Info

Więcej o mnie.















Moje rowery
Archiwum bloga
- 2025, Maj7 - 6
- 2025, Kwiecień10 - 8
- 2025, Marzec8 - 2
- 2025, Luty12 - 7
- 2025, Styczeń10 - 2
- 2024, Grudzień1 - 1
- 2024, Listopad8 - 5
- 2024, Październik15 - 11
- 2024, Wrzesień10 - 8
- 2024, Sierpień6 - 4
- 2024, Lipiec6 - 5
- 2024, Czerwiec3 - 3
- 2024, Maj9 - 7
- 2024, Kwiecień9 - 1
- 2024, Marzec10 - 5
- 2024, Luty2 - 2
- 2024, Styczeń3 - 1
- 2023, Grudzień3 - 1
- 2023, Listopad2 - 0
- 2023, Październik2 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 4
- 2023, Sierpień4 - 0
- 2023, Lipiec5 - 0
- 2023, Czerwiec1 - 0
- 2023, Maj2 - 0
- 2023, Kwiecień3 - 0
- 2023, Marzec5 - 0
- 2023, Luty5 - 0
- 2023, Styczeń4 - 0
- 2022, Grudzień3 - 0
- 2022, Listopad2 - 0
- 2022, Październik4 - 0
- 2022, Wrzesień5 - 0
- 2022, Sierpień4 - 0
- 2022, Lipiec4 - 3
- 2022, Czerwiec13 - 8
- 2022, Maj10 - 8
- 2022, Kwiecień5 - 5
- 2022, Marzec6 - 2
- 2022, Luty2 - 2
- 2022, Styczeń2 - 1
- 2021, Grudzień5 - 1
- 2021, Listopad6 - 1
- 2021, Październik5 - 2
- 2021, Wrzesień7 - 0
- 2021, Sierpień5 - 2
- 2021, Lipiec2 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 6
- 2021, Maj4 - 8
- 2021, Kwiecień6 - 11
- 2021, Luty1 - 1
- 2021, Styczeń2 - 3
- 2020, Grudzień4 - 7
- 2020, Listopad4 - 1
- 2020, Październik1 - 1
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień9 - 8
- 2020, Lipiec5 - 0
- 2020, Czerwiec7 - 5
- 2020, Maj5 - 4
- 2020, Kwiecień4 - 0
- 2020, Marzec22 - 11
- 2020, Luty37 - 11
- 2020, Styczeń40 - 20
- 2019, Grudzień34 - 8
- 2019, Listopad41 - 0
- 2019, Październik40 - 2
- 2019, Wrzesień42 - 3
- 2019, Sierpień28 - 0
- 2019, Lipiec50 - 9
- 2019, Czerwiec35 - 0
- 2019, Maj36 - 3
- 2019, Kwiecień34 - 4
- 2018, Grudzień6 - 0
- 2018, Listopad12 - 2
- 2018, Październik16 - 0
- 2018, Wrzesień22 - 0
- 2018, Sierpień16 - 0
- 2018, Lipiec21 - 0
- 2018, Czerwiec23 - 0
- 2018, Maj17 - 11
- 2018, Kwiecień29 - 6
- 2018, Marzec25 - 0
- 2018, Luty30 - 6
- 2018, Styczeń29 - 6
- 2017, Grudzień27 - 0
- 2017, Listopad23 - 0
- 2017, Październik19 - 2
- 2017, Wrzesień25 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec26 - 3
- 2017, Czerwiec32 - 4
- 2017, Maj30 - 2
- 2017, Kwiecień36 - 0
- 2017, Marzec30 - 0
- 2017, Luty21 - 2
- 2017, Styczeń21 - 1
- 2016, Grudzień24 - 1
- 2016, Listopad25 - 4
- 2016, Październik29 - 0
- 2016, Wrzesień31 - 6
- 2016, Sierpień28 - 3
- 2016, Lipiec35 - 2
- 2016, Czerwiec32 - 2
- 2016, Maj45 - 2
- 2016, Kwiecień32 - 0
- 2016, Marzec31 - 1
- 2016, Luty26 - 0
- 2016, Styczeń29 - 1
- 2015, Grudzień27 - 0
- 2015, Listopad26 - 0
- 2015, Październik28 - 6
- 2015, Wrzesień27 - 2
- 2015, Sierpień32 - 0
- 2015, Lipiec29 - 4
- 2015, Czerwiec21 - 0
- 2015, Maj32 - 1
- 2015, Kwiecień25 - 0
- 2015, Marzec23 - 0
- 2015, Luty7 - 0
- 2015, Styczeń16 - 0
- 2014, Grudzień15 - 8
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik26 - 10
- 2014, Wrzesień26 - 4
- 2014, Sierpień26 - 5
- 2014, Lipiec32 - 3
- 2014, Czerwiec28 - 1
- 2014, Maj29 - 13
- 2014, Kwiecień28 - 2
- 2014, Marzec27 - 5
- 2014, Luty26 - 8
- 2014, Styczeń29 - 11
- 2013, Grudzień31 - 16
- 2013, Listopad27 - 18
- 2013, Październik31 - 29
- 2013, Wrzesień27 - 10
- 2013, Sierpień26 - 0
- 2013, Lipiec25 - 2
- 2013, Czerwiec30 - 11
- 2013, Maj31 - 21
- 2013, Kwiecień29 - 42
- 2013, Marzec19 - 17
- 2013, Luty16 - 10
- 2013, Styczeń25 - 36
- 2012, Grudzień19 - 15
- 2012, Listopad24 - 7
- 2012, Październik24 - 0
- 2012, Wrzesień25 - 3
- 2012, Sierpień27 - 0
- 2012, Lipiec29 - 8
- 2012, Czerwiec13 - 14
- 2012, Maj4 - 0
- 2012, Marzec2 - 0
- 2011, Listopad1 - 0
- 2011, Październik2 - 0
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Czerwiec3 - 0
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień3 - 0
- 2011, Marzec3 - 0
- 2011, Luty1 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2013
Dystans całkowity: | 884.18 km (w terenie 143.74 km; 16.26%) |
Czas w ruchu: | 81:20 |
Średnia prędkość: | 10.87 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.80 km/h |
Suma podjazdów: | 2299 m |
Suma kalorii: | 70457 kcal |
Liczba aktywności: | 30 |
Średnio na aktywność: | 29.47 km i 2h 42m |
Więcej statystyk |
- DST 56.65km
- Teren 20.00km
- Czas 03:49
- VAVG 14.84km/h
- VMAX 51.80km/h
- Podjazdy 954m
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Enduro po Kotlinie Kłodzkiej; dzień drugi.
Piątek, 31 maja 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 0
Pierwsza pobudka chwilkę przed siódmą rano.

