szybka kawa i dopakowanie kanapek na drogę.
Oczywiście bez przypomnienia bym zapomniał ;)

Zapakowany, ubrany i gotowy do wyjścia zauważyłem, że mam z przodu kapcia… Dopompowałem tylko i ruszyłem do Justyny. Całe szczęście, że niedaleko mieszka, bo dojeżdżałem już bez powietrza…
Na miejscu okazało się, że koła nie da się wycentrować; po prostu jest za bardzo skrzywione i w grę wchodzi jedynie przeplecenie obręczy.
Trzeba było więc poszukać czegoś w zamian. Szybki telefon i zaraz znaleźliśmy się w Rowerowni CRK. Koło udało się znaleźć, ale niestety nie pod tarczę, a v- ki. Trudno, najwyżej Justyna pojedzie bez przedniego.
Zacisk hamulca musiałem odkręcić, bo przeszkadzał.

Sprawa z kołem załatwiona, pozostało tylko zmienić moją dętkę i ruszyć w umówione miejsce, gdzie czekała już Iwona.
Poczekaliśmy tylko na spóźnionego Roberta (już drugi wyjazd z rzędu! ;)) i tuż po 10. ruszyliśmy.

Trasa przez Obornicką, Szewce, Zajączków....
... gdzie co rusz można było spotkać wyjątkowo szpetne i kiczowate zające ;)

Dalej, przez Uraz.
Zaraz za Urazem krótki postój na drugie, a dla niektórych pierwsze śniadanie.



Potem jeszcze trochę popedałowaliśmy i wylądowaliśmy w Radeczu, gdzie mieliśmy spotkać się z dolnobrzeskimi Rowersami ;)



W Radeczu dziewczyny postanowiły odłączyć się od nas i wrócić do Wrocławia. "Podobno" ze wzglęcu na Achillesy Justyny, ale w efekcie wykręciły tylko 30km mniej niż my, więc węszę spisek ;)
"Lokalesi" wspomożeni złotym płynem i szerokimi oponami drogę do Wołowa wytyczyli przez las...
Miejscami dało się jechać, ale w większości wyglądało to tak:


Tam naprawdę ciężko się szło. Nawet "czołówka", czyli Robert miał problemy ;)
Krzykliwy Łysy zaliczył spektakularną glebę i na tym się zakończyła dyskusja o trasie ;)
A trasa była w stylu: "raz się zatrzymasz i nie ruszysz". Do tego, jadąc po kolejnym rowerze, koło samo wpadało w koleinę i tyle było z jazdy.
Nie mniej jednak śmiechu było i to się liczy w takich wypadach :)
W pewnym momencie "czołówka" nagle nam zniknęła, okazało się, że skryli się w oazie względnej suchości, gdzie wszystkim chciało się piwa ;)


Gdy tylko "udało" wydostać się z lasu na asfalt pomkneliśmy do Wołowa. Po piwo, a jak! :)
Znalazło się i piwo, więc trzeba było znaleźć miejsce do spożycia.
Wał nad "Śmierdziuszką" był, jak znalazł.


Od dolnobrzeżan dowiedziałem się przy okazji, że "nad Wołowem ptaki latają do góry dupą, bo szkoda im srać na to miasto". :D
Taka sytuacja ;)
Przy okazji przerwy, pan z drutem i kombinerkami w rękach, wytłumaczył nam drogę na Lubiąż.
Po drodze jednak zastanowiliśmy się po co do Lubiąża nam jechać i pojechaliśmy do pierwszej lepszej wioski uzupełnić złote zapasy...
Następnie do lasu (moje mapy naprawdę działają!) w oznakowaną miejscówę, która okazała się wystarczająca na dłuższą posiadówę. Ze spaghetti, pierogami, kanapkami, piwem, a nawet yerba mate :)





Brudni i mokrzy, ale wzmocnieni słońcem, piwem i ciepłym jedzeniem (waaarto brać kuchenkę...!) ruszyliśmy asfaltem w stronę Brzegu Dolnego, gdzie oczywiście, musieliśmy się odpowiednio pożeganć :)

Powrót do Wrocławia z Robertem, to był jakby wyścig ze słońcem. Żeby zdążyć przed ciemnością ;)




Ale ostatecznie udało dotrzeć się do Wrocławia przed całkowitą ciemnością.
Na Stabłowicach postój nad stawikiem, na fajeczkę.
Robert postanowił nie myć roweru w wannie.

"Przy okazji" wpadła pierwsza stówka w tym roku :)

Wyjazd był baaardzo wesoły, ale taki miał być z założenia; szkoda tylko, że dziewczyny odpadły.
Tekstów wycieczki było mnóstwo, ale lepiej ich tu nie przytaczać ;)
Wyjazd jak najbardziej udany.
A "skrót" wzdłuż torów naprawdę wiele zaoszczędza, do tego jest zajebisty i teraz "od dupy strony" będę jeździł do Brzegu Dolnego :)
W ogóle maiła być Dolina Baryczy, ale nie wyszło, bo zła aura ciągle sprzyja.
Potem miała być Dolina Jezierzycy, ale jej zaledwie liznęliśmy, do tego asfaltem.
Ważne, że udało się w końcu zorganizować Rowersów, choć głównie dolnobrzeskich.
A i dla mnie, i dla Roberta ważne są takie "przebiegi" w teamowych barwach na BikeMaraton :)
- DST 18.79km
- Czas 01:02
- VAVG 18.18km/h
- VMAX 34.00km/h
- Kalorie 604kcal
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
...
Piątek, 5 kwietnia 2013 · dodano: 06.04.2013 | Komentarze 0
- DST 51.97km
- Teren 8.00km
- Czas 02:49
- VAVG 18.45km/h
- VMAX 37.00km/h
- Kalorie 1709kcal
- Podjazdy 321m
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Wojnowice.
Piątek, 5 kwietnia 2013 · dodano: 05.04.2013 | Komentarze 1
Wstałem przed szóstą i trochę nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.Posiedziałem trochę przy kompie, podładowałem telefon i ruszyłem na zachód.
Początkowo chciałem pojechać górą do Środy Śląskiej, a wrócić dołem, ale w Mrozowie stwierdziłem, że trochę za licho się ubrałem, bo zacząłem marznąć.
Zmodyfikowałem więc plan i wróciłem przez Wojnowice i Wilkszyn, robiąc zaledwie połowę założonego wcześniej dystansu.
Niestety, ale samozaparcie albo

albo się go nie ma ;)
Zamek w Wojnowicach:

... i rower w tak cudownych okolicznościach przyrody ;)

Później jeszcze będę zmuszony coś pokręcić, bo muszę pojechać oddać GoPro...
- DST 9.57km
- Czas 00:41
- VAVG 14.00km/h
- VMAX 39.10km/h
- Kalorie 312kcal
- Podjazdy 217m
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Lenistwa ciąg dalszy.
Czwartek, 4 kwietnia 2013 · dodano: 04.04.2013 | Komentarze 0
Wieczorem się zmusiłem i wyszełem trochę pokręcić.Zakończyło się separacją...
A już w niedzielę fajna wycieczka się szykuje :)
- Sprzęt [R.I.P.] Scott Aspect 20
- Aktywność Jazda na rowerze
Serwisowa retrospekcja.
Środa, 3 kwietnia 2013 · dodano: 03.04.2013 | Komentarze 3
Miałem dziś pokręcić, ale nie mogłem w sobie się jakoś zebrać.Poza tym od rana strasznie mnie smucił ten śnieg za oknem.
Do tego wbrew przykazaniom pewnego Tomka ("jak coś się pierze, to się szybciej zużywa!") wrzuciłem do pralki rowerowe ubranka. Wyszło tego więcej, niż mam "cywilnych"...
(Nie no, spoko- koszulki i pampersy piorę na bieżąco :)).
Dzisiejszy wpis będzie bez kilometrów, ale z rzeczą, z której jestem mega dumny. Przede wszystkim dlatego, że sam zrobiłem pewną część, a po drugie- gdy kupowałem wówczas smar do amortyzatorów, to pan w sklepie zrobił wielkie oczy i z niedowierzaniem pytał dlaczego sam się na Fox'a porwałem.
Retrospekcja dlatego, że miało to miejsce w marcu 2012, czyli przeszło rok do tyłu.
Zaczęło się fajnie, bo za przystępne pieniądze kupiłem na Allegro amortyzator przedni Fox TALAS RLT II 100/ 120/ 140mm skoku. Według opisu miała nie działać tylko blokada skoku...
Okazało się, że oprócz L.O. nie działa płynna regulacja skoku i w ogóle tłumik jest zdemolowany i strasznie zaniedbany przez poprzedniego właściciela. Może by to nie wyszło, gdyby nie mój głupi upór i to, że jestem "w gorącej wodzie kąpany"...
Ukręciłem (przez własną głupotę- boli podwójnie) pokrętło regulacji tłumienia powrotu.
Postanowiłem się jednak nie załamywać i naprawić wszystko.
Trochę strachu i niepewności było, bo Fox to nie RST czy Rock Shox. Zwyciężyło nieśmiertelne "i tak rozjebany, to chociaż zajrzę co i jak". ;)
Wieczorem siadłem i rozebrałem wszystko na części pierwsze, głównie z prawej lagi, bo w lewej TALASa nie ruszałem.
Rozebrany tłumik:

Okazało się, że złamałem "cięgno", które łączy pokrętło na górze amortyzatora z elementem tłumika, który steruje przepływem oleju w dolnej części tłumika wewnątrz lagi.
Pracowałem wówczas jako tokarz na maszynie CNC. Park maszynowy firma miała zacny, więc zabrałem to, co zepsułem z pytaniem czy mogę dorobić. Odpowiedź "spoko, ale nie w godzinach pracy" bardzo mnie ucieszyła. (Oczywiście wszystko działo się w godzinach pracy, z udziałem osób trzecich ;])
W tym miejscu największe podziękowania należą się firmowemu konstruktorowi- panu Januszowi.
Na początek wytłumaczyłem mu o co chodzi, jak część pracuje i takie tam pierdoły. Potem wspólnie rozmyślaliśmy nad odpowiedniem materiałem. Teoretycznie część niewspółpracująca w ciężkich warunkach z innymi, więc materiał niekoniecznie musi być ze stali. Jednak odpowiednio lekki, żeby nie obciążył całego układu. Jednocześnie na tyle wytrzymały, żeby zniósł więcej niż poprzednia część ;) Do tego jeszcze to, że długi i cienki, więc nie może być zbyt wiotki.
Braliśmy pod uwagę: mosiądz (łatwy w obróbce mechanicznej i ręcznej, stosunkowo lekki, bardziej odporny na łamanie niż brąz, jednak mało wytrzymały tak ogólnie); aluminium (konkretnie PA6, który stosowaliśmy w pracy do produkcji częśći maszyn przemysłowych- lekki, łatwy w obróbce, ale gorzej z wytrzymałością, bo lubi pękać); stal kwasoodporna (ciężka w obróbce mechanicznej i ręcznej, ale bardzo wytrzymała na skręcanie i rozciąganie).
Wybór padł na "kwasiaka", konkretnie stop OH18N9. Przy gabarytach detalu waga i tak nie porażała.
Po ostatecznych konsultacjach co do materiału i procesu technologicznego powstał rysunek stworzony przez pana Janusza:

(Rysunek jest zastrzeżony i stanowi własność intelektualną firmy, więc proszę nie kopiować i nie udostępniać osobom trzecim; jeżeli ktoś chce, to proszę o kontakt.)
W trakcie obróbki na tokarce (MAS Masturn 54 CNC ze sterowanie Heidenhein Manual Plus):

Ze względu na dobór materiału w grę, oprócz toczenia, wchodziło jeszcze szlifowanie.
Do tego frezowanie i ręczne gwintowanie.
Gotowy detal prezentował się następująco (przed założeniem o- ringów):




(i z założonymi o- ringami):

Następnego dnia zabrałem się do składania tłumika, który wygląda tak:

Składając całość do kupy wymieniłem olej na nowy (Motorex 7,5W). Poprawiłem gwinty w elemencie tłumika, który wystaje od dołu prawej goleni i, wcześniej w pracy, dorobiłem do niego pokrętło.
Większość uszczelek zostawiłem, bo wyglądały rześko, a poza tym nie chciałem się bawić w dodatkowe koszta.
Przy okazji składania, trochę przypadkiem, naprawiłem Lock Out. Według serwismena w jednym z serwisów, szczyczących się naprawą Fox'ów, to niemożlwie, ale jednak. Do tego płynna regulacja tłumienia stała się naprawdę płynna.
Po złożeniu góra prawej goleni prezentowała się tak:

A całość tak:


Zarówno przy rozbieraniu, jak i składaniu nie korzystałem ze "specjalistycznych" narzędzi. Wystarczyło w zupełności to, co miałem w mojej magicznej skrzynce.
Wkład, to czas spędzony przy robocie (mój i trzech innych osób pracujących ciężko przy maszynach- mega fachowców, swoją drogą!). No i parędziesiąt minut z panem Januszem na konsultacjach. Z rzeczy dokupionych, to kilka nowych o- ringów (nie oryginalnych, a zamienników) i olej Motorex'a i smar do widelców, które służą mi do dziś.
Kierowała mną chęć naprawy tego, co zepsułem i zwykła ciekawość człowieka, który czai co w rowerze piszczy.
Cały (!) tłumik do tego widelca znalazłem wówczas jedynie na jakieś aukcji w Austrii za dużo (za dużo za dużo ;)) ojro.
Nie taki diabeł straszny, jak go malują. :)
- DST 25.20km
- Teren 5.00km
- Czas 01:40
- VAVG 15.12km/h
- VMAX 30.90km/h
- Kalorie 889kcal
- Podjazdy 353m
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Północny zachód + pętelka po mieście.
Wtorek, 2 kwietnia 2013 · dodano: 02.04.2013 | Komentarze 2
Dziś znów trochę się ociągałem z wyjściem na rower... Najpierw przyjechała Kasia, przed swoją pracą; potem wyruszyłem na dzielnię (a jak! :)) w poszukiwaniu trytek. Nie za szerokich i koniecznie czarnych. Okazuje się, że to wcale nie takie proste, biorąc pod uwagę osiedlowe sklepy z takimi gadżetami ;)Inna sprawa, że dwadzieścia pięć groszy za jedną trytkę, to niezła przesada.
Cóż... Po pierwsze nie chciało mi się jechać Bóg wie gdzie do jakiegoś markietu, a po drugie jakoś tak mam, że wcalę ich nie lubię i wolę lokalne, osiedlowe sklepy.
Coraz ich mniej, a szkoda.
Pamiętam czasy kiedy z glanami szło się do szewca na Chrobrego. Oczywiście szło się, gdy sklejanie ich taśmą izolacyją było już sensu pozbawione. ;)
Do kaletnika szło się po kawałek skóry i kilka ćwieków na pieszczochę.
Kosmetyki kupowało się w drogerii, a chleb w piekarni.
I długo by tak jeszcze wymieniać...
A dziś człowiek wskoczy do takiej, na ten przykład, Magnolii- u szewca naprawi buty w godzinę, a do tego dorobi sobie klucze; w markecie kupi chleb i włoży go do wózka razem z farbą na wiosenne odświeżenie mieszkania. W pierwszym lepszym sklepie kupi pasek z ćwiekami...
Niby wygodniej, z pewnością taniej, ale nie o to chyba chodzi.
Jakoś taką mam świadomość ukształtowaną, że po warzywa chodzi się do warzywniaka "na rogu", a nie do Tesco. I surówkę robi się samemu, a nie kupuje gotowca z T&J.
I mięso w mięsnym się kupuje. Najlepiej w tym po drugiej stronie warzywniaka; przynajmniej ze znajomą ekspediętką się wymieni kilka słów miłych.
Nie to, żebym był stary; tak po prostu było odkąd pamiętam. Tak mnie Mama nauczyła i już.
Dopiero w połowie lat '90 zepsuły ten stan rzeczy powstające, jak grzyby po deszczu, markety; nieważne czy super, czy hiper. I tak są z dupy. ;)
W końcu wróciłem do domu ze zdobytymi trytkami. Chciałem dokończyć "instalację" licznika, nawet to zrobiłem; ale okazało się, że sam "nowy stary" licznik coś nie pyka i nie działa. Obcążki w rękę i deinstalacja... :)
Pozostaje, przez raczej dłuższy czas, jeździć ze Sport Trackerem w telefonie; który nie dość, że przekłamuje często kilometry (oczywiście na moją niekorzyść), to w połączeniu z Winampem pożera baterię w zatrważającym tempie :/
No ale w końcu się zebrałem i ruszyłem.
Nauczyłem się już wrzucać tu zdjęcia (dzięki Michał i Magda! :)) i zabrałem nawet aparat, żeby coś pouwieczniać, ale zapomniałem włożyć do niego karciocha pamięciocha. Dość klasycznie. ;)
Traska przez most Osobowicki, wzdłóż cmentarza, przez same Osobowice i dalej Osobowicką przez las.
Tym, którzy nie wiedzą- ulica Osobowicka jest najłuższą ulicą we Wrocławiu, jej długość to blisko 6,1km!
Zaraz za lasem skręciłem w drogę prowadzącą pomiędzy nim a polami irygacyjnymi (smród, jak mało gdzie! :)).
Potem ulicą Kominiarską w stronę Pracz Widawskich i wyjechałem na Pełczyńskiej. Powrót w stronę Żmigrodzkiej. Pozmieniało się tam sporo od mojej ostatniej wizyty, a byłem prawie dokładnie rok temu.
Na Nadodrzu swierdziłem, że brakuje jeszcze trochę do załozonej dwudziestki i zrobiłem pętelkę po mieście- Kazimierza, Piłsudskiego, Dworzec Główny, Kołłątaja, Galeria Dominikańska i powrót przez Wyspy.
Zdjęcia, choć robiłem, nie zapisały się (mam zepsuty wyświetlacz w aparacie i nie zauważyłem komunikatu ;)), więc uraczę tym, co było rok temu:
W pierwszej kolejności wał, po prawej Las Osobowicki, po lewej Odra tuż za zimowiskiem barek:

