Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 46545.83 kilometrów w tym 6832.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.59 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Praca

Dystans całkowity:15618.76 km (w terenie 470.09 km; 3.01%)
Czas w ruchu:773:37
Średnia prędkość:17.63 km/h
Maksymalna prędkość:68.00 km/h
Suma podjazdów:4793 m
Maks. tętno maksymalne:169 (87 %)
Maks. tętno średnie:141 (73 %)
Suma kalorii:7380 kcal
Liczba aktywności:1457
Średnio na aktywność:10.73 km i 0h 36m
Więcej statystyk
  • DST 13.41km
  • Czas 00:41
  • VAVG 19.62km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Długodystansowy test Diamanta.

Sobota, 10 stycznia 2015 · dodano: 10.01.2015 | Komentarze 0

Powrót z pracy z wiatrem... :)



Ostatnio było o teście Canyona z okazji przejechania na nim przeszło dziewięciu tysięcy kilometrów; dziś pokuszę się o test Diamanta, któremu już bardzo blisko do czterech tysięcy :)

Zacząć należy od tego, że rower mam z pracy; trafił do nas, jako nowy, ale ciężko to tak naprawdę ustalić. Potem kupił go klient, trochę nim pojeździł, ale za niego nie zapłacił, więc wrócił do firmy, a potem trafił do mnie.
Od początku służyć miał za trekking- duże koła, wąskie opony, błotniki, bagażnik- w sam raz na miasto.
Tak też spokojnie służy(ł)- głównie na dojazdach do i z pracy, jako rower, który spokojnie można przypiąć i pójść na zakupy. Można też spokojnie zawiesić sakwy na masywnym bagażniku.
Z czasem tyłek zaczął się przyzwyczajać do miękkiego, żelowego siodła; w międzyczasie założyłem dwa koszyki na bidony (na dłuższe tripy), całkiem niedawno zamontowałem bagażnik na przód- tak na wszelki wypadek, gdyby potrzeba było zabrać sakwy na przód.
We wrześniu na tym rowerze wróciłem z Dubrownika do Wrocławia.

RAMA:
Diamant Ubari- aluminiowa, klasyczna, z lekkim sloppingiem; trochę na mnie za duża, ale dzięki temu, jadąc z większym obciążeniem rower jest stabilniejszy.
Ramka jest z tych nowszych roczników i wyposażona w między innymi wewnętrzne prowadzenie linek (co akurat wcale nie ułatwia wymiany linki "na trasie"...); bez problemu można zamontować solidny tylny bagażnik, zapięcie na tylne koło typu "centerlock", dwa koszyki na bidon (niby błahostka, a jednak czasem bywa, że brakuje tego szczegółu).
Jedyna, dość nietypowa sprawa, to główka, która jest dość długa. Co za tym idzie- potrzeba widelca o naprawdę długiej sterówce, co nie jest łatwe do "zdobycia", zwłaszcza na trasie. O widelcu za chwilę.
Póki co rama ma się dobrze. Brak pęknięć, bark nawet rys czy odrapań, bo błotniki skutecznie chronią. "Omiatanie" resztek błota, których błotniki nie chronią, czy też mycie ich myjką ciśnieniową nie pozostawiły na ramie żadnych większych, bądź widocznych uszczerbków.
Diamant, mając nie mało wspólnego z Trekiem, trochę początkowo nie budził mojego zaufania, bo Treki lubią pękać. Na chwilę obecną, jeżdżąc nawet ze sporym obciążeniem, wszystko jest w porządku.