Toszkę jeszcze poleniuchowaliśmy, wypiliśmy kawę, zapakowaliśmy się, zwineliśmy namiot i ruszyliśmy tuż po jedenastej. Żeby wyjść z lasu na szlak miało być "w górę i w lewo, potem w prawo". Udało się bezbłędnie wrócić na szlak. :)
Pogoda zaczęła dopisywać- zero deszczu, całkiem ciepło, a do tego zaczęło nawet wychodzić słońce!
Coś nam się trochę znów szlaki pomyliły, bo po krótkim podjeździe i fajnym zjeździe znaleźliśmy się... znów przed Jagodną. :)

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło- w schronisku wypiliśmy piwko i zjedliśmy śniadanie.
Okazało się, że Justynę znają wszędzie (!), bo spotkaliśmy jej dwie klientki i kolegę, który kiedyś z nią pracował w fitnessie.
Długo nie zagościliśmy, bo zrobiło się już po dwunastej grubo i trzeba było jechać dalej.
Celem całej wycieczki była ulica Dobrošovská 130 w Nachodzie. Ruszyliśmy więc w dół, na południe, w stronę Mostowic.




W Mostowicach spotkaliśmy kolejnego Nepomuka do mojej kolekcji.

Z Mostowic dalej Drogą Śródsudecką, przez Lasówkę w stronę Zieleńca.

Na rozdrożu, parę kilometrów przed Zieleńcem stwierdziliśmy, że pojedziemy w stronę Dusznik.


W Dusznikach znaleźliśmy sklep. Zrobiliśmy małe zakupy i rozgościliśmy się na jednym z placyków w centrum kurortu :) Podsuszyliśmy tropik, zjedliśmy drugie śniadanie, uzupełniliśmy zapas wody i wypiliśmy piwo :)
W tym miejscu trzeba nadmienić, że Justyna pierwszy raz w życiu (!) zjadła paprykarz szczeciński. :) To już drugi produkt, po pomidorze, który je pierwszy raz przeze mnie ;)





W Dusznikach założyliśmy, że do Kudowy pojedziemy asfaltem przez Słoszów, Kulin Kłodzki i Jerzykowice Wielkie.
Po drodze jednak stwierdziliśmy, że jesteśmy odważni i ruszamy czerwonym szlakiem pieszym w stronę Lewina Kłodzkiego.
W lesie szlak nie rozpieszczał...


Było mnóstwo śliskich sekcji korzennych...

... gdzie Justkowi udało się zaliczyć pierwszą (i jedyną, na szczęście) glebę :)

Ogólnie jest bardzo grząsko i w większości pod górę rower trzeba pchać, bo jechać się nie da. Justyna, ze łzami w oczach, chce wracać na asfalt, ale to już bez sensu było. Nie lubimy się wracać ;)
Na górze, po wyjeździe z lasu robi się mniej mokro i bardziej sielankowo...








Nie udało nam się znaleźć szlaku odbijającego do asfaltu, więc dalej brniemy czerwonym pieszym.


Na jednym ze wzgórz dostrzegliśmy "naszą" drogę asfaltową. Postanowiliśmy więc przedrzeć się do niej :)



Wystarczyło "tylko" zjechać polem w dół. Okazało się to proste tylko z założenia, bo pole było miejscami dość strome, z wysoką trawą, przez którą nie było widać, co jest pod kołami... Do tego co jakiś czas wyłaniały się elektryczne pastuchy, a ostanie kilkaset metrów pola okazały się bagnem po uszy...
Udało mi się nawet zaliczyć dwie efektowne gleby, dzięki czemu w ilości wywrotek wysunąłem się na prowadzenie ;)








Dalej pojechaliśmy już głównie asfaltem (nie uwzględniając kilkuset metrowego odcinka, który według mapy był "drogą utwardzoną"...).
Nie dość, że asfalt, to w większości z górki. Irytacja polem wyraźnie zniknęła :)


Na ostatnim zjeździe zerwałem łańcuch; nie wiem jak i dlaczego, ale jak to się mówi- kiełbaska jest tak smaczna, jak jej ostatni kęs, a łańcuch tak wytrzymały jak jego najsłabsze ogniwo.





Po wyeliminowaniu urwanego ogniwa i spięciu wszystkiego do kupy, zjechaliśmy do Kudowy. To był dość stromy i trudny zjazd. Justyna chciała zejść z roweru, ale nie mogła, więc postanowiła się przewócić na bok i dopiero zejść :) Z mojoej strony wyglądało to tak, że po zjechaniu dość długo jej nie było, więc zawróciłem pod górę zobaczyć czy nic jej się nie stało. W końcu ją zobaczyłem, myślałem, że zaliczyła glebę, ale nie... Po prostu stała, śmiała się i nagle z pozycji wertykalnej przyjęła horyzontalną. Z uśmiechem (i śmiechem) na ustach, cały czas wpięta w pedały. :)
Najpierw zaliczyliśmy Tesco (bezcenne miny przechodniów, gdy patrzyli na ubłoconych nas! :)), żeby się obkupić na wieczór, a potem do wstrętnego baru z bardzo niemiłą obsługą na schabowego z ziemniakami, który też dupy nie urywał, choć w tym przypadku to chyba dobrze... ;)




Dalej udaliśmy się w stronę granicy. Niestety, kawałek drogi trzeba było pokonać krajową "ósemką". Na szczęście nic nas nie rozjechało i spokojnie wjechaliśmy do południowych sąsiadów. :)

Pomału zbliżał się zachód słońca i trzeba było szukać miejsca na nocleg; problem polegał na tym, że ani jedna moja mapa nie obejmowała rejonu, w którym się znajdowaliśmy. Tak więc mocno na czuja i ze sporą dozą niepewności ruszyliśmy "na szlak".





