Info

Więcej o mnie.















Moje rowery
Archiwum bloga
- 2025, Maj7 - 6
- 2025, Kwiecień10 - 8
- 2025, Marzec8 - 2
- 2025, Luty12 - 7
- 2025, Styczeń10 - 2
- 2024, Grudzień1 - 1
- 2024, Listopad8 - 5
- 2024, Październik15 - 11
- 2024, Wrzesień10 - 8
- 2024, Sierpień6 - 4
- 2024, Lipiec6 - 5
- 2024, Czerwiec3 - 3
- 2024, Maj9 - 7
- 2024, Kwiecień9 - 1
- 2024, Marzec10 - 5
- 2024, Luty2 - 2
- 2024, Styczeń3 - 1
- 2023, Grudzień3 - 1
- 2023, Listopad2 - 0
- 2023, Październik2 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 4
- 2023, Sierpień4 - 0
- 2023, Lipiec5 - 0
- 2023, Czerwiec1 - 0
- 2023, Maj2 - 0
- 2023, Kwiecień3 - 0
- 2023, Marzec5 - 0
- 2023, Luty5 - 0
- 2023, Styczeń4 - 0
- 2022, Grudzień3 - 0
- 2022, Listopad2 - 0
- 2022, Październik4 - 0
- 2022, Wrzesień5 - 0
- 2022, Sierpień4 - 0
- 2022, Lipiec4 - 3
- 2022, Czerwiec13 - 8
- 2022, Maj10 - 8
- 2022, Kwiecień5 - 5
- 2022, Marzec6 - 2
- 2022, Luty2 - 2
- 2022, Styczeń2 - 1
- 2021, Grudzień5 - 1
- 2021, Listopad6 - 1
- 2021, Październik5 - 2
- 2021, Wrzesień7 - 0
- 2021, Sierpień5 - 2
- 2021, Lipiec2 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 6
- 2021, Maj4 - 8
- 2021, Kwiecień6 - 11
- 2021, Luty1 - 1
- 2021, Styczeń2 - 3
- 2020, Grudzień4 - 7
- 2020, Listopad4 - 1
- 2020, Październik1 - 1
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień9 - 8
- 2020, Lipiec5 - 0
- 2020, Czerwiec7 - 5
- 2020, Maj5 - 4
- 2020, Kwiecień4 - 0
- 2020, Marzec22 - 11
- 2020, Luty37 - 11
- 2020, Styczeń40 - 20
- 2019, Grudzień34 - 8
- 2019, Listopad41 - 0
- 2019, Październik40 - 2
- 2019, Wrzesień42 - 3
- 2019, Sierpień28 - 0
- 2019, Lipiec50 - 9
- 2019, Czerwiec35 - 0
- 2019, Maj36 - 3
- 2019, Kwiecień34 - 4
- 2018, Grudzień6 - 0
- 2018, Listopad12 - 2
- 2018, Październik16 - 0
- 2018, Wrzesień22 - 0
- 2018, Sierpień16 - 0
- 2018, Lipiec21 - 0
- 2018, Czerwiec23 - 0
- 2018, Maj17 - 11
- 2018, Kwiecień29 - 6
- 2018, Marzec25 - 0
- 2018, Luty30 - 6
- 2018, Styczeń29 - 6
- 2017, Grudzień27 - 0
- 2017, Listopad23 - 0
- 2017, Październik19 - 2
- 2017, Wrzesień25 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec26 - 3
- 2017, Czerwiec32 - 4
- 2017, Maj30 - 2
- 2017, Kwiecień36 - 0
- 2017, Marzec30 - 0
- 2017, Luty21 - 2
- 2017, Styczeń21 - 1
- 2016, Grudzień24 - 1
- 2016, Listopad25 - 4
- 2016, Październik29 - 0
- 2016, Wrzesień31 - 6
- 2016, Sierpień28 - 3
- 2016, Lipiec35 - 2
- 2016, Czerwiec32 - 2
- 2016, Maj45 - 2
- 2016, Kwiecień32 - 0
- 2016, Marzec31 - 1
- 2016, Luty26 - 0
- 2016, Styczeń29 - 1
- 2015, Grudzień27 - 0
- 2015, Listopad26 - 0
- 2015, Październik28 - 6
- 2015, Wrzesień27 - 2
- 2015, Sierpień32 - 0
- 2015, Lipiec29 - 4
- 2015, Czerwiec21 - 0
- 2015, Maj32 - 1
- 2015, Kwiecień25 - 0
- 2015, Marzec23 - 0
- 2015, Luty7 - 0
- 2015, Styczeń16 - 0
- 2014, Grudzień15 - 8