WIDELEC.
Osobny akapit, bo nie jest "zwykły". Ani to sztywniak, ani do końca amortyzator.
Widelec jest typu headshock (coś jak w Cannondale'ach), ma jakieś kilka milimetrów ugięcia, jednak niewiele to pomaga. Na całe szczęście też nie wiele szkodzi- znaczy się nie "pompuje" na podjazdach. Mocowanie przedniego koła ma standardowe, można spokojnie założyć bagażnik, lampkę, błotnik i tym podobne.
Są z nim jednak dwa podstawowe problemy.
Pierwszy to system amortyzacji- nigdy nie wiadomo, co tam się może urwać, złamać. Pozostaje mieć nadzieję, że jak coś się zepsuje, to widelec się zapadnie i umożliwi dalszą jazdę ;)
Drugi problem to tak, że rura sterowa jest bardzo długa. Na tyle, że pracując w serwisie rowerowym i mając dostęp do części z hurtowni, na zamówienie i tak dalej, nie było jeszcze widelca, który pasowałby do mojej ramy...
Na upartego można spawać, toczyć, ale "w trasie" to raczej ciężko.
Nie mniej jednak- trochę już przejechał i ma się całkiem w porządku. Jak przyjdzie go zmieniać, to będę raczej zmieniał na klasycznego sztywniaka i wtedy się martwił. Pozostaje mieć nadzieję, że nie przytrafi się to na trasie daleko od domu...

NAPĘD.
Cały rower, łącznie z hamulcami i klamkami, zbudowany jest na dość rzadko spotykanej, trekkingowej grupie SRAM VIA.
Osobiście za SRAM'em nie przepadałem nigdy, głównie z uwagi na manetki, które (w niższych grupach MTB) działają jednokierunkowo przy multiplikacji z tyłu i redukcji z przodu. Tutaj to niby nie przeszkadza, biegi zmienia się płynnie, intuicyjnie, wszystko działa sprawnie i płynnie.
Jeżeli chodzi o same manetki, to problem pojawił się niedawno, zimą- podczas jazdy w grubszych rękawiczkach mniejsza dźwignia jest na tyle blisko gripa, że czasem mimowolnie, całkowicie niechcący zrzuca się bieg. Podczas jazdy, gdy jest ślisko bywa to niebezpieczne i trzeba mieć się na baczności i pamiętać, żeby nie trzmać palców zbyt blisko manetek :)
Reszta działa płynnie: ani w przedniej, ani tylnej przerzutce nie wymieniałem jeszcze linek czy pancerzy. Dopiero podczas mrozów dało się odczuć dyskomfort zmiany biegów, gdy linki przymarzły w pancerzach.
Kółka w tylnej przerzutce cały czas bez zarzutu.
Jedyne, do czego można by się przyczepić, to zestopniowanie Dwóch najwyższych zębatek z przodu, choć to sprawa iście indywidualna. Dla mnie czasem nie czuć różnicy podczas jazdy na blacie lub środkowej zębatce.
Kasetę i łańcuch zmieniałem przed wyjazdem w podróż poślubną, tak na wszelki wypadek. Łańcuch jest do wymiany (do sprawdzenia jest przebieg), kaseta jeszcze pociągnie, biorąc pod uwagę, że łańcuch wymienię dziś :)
Oba komponenty należą do najtańszych z możliwych (w cenie hurtowej), więc nie mam problemu z tym, że trzeba je wymienić. Jakieś czterdzieści złotych za kasetę i łańcuch da się przeboleć.
Korba trzyma się dobrze i nie nosi śladów użytkowania. Zobaczymy, jak będzie wyglądała po zimie i pasku z solą.
Ogólnie, w tym przypadku, SRAM nie sprawia mi większych problemów.

KOŁA:
Dość ważny element, nie ma co.
Przednie jest zbudowane na prądnicy i aluminiowej trzykomorowej obręczy. Raczej z półki tych tańszych, więc bez szału. Jednak po sprawdzeniu na centrownicy nie było bicia.
Sama piasta też kręci się bez problemu. Kręci się, daje prąd, więc jest okej.
Gorzej z tylnym kołem. Obęcz ta sama, co z przodu, piasta- klasyczna Shimano Parallax. Z obęczą to tyle dobrego, że jeszcze nie pękła. Ciężko zliczyć ile razy wymieniałem urwane szprychy, ile razy było centrowane. Piastę rozebrałem po powrocie z Chorwacji- zarówno na kulkach, jak i na bieżniach były wżery. Nasmarowałem i złożyłem i dojeżdżam. Przed latem kupię normalniejszą piastę, mocniejszą obręcz i sam zaplotę pod większe obciążenie.
Tylne koło w tym rowerze to porażka.

RESZTA:
Czyli cały szpej, który jest istotny, a na który zwraca się mało uwagi...
Błotniki, od SKS'a. Klasyczne pod koła dwadzieścia osiem cali. Dają radę, robią robotę. Przedni "ulepszyłem" o większy chlapacz, tylny ostatnio trochę pękłem, ale się trzyma ;)
Lampki- przód i tył zasilane prądnicą. Co prądnica, to prądnica. Z przodem bywały przeboje na wyjeździe, ale się sprawdzają. W mieście niezastąpione.
Trochę się obawiałem kierownicy, siodła i pozycji. Kiera, choć jaskółka, to daje radę. Nawet na podjazdach, gdy trzeba wstać na pedałach jest wygodna.
O oponach było gdzieś po drodze. Na przodzie pozostała guma od Schwalbe, na tyle- póki co- siedzi CST. Wersja budżetowa, która miała być tymczasowa, a trochę już przejechała. Nie polecam. Mimo, że bieżnik świeży, to mieszanka gumy użyta do produkcji jest tak twarda, że nawet przy niewielkiej mżawce były problemy z podjeżdżaniem na krawężniki i z zakrętami na kostce. O jeździe zimą nie wspomnę ;)
Bagażnik tylny, choć "no name", z wybitym napisem "max. 25kg", spokojnie wytrzymał obiążenie czterdzieści plus... Jedynym dodatkiem były końcówki od Crosso ułatwiające montaż ich sakw.
Po powrocie z Chorwacji zamieniłem nóżkę z centralnej na... centralną, ale dwuwspornikową. Przy sakwach lepiej się spisuje.
Gripy od Bontragera są do wymiany, bo nie dość, że niewygodne, to kręcą się na kierownicy.

I chyba tyle.
Czy jestem zadowolony? Tak.
Jest to dla mnie pierwsza typowa trekkingówka. Pierwsze kilometry za nią, wiele przed. Wiadomo, że dużo zmian po drodze będzie, ale... to w końcu rower, na którym jechałem do ślubu (czy też na nim wracałem, co za różnica...). Jest mój, jest nasz i raczej z nami zostanie.
Idealny nawet na dalsze wycieczki z sakwami, do których się przekonałem. I których- mam nadzieję- w tym roku nie zabraknie :)
Kategoria Wrocław, Praca, Diamant, Test


  • DST 13.70km
  • Czas 00:44
  • VAVG 18.68km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Piątek, 9 stycznia 2015 · dodano: 10.01.2015 | Komentarze 0

Powrót z pracy z Kamilem autem, bo tak deszczem i żabami zawiało, że masakra...
Kategoria Wrocław, Praca, Diamant


  • DST 27.40km
  • Czas 01:34
  • VAVG 17.49km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Czwartek, 8 stycznia 2015 · dodano: 08.01.2015 | Komentarze 0

... a po pracy w domu:



:)
Kategoria Diamant, Praca, Wrocław


  • DST 17.84km
  • Czas 01:02
  • VAVG 17.26km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dziewięć kół Canyona.

Środa, 7 stycznia 2015 · dodano: 07.01.2015 | Komentarze 0


Do pracy na później, bo najpierw... fotograf, lekarz, a następnie Wydział Komunikacji w Urzędzie Miasta celem zapoczątkowania kursu na prawo jazdy. Jakieś siedem lat temu ciut inaczej to wyglądało. Bo jeden kurs na prawko mam za sobą, pani z urzędu nawet chciała (mimo upływu czasu) kontynuować ten stary kurs, ale ja (jak to ja, kiedyś...) zapodziałem gdzieś wszystkie papierki. No i wszystko od nowa. Może to nawet i lepiej, bo nie dość, że na samym egzaminie sporo się pozmieniało, to warto kilka spraw sobie przypomnieć od początku.
W każdym razie- maszyna ruszyła. W poniedziałek biorę wolne i jadę zapisać się na kurs i jakieś jazdy ustalić.
Zaniedbałem kiedyś ukończony kurs i egzamin wewnętrzny na prawko, zapisałem się nawet na państwowy egzamin teoretyczny; nie wyszło.
No i teraz przyszedł na to czas.
Zaniedbałem też kiedyś swoją edukację; "mniej zdolni" w moich klasach kończyli szkoły, zdawali matury, ja nie, bo...
I na to przyjdzie czas.
Fajnie jest mieć obok siebie kogoś, kto motywuje do pewnych niedokończonych kiedyś spraw (i nie tylko takich), a jeszcze lepiej, gdy jest to własna, osobista Żona :)

W każdym razie- po załatwieniu wszystkiego "na mieście" ruszyłem w stronę pracy. Cała droga, mimo ,śniegów i mrozów, fajnie odśnieżona, właściwie całość przejezdna. Okazuje się jednak, że niestety, miasto (które ma się za rowerową stolicę Polski) granice swojej "miejskości" kończy na stadionie.
Mijając stadion droga (DDR + chodnik) z każdym metrem zmieniała się w jedno wielkie lodowisko z koleinami. Po minięciu przejazdu kolejowego pod AOW było tylko gorzej. Na tyle, że nie dało się jechać aż do Glinianek. Pieszych tam jak na lekarstwo, a to co rozjeździli inni rowerzyści najzwyczajniej w świecie zamarzło tworząc niebezpieczne koleiny i tym podobne atrakcje... Nie ma się co dziwić- mało firm czy innych zakładów dookoła, więc nikt nie chodzi, czyli nie ma po co odśnieżać lub-  co łaska- sypnąć solą.
Stan taki ciągnął (ciągnie) się pewnie aż do Leśnicy, wzdłuż całej ulicy Kosmonautów, gdzie przebiega jedyny (możliwy i sensowny) "ciąg pieszo- rowerowy". Ja wolałem się narażać jadącym autom i cały odcinek tej ulicy, aż do łączenia z Boguszowską pokonałem jezdnią.
Trochę żałuję, że nie miałem aparatu, bo to nadaje się do prasy. Tym bardziej, że Wrocław (kolejny raz- mający się za rowerową stolicę Polski) ma tak zwanego Oficera Rowerowego, a żeby tego było mało- ostatnio powołany został kolejny urzędnik- Oficer Pieszy.
Nie chodzi tutaj o rowerowy czy pieszy "terroryzm", bo trochę po centrum i okolicach dziś pojeździłem; wszędzie było naprawdę dobrze (zarówno ścieżki, pasy i kontrapasy rowerowe były wzorowo odśnieżone), problem pojawił się na obrzeżach. Ktoś powinien się tym zająć. Sam, usiłując "wydostać" się z koleiny przy Gliniankach, mało nie wyjechałem nieproszony na jezdnię. A z własnych obserwacji wiem, że nie mało (mało doświadczonych w jeździe zimą) rowerzystów tamtędy jeździ. Z resztą- widać zamarznięte ślady opon...


W samej pracy... lipa. Trochę nie ma co robić. Tak zwany "martwy sezon" pełną gębą. Nawet ze sprzętem zimowym w ofercie. Trzy osoby w pracy dzisiaj, to było za dużo, a jutro pojawia się czwarta... Trochę dobrze, że od przyszłego tygodnia zaczynam kurs prawa jazdy; nie mniej jednak będzie to ciężki miesiąc. I oby miesiąc.
Powrót z pracy z Kamilem busem.

Był na blogu wpis o trzech kołach Canyon'a, było też o tym, gdy pękło mu sześć i pół tysiąca kilometrów. Aktualnie jego licznik pokazuje lekko ponad dziewięć tysięcy dwieście kilometrów. Całkiem nie mało, zważywszy na to, że od dłuższego czasu nie używam go do jazdy po mieście, a do stricte jazdy górskiej.
Kiedyś myślałem, że przy takim stanie licznika napiszę jakiś test długodystansowy, ale chyba nie ma to większego sensu. Głownie dlatego, że musiałby być to opis i test poszczególnych części składowych.
Spróbuję pokrótce.

Rower mam od mniej więcej marca dwa tysiące trzynastego, czyli niebawem stuknie mu dwa lata. Przez pierwszy okres śmigałem nim wszędzie, gdzie się dało- miasto, lasy, pola, góry. Od prawie roku służy mi tylko w górach (bądź jak ostatnio- w mieście, gdy warunki na opony półtora calowe są za cięzkie ;)). W mieszkaniu najczęściej stoi, kurzy się i służy za zabawkę dla kotów.
Po przejechaniu na nim:

RAMA:
Nadal wygląda. Wiadomo, że nadgryza ją ząb czasu i pojawiło się więcej odrapań czy innych "uszczerbków" spowodowanych tłukącymi o nią kamieniami, bądź... doniczkami, które zrzucają koty z półki, pod którą stoi rower ;)
Żadnych łożysk jeszcze nie wymieniałem, bo nigdzie nie ma luzów. Na przestrzeni tych (blisko dwóch) lat dwa razy zaglądałem do nich, żeby skontrolować stan zużycia i za każdym razem prewencyjnie przeczyściłem, przesmarowałem i złożyłem do kupy.
Wszystko gra po dziś dzień. Jest cicho, płynnie, czule i bez luzów.

AMORTYZACJA:
Widelec rozbierałem dwa razy, z czego raz całkiem niedawno. Fox ma to do siebie, że lubi być serwisowany w miarę często. Ja swojego poczyściłem, pomoczyłem gąbki w oleju, posmarowałem i działa wspaniale. Oleju w tłumiku, jak i uszczelek jeszcze nie wymieniałem, bo nie było po co.
Dampera nie ruszałem, ale działa czas cały bez zarzutu. Planuję go rozkręcić i przeserwisować na wiosnę, przed sezonem wyjazdowym.

KOŁA:
Cały czas seryjne Mavic CrossRide. Kolejny raz oba założone niedawno na centrownicę nie wykazały bicia wzdłużnego czy poprzecznego. A przyznać trzeba, że nie mają ze mną lekko.
W tylnym kole wyczuwalny jest delikatny luz poprzeczny na łożyskach, ale jakoś jeszcze je przemęczę.
Bębenek w tylnym kole też w jak najlepszym porządku.

PRZERZUTKI & NAPĘD:
Jeszcze nie wymieniałem linek- od początku. Wewnętrzne prowadzenie w przypadku Canyona naprawdę robi robotę.
W tylnej przerzutce wymieniłem kółka, bo stare miały dość. Na tylnej przerzutce luz poprzeczny jest wyczuwalny, nie wpływa to jednak na pracę przerzutki i precyzję zmiany biegów w preferowanym przeze mnie stylu jazdy.
Przerzutka przednia działa bez zarzutu, nawet w dużym błocie czy śniegu; nie ma predyspozycji do zapychania się.
Minusem są manetki, a właściwie, to prawa- od początku sprawiała problemy, ale jakoś ją ułagodziłem. Nie mniej jednak, przy najbliższej możliwej okazji zamienię je na grupę wyżej- na XT.
Napęd (kaseta i łańcuch) był zmieniany, ale o tym później. Blaty w korbach też.

OPONY:
W kwietniu dwa tysiące czternastego wróciłem do Continentala MountainKing 2,4". Mimo, że drutowane, a nie zwijane i nie wróżyłem im długiego żywota, to dają radę. W "cięższym" terenie lubią mieć mniej ciśnienia, na asfalcie nie powalają oporami toczenia... Jednak nie ścierają się tak szybko, jak Schwalbe.

BIŻUTERIA:
Kokpit, czyli mostek i kiera są na prawdę w porządku. Ciężko tu o jakiś test, bo każdy lubi co innego, a w tym segmencie chodzi głównie o walkę producentów. Jeden woli Ritchey'a, inny WTB, jeszcze inny ma rurki od Eastona, albo sygnowane logo producenta ramy. Ja mam RaceFace i mi odpowiada. Obdziera się, jak każde inne; jeżeli chodzi o kąty wzniosu/ opadania, to też nie ma żadnej innowacji. Tyle tylko, że mostek i kiera są z jednej stajni. i Fajnie wygląda. I mi to odpowiada, bo fajnie się jeździ. I tyle.
Pewnie każdy inny zestaw ma takie same "właściwości" ;)
Ze sztycą na koniec zeszłego roku wystąpił problem, bo wyszło, że jest dla mnie problemem brak offsetu. Więc idzie do wymiany. Najlepiej było by na regulowaną, ale to- wiadomo- pieniądz. I to nie lekki.
Siodło zostało dwa razy zmienione, ale to dość osobliwy komponent. Każdy ma swoją anatomię, swoją dupę i do niej są przyzwyczajeni.
Na szczególną uwagę zasługują gripy od Ergona- po tym czasie użytkowania są naprawdę niesamowite! Nie dość, że niewiele się starły, to bardzo fajnie dopasowały się do ergonomii dłoni/ rękawiczek. Godne polecenia!

Na koniec został napęd. Ten zmienia się, wiadomo. Ja w zeszłym roku założyłem (z seryjnego 3x10) 3x9.
Sprawdza się. Tym bardziej, że wcześniej przerabiałem chyba każdą możliwą kombinację napędów w rowerach MTB.
W tym roku planuję jednak założyć napęd 2x10.
Trzy zębatki z przodu sprawdzają się tylko w "mocnym" terenie i na asfalcie. Mało kiedy w zeszłym roku użyłem "młynka", bądź "blatu". Sądzę więc, że dwie- odpowiednio zestopniowane- zębatki z przodu spokojnie wystarczą. Tym bardziej, że tył znów planuję "wrzucić" dyszkę.

Na koniec jeszcze chwila uwagi na hamulce.
Elixir'y są dość specyficzne. Jedni je kochają, inni przeklinają. Mi większej szkody nie wyrządziły i nie przeszkadzają. Wystarczy o nie dbać, umiejętnie odpowietrzać i wystarczy. Ale nie, że je kocham, tak od razu ;)
Po całym okresie użytkowania do wymiany nadaje się tylna tarcza, którą przegrzałem na zjeździe w Rudawach Janowickich i przy byle wilgotności niemiłosiernie piszczy.
Poza tym- ok. Zatrzymują wtedy, kiedy trzeba.
Chyba starczy.

Mam nadzieję, że rower jeszcze trochę mi posłuży. Że umiejętnym doborem i wymianą części przedłużę jego żywot.
Od roweru tego pokroju trochę wymagam; ten, póki co, wymagania spełnia.

Krótka galeria z mojego ostatniego przeglądu:




















Szklanka.

Poniedziałek, 5 stycznia 2015 · dodano: 06.01.2015 | Komentarze 0

Do pracy w padającym deszczu ze śniegiem; czyli masakra, bo na Canyonie bez błotników...
W pracy głównie paczkowanie, do tego cały dzień sam z Kamilem.
Powrót, to masakra, bo to co w ciągu dnia napadało, wieczorem zamarzło. Ślisko było do tego stopnia, że na oponach o szerokości dwa i cztery dziesiąte cala (z upuszczonym dodatkowo powietrzem) czułem się raczej średnio komfortowo...