Bunkry były, ale ze względu na porę wcale nie było zajebiście.

Pnąc się cały czas pod górę, będąc prawie całkiem zrezygnowanym, zastosowałem starą, jak świat metodę odbudowania wiary we wszystko- trzeba było się napić! ;)

Wiara w świat wróciła ;) Ruszyliśmy dalej, na szczyt i niedługo potem znaleźliśmy miejsce na nocleg.




Rostawiliśmy namiot, nazbieraliśmy drewna i każde zajęło się swoimi obowiązkami- Justyna łamała i segregowała drewno na ognisko, a ja kopałem na nie dół, bo na dzisiejszą kolację była przewidziana pewna "atrakcja"... ;)

http://photo.bikestats.eu/zdjecie,pelne,386870,justyna-lamaczka.jpg






Pozostało zacząć szykować kolację i rozpalić ogień.
Na kolację potrawa (poznana dzięki Młodemu) o naszej roboczej nazwie: kiełbaski- żubrówki :)
Najpierw szykujemy półprodukty: wypijamy piwo z puszek (bardzo ważny element! ;)), rozcinamy je (tak, jak na zdjęciu- otworkami do góry), nacinamy kiełbasę i kroimy cebulę.


Następnie dolewamy piwo (jeśli szkoda piwa, to może być i woda...), żeby wszystko miało się w czym podduszać.

I zamykamy puchy :)

My zrobiliśmy wersję uboższą- najlepiej jest jeszcze dodać trochę czosnku dla poprawienia smaku, można też dorzucić trochę papryki, marchewki czy czego tam dusza zapragnie. Dodatkowo dobrze byłoby pokroić kiełbasę w plastry, wtedy lepiej przejdzie aromatem.
Potem wystarczy rozpalić ogień w wykopanym dole, przygotować palenisko...





NA ogniu powinno się tak trzymać puchę minimum trzydzieści- czterdzieści minut (pamiętając o uzupełnianiu płynu- w puszce i w sobie ;)). My zdjęliśmy szybciej, bo Justyna się śliniła ;)



Na koniec upiekliśmy ostatnią, czwartą kiełbasę. Wszystkie wciągnęła Justyna... :)

Drewno było stosunkowo suche, dodatkowo sporo go przygotowaliśmy, więc gdy tylko jedzenie się skończyło, można było przystąpić do suszenia tego, co mokre... ;)





Pozostało tylko uzupełnienie dziennika pokładowego...

... i można było zabrać się za nocne rozmowy przy cytrynówce; na bardziej lub mniej poważne tematy.
:)
- DST 6.46km
- Teren 6.46km
- Czas 00:32
- VAVG 12.11km/h
- VMAX 32.30km/h
- Kalorie 67kcal
- Podjazdy 210m
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Enduro po Kotlinie Kłodzkiej; dzień pierwszy.
Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 0
Mieliśmy wyjechać o ósmej pociągiem do Barda, ale trochę przyspaliśmy. Wszystko przez Magdę, która cieszyła się białymi, włochatymi jajkami Czesława ;)Pozostała nam jeszcze opcja pociągiem po dziesiątej i przed trzynastą... W końcu nic nas nie goniło ;)
Wiadomo, że najlepsze pomysły wpadają do głowy w połowie przy piwie, a w połowie na . ">tronie:)
Tak więc w trakcie porannego posiedzenia wymyśliłem, żeby jednak pojechać... autem. Oczywiście z rowerami.
Trasę przecież zawsze można modyfikować w trakcie jazdy, tym bardziej, że nie mieliśmy jej sztywno ustalonej.
Zapakowaliśmy więc rowery do Skodziny i ruszyliśmy chwilę przed dwunastą. Nie do Barda, a do Kłodzka, gdzie zaplanowaliśmy porzucić auto na cztery dni.
Pomysł dojazdu autem okazał się stuprocentowo trafiony, bo zaraz po wyjeździe z Wrocławia rozpadało się na dobre. Ponoć tak miało być przez cały weekend...


W deszczu dojechaliśmy do Kłodzka, gdzie zrobiliśmy obowiązkowy przystanek pod Makiem ;)
Tam zerknąłem na mapę i w głowie zaczął się tlić nowy plan... Po co zostawiać auto w Kłodzku , skoro można pojechać nim dalej, w jakieś bardziej urokliwe miejsce... Padło na Spaloną, a konkretniej na Schronisko "Jagodna". :)
Przejechaliśmy przez Bystrzycę Kłodzką, zatrzymaliśmy się w Starej Bystrzycy przy sklepie, ale nie było w nim nic ciekawego, jeżeli chodzi o procenty, więc pojechaliśmy dalej do Spalonej, z nadzieją, że tam będzie jeszcze czynny jakiś sklep.
Trochę pod góręi "meldujemy" się w "Jagodnej" :)




Na miejscu okazało się, że Spalonej coś takiego jak sklep zwyczajnie nie istnieje i jesteśmy trochę w czarnej dupie, bo bez alkoholu na wieczór ;)
Jakimś cudem udało mi się namówić Justynę, żeby zjechała rowerem do Starej Bystrzycy do tamtego sklepu, bo podjazdy lepiej jej idą niż mi, a to przecież "niedaleko"...
W końcu się zgodziła i ruszyła. Ja w tym czasie wypakowałem plecak, trochę go przegrupowałem, wypiłem dwa piwka, zapoznałem kilka osób, spotkałem znajomego Andrzeja- kooperanta z poprzedniej firmy i zająłem się kontemplacją mapy i obmyślaniem trasy.

Po godzinie Justyna wróciła. Cała przemoczona, bo w międzyczasie zaczęło padać... Z "niedaleko" wyszło 9,3km zjazdu ityle samo podjazdu...
W sumie, gdybym wiedział, że to aż tyle, to bymjej nie puścił. W każdym razie szacun wielki i wdzięczność dozgonna za uratowanie wieczoru! :)
Na całe szczęście spotkała po drodze (i na drodze) owce, które dały się wygłaskać i całe wkurwienie na mnie zeszło momentalnie. ;)


Przemoczone na wstępie ciuchy od razu poszły na grzejnik.

Ponieważ rozpadało się na dobre nie było co ruszać gdziekolwiek... Rozsgościliśmy się więc w schronisku i czekaliśmy na jakieś okienko pogodowe ;)



W końcu trochę się przetarło,padać przestało, jedynie co, to zrobiła się mgła, więc można było ruszać.


Plan na dziś był w miarę luźny- wyjechać na szlak i zdobyć trzy szczyty: Sasin, Sasankę i Jagodną.
Przez mgłę trochę nam nie wyszło ;)


W pewnym momencie trzeba było odbić w lewo, a my pojechaliśmy prosto. Ale nic to, przygodo trwaj! :)
Zrobiło się dość późno, więc zboczyliśmy ze szlaku, żeby szukać miejsca na rozbicie namiotu.



W końcu się udało. W pięknych, malowniczych okolicznościach przyrody. :)



Pozostało rozbić namiot i nazbierać drewna na ognisko.
"Tu narazie jest ścernisko..."

... ale będzie namiocisko! ;)

Oczywiście nie można zapomnieć o bardzo ważnym elemencie każdej wycieczki, jakim jest zwycięskie piwo wieńczące dzień. ;)

Drewno nazbierane i naszykowane. Niestety cholernie mokre, więc ognisko stanęło pod wielkim znakiem zapytania...

Jednak nie takie rzeczy się w życiu robiło i po chwili był już zalązek ognia! :)


Z czasem zaczęło rosnąć...

... aż w końcu przybrało odpowiedni rozmiar. :)

Justyna trochę słabo się czuła; wiadomo, że na przeziębienie nie ma nic lepszego niż Fervex popijany wiśniówką. Albo odwrotnie. ;)

Pozostało jeszcze zjeść PYSZNĄ (!) kolację...


... umyć naczynia...

... i mogliśmy zająć się sobą. :)


Znów zaczęło padać, zrobiło się chłodno, więc ulokowaliśmy się w namiocie.

Kuchnia została na zewnątrz, żeby nie przyciągnąć jakiegoś leśnego zwierza do namiotu ;)

Przy okazji- nikt na świecie nie ma tak zajebistej karty, jak ja! :D



W ciągu dnia, jeszcze w "Jagodnej" wpadliśmy na pomysł, że trzeba będzie otworzyć gdzieś w górach własne, klimatyczne schronisko. Z kotami, psiakiem, gitarą...
Mimo, że plan minimum nie został osiągnięty, to dzień bardzo udany, a Justyna mega zajebiście szczęśliwa. I o to chodzi! :)
Dane Justyny:
Kilometry: 24,9 (6,46 w terenie);
Maksymalna: 42km/ h;
Czas: 1h 38' 16";
KCal: 656;
:)
- DST 28.02km
- Czas 01:37
- VAVG 17.33km/h
- VMAX 34.20km/h
- Kalorie 384kcal
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
...
Środa, 29 maja 2013 · dodano: 03.06.2013 | Komentarze 0
W pracy na szybko; nic w sumie nie zrobiłem, bo Marcin coraz to gorsze rowery przywozi...Po pracy szybciutko do domu celem dopakowania się na wyjazd i na piwko na Wzgórze Polskie ;)
Na Wzgórzu do mnie i Franków dołączyła Justyna, a cała impreza zakończyła się u niej. ;)
Spać poszliśmy dość późno, bo miała być jeszcze przepyszna kolacja...
A pociąg do Barda mieliśmy rano, tuż po ósmej... ;)
- DST 24.24km
- Czas 01:15
- VAVG 19.39km/h
- Kalorie 318kcal
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Lakiernia.
Wtorek, 28 maja 2013 · dodano: 28.05.2013 | Komentarze 0
W pracy zabrałem się za zostawionego wczoraj cruisera.Nie wyglądał najgorzej, ale koła, to masakra. Z przodu przesmarowałem piastę, pokazsowałem luzy, dołożyłem brakującą szprychę, wycentorwałem całość... Z tyłu rozebrałem japońskie "torpedo" (takie z malutkim ślimaczkiem czterowchodowym !). Złożenie do kupy i wyregulowanie zajęło mi chwilę, bo zapomniałem pewną sprężynkę umieścić na swoim miejscu :)
W międzyczasie była Justyna i urządziła sobie lakiernię... paznokci. ;)
A, no i najgorszym typem klienta jest ktoś, kto szuka roweru szosowego. Zwłaszcza karbonowego. Ubić, to mało, gdy tłumaczy się takiemu, że rama jest w porządku, a "zintegrowaną" sztycę przycina się pod zawodnika, a nie wysuwa "normalnie".
Powrót z Justką, z przerwą na paszę na Legnickiej. Potem miałem zacząć się pakować, ale zawisnąłem na fejsie ogarniając "przeszłość".
tak więc teraz- pakowanie się w Kotlinę Kłodzką- trzy... dwa... jeden...!
;)
- DST 33.23km
- Czas 01:38
- VAVG 20.34km/h
- VMAX 39.50km/h
- Kalorie 514kcal
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
...
Poniedziałek, 27 maja 2013 · dodano: 27.05.2013 | Komentarze 2
Ogólnie miły dzień, do i z pracy z wiatrem.Tylko zakończenie dość chujowe, delikatnie to ujmując.
Czas uciec myślami i głowę zająć planowaniem trasy na weekendową Kotlinę Kłodzką.
Przy okazji przyszły skarpetki od szymonbajka

Wszystko fajnie, ale gdy podczas postoju na światłach jakiś facet na wózku mnie obczajał, to nawet mój słynny czarny humor gdzieś się wziął i schował.
Taka sytuacja.
- DST 3.64km
- Czas 00:18
- VAVG 12.13km/h
- VMAX 32.20km/h
- Kalorie 36kcal
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
...
Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 27.05.2013 | Komentarze 0
Na Wyyspę, na chrupki i piwo...
- DST 36.58km
- Teren 25.00km
- Czas 01:58
- VAVG 18.60km/h
- VMAX 42.80km/h
- Kalorie 526kcal
- Podjazdy 764m
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Wieluń. Maraton z blatu.
Sobota, 25 maja 2013 · dodano: 25.05.2013 | Komentarze 0
No i po drugiej edycji Bike Maratonu w Teamowych barwach :)Wszystko byłby dużo lepiej, gdyby nie wczorajsze piwo "na chwilę" u M. i N. ;)
Wróciłem do domu, wszystko sobie zapakowałem, przygotowałem, zjadłem nawet michę makaronu i położyłem się spać... Grubo po drugiej w nocy, a zapomniałem o takim szczególe, jak nastawienie budzika.
Chłopaki podjechali na Nadodrze, ale nie mogli się dodzwonić, bo śpię snem kamiennym ;)
Dzwonili do ekipy, która była na Tropicielu, żeby zdobyć mój adres i dodzwonić się domofonem. Na całe ich szczęście w Wołowie była Justyna i to jej udało się mnie dobudzić ;)
Pół Wrocławia i okolic nie dało rady ;)
W końcu się zapakowaliśmy (a właściwie, to mnie) i ruszyliśmy. Większość drogi dosypiałem.
Czyli kolejna nauczka- oprócz jedzenia i picia, to przed maratonem warto się wyspać.
Na miejscu wyszykowaliśmy się, każdy coś tam jeszcze pokręcił. Ja przy rowerze Maćka, ciągle w pracy ;)

Ekipa się rozjechała do swoich sektorów, ja skierowałem się do swojego- piątego.

Ludzi na starcie było sporo, choć zdecydowanie mniej, niż dwa tygodnie wcześniej w Zdzieszowicach. Pogoda dość optymalna. Nie padało (w końcu), trochę słońca, ale głównie dość pochmurnie. Temperatura ok. 15 stopni, więc zdecydowałem się pojechać na krótko. W bluzie bym się zagrzał, a tak, to było spoko, tylko na zjazdach niektórych trochę mnie przytelepało. Jedyne co, to był silny wiatr.
Pierwsze sektory ruszyły, przyszedł i czas na mój. Początkowy asfalt i wjazd w pole.
Dziwny ten Wieluń, bo strasznie płaski i trasy szerokie. Lasów też trochę było, ze dwa single i tyle.
Ale dzięki temu wiatrowi, gdy było w plecy, to na niektórych odcinkach 35- 48km/h nie schodziło z licznika :) Gorzej, gdy wracaliśmy i było pod wiatr ;)
Trasa (mini) dłuższa, niż ostatnio i to coś koło 10km. Starałem się jechać swoim tempem dociskając trochę tam, gdzie sie dało.
Niestety, w okolicach 10km złapałem z przodu kapcia i straciłem dobre pięć minut na wymianie. Wyszło tak, że dogonił mnie Bart, który startował z sektora za mną.


Cały czas nie czułem się wystarczająco rozjechany, po prostu kręciłem przed siebie myśląc o mecie. Minąłem rozjazd na mega i pojechałem na mini. Cały czas mijałem się z Bartkiem, raz on mnie brał, raz ja jego.
Po rozjeździe, przy tabliczce, że do mety jest 14km w końcu poczułem, że mam jakąś moc i można depnąć.
Ostatnie kilka kilometrów pod wiatr, ale zyskałem kilka pozycji. Jak jest ciężko, to warto przycisnąć, bo tym innym też jest przecież ciężko ;)
Na metę wjechałem niczym Lance- bez trzymanki. Musiałem wyprostować w końcu plecy, bo łupało mnie od rana, jak nie wiem ;)
Ogólnie trasa nudna jak flaki z olejem. Jeden (!) "większy" podjazd, a poza tym kilka delikatnych i długich. Zjazdy tylko długie i delikatne, ale pozwalające rozwijać fajne prędkości.
Na mecie pasta party, piwo i czekanie na Elwirę i Bartka, bo okazało się, że pojechali dystans mega...