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik26 - 10
- 2014, Wrzesień26 - 4
- 2014, Sierpień26 - 5
- 2014, Lipiec32 - 3
- 2014, Czerwiec28 - 1
- 2014, Maj29 - 13
- 2014, Kwiecień28 - 2
- 2014, Marzec27 - 5
- 2014, Luty26 - 8
- 2014, Styczeń29 - 11
- 2013, Grudzień31 - 16
- 2013, Listopad27 - 18
- 2013, Październik31 - 29
- 2013, Wrzesień27 - 10
- 2013, Sierpień26 - 0
- 2013, Lipiec25 - 2
- 2013, Czerwiec30 - 11
- 2013, Maj31 - 21
- 2013, Kwiecień29 - 42
- 2013, Marzec19 - 17
- 2013, Luty16 - 10
- 2013, Styczeń25 - 36
- 2012, Grudzień19 - 15
- 2012, Listopad24 - 7
- 2012, Październik24 - 0
- 2012, Wrzesień25 - 3
- 2012, Sierpień27 - 0
- 2012, Lipiec29 - 8
- 2012, Czerwiec13 - 14
- 2012, Maj4 - 0
- 2012, Marzec2 - 0
- 2011, Listopad1 - 0
- 2011, Październik2 - 0
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Czerwiec3 - 0
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień3 - 0
- 2011, Marzec3 - 0
- 2011, Luty1 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2018
Dystans całkowity: | 189.10 km (w terenie 48.27 km; 25.53%) |
Czas w ruchu: | 12:37 |
Średnia prędkość: | 14.99 km/h |
Maksymalna prędkość: | 47.25 km/h |
Suma podjazdów: | 982 m |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 8.22 km i 0h 32m |
Więcej statystyk |
- DST 2.21km
- Czas 00:08
- VAVG 16.57km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
... [148]
Niedziela, 17 czerwca 2018 · dodano: 17.06.2018 | Komentarze 0
- DST 4.41km
- Czas 00:16
- VAVG 16.54km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
... [145]
Czwartek, 14 czerwca 2018 · dodano: 14.06.2018 | Komentarze 0
- DST 2.20km
- Czas 00:08
- VAVG 16.50km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
... [144]
Środa, 13 czerwca 2018 · dodano: 13.06.2018 | Komentarze 0
W latach '80 Angelic Upstarts nagrało kawałek dotyczący ówczesnej sytuacji w Polsce.Słyszałem wiele coverów, nie potrafię ich zliczyć... A ile nie słyszałem, to nawet nie wiem.
Ale przy tym mam największe ciary i dreszcze. Mocniejszy od oryginału.
"Give them hope
Give them strength
Give them life
Like a candle burning in the black of night
We are with you in our hearts and in our minds
And we`ll pray for a nation through it's darkest times"
- DST 2.20km
- Czas 00:07
- VAVG 18.86km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
... [143]
Wtorek, 12 czerwca 2018 · dodano: 12.06.2018 | Komentarze 0
Bardzo ciekawy dokument; szkoda, że nie ma w nim, co się działo w latach dziewięćdziesiątych...- DST 2.19km
- Czas 00:08
- VAVG 16.43km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
... [142]
Poniedziałek, 11 czerwca 2018 · dodano: 11.06.2018 | Komentarze 0
W pracy nieprzytomny, bo w ogóle się nie wyspałem i co chwilę w nocy budziłem.Do tego zakwasy - w udach (od podjazdów) i na barkach (od plecaka).
I do tego ogromny, dosłowny ból dupy.
- DST 17.64km
- Teren 17.64km
- Czas 02:00
- VAVG 8.82km/h
- VMAX 47.25km/h
- Podjazdy 420m
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Izery, dzień trzeci. [141]
Niedziela, 10 czerwca 2018 · dodano: 11.06.2018 | Komentarze 0
Poranek ciężki. Zasypiałem wśród siedzących przy piwie Czechów, a obudziłem się wśród biegających i krzyczących czeskich dzieciaków. Do tego zamieszanie spowodowane chęcią zjedzenia czegoś na śniadanie przez blisko dwadzieścia osób sprawiło, że sam szybko coś przegryzłem, wypiłem kawę i ruszyłem dalej.Najpierw dość długi podjazd, a miejscami podejście, gdzie odpokutowałem wczorajsze piwo, ale widok z Sinych Skałek to zrekompensował. Właściwie to trochę chciałem ominąć to miejsce i pojechać inną trasą, ale przy którymś rozjeździe trochę się zagapiłem.
Później dalej, przez nieczynną kopalnię kwarcu "Stanisław" na Wysoki Kamień. Tu trochę tłoczno, ale udało mi się znaleźć całkiem przyjemne i ustronne miejsce z widokiem na Karkonosze, w tym na Szrenicę i Śnieżne Kotły oraz Szklarską Porębę w dole. Tak sobie posiedziałem i porozmyślałem dobrą godzinkę, ale nie miałem się gdzie spieszyć, bo wracałem już na pociąg, żeby o rozsądnej porze wrócić do Brzegu (co nie było takie oczywiste, bo dziś zmieniał się rozkład jazdy pociągów i zawsze są wówczas opóźnienia...). Zjazd z Wysokiego Kamienia do Szklarskiej Poręby jest fenomenalny - na początku stromy i szybki, a potem nadal szybki, ale do tego techniczny z sekcjami korzennymi. Wprost idealny na zakończenie trzydniowej wycieczki. Tym bardziej, że wyjeżdża się tuż przy stacji Szklarska Poręba Górna.
Na stacji akurat podstawiał się mój pociąg, więc się zapakowałem i... zasnąłem. Miałem nosa, bo pociąg był opóźniony ponad trzydzieści minut i nie zdążyłem na przesiadkę we Wrocławiu w pociąg do Brzegu (kierownicy obu składów komunikowali się ze sobą, ale dla mnie jednego nie chciał opóźniać całego odjazdu, i słusznie).
Wysiadając we Wrocławiu zobaczyłem, że w tylnym kole nie mam powietrza; dziwne, ktoś uprzejmy się przyłożył, bo oczywiście było marudzenie ludzi, że w przejściu stoją rowery... We Wrocławiu miałem jeszcze chwilę, więc zjadłem coś na szybko, zmieniłem dętkę i wsiadłem do pociągu InterCity z biletem z PolRegio. Nauczony doświadczeniem podszedłem do konduktora, mówię jak jest - że mam bilet ze Szklarskiej do Brzegu i że na rower też, ale taka sytuacja, że tu spóźniony, ten nie czekał i tak dalej. Na koniec wspomniałem o Technikum Kolejowym, o Mamie pracującej na kolei i usłyszałem "spoko, to tylko dwie stacje!". :)
Wyjazd fajny. Potrzebowałem go. Może ilość kilometrów nie powala, ale to nie o kilometry tym razem chodziło, a o odpoczęcie w szerokim stopniu rozumiane. Faceci czasem tak chyba mają, że potrzebują w samotności pojechać w dzicz, przespać się pod namiotem i pobyć tylko w swoim i roweru towarzystwie. W ciemności, chłodzie, zmęczeniu i przede wszystkim ciszy, jaką oferują tylko góry. Udało mi się zasmakować tego wszystkiego. Do tego spotkać nietuzinkowych ludzi, których w górach jakoś przyjemniej i bardziej bezstresowo można zagadać lub być zagadanym...
Jeżeli chodzi o bagaż, to sakwy spisały się bardzo dobrze. Przód nie latał, nic po drodze nie zgubiłem, ale jest upierdliwy przy porannym zakładaniu. Tył fantastyczny, nie majtał się, był cały czas na swoim miejscu, a na zjazdach wysuwając tyłek za siodełko było go gdzie miękko posadzić :) Worki są faktycznie nieprzemakalne, była okazja sprawdzić. Tył co prawda zamókł, ale w worku było sucho. Z tym tyłem to też fajna sprawa, bo pełnił od razu funkcję błotnika.
Jak zwykle było kilka zbędnych rzeczy które zabrałem: dwie pary skarpetek, długie spodnie rowerowe i jedna koszulka rowerowa, ale sądziłem, że bardziej po drodze będę mókł i nie do końca zakładałem nocleg w Chatce. No i gdybym wiedział, że prześpię się w schronisku, gdzie jest bufet, to zabrałbym połowę mniej jedzenia.
Następnym razem postaram postaram się nie zapomnieć szczoteczki do zębów i kawałka mydła (choć przyznam szczerze, że nie zakładałem, że będę brał prysznic...), bo pytanie Czechów o kawałek mydła lub żelu pod prysznic przerosło moje i ich zdolności lingwistyczne, choć najczęściej nie mieliśmy problemu w porozumiewaniu się. No ale inaczej prosi się o kufel Litovela czy Holby w knajpie, a inaczej o kawałek mydła. Całkowicie zrozumiałe.
Rower spisał się też bardzo dobrze, mimo, że dawno nie był jakoś szczególnie serwisowany czy dopieszczany (z pozdrowieniami dla chłopaków z Torunia!). Zawieszenie działało, biegi zmieniał, może przydało by się trochę więcej koni mechanicznych w nogach.
Nie licząc dętki i tego, że na niektórych szybkich zjazdach miałem wrażenie, że hamulce puchną (a może to ja puchłem?), było naprawdę ok.
Wróciłem wypompowany i zmęczony, ale zarazem wypoczęty i naładowany.
























Kategoria Canyon, Góry, Solowe stany
- DST 19.13km
- Teren 19.13km
- Czas 01:44
- VAVG 11.04km/h
- VMAX 40.25km/h
- Podjazdy 330m
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Izery, dzień drugi. [140]
Sobota, 9 czerwca 2018 · dodano: 11.06.2018 | Komentarze 0
Poranek spokojny. Słońce świeciło (gdzie te zapowiadane deszcze od rana...?!), więc rozwiesiłem ciuchy do przeschnięcia przed schowaniem do sakwy, a sam rozpocząłem leniwy poranek.Najpierw zwinąłem mandżur, potem zamówiłem kawę i odpoczywałem patrząc przed siebie. Po prostu.
Do Chatki jednak zaczęli schodzić się ludzie, więc zebrałem się i ruszyłem dalej.
Od Chatki właściwie cały czas podjazd, aż na Stóg Izerski. Po drodze mijałem się z uczestnikami BikeMaratonu; gdyby nie to, że sam w nim kiedyś startowałem, to bardziej bym się denerwował... Zdecydowany minus dla organizatora, który wypuścił maratończyków na otwarte dla turystów szlaki.
Na Stogu Izerskim zaczęło padać, więc schowałem się pod "zadaszenie". Poznałem chłopaków z Torunia, którzy "robili dobre enduro" po Izerach. Faktycznie goście w kolorowych ciuszkach na kolorowych rowerkach (i do tego z turbobrodami) są tacy, jak sobie ich wyobrażałem.
Poznałem też Pana Waldemara. Starszy gość z Gdyni (Gdańska? W każdym razie gdzieś w Trójmiasta), który przyjechał stamtąd do Świeradowa... maluchem. Całkiem z resztą rześkim, bo z końcówki produkcji.
To jeszcze nic.
Pan Waldemar tym maluszkiem przewozi rower. Cieszy się, że nie musi zdejmować tylnego koła, wystarczy przednie. Mówi, że kiedyś miał większe auto (Cinquecento!!!), ale tam mimo otwieranej klapy musiał zdejmować oba koła, więc wrócił do malucha.
To nadal nic.
Pan Waldemar śpi w tym maluszku.
Z rowerem.
Żeby było ciekawiej - Pan Waldemar ma rodzinę w Brzegu, a ze Świeradowa wybiera się w Bieszczady, a potem wschodnią Polską, przez Mazury, na Pomorze.
Oczywiście z noclegiem w aucie z rowerem.
Nie uwierzyłbym, gdybym nie zobaczył zdjęć. Naprawdę niesamowity gość. On obiecał mi, że wspomni o naszym spotkaniu w swoim kajeciku, w którym opisuje każdy dzień wycieczki, a ja obiecałem jemu, że wspomnę o nim tutaj. Co też, zgodnie z umową, czynię.
Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Jak nie w Brzegu (ma być niebawem), to kiedyś, gdzieś na szlaku.
Za to uwielbiam góry - za te spotkania przypadkowych, ale niesamowitych ludzi.
Padać nie przestawało, kolejne piwo mimo to wyschło,więc nie pozostało mi nic więcej, jak pożegnać się z Panem Waldemarem i ruszyć dalej w drogę.
Powrót, to głównie zjazd. Miejscami szeroki, szutrowy i szybki, ale pod koniec mocno błotnisty (i do tego rozjeżdżony przez maratończyków) i techniczny.
Z uwagi na deszcz postanowiłem wrócić do Chatki, ale nie spać pod namiotem, a w środku. Miejsc niestety nie było, więc pozostała gleba. W międzyczasie zupa, prysznic (o tak!!!) i okazało się, że wrócili również moi wczorajsi ogniskowi koledzy, więc było co robić wieczorem. Kolejne spotkanie z rodzaju tych cięższych, ale co zrobić...
Nocleg fajny, suchy, ciepły, bez wiatru.
Ale znienawidziłem Czechów, którzy zajęli Chatkę, siedzieli z piszczącymi dziećmi do późna i grali na gitarze stare dobre rockowe kawałki, ale z czeskim akcentem...


























Kategoria Canyon, Czechy, Góry, Solowe stany
- DST 56.38km
- Teren 11.50km
- Czas 02:48
- VAVG 20.14km/h
- VMAX 37.11km/h
- Podjazdy 210m
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Izery, dzień pierwszy. [139]
Piątek, 8 czerwca 2018 · dodano: 11.06.2018 | Komentarze 0
Udało się. Mimo niezachęcających prognoz. Rano wstałem i zebrałem się w sobie, żeby pojechać do Wrocławia na rowerze. Nie chciało mi się sakramencko, ale nie chciałem przegrać zakładu z Arnoldem. Właściwie, to chyba bardziej chciałem wygrać browara, o którego był zakład.Dojazd do Wrocławia standardowo, czyli DK94. Nie jest to jakaś zachęcająca trasa, ale za bardzo nie ma alternatywy. Mimo wczesnej godziny ruch spory, ale dojechałem bezpiecznie.
Gdyby była inna trasa, to rozważyłbym dojazd raz w tygodniu do pracy rowerem, bo zajęło mi to dokładanie dwie godziny.
Po pracy na pociąg i do Szklarskiej Poręby. To chyba moja ulubiona trasa kolejowa, ale od okolic Jaworzyny Śląskiej aż do końca. Fajnie pociąg się wspina, widoki też niczego sobie, aż nie chciało się otwierać książki... W Szklarskiej Porębie Górnej już wsiadałem na rower i miałem zacząć podjazd do Jakuszyc, kiedy z daleka zatrąbił czeski pociąg do Libereca. Akurat dojeżdzał do Szklarskiej i zaraz wracał. Ostatni tego dnia. Nie mogłem nie wykorzystać tego zaproszenia i zapakowałem się do niego. Trasa krótka, ale bardzo mi pomogła ta podwózka, bo nie musiałem wspinać się asfaltem i patrzeć co chwila na zegarek czy aby zdążę przed zachodem słońca.
W Jakuszycach krótki podjazd, już terenem, a potem szybki zjazd. Minąłem Orle(n) i dalej pomknąłem halą w kierunku Chatki Górzystów. Na szlaku pustki, aż dziwne biorąc pod uwagę piątek i to, że jestem na najpopularniejszym szlaku w Izerach. Minąłem dokładnie pięć osób - dwie na początku idące do Jakuszyc i trójkę przed samą Chatką podążających w stronę Świeradowa.
Na miejscu, w pierwszej kolejności, wypiłem wygranego i jak najbardziej zasłużonego browara od Arnolda; potem zacząłem sobie ogarniać nocleg - rozpakowanie się i rozłożenie Sheltera.
W schronisku pustki, pokoje wolne. Przy miejscu na ognisko siedzi dwóch chłopaków. Zaprosili, więc chętnie przysiadłem. Pogadaliśmy, popiliśmy, pojedliśmy, a w tle nawet posłuchaliśmy transmisji z towarzyskiego meczu Polaków.
Za górami cały czas mieliła się burza, grzmiało bez przerwy, ale góry trzymały, więc wieczór spędziliśmy przy dobrej i ciepłej pogodzie.
W nocy też nie najgorzej, ale w okolicach czwartej się obudziłem z zimna. Telepało mną, jak żulem spod sklepu przed pierwszym browarem, a to nieczęsto mi się zdarza. Trochę za ciepło się ubrałem na noc, spociłem się i stąd ten ziąb; z uwagi na godzinę trochę mi się nie chciało, ale przebrałem się w suche ciuchy w mniejszej ilości i spokojnie przespałem do rana.












- DST 2.20km
- Czas 00:08
- VAVG 16.50km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
... [138]
Czwartek, 7 czerwca 2018 · dodano: 07.06.2018 | Komentarze 0
Jadę. Co ma być to będzie. Canyon objuczony ciuchami i sprzętem biwakowym, plecak na drobnostki plus jedzenie, bo w górach nie zamierzam odwiedzać sklepów do niedzieli.
Pogoda nie zachęca. Właściwie wręcz odstrasza, bo nie lubię jeździć w deszczu.
Według YR wygląda tak:

A według Ventusky, gdzie można sprawdzić godzina po godzinie jeszcze gorzej, bo bez żadnych okienek pogodowych (na screenie optymistycznie ;)) :

No trudno, co zrobić...? Ciuchów na zimno biorę mało, przeciwdeszczowych też, bo one i tak najczęściej nie działają, a jak zmokną ważą dużo i nie ma co z nimi zrobić. Zwłaszcza, gdy śpi się nawet nie w namiocie, a w "namiociku", gdzie nie ma nawet zapięcia i jedyna pozycja, jaką można w nim przyjąć, to horyzontalna, a wcześniej trzeba się wczołgać po mokrej trawie :)
Najwyżej rozważę opcję noclegu w jakimś schronie z soboty na niedzielę, żeby się osuszyć. Może chociaż na glebie miejsce będzie, choć nie sądzę, żeby schroniska miały pełne obłożenia przy tej aurze. Przynajmniej według prognoz ma słabo wiać :) Zawsze trzeba szukać pozytywów, a nie negatywów. :)
Plan, to pojechać jutro do pracy na kole.
Żeby nie pchać się do pociągu z rowerem, bo ten i tak z rana zatłoczony; żeby trochę więcej się poruszać; żeby nałapać trochę kilometrów, bo słabo w tym roku...
Po pracy pociągiem do Szklarskiej Poręby. Ze Szklarskiej Górnej na kole do Jakuszyc i stamtąd dalej rowerem w stronę Chatki Górzystów i Hali Izerskiej. Powinienem zdążyć przed zachodem, żeby rozbić gdzieś namiot i się ogarnąć przed snem.
Rano pobudka, zwinięcie się i zapakowanie roweru (może uda się przed deszczem...) i gdzieś w drogę.
Jak nie będzie mocno lało, to chciałbym pojechać na Stóg Izerski, Smrek i trochę powłóczyć się po górach. Na koniec wrócić w okolice Chatki i albo znów się rozbić, jak nie będę bardzo przemoczony, albo poszukać noclegu w środku. W niedzielę powrót górami do Szklarskiej na pociąg do Brzegu, żeby o jakiejś rozsądnej godzinie dotrzeć do Brzegu.
Jeżeli okaże się, że od rana w sobotę jest masakra, to zrobię wydłużony powrót górami do Szklarskiej na pociąg i w nim się osuszę.
Zobaczymy co to będzie.
Nic na siłę.
- DST 2.20km
- Czas 00:08
- VAVG 16.50km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
... [137]
Środa, 6 czerwca 2018 · dodano: 06.06.2018 | Komentarze 0
Z okazji nadchodzącego wyjazdu w góry postanowiłem trochę doposażyć Canyona w sakwy (popularny obecnie "bikepacking" nawet i mnie dopadł...). Trochę się już zestarzałem i nie chce mi się wozić wszystkiego w plecaku. Pomijam fakt, że trochę się rozleniwiłem, a raczej stałem bardziej wygodnicki i po prostu nie potrafię się już spakować w piętnastolitrowy plecak na tydzień tułaczki po górskich bezdrożach... No, to nie te czasy, trzeba się z tym pogodzić i godnie zestarzeć ;)Zamówiłem więc zestaw niemieckiego Topeak'a, bo wydawał się być w dobrym stosunku jakości do ceny.

Na pierwszy ogień poszedł koszyk na bidon, z którego już jakiś czas temu niepotrzebnie zrezygnowałem, a którego ostatnio mi brakowało. Mój ulubiony i jedyny dla mnie słuszny Modula Cage II - jest w miarę lekki i kompaktowy, ale ma nieocenioną cechę - można go rozszerzyć i oprócz standardowego bidonu zmieści się w nim (i utrzyma!) półtoralitrowa butelka wody, a nawet dwulitrowa butelka coli (choć ta z uwagi na wysokość nie zmieści mi się w ramie). Prosta rzecz, a znów cieszy.

Na drugi ogień poszła sakwa pod ramę - Topeak MidLoader . Tego elementu byłem najmniej pewny i wybrałem opcję o najmniejszej pojemności trzech litrów. Niestety, tak, jak sądziłem, nie zmieściła się w mojej ramie. Może i bez koszyka i bidonu jeszcze by przeszła, ale i tak tarła o ramę w okolicach dampera, co z czasem pewnie by ją przetarło i uszkodziło lakier.
Mimo najmniejszej pojemności jest dość spora: zmieści się w niej sporo "podręcznych" gadżetów lub trochę ciuchów; no, ewentualnie cztery puszkowe browary też by się zmieściły. Mocowanie, mimo, że na rzepy, wygląda na dość stabilne, a zakres regulacji pozwala na zamocowanie do ram o większej i mniejszej średnicy. Ja niestety z niej musiałem zrezygnować.

Kolejna, w której pokładałem największe nadzieje (i na szczęście się nie zawiodłem), to sakwa podsiodełkowa Topeak BackLoader. Wybrałem rozmiar pośredni, czyli dziesięć litrów; szóstka wydawała się za mała, a z kolei piętnastka zbyt przesadna, dyszka jest optymalna. Sakwa składa się z dwóch części: sakwy właściwej i wodoszczelnego worka, który kształtem pasuje do jej wnętrza. Całość wykonana jest z solidnego materiału, który znam z innych produktów Topeak'a - trudny do przetarcia, dość wodoszczelny, ale nie w stu procentach, więc po to zapewne wkład w postaci worka.
Montaż klasyczny dla toreb pod siodło: rzep za sztycę oraz regulowane paski zaczepiane na prętach siodełka i zapinane klipsem. Duży plus za klamry, które są z zabezpieczeniem i da się je naprawdę mocno ścisnąć bez obaw, że coś się poluzuje.
Bezpieczeństwo i wodoszczelność producent gwarantuje przy trzykrotnym zwinięciu (czyli standard). Oczywiście można zrolować o wiele więcej razy mocno redukując rozmiar sakwy, można też zrezygnować z wewnętrznego worka (lub zrezygnować częściowo). Od góry praktyczna gumka ze ściągaczem - idealna, gdy chce się zdjąć bluzę na podjazd, a potem szybko założyć na zjeździe.
Całość trzyma się naprawdę dobrze, choć przy maksymalnym jej wypełnieniu czuć lekkie kołysanie na boki, ale wynika to po prostu z gabarytu. Ona ze mną zostaje na bank, bo czuję, że nie raz się przyda i to niekoniecznie w Canyonie.






Na koniec "sakwa" mocowana na kierownicy - Topeak FrontLoader. Ten produkt też trochę budził we mnie wątpliwości, bo nie do końca byłem pewien czy go potrzebuję. Już kilka lat temu jeździłem po górach z namiotem przytroczonym do kierownicy zwykłymi samochodowymi ekspanderami lub ze śpiworem schowanym w wodoszczelnym worku transportowym, żeby zaoszczędzić miejsca w plecaku...
FrontLoader składa się z kilku części: uchwytu, który mocuje się do kierownicy, worka wodoszczelnego, szelek do podczepienia dodatkowego bagażu na zewnątrz oraz regulowanego paska do stabilizacji całości.
Samo mocowanie na kierownicy nie jest zbyt stabilne, mam wrażenie, że podobny, a może nawet i lepszy efekt udawało mi się osiągnąć przy pomocy dwóch gumek zakończonych haczykami, nawet przy tym gabarycie (mata samopompująca z Decathlonu, śpiwór Salewa Bike&Hike, płachta Deuter Shelter II). Przy ruszaniu kierownicą trochę to lata góra - dół i szczerze nie wiem, jak zachowa się po dłuższym telepaniu na wertepach. Odpaść raczej nie odpadnie, pytanie raczej czy nie będzie potrzeba co jakiś czas stawać i dociągać pasków mocujących.
Mocowanie posiada jeszcze miejsce do przytroczenia dodatkowych pierdół, ale ja bym raczej nie ryzykował z wyżej wymienionych względów. Poza tym co za dużo z przodu to nie zdrowo, staram się raczej zrównoważyć bagaż tak z tyłem tak, żeby w miarę wypośrodkować środek :) ciężkości.
Szelki do przytroczenia czegoś na zewnątrz jest ewidentnie przystosowane pod namiot Topeak'a i np. Deuter Shelter jest za mały i wypada. Ze śpiworem nie powinno być problemu. Dlatego też ja zastosowałem mocowanie od spodu.
Worek wodoszczelny wykonany z tego samego materiału, co ten z tyłu, tyko ma bardziej regularny kształt. Tak samo jak tamten jest wyposażony w zaworek do spuszczenia niepotrzebnego wewnątrz powietrza. Plusem jest to, że posiada otwór z dwóch stron, co ułatwia dostanie się do bagażu.
Jakość wykonania naprawdę fajna, widać, że ktoś miał ciekawy pomysł, ale nie do końca przemyślał mocowanie.
To ustrojstwo cały czas rozważam, bo chyba taniej wyszłoby kupić dobry, rolowany, wodoodporny worek turystyczny, w którym pomieści się to wszystko oraz dobre ekspandery i troki do solidnego przymocowania.



W ten sposób rower przygotowany do wyjazdu.

Z przodu graty do spania: śpiwór, mata, "namiot". Z tyłu ciuchy na wyjazd. Do tego do plecaka jakaś dętka, podstawowe narzędzia, mapa, woda, jedzenie, czyli raczej lżejsze tematy i "hulaj dusza, piekła nie ma".
Jednak niestety wyjazd ciągle stoi pod dużym znakiem zapytania, bo pogoda - po chwilowej poprawie w prognozach - znów się spieprzyła i od piątku do niedzieli w południowej części Dolnego Śląska ma padać... Właściwie to lać.
Średnio mi się to widzi, co chwilę odświeżam pogodę. Może gdybym jeszcze spał w schroniskach, a nie pod płachtą bez zamknięcia, w której można tylko leżeć, to o innego... A tak to ani butów wysuszyć ani się przebrać czy spokojnie ogrzać.
Zobaczymy, do jutrzejszego wieczoru mam czas na odświeżanie prognozy i decyzję.
Spakowany już właściwie jestem...
Jak nie wyjadę, bo tym razem przeszkodzi mi pogoda, to dostanę kurwicy.