Po roku i czterech miesiącach użytkowania butów Shimano MT- 91 przyszedł czas na... pierwsze klejenie. Takie delikatne, bo na czubku trochę się podeszwa zaczęła odklejać, więc to raczej takie podklejanie prewencyjne, niż poważna operacja ;)
Dużo to czy nie dużo? Ciężko powiedzieć. Używane były sporo. Zmokły (i przemokły) nie raz i nie dwa, często suszone przy ognisku, piecykach i innych grzejnikach, więc i klej mógł nieco osłabnąć.
Póki co reszta okej- trzymają komfort termiczny, a przemoknąć zdarza im się w naprawdę dużym deszczu lub śniegu, ale głównie od góry bądź przez miejsce montażu bloków.


Kategoria Diamant, Praca, Wrocław


Pierwsze kilometry w nowym roku.

Piątek, 2 stycznia 2015 · dodano: 03.01.2015 | Komentarze 0

Do pracy Justka podrzuciła mnie autem, z rowerem.
Na miejscu okazało się, że będę sam... Trochę się nie chciało, ale porobiłem sobie porządki w narzędziach, obsłużyłem odbiory osobiste i jakoś zleciało...
Powrót rowerem i pierwsze kilometry w dwa tysiące piętnastym. :)
Kategoria Wrocław, Praca, Canyon


Ostatni raz na rowerze w 2014...

Wtorek, 30 grudnia 2014 · dodano: 01.01.2015 | Komentarze 0

Kolana od jakiegoś czasu dają się we znaki, więc czas jakiś do i z pracy jeździłem tramwajem... Szkoda było mi już czasu i pieniędzy na bilety, więc odkurzyłem Canyona.
Fajnie po takiej przerwie coś w końcu pokręcić :) Nawet w (śladowych ilościach) śniegu i lekkim mrozie.
W pracy nie bardzo było co robić, więc po zrobieniu paczek sobie "odpuściłem".
Zrobiłem dla Młodego widelec i hamulce i zabrałem się za swój rower.
Wyczyściłem cały napęd, przesmarowałem łożyska suportu, rozebrałem widelec... Od razu czuć było różnicę :)
Kategoria Canyon, Praca, Serwis, Wrocław


  • DST 13.37km
  • Czas 00:50
  • VAVG 16.04km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Czwartek, 18 grudnia 2014 · dodano: 18.12.2014 | Komentarze 0

Kategoria Diamant, Praca, Wrocław


  • DST 26.34km
  • Czas 01:27
  • VAVG 18.17km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Where are you...?

Środa, 17 grudnia 2014 · dodano: 17.12.2014 | Komentarze 0

W pracy (kiedyś chyba zliczę, ile razy zacząłem wpis od "w pracy"...) narty, narty, narty, narty...
Wracając klamka tylnego hamulca zaczęła być dziwnie miękka. Przy okazji postoju na światłach zorientowałem się, że to nie okładziny dziwnie szybko się wytarły, tylko "zgubiłem" po drodze jedną z nich...
Pewnie przy wymianie zawleczkę za płytko wetknąłem, albo pękła od zimna. Dziwne tylko, że mają stoper (te okładziny, w sensie), który nie pozwala im wypaść podczas normalnego hamowania. No a inne mi się nie zdarzało.
Spisek...?
Bywa.
Lepiej teraz, niż przy ostrzejszej zimie ;)





Kategoria Diamant, Praca, Wrocław


  • DST 27.36km
  • Czas 01:31
  • VAVG 18.04km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nowy świecznik :)

Wtorek, 16 grudnia 2014 · dodano: 16.12.2014 | Komentarze 0

W pracy porządkowałem kuwetkę z bebechami od piast wielobiegowych. To, co potrzebne zostawiłem, co niepotrzebne... na złom.
Albo do domu :)

"Nowa" podstawka na podgrzewacze z pierścienia zewnętrznego  z uzębieniem wewnętrznym przekładni planetarnej piasty biegowej Sachs: 











Kolejny "rowerowy" świecznik do kolekcji :)



I taka sytuacja wczoraj wieczorem:





Dziewięć tysięcy w tym roku pękło.
Do dziesięciu raczej nie dojadę, ale nie jest źle :)


Flag Counter