Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2021

Dystans całkowity:144.97 km (w terenie 84.05 km; 57.98%)
Czas w ruchu:06:59
Średnia prędkość:14.60 km/h
Maksymalna prędkość:43.91 km/h
Suma podjazdów:1072 m
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:24.16 km i 2h 19m
Więcej statystyk
  • DST 13.00km
  • Teren 7.00km
  • Podjazdy 123m
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Czwartek, 29 kwietnia 2021 · dodano: 29.04.2021 | Komentarze 2

Do naszej stajni zawitał wczoraj nowy nabytek :-) 
Dzięki uprzejmości Arnolda udało się zdobyć okazyjnie rower dla Justynki, żeby nadążała za mężem ;-) Zbliżają się (pół)okrągłe urodziny, to można się szarpnąć ;-)
Niderlandzki klasyk nad klasyki - Gazelle Orange C7 + w wersji elektrycznej. Silnik Bosch Active Line, bateria 400Wh, sterownik Intuvia.
Trochę nalotu ma, stąd pewnie okazyjna cena, ale biorąc pod uwagę idealnie gładkie holenderskie ścieżki, to rower wygląda bardzo dobrze zarówno pod kątem wizualnym, jak i technicznym. Nie kradziony (sprawdzony po numerze ramy), komplet kluczy do podkowy i baterii, ładowarka.
Z rzeczy do zrobienia, to wymiana linki i pancerzy biegów + klocki hamulcowe. Bateria wydaje się być również w dobrej kondycji, ale to się okaże po przejechaniu kilku kilometrów. 
W końcu będę mógł pojeździć z Żoną bez oskarżeń, że oszukuję; teraz oboje będziemy emerytami na elektrykach ;-) 







Po powrocie Justynki z pracy krótka przejażdżka w ramach testu. 

Kategoria Quip, Wioska


  • DST 28.71km
  • Czas 01:42
  • VAVG 16.89km/h
  • VMAX 36.83km/h
  • Podjazdy 450m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miłomłyn; dzień trzeci.

Niedziela, 18 kwietnia 2021 · dodano: 21.04.2021 | Komentarze 2

Poranek w Matytach pochmurny i dość chłodny. Pierwszy poszedłem spać, pierwszy wstałem, jeszcze przed siódmą, więc trochę się pokręciłem po okolicy. 
Po pysznym i swojskim śniadaniu przygotowanym przez Dorotę pojechaliśmy z Jackiem na poranne oporządzenie koni. 
Na dziś plan był taki, żeby objechać Jeziorak od zachodniej strony, zahaczyć o Iławę i wrócić wschodnią stroną do Miłomłyna. 
Trochę ze sobą walczyłem i jakoś nie wierzyłem zapewnieniom Tomka, że "dziś głównie asfalt" ;-) Postanowiłem wrócić krótszą, typowo asfaltową trasą bezpośrednio do Miłomłyna i jeszcze tego samego dnia wrócić do domu. Początkowo planowałem zostać do poniedziałku i wtedy na spokojnie wyjechać, ale stwierdziłem, że zostawanie u Tomka na Przystani tylko po to, żeby przespać się w busie, jest trochę bez sensu i lepiej wrócić jeszcze w niedzielę. Zawsze to dzień do przodu na ogarnięcie się, a i Justynie przydałaby się pomoc w Brzozowcu. 
(Tak, stęskniłem się ;-)) 
Tak więc na wyjeździe z Matyt chłopaki odbili na dół na Jerzwałd i Iławę, a ja w stronę Dobrzyk. Niespełna trzydzieści kilometrów, z czego może pięć bez deszczu. Dwanaście kilometrów przed Miłomłynem próbowałem chować się w wiacie przystankowej, ale po kilku minutach stwierdziłem, że nie ma to większego sensu, bo niebo było mocno zaciągnięte chmurami. Padać przestało dokładnie (!) na wjeździe do Miłomłyna, do auta dojechałem totalnie przemoczony od głowy do stóp. Na Przystani szybko się przebrałem, przegrupowałem bagaż, zapakowałem rower i w drogę powrotną :-) 
Powrót dość szybki, tym razem postawiłem na ekspresówki i autostrady; z początkowych pięciu godzin udało mi się skrócić do czterech czterdziestu ;-) Busik młody nie jest, ale jednak zapas mocy pod maską ma, a i pod pedałem momentami było miejsce, więc to nie było jego ostatnie słowo... Tylko paliwa się trochę ożłopał :-) 

Wyjazd - fajny. Tomasz jak zawsze bardzo fajnie ułożył trasę i zorganizował całość. Nawet całe to "podziemie turystyczne", z którego skorzystaliśmy (to akurat jest smutne). Jedyny minus, to mój błąd i zabranie nieodpowiedniego roweru, jak na tamte warunki. Reszta naprawdę świetnie, nawet pogoda dopisała, nie licząc dwóch przemoknięć :-) No i ból dupy jednak dał się we znaki... ;-) 
Kolejny Rajd, to Sudety w październiku, ale może uda mi się wrócić z Justyną na Mazury Zachodnie ciut wcześniej... ;-) 
Najważniejsze jednak, to to co zostało w głowie - pełnia inspiracji, pomysłów, których nabrałem w Matytach. 



















  • DST 66.21km
  • Teren 55.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 13.94km/h
  • VMAX 43.91km/h
  • Podjazdy 437m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miłomłyn; dzień drugi.

Sobota, 17 kwietnia 2021 · dodano: 21.04.2021 | Komentarze 2

Poranek przywitał nas słońcem i względnym ciepłem. Po śniadaniu dopakowaliśmy bagaż i ruszyliśmy w drogę. Tomasz, jak zawsze, poprowadził trasę malowniczo i głównie terenowo lasami. W trakcie dojazdu do Małdyt kolejny raz pożałowałem, że pojechałem Diamantem, ponieważ rower na wąskich oponkach po prostu nie dawał rady w błocie. Chłopaki na MTB z szerokimi oponami cięli do przodu, a ja byłem maruderem. Błotniki non stop zaklejały się błotem utrudniając lub wręcz uniemożliwiając jazdę, a ciężar sprawiał, że rower zapadał się nawet niewielkim piachu. 
Dziwne, bo na Diamancie przejechałem już sporo kilometrów, w tym wybrzeże z przyczepką z Mango, gdzie było sporo terenu, a czegoś takiego nie pamiętam. 
Ot, urok Mazurskiego błota ;-) 
W Małdytach siedliśmy w knajpie na obiedzie w restauracji, gdzie serwowali regionalną kuchnię warmińską i trochę się zasiedzieliśmy :-) Stamtąd mieliśmy pojechać jeszcze na północ do Awajek, ale ostatecznie ruszyliśmy w dół do Zalewa. Fajnie było posiedzieć w czynnej restauracji, gdzie można było normalnie zjeść na talerzu przy stoliku, a całość przykryć świeżym piwem z nalewaka... Taka namiastka "normalności" i przypomnienie "starych" czasów. Niedługo wszystko będzie "sprzed covida", "w covidzie", albo "pocovidowe"... Prawie jak z wojną.
Do Zalewa trasa głównie asfaltem, gdzie udało się w końcu trochę normalnie pojechać, ale już na miejscu Herbic wymyślił kolejną atrakcję - objechanie Jeziora Ewngi. Znów teren, znów błoto i znów właściwie zero przyjemności. W pewny momencie myślałem, że rzucę rower gdzieś w pole i pójdę pieszo. 
W okolicach Dobrzyk znów wróciliśmy na asfalt, ale żeby nie było za kolorowo, to zaczęło tak padać, że kilometr przed zaplanowanym noclegiem, przemoczeni musieliśmy schować się przed deszczem w wiacie przystankowej. 
Nocleg w Matytach w bardzo, ale to bardzo urokliwym, przyjaznym i cholernie inspirującym miejscu, właściwie nad samym Jeziorakiem. Do takich gospodarzy aż chce się przyjeżdżać i wracać - i ja wiem, że z pewnością wrócę tam z Justynką. 
Na miejscu kolacja, trochę rozmów i spać. Błoto wymęczyło :-) 

















 






































Oprócz błota i piachów, żeby nie było za lekko, to przyszedł kolejny dzień rozczarowania sakwami Ortlieb ;-) 
Otóż na wybojach sakwy postanowiły się... rozkręcić. Konkretnie mocowanie - zewnętrzna listwa mocująca do bagażnika jest przykręcona od wewnątrz plastikowymi nakrętkami (coś, jak te nowe Crosso). Pech chciał, że w jednej odkręciły się dwie śruby, a drugiej jedna. Udało mi się znaleźć i uratować jedną śrubę, ale dwie przepadły; na szczęście też te cholerne plastikowe śruby po odkręceniu się siłą rzeczy wpadły do zamkniętej sakwy i się nie zgubiły. 
Na trasie doraźnie zaradziłem problemowi trytkami, żeby można było dalej jechać. Po dojechaniu na miejsce jedną sakwę naprawiłem uratowaną śrubą, ale żeby usprawnić drugą musiałem wykręcić z ramy roweru śruby pod montaż koszyka na bidon / pompki. Lepiej mieć pompkę w sprawnej sakwie, niż na ramie i dyndającą sakwę ;-) 
Jasne, mogłem to oczywiście sprawdzić i dokręcić przed wyjazdem (pierwszy wyjazd z tymi torbami), ale nie musiałem o tym myśleć. Niesmak pozostał. 
No i druga sprawa - mimo tego, co chciałem sam sobie udowodnić, to sakwy Ortlieb najlepiej jednak pasują do dedykowanych bagażników (przednich i tylnych) tego samego producenta lub Tubusa. Do innych (w tym moich) niestety dopasowanie, montaż i jazda nie jest tak do końca tak, jak to powinno wyglądać. 
Mimo wszystko duży plus za wytrzymałość i jazdę na urwanym mocowaniu, możliwość szybkiej naprawy. No i są wodoodporne. 





  • DST 7.05km
  • Teren 7.05km
  • Czas 00:32
  • VAVG 13.22km/h
  • Podjazdy 62m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miłomłyn; dzień pierwszy.

Piątek, 16 kwietnia 2021 · dodano: 21.04.2021 | Komentarze 2

Auto zapakowałem i przygotowałem wczoraj, więc dziś pozostało ogarnąć się z rana, dopakować podręczne graty i w drogę. 
Nie chciałem jechać ekspresówkami i autostradami, więc wybrałem dojazd wichurami; niby fajnie, bo spokojniej i krajoznawczo, ale z domu wyjechałem o dziewiątej trzydzieści, a do Miłomłyna zajechałem o szesnastej trzydzieści (z jednym postojem na tankowanie). Przez całą drogę może sześćdziesiąt kilometrów przejechałem bez deszczu ;-)
Na miejscu wypakowałem rower, ogarnąłem bagaż, poczekałem na Herbica i Krzyśka i ruszyliśmy do Piławek. Jak na Herbica przystało prosta trasa okazała się być trochę trudniejsza, a rower na wąskich oponach, dodatkowo obciążony sakwami wcale nie ułatwiał pedałowania. Tu pierwszy raz pożałowałem, że nie wziąłem Canyona, tylko Diamanta. 
Chociaż było mokro po wcześniejszych opadach, to na dojeździe nam nie padało. 
W Piławkach poczekaliśmy jeszcze na Maćka, zjedliśmy obiadokolację, posiedzieliśmy trochę i do spania :-) 
















Trochę dużo bagażu mi wyszło - cztery sakwy plus torba na kierownicy. Dlaczego aż tak? Ano dlatego, że sakwy Ortlieba okazały się być sporo mniejsze niż moje wcześniejsze Crosso (mimo, że wziąłem jedne z większych). Zapakowałem standardowe rzeczy na dwunoclegowy wyjazd - trochę ciuchów rowerowych (tak udało się odgrzebać w szafie ;-)), trochę na wieczór i... tak wyszło. Jedyny "nadmiar", to grubszy polar na wieczory (miało być zimno) i "cywilna" kurtka (miało padać). Sama kurtka zajęła w sumie jedną przednią sakwę, a polar pół tylnej...
W każdym razie - gdzie te czasy, że z Dubrownika wracało się do Wrocławia zapakowanym w dwie sakwy, albo na tygodniowy wypad w góry pakowało się w piętnastolitrowy plecak. Z namiotem i śpiworem...? :-) 
(Plecak ze zdjęcia zapakowany rzeczami do spania w aucie)



  • DST 21.00km
  • Teren 6.00km
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Sobota, 10 kwietnia 2021 · dodano: 10.04.2021 | Komentarze 2

Do paczkomatu asfaltem, powrót przez las( plus kilka kilometrów wokół komina z wcześniej). 
Fajnie tak, jak już wszystko wyraźnie pączkuje i zielenieje; niebawem wystrzeli na całego :-) 
Jak wszystko dobrze pójdzie, to w przyszły piątek z rana pakuję rower do busa i śmigam pokręcić parę kilometrów po Mazurach Zachodnich :-) 







W tygodniu przyszedł nóż, który Justynce udało się "zdobyć". Robota Trollsky'ego, przyznać trzeba, że na najwyższym poziomie. Tak dopracowanego, wyważonego, dobrze leżącego w dłoni i ostrego (!!!) noża chyba nie miałem w ręce, a trochę ich trzymałem ;-) 

Kategoria Quip, Wioska


  • DST 9.00km
  • Teren 9.00km
  • Aktywność Wędrówka

Biskupia Kopa pieszo (znów).

Niedziela, 4 kwietnia 2021 · dodano: 04.04.2021 | Komentarze 1

Dawno nic nie było. Na rower okazji jakby mało, bo niedawno dopiero śnieg stopniał i zrobiło się cieplej. Parę kilometrów zapisanych jest, ale zbiorczo pojawią się niebawem. 
Dziś, z uwagi na drugie już "pandemiczne" Święta Wielkiej Nocy, których nie spędzaliśmy w rodzinnym gronie, wybraliśmy się na Biskupią Kopę. Właściwie, to nie weszliśmy na szczyt, szerszym łukiem mięliśmy nawet tamtejszy Dom Turysty (mylnie określany mianem schroniska). 
Tak wyszło. 
Byliśmy z psami, po drodze mijaliśmy się z ludźmi (z dziećmi) i z psami, ale niestety nie każdy potrafi dostosować się do ogólnej zasady, że w parku / w lesie / na szlaku trzymamy psa na smyczy, co momentami podnosiło nam się ciśnienie podczas "mijanek". 
Psiaki wymęczone, my trochę też, bo dawno nie mieliśmy tylu kilometrów w nogach i łapach ;-) 
Na powrocie postój w lesie na świąteczny żurek i dalej w drogę :-) 















W drodze powrotnej (ciut naokoło) złapaliśmy dwóch Janków: 

Łąka Prudnicka: 





oraz Puszyna: 







No i skoro już piszę, to busik doczekał się nowych zimowych (ale jednak całorocznych) opon A/T: 



oraz instalacji fotowoltaicznej: 



Wygląda to tak: 
- solar 100 W + regulator
- przetwornica 1000 W
- dwa akumulatory postojowe (56Ah i 78Ah) - oba stare, ale jare i działają, w planach kiedyś oba większej pojemości i głębokiego rozładowania, ale póki co na nasze potrzeby hula. 

Na dłuższy trip te dwa akumulatory to mało, jeżeli brać pod uwagę podłączenie lodówki, ale to wszystko jest do ogarnięcia, a w razie czego jest w busiku podłączenie pod prąd 230 V na kempingu. 

W każdym razie kolejny punkt odhaczony, następnie ogrzewanie postojowe ;-) 

Oby tylko szaleństwo z wirusem się skończyło i udało normalnie wyjechać gdzieś na wakacje.  
Bez wirusa.
Bez szczepień. 
Bez paszportów. 
Na spokojnie. 
Jak kiedyś.
Normalnie.


Flag Counter