Też byśmy pojechali mega, ale umówiliśmy, że ja, Rob i Bart jedziemy krótszy, bo Bartek trochę choruje i zależy nam na czasie, żeby wrócić do Wrocławia. Wyszło tak, że czekaliśmy na Elwirę i Maćka...
Muszę jakoś nad sobą popracować, bo za późno się rozjeżdżam- 15km "jałowego" pedałowania, to zdeycowanie za dużo.
Tym bardziej, że teraz już tylko Głuszycę będę robił na mini (żeby zdążyć na piknik Sponsora...). A po Głuszycy ostatni płaski Wrocław i zaczynają się góry i to takie naprawdę.
Ogólnie Wieluń źle nie wypadł, zwłaszcza jeżeli chodzi o klasyfikację drużynową open, bo MTB Team Nowy Kiełczów wbił się na 28. pozycję; ale to głownie dzięki dwójce, która szarpnęła się na mega. :)

- DST 28.23km
- Teren 0.40km
- Czas 01:25
- VAVG 19.93km/h
- VMAX 32.70km/h
- Kalorie 427kcal
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
...
Piątek, 24 maja 2013 · dodano: 24.05.2013 | Komentarze 1
W pracy dzień cały towarzyszył mi Murzyn.A na jutrzejszy Wieluń jest naleworęczny motywator ;)

Justka dziś na Tropicielu, ja jutro na BM w Wieluniu :)
- DST 23.40km
- Teren 0.50km
- Czas 01:07
- VAVG 20.96km/h
- VMAX 39.70km/h
- Kalorie 335kcal
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Skurwienie.
Czwartek, 23 maja 2013 · dodano: 23.05.2013 | Komentarze 0
W pracy sporo się działo.Najpierw wpadł gość, któremu przed majówką robiłem rower. Trochę się zdziwiłem i obawiałem, że jakaś reklamacja czy coś.
Okazało się, że szukał ostatniej deski ratunku, bo "to się stało ot tak"...


Początkowo dzwoniłem do Bartka z Rowerowni, bo spawa aluminium, ale potem doszło do mnie, że to rama Treka. No i że każda rama Treka ma dożywotnią gwarancję...
Powiedziałem o tym "klientowi", dałem numer do SSC.
Wyszło, że ma zawieźć im ramę i będzie reklamacja.
A ja "zarobiłem" 0,7 cytrynówki, choć nie wiem za co :)
Wczoraj powiedziałem, że skurwiłem swoją pasję biorąc za nią pieniądze. Zarówno za starty, jak i za serwis.
Dziś stwierdziłem, że nie do końca, bo chciałem pomóc bezinteresownie. I pomogłem. Mam nadzieję.
Uśmiech i błysk w oku obcego mi człowieka po moich słowach (i po telefonie do SSC) był dla mnie najlepszą formą zapłaty i uznania.
Tak wiele za tak niewiele.
Naprawdę.
Komercyjnie rzecz ujmując, to wiem, że do mnie wróci. Nie chodzi o moją chęć zarobku, ale o jego zaufanie do człowieka, który pomógł mu beziteresownie.
I wróciła mi wiara we mnie samego. :)
Potem przyjechała Justyna i modyfikowała rower Ewy na Tropiciela :)

Nie obyło się bez partyzantki i patentów ;)

W ogóle miałem dziś dużo popisać, ale nie wyszło.
Jutro do pracy wpada MuŻyn, a w sobotę Wieluń.
- DST 24.37km
- Czas 01:01
- VAVG 23.97km/h
- VMAX 45.30km/h
- Kalorie 430kcal
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Game Over.
Środa, 22 maja 2013 · dodano: 22.05.2013 | Komentarze 4
Trzydzieści siedem miesięcy życia przeszło do historii.