Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Nepomuki

Dystans całkowity:3380.70 km (w terenie 802.13 km; 23.73%)
Czas w ruchu:147:49
Średnia prędkość:15.39 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:22713 m
Suma kalorii:19406 kcal
Liczba aktywności:86
Średnio na aktywność:39.31 km i 2h 41m
Więcej statystyk
  • DST 23.00km
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Niedziela, 1 października 2023 · dodano: 02.10.2023 | Komentarze 0

No i na "nowym". 
Znów. 
Trzydzieści osiem krzyżyków na karku. 
Przejażdżka do Henrykowa - "po fajki".
Tu jest tyle do zwiedzenia dookoła, że szok. W całym powiecie namysłowskim tyle nie było. 
Wsiadłem na rower i - to tu, to tam - w pewnym momencie zapomniałem o tych fajkach. 
Tu dom, kościół, folwark, tam pałac, zapomniane (ale "zamieszkałe") gospodarstwo...
Nie wiem, jak to ogarnę, pod kątem czasu, bo mnówstwo tego wszystkiego. Zwiedzainia jest mnówstwo. Do tej pory przejeżdżałem głównie autem... 
Taka część Dolnego Śląska, że aż chce się chłonąć każde miejsce. 
Tych szegółów, historii... 
Tej dawniejszej. 
I tej najnowszej. 
I tej ze mną w roli gównej.










































  • DST 89.00km
  • Teren 4.00km
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wrocław.

Sobota, 11 lutego 2023 · dodano: 11.02.2023 | Komentarze 0

Wypadł niespodziewany wypad do Wrocławia, a że pogoda miała być, to szkoda było autem i wybrałem rower. 
W piątek do Wrocławia pod wiatr, w okolicach Mostu Bartoszowickiego musiałem zmienić baterię 500Wh, bo już padła (temperatura plus ciągły mocny nacisk na pedały zrobiły swoje). 
Powrót w sobotę, już bardziej z wiatrem, nawet wróciłem z jedną kreska baterii w zapasie. 
Oba dni temperatura w okolicach 3-5 stopni, ale wiatr i wilgotność robiły swoje... 



A przy okazji innej przejażdżki, tym razem autem, udało się upolować dwóch kolejnych Nepomucenów. A przy okazji wygrzebałem parę kryształów :-) 

Św. Jan Nepomucen w Oleśnicy Małej: 



Św. Jan Nepomucen w Starym Wiązowie: 





Mazury; dzień pierwszy.

Poniedziałek, 20 czerwca 2022 · dodano: 30.06.2022 | Komentarze 1

W końcu długo wyczekiwane wakacje :-)
Dziś wyłącznie auto i dojazd z wioski do Miłomłyna, oczywiście wioskami, unikając autostrad. Od chwili wyjazdu cały czas w chmurach, a od połowy drogi w deszczu / ulewie. 
Wieczorem dotarliśmy na Przystań na Wyspie do Tomka. 
Wpadliśmy tu dość spontanicznie, bo jak powiedziałem Tomkowi, że wybieramy się na Mazury Środkowe, to powiedział, że się obrazi, jak go nie odwiedzimy ;-)
Trochę posiedzieliśmy, pogadaliśmy, ale nie udało się długo wysiedzieć, bo padnięci po podróży szybko poszliśmy spać... 
Całą noc również padało, a w busiku efekt był spotęgowany waleniem kropli o blachę i o szyby... ot, taki początek urlopu ;-) 





















  • DST 85.00km
  • Teren 13.00km
  • Czas 04:10
  • VAVG 20.40km/h
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mikolin.

Niedziela, 15 maja 2022 · dodano: 16.05.2022 | Komentarze 1

Do Teściowej na imieniny. 
Na szczęście "zimna Zośka" wcale nie była taka zimna, a nawet całkiem przyjemna, więc wybraliśmy się rowerami. 


Pomnik ku pamięci poległych w I Wojnie światowej w Kurzniach przed kościołem



Dawny budynek kolejowy na wjeździe do Karłowic. 



Kościół w Karłowicach.



Dom księdza Jana Dzierżonia w Karłowicach i tabliczki pamiątkowe. 



Dworek w Karłowicach.


Odrestaurowany św. Jan Nepomucen w Karłowicach, przy moście przy dawnym młynie. 



Dawny młyn w Karłowicach. 




Droga z Karłowic w kierunku Popielowa.







Linia kolejowa Wrocław - Opole (głównie towarowa). 



Nowo budowana droga rowerowa z Popielowa do Skorogoszczy, a docelowo do Lewina Brzeskiego. 


Odra z mostu w Mikolinie (jedyny drogowy most między Opolem a Brzegiem). 


Mikolin wita. 


Droga rowerowa od Popielowa w kierunku Brzegu (miejscami jeszcze w budowie). 





Św. Jan Nepomucen w Czepielowicach przy kościele.



Od Rogalic lasem :-) 




Kategoria Nepomuki, Quip, Wioska


  • DST 42.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 18.00km/h
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

Namysłów.

Poniedziałek, 2 maja 2022 · dodano: 03.05.2022 | Komentarze 2

Do Namysłowa na lody. 

W Ligocie Książęcej stoi przydrożna kapliczka ze św. Józefem; jest o tyle ciekawa, że zbudowana na bazie niemieckiego pomnika upamiętniających mieszkańców tej miejscowości poległych w I Wojnie Światowej. 







W Namysłowie odwiedziliśmy odrestaurowaną figurę i kapliczkę św. Jana Nepomucena. Niestety święty jest teraz za szkłem, przez co ciężko o dobre ujęcie. 





Powrót przez Krasowice, gdzie jest zabytkowy kościółek z drewnianą dzwonnicą, a na terenie kościoła zachowany pomnik upamiętniający mieszkańców tej miejscowości poległych w I Wojnie Światowej.






Kategoria Nepomuki, Quip, Wioska


  • DST 32.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:35
  • VAVG 12.39km/h
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Niedziela, 20 marca 2022 · dodano: 20.03.2022 | Komentarze 1

Miał być wyjazd na wiosenny rajd z Towarzystwem Przyjaciół Namysłowa i Ziemi Namysłowskiej, do którego od jakiegoś czasu należę, ale nie wyszło, bo Justynka cały czas przeziębiona. A że rano jeszcze wiało nie było za ciepło, to odpuściliśmy i dopiero potem ruszyliśmy się na chwilę, żeby nie zmarnować słonecznej niedzieli. 

W lesie fajnie, bo prawie bezwietrznie. Ale drogi strasznie porozjeżdżane po zrywkach. Nie ma co się dziwić, przy aktualnych cenach węgla czy gazu zdecydowana większość ludzi wraca do drewna... 


"Daglewiczówka" - w końcu udało się odnaleźć to miejsce i tu wrócić po blisko ośmiu latach. 


Kościół pw. św. Jana Nepomucena w Minkowicach Oławskich - w trakcie prac restauracyjnych. 




Kategoria Nepomuki, Quip, Wioska


  • DST 7.00km
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Niedziela, 5 grudnia 2021 · dodano: 05.12.2021 | Komentarze 0

Przy okazji obecności na chrzcie w Turowe (tym w drodze na Strzelin), udało mi się ustrzelić nowego Nepomucena. 
Jakość zdjęcia beznadziejna, bo robiona telefonem z daleka, ale bliżej nie dało się podejść. 

Kategoria Nepomuki, Wioska


  • DST 38.03km
  • Czas 02:57
  • VAVG 12.89km/h
  • VMAX 39.76km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Podjazdy 153m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Włochy.