A w drugiej śmierdzące pola irygacyjne między Lasem Osobowickim a Rędzinem, gdzie spotkałem klekoty ;) :

Dziś było bardzo biało i ponuro. I bez bocianów.
">Moby- Flower
- DST 26.77km
- Teren 10.00km
- Czas 01:28
- VAVG 18.25km/h
- Kalorie 963kcal
- Podjazdy 374m
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Rocznica.
Poniedziałek, 1 kwietnia 2013 · dodano: 01.04.2013 | Komentarze 4
Trzecia z kolei, z Kasią.Ale nie świętowaliśmy, nawet się nie widzieliśmy.
Tak wyszło.
Wstałem dość późno. Śniadanie, te sprawy- wiadomka.
Potem na chwilę do kompa i znów do łóżka. Trochę pogapiłem się w kłamsTVo, więcej poczytałem (aktualnie "Rowerem i pieszo przez czarny ląd" Kazimierza Nowaka- dzięki Goś!).
Najwięcej czasu spędziłem na gapieniu się w sufit i bezmyślnemu myśleniu.
Nagle spostrzegłem dętkę po sobocie. Wisiała na haczyku, cały czas przypominając mi o tym, że mam ją załatać.
Taka przebita, sflaczała, bez powietrza, bez życia, bez mocy.
Zupełnie, jakbym patrzył w lustro- rozbity fizycznie i przebity emocjonalnie.
Zebrałem się w sobie i wyszedłem na rower. Na nim się nie myśli, albo chociaż myśli inaczej.
Wpadło troszkę wałów, "polatałem" po Kilimandżaro. Miałem właśnie jechać w całkiem inne strony, gdy zauważyłem, że nie mam licznika :/
Od jakiegoś czasu podstawka była pęknięta i czułem, że to może się stać; jednak przy dzisiejszym nastroju zabolało podwójnie.
A jeszcze w piątek byłem w Sport- Proficie i pytałem o zamienną. I się, niepotrzebnie, zlisiłem.
Chyba ze trzy razy przejechałem te same trasy, ze cztery przeszedłem "z buta", ale lipa, nie znalazłem.
Założyłem "nowy stary", ale do pełni szczęścia zabrakło dwóch "trytek"...
Na domiar złego cały czas wkurzał mnie łańcuch, a konkretniej syf na nim.
Po powrocie do domu rozebrałem Canyonka i dokładnie go wyczyściłem. Ramę, koła, napęd... Nawet na prysznic w wannie się załapał.


Wracając przez miasto spotkałem ziomeczka, którego nie znam, ale co się spotkamy, to coś zawsze zagadamy ;)
A na swojej ulicy, pod monopolowym, spotkałem ekipę z rowerami. Na widok mojego nastała cisza i każdy wodził wzrokiem za mną.
Nie do końca o to mi chodziło ;)
I nie rozumiem, czemu wszystkim malowanie i konstrukcja przywodzi na myśl robota, albo maszynę wojskową :)
Myślami nadal nie na Szczepinie. A myślałem, że "przejdzie".
Zamiast tego jest tylko "gorzej". Ale "gorzej" w sensie, że lepiej.
Tylko, że "lepiej" wcalnie nie oznacza lepiej, a gorzej.
Jakby to fejsbuk powiedział- "to skomplikowane".
Szkoda, bo nie do końca dla mnie.
&feature=share">...