Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2017

Dystans całkowity:194.21 km (w terenie 36.01 km; 18.54%)
Czas w ruchu:12:25
Średnia prędkość:15.24 km/h
Maksymalna prędkość:64.21 km/h
Suma podjazdów:955 m
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:7.47 km i 0h 29m
Więcej statystyk
  • DST 2.28km
  • Czas 00:08
  • VAVG 17.10km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Środa, 19 lipca 2017 · dodano: 19.07.2017 | Komentarze 0

Kategoria Brzeg, Praca


  • DST 2.27km
  • Czas 00:08
  • VAVG 17.03km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Wtorek, 18 lipca 2017 · dodano: 18.07.2017 | Komentarze 0

Kategoria Brzeg, Praca


  • DST 2.29km
  • Czas 00:07
  • VAVG 19.63km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Poniedziałek, 17 lipca 2017 · dodano: 17.07.2017 | Komentarze 0

Kategoria Brzeg, Praca


  • DST 19.88km
  • Teren 16.50km
  • Czas 01:53
  • VAVG 10.56km/h
  • VMAX 64.21km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 611m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Biskupia Kopa (891 m.n.p.m)

Niedziela, 16 lipca 2017 · dodano: 16.07.2017 | Komentarze 0

W końcu doczekałem się wolnej soboty. Pierwotny plan zakładał, że pojedziemy we dwójkę, bez Mango, w Izery. Dlaczego bez Mango? Ponieważ przyjechała moja Mama, żeby z nim zostać w ramach treningu i sprawdzenia przed naszym urlopowym wyjazdem.
Izery jednak nie wypaliły, ponieważ... pogoda zdecydowanie się popsuła i nie było sensu jechać blisko dwieście kilometrów w jedną stronę, żeby pojeździć po górach w deszczu i potem przemoczonym spać w namiocie, a właściwie w shelterze.
Stwierdziliśmy więc, że pojedziemy na spokojnie trochę bliżej. Skoro Mama już przyjechała, to trzeba było dać Jej szansę i sprawdzić czy poradzi sobie z naszym stadkiem.
Padło na Pokrzywną, do której mamy niespełna osiemdziesiąt kilometrów. Na camping Złota Dolina trafiliśmy w okolicach południa. Plan na resztę dnia był taki, że po prostu planu nie mieliśmy. Kilkukrotnie popadało, całkiem intensywnie, a my odpoczywaliśmy przy aucie, trochę pospacerowaliśmy, byliśmy coś zjeść w campingowej "restauracji" (pierogi pierwsza klasa!).




Wieczorem trochę pograliśmy w karty i poszliśmy spać :)





Poranek przywitał nas słońcem i ciepłem. Poleniuchowaliśmy do dziewiątej i zabraliśmy się za śniadanie. W planach była wycieczka na Biskupią Kopę (lub choć do Schroniska).
Z Pokrzywnej dojechaliśmy asfaltem do Jarnołtówka, gdzie odbiliśmy na żółty szlak. Od tej chwili czekała nas dziesięciokilometrowa wspinaczka, właściwie bez przerwy pod górę. Tyle tylko, że jeszcze o tym nie wiedzieliśmy.
Początek - masakra. Stromo, nawierzchnia beznadziejna, miejscami trzeba było wpychać rowery, bo nie dało się jechać. Po wjeździe do lasu sytuacja trochę się unormowała i dało się jechać "normalnie".





Po drodze w kilku miejscach jest gdzie spokojnie odpocząć. Choć "spokojnie" to trochę za dużo powiedziane, bo na szlaku było dość tłoczno.



Im wyżej, tym mocniej mamy dość. Droga nie prowadziła już lasem, a między karczowiskami, przez co w pełnym słońcu było gorąco, a gdy tylko zaszło za chmury, to było czuć zimny wiatr.
Wszystko rekompensują widoki.









W końcu dojechaliśmy do schroniska, a właściwie do Górskiego Domu Turysty "Pod Biskupią Kopą". Tam chwilkę odpoczęliśmy uzupełniając utracone na długim podjeździe elektrolity i minerały.



Tu, trochę zmęczeni, mięliśmy chwilę wątpliwości czy pchać się dalej na szczyt czy puścić się w dół fantastycznie zapowiadającym się zjazdem. Mimo, że poziomice na mapie nie zachęcały do wpychania rowerów na szczyt Biskupiej Kopy, to po chwili odpoczynku stwierdziliśmy, że szkoda by było zmarnować taką okazję, bo nie wiadomo, kiedy znów tu będziemy.
Tu na chwilę pożegnaliśmy się z żółtym szlakiem i zaczęliśmy wypych czerwonym. Jak ktoś jest mocno uparty i dobry technicznie na stromych i kamienistych podjazdach, to da radę. Nam się nie chciało.



Szlak okazał się sporo krótszy, niż nam się wydawało i po piętnastu minutach wpychania rowerów znaleźliśmy się na szczycie.





Na górze chwilka odpoczynku przy Birellu i lentilkach.





Na zjazd wybraliśmy (a właściwie, to na szczęście Justynka wybrała) kontynuację czerwonego szlaku, żeby nie wracać tą samą drogą. Czerwony łączył się na dole z żółtym, którym mieliśmy wrócić do Pokrzywnej.
Jak dla mnie zjazd bomba. Kamienisty, z mnóstwem korzeni; do tego stromy. Jedyne, co przeszkadzało, to karczowane drzewa, które trochę (za)często leżały na szlaku, co totalnie wybijało z rytmu, bo trzeba było przenosić rower.
Podczas, gdy mi gęba uśmiechała się z zachwytu, a przedramiona piekły od częstotliwości i wielkości kamieni na szlaku, Justynka sprowadzała wesoło rower podjadając po drodze jagody.



















Po zjeździe chwilę poczekałem na Żonę. Od tej chwili czekał nas długi zjazd w pełni przygotowaną "leśną autostradą". Zjazd bardzo szybki, bo chyba nie jechałem ani przez chwilę mniej, niż czterdzieści na godzinę. Super trasa, prosta, ale w sam raz na dzisiejszy dzień. Dobrze, że Mango nie było z nami, bo by zgubił nogi... :)







Wycieczka bardzo udana. Trasa może nie należąca do tych najdłuższych, ale jak dla nas - obecnie bez kondycji - wystarczająca. Potrzebowaliśmy takiego wyjazdu po "normalnych" górach i "zwykłych" szlakach, a nie po przygotowanych trasach, jak to ostatnio miało miejsce. Dziś było tak, jak kiedyś. Fajnie, we dwoje z rowerami i górami. Ale gdzie są te czasy, kiedy jednego dnia robiliśmy po górach dziewięćdziesiąt kilometrów, to ja nie wiem. Coś, gdzieś poszło nie tak.

Ogólnie trasa Pokrzywna - Biskupia Kopa - Pokrzywna jest całkiem przyjemna. Początek jest dość stromy, ale później sytuacja się normuje i czeka nas kilkukilometrowy podjazd szerokim duktem o nawierzchni złożonej głównie z szutru. I tak aż do schroniska. Od schroniska, jeżeli chce się wybrać na szczyt, to polecam pchanie roweru. Można też go zostawić w schronisku, ale wówczas tracimy fajny zjazd. Jeżeli o sam zjazd chodzi, to dla osób z bardziej zaawansowaną techniką jazdy i większą odpornością na stres zjazdowy polecam kontynuowanie zjazdu czerwonym szlakiem przechodzącym przez Biskupią Kopę (ten szlak omija bezpośrednio schronisko). Dla osób mniej zaawansowanych lepszy będzie zjazd w tą stronę, z której się przyszło. Reszta szlaku, to zjazd taką samą (a właściwie nawet lepszą) drogą do samej Pokrzywnej. Całość trawa około 20 - 30 min, jeżeli mało hamujemy po drodze i odpowiednio dłużej, jeżeli korzysta się z hamulca częściej. Cała trasa raczej na rower górski, choć widzieliśmy kilka osób na trekkingach.
W samej Pokrzywnej (i Jarnołtówku) jest sporo miejsc, gdzie można coś zjeść, choć nie byliśmy w żadnym. W Jarnołtówku jest również sklep, w którym można się zaopatrzyć na wycieczkę. Później jest już tylko schronisko (normalnie zaopatrzone w picie, jedzenie i piwo) lub dziwna budka na szczycie Biskupiej Kopy (po stronie czeskiej), gdzie kupić można piwo, w tym wolnego od alkoholu bardzo dobrego Birella. Ceny nie powalają.

Po powrocie do auta zapakowaliśmy rowery i po lekko ponad godzinie byliśmy z powrotem w Brzegu. Zwierzęta żyły, wyglądały na zadowolone, więc Mama sobie poradziła.
Na dodatek czekał na nas od razu ciepły obiad, co w całości sprawia, że Mama może być w Brzegu częstszym gościem :)



Na koniec zupełny hit. Jak dla nas.
Przeglądając mapę Gór Opawskich na campingu w Pokrzywnej, wyleciała mi z mapy jakaś reklama. Zainteresowała mnie jednak, bo mało kiedy z map wyskakują reklamy. Ta dotyczyła nowego (?) produktu wydawnictwa kartograficznego Galileos, a mianowicie mapy, która jest odporna na deszcz, gniecenie i rozdarcia. Przy tym zajmuje tyle samo miejsca, co zwykła papierowa mapa i na pierwszy rzut oka niczym się nie różni. Testowaliśmy ten promocyjny kawałek na wszelkie możliwe sposoby: moczyliśmy, zgniataliśmy, próbowaliśmy rozedrzeć. I nic. Mi co prawda w końcu udało się jakimś cudem rozedrzeć kawałek, ale nie wiem jak to się stało. W każdym razie map najczęściej nie traktuje się tak, jak my próbowaliśmy. Genialny wynalazek. Od teraz już tylko takie mapy będę kupował.







  • DST 2.31km
  • Czas 00:08
  • VAVG 17.32km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Piątek, 14 lipca 2017 · dodano: 16.07.2017 | Komentarze 0

Kategoria Brzeg, Praca


  • DST 2.29km
  • Czas 00:09
  • VAVG 15.27km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Czwartek, 13 lipca 2017 · dodano: 13.07.2017 | Komentarze 0

Kategoria Brzeg, Praca


  • DST 2.29km
  • Czas 00:08
  • VAVG 17.18km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Środa, 12 lipca 2017 · dodano: 12.07.2017 | Komentarze 0

Kategoria Brzeg, Praca


  • DST 2.29km
  • Czas 00:08
  • VAVG 17.18km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Wtorek, 11 lipca 2017 · dodano: 11.07.2017 | Komentarze 0

Kategoria Brzeg, Praca


  • DST 2.28km
  • Czas 00:08
  • VAVG 17.10km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Poniedziałek, 10 lipca 2017 · dodano: 10.07.2017 | Komentarze 0

W takim deszczu, w jakim wracałem dziś z pracy do Dworca Głównego we Wrocławiu, to w tym roku jeszcze nie jechałem...
Ciepły, letni deszcz, kurwa.
Kategoria Brzeg, Praca


  • DST 13.51km
  • Teren 13.51km
  • Czas 01:10
  • VAVG 11.58km/h
  • VMAX 29.65km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 296m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lipovské stezky.

Niedziela, 9 lipca 2017 · dodano: 09.07.2017 | Komentarze 0

Całą noc przespaliśmy smacznie i spokojnie.
Po obudzeniu zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy kawę i herbatę, zebraliśmy nasz cygański tabor i pojechaliśmy do Lipova - Lazne na tamtejsze trasy.
Jak to tam wygląda? Mam mieszane odczucia. Z jednej strony miało być łatwiej (dla Justynki) niż na Rychlebach, ale nie do końca było. Pojęcie względne, bo faktycznie trasy są łatwe, co potwierdza widok osób jeżdżących tam z dziećmi. Podjazdów niewiele, zjazdów trochę więcej. Trasy są względnie krótkie, co sprawia, że za jednym zamachem można objechać wszystkie. Kilka razy.
Trasy dzielą się na Helios - trochę podjazdu wąskim singlem i trzy opcje zjazdu; dwie niebieskie (łatwiejsze) i jedna czarna (ponoć trudniejsza). Wszystko fajnie - podjazd niemęczący, zjazdy delikatne, bandy fajnie wyprofilowane, a większość trasy da się przejechać pompując. Wszystko fajnie, ale minusem tej trasy jest to, że jest na łące, na której nie ma drzew, a nawet miejsca do odpoczynku są w pełnym słońcu. No i to jest główna przeszkoda tego miejsca.
Druga trasa, to Toc, ta przebiega w lesie, więc pogoda gra mniejszą rolę. Całość poprzedza krótki, nie za bardzo wymagający podjazd zielonym szlakiem. Po dojechaniu w okolice szczytu góry Toc mamy do wybory trzy opcje zjazdu: dwie czerwonym i jedną niebieskim szlakiem. Wszystkie o ogólnie łatwym i przystępnym poziomie trudności, wszędzie są hopki i bandy, a zjazd przebiega płynnie.
Ogólnie trasy są fajne, niezbyt ciężkie. Trochę za krótkie, ale można na nich fajnie poćwiczyć pompowanie oraz wchodzenie i wychodzenie z band. Takie łatwiejsze Rychleby i krótsze Single.
Zdecydowanym plusem jest też to, że są stosunkowo blisko Brzegu (niewiele mniej mam kilometrów na Ślężę...), więc sądzę, że będziemy (albo będę, jak Justek znów zacznie studia) częstszymi gośćmi na zmianę z Rychlebami.
W samej miejscowości słabo o otwarty sklep w weekend, praktycznie nigdzie nie można płacić złotówkami. Pozostaje płatność kartą w przyhotelowej restauracji Helios. Brak też sensownego miejsca parkingowego, gdzie można by stanąć na "dziko" w cudownych okolicznościach przyrody. Campingów również nie widzieliśmy po drodze. Dlatego też wybraliśmy nocleg przy Rychlebskych Stezkach i dojazd dwadzieścia kilometrów na Lipovske Stezky.




















































Kategoria Canyon, Czechy, Góry


Flag Counter