Wtorek, 31 sierpnia 2021 · dodano: 31.08.2021 | Komentarze 2

W końcu wakacje :-) 
Wyjazd w niedzielę, naszykowaliśmy i spakowaliśmy się na Bieszczady, żeby się tam pokręcić autem i rowerami. W sobotę wieczorem, po sprawdzeniu prognozy pogody, stwierdziliśmy, że w Polsce ma być za zimno i za deszczowo i... pojechaliśmy do Włoch. 
Totalnie na pałę, bez planu i dokładnego pomysłu gdzie, w busie mając zapakowane kalosze w Bieszczady i zestaw ciepłych ubrań ;-) 
Bez szczepień, testów, pewności gdzie dojedziemy, albo czy nas gdzieś nie cofną. Na granicach (Polska- Czechy- Niemcy- Austria- Włochy) zero kontroli, nikt nam dupy nie zawracał. Nie jechaliśmy autostradami, tylko lokalnymi drogami, bo przyjemniej, a i widoki ciekawsze. 
Spaliśmy wyłącznie w busie, głównie na dziko z jednym wyjątkiem na kempingu. 
Rowerowe kilometry zbiorcze z całego wyjazdu (nie pojechaliśmy jeździć na rowerach, wzięliśmy je jako dodatek do wyjazdu). 
Pierwszy dzień, to wyjazd z Polski, przejazd przez całe Czechy i nocleg gdzieś w Niemczech na pustym parkingu przy markecie, nieopodal Tureckiego kebsa, gdzie całą noc ktoś przyjeżdżał i się kręcił - ciekawe doświadczenie i niespełna cztery godziny snu. Wstaliśmy o czwartej trzydzieści i ruszyliśmy dalej, tym razem już bez deszczu. 
Po przekroczeniu granicy z Austrią totalnie zmienił się krajobraz, na horyzoncie zaczęły pokazywać się całkiem okazałe góry. 
Kraj niespełnionego malarza nic się nie zmienił, odkąd przejeżdżaliśmy tędy wracając z Chorwacji siedem lat wcześniej - dynie i kukurydza :-) 
Warto było nie jechać autostradą, tylko wioskami, bo Tyrol jest naprawdę piękny; klimatyczne domki położone na zboczach gór, mnóstwo pastwisk i krów z dzwoneczkami... 
Włochy przywitały nas słoneczną, ale wietrzną pogodą - w końcu góry, nadal Tyrol (choć po drugiej stronie granicy), dodatkowo byliśmy już całkiem wysoko. 
Żeby nie było za nudno postanowiliśmy nie jechać dookoła między górami, tylko przebić się przez przełęcze. Podczas podjazdu na pierwszą (2211 m.n.p.m.) udało nam się zagotować płyn chłodniczy; poczekaliśmy aż temperatura spadnie, uzupełniłem to, co się wygotowało i ruszyliśmy dalej w górę, tym razem już trochę spokojniej. Bądź co bądź zapakowany bus, to blisko trzy tony wagi, podjazdy rzędu dwudziestu kliku procent, a miejscami było tak stromo, że trzeba było redukować z dwójki na pierwszy bieg. Zjazdy niezłymi serpentynami, gdzie przy trzydziestu kilometrach na godzinę miało się wrażenie, że wyrzuci z drogi na zakręcie... Hamulce tylko raz udało się nieco zagrzać. Miodzio :-) 
Warto było pokonywać przełęcze, bo widoki naprawdę niesamowite! 
Następnym przystankiem miało być Jezioro Garda - moje małe rowerowe marzenie. Niestety rzeczywistość totalnie rozczarowała. Miejsce bardzo skomercjalizowane, ludzi całe mrowie, nawet w mniejszych miejscowościach pełno butików, marketów, na parkingach brak miejsc... O zatrzymaniu się na dziko można właściwie zapomnieć. Przejechaliśmy właściwie całą zachodnią część jeziora i stwierdziliśmy, że to bez sensu. Poszukaliśmy na mapie niedużej miejscowości niedaleko od Gardy i tak trafiliśmy do Borghetto. Urokliwa, piękna i spokojna wioska, w której zabawiliśmy trzy dni, zrobiliśmy sobie bazę wypadową na przejażdżki rowerami po okolicy, znaleźliśmy bardzo fajną knajpkę, do której wracaliśmy co wieczór na pyszną pizzę, tortellini i wino, a czasem poznaliśmy się już z właścicielami ;-) Papież Polak nadal we Włoszech robi swoje, a w Borghetto chyba nie było wielu Polaków, mało brakowało, a robiliby sobie z nami zdjęcia ;-)
Żeby nie było, że rowery wieźliśmy tylko na aucie, to wybraliśmy się na przejażdżkę nad Gardę wzdłuż rzeki Mincio do Peschiera del Garda. Tam oczywiście pełno ludzi, więc nie zabawiliśmy zbyt długo, ale można powiedzieć, że Garda (z) rowerem zaliczona ;-) 
Najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że według prognoz w Polsce było deszczowo i poniżej dwudziestu stopni, a my w tym czasie mieliśmy ponad trzydzieści. W cieniu. Jak padało, tylko tylko przelotnie i w nocy. 
Powrót do Polski również z pominięciem autostrad. W Austrii GPS poprowadził nas takimi wioskami, że szok; późny wieczór, deszcz, zajebista mgła, nic nie widać, droga wąska... Świadomość, że po lewej stronie jest całkiem spora przepaść nie poprawiała nastroju ;-) Finalnie udało się znaleźć kawałek parkingu pod jakimś gościńcem, gdzie przeczekaliśmy do rana. Mimo, że na dworze było raptem sześć stopni (!), to w busie całkiem przyjemnie. Powrót z południa już tradycyjnie przez Hanusovice z postojem przy browarze Holba. 
Wyjazd totalnie na spontanie i bez planu, ale mimo wszystko bardzo udany. Może gdybyśmy wcześniej się ogarnęli z tym, gdzie wyjeżdżamy, to odwiedzilibyśmy więcej miejsc nad Adriatykiem, a tak trzeba było więcej improwizować :-) 

Jedzenie we Włoszech, to czysta poezja. Pizza, makarony (wszystkie), kawa (!), białe schłodzone wino... Chociażby dlatego warto było jechać taki kawał drogi :-)

Busem pokonaliśmy przeszło dwa tysiące trzysta kilometrów, z czego sporą część po górach, w tym Alpach. 
Najwyższy punkt, który zdobyliśmy, to Penserjoch passo Pennes (2211 m.n.p.m.). 
Podczas całej podróży busik spalił lekko ponad sto dziewięćdziesiąt pięć litrów ropy, co dało średnie spalanie na poziomie niespełna ośmiu litrów na setkę. Całkiem nieźle, jak na dwudziestoletnie auto z silnikiem dwa i pół litra. Do tego nieźle załadowanym.
DMC busa, to dwa tysiące osiemset kilo, sam na pusto waży około dwa dwieście; do tego dochodzi zabudowa, lodówka, bagażnik na hak plus dwa rowery, ponad sześćdziesiąt litrów wody spożywczej i czterdzieści do kąpieli / mycia naczyń, trochę jedzenia, ciuchy i sprzęt kempingowy. Myślę, że jeżeli nie przekroczyliśmy, to DMC, to byliśmy blisko granicy ;-) 
Rzeczy, które nam się totalnie nie przydały? Całkiem sporo, bo jak wspomniałem wcześniej spakowaliśmy się na Bieszczady. Dwa polary, kalosze i buty w góry i ciuchy przeciwdeszczowe można było zostawić w domu :-) Podobnie grill, węgiel i cztery "szwedzkie ogniska", które przygotowałem na "nasze góry". 
Z rzeczy, które się z kolei przydały, to płyn do chłodnicy (!!!), toaleta turystyczna, lodówka i solar na dachu. Dzięki solarowi byliśmy właściwie uniezależnieni od prądu - starczało na wszystko czego potrzebowaliśmy, dodatkowo we Włoszech na postojach lodówka chodziła właściwie bez przerwy. Ani razu nie podpinałem busa pod "zewnętrzny" prąd. Maty na przednią i boczne szyby też nie były złym pomysłem, bo nie dość, że chroniły (całkiem skutecznie) przed słońcem, to dodatkowo osłaniały nad od świata zewnętrznego wieczorami i w nocy :-)
Czy czegoś brakowało? Ogólnie nie, w niedalekiej przyszłości pomyślę nad trzema najważniejszymi rzeczami: podnieść zawieszenie w busie, zwłaszcza tył (przy większym załadunku mocno siadł), zamocować halogeny na przód (na te cholerne mgły było by jak znalazł; a mam cały czas odłożone i gotowe do montażu halogeny, które kilka lat temu dostałem od Teścia...), bagażnik na rowery na drzwi, a nie na hak (niestety te wszystkie mocowane na haku mocno komplikują dostanie się do bagażu z tyłu auta pod łóżkiem); szukam od dłuższego czasu, ale ciężko znaleźć na drzwi, większość dostępnych jest na klapę. 

Nepomuki. Trudny temat, do kolekcji trafiły mi dwa, jeden z Niemiec, drugi z Włoch. Po drodze było ich co prawda całe mnóstwo (zwłaszcza Czechy, choć i w Austrii kilka mijaliśmy), ale ciężko było by się przy każdym zatrzymywać... A szkoda. 

Czasy mamy takie, a nie inne, więc parę słów o obecnej sytuacji na granicach. I nie tylko. 
Nie szczepimy się, nie testujemy, po prostu żyjemy nie karmiąc głów newsami z telewizora. Na wakacje wybraliśmy się totalnie spontanicznie i na pałę, nie do końca wiedząc co z tego wyjdzie. Zaznaczam, że nie wiemy, jak wygląda sytuacja na lotniskach czy przejściach granicznych na autostradach, my jechaliśmy wiochami i mniejszymi miejscowościami, w takich też przekraczaliśmy granicę. Na granicach, jak już wcześniej wspomniałem, zero kontroli, sprawdzania... Ciężko "nie rzucać się w oczy" dużym, żółtym busem, ale staraliśmy się nie prowokować pewnych sytuacji, czyli jazda z przepisową prędkością itp. 
We Włoszech sytuacja wygląda tak, że wewnątrz restauracji mogą przebywać tylko osoby zaszczepione ("green pass"), w ogródku bez znaczenia. Wewnątrz również tylko w maseczkach, a na ulicy jak u nas - jedni mają, inni nie; nie ma reguły. Jako ciekawostkę można podać przykład z restauracji w Borghetto, gdzie sami właściciele pytali nas, jak wyglądała sytuacja covidowa w Polsce, bo w ich mediach mówili, że strasznie i trup się ścielał gęsto. Zdziwieni byli, jak powiedzieliśmy, że u nas tak przedstawiano Włochy, a zwłaszcza Lombardię. Powiedzieli, że były przypadki, że czasem ktoś umarł, niekiedy ktoś bliski, że po prostu na początku nie wiedzieli o co chodzi, jak z tym walczyć. Czyli tak, jak u nas. Ale nie było ponoć takiej masakry, jak to przedstawiały rodzime media.
Teoretycznie drogę (tam i) z powrotem powinniśmy pokonać tranzytem, każdy kraj przejeżdżając w określonym czasie. Mało realne, gdy omija się autostrady. Ciężko też nie zjeść "normalnego" posiłku po drodze. W Czechach, zgodnie z informacją na drzwiach, weszliśmy do knajpy w maskach. Ludzie wewnątrz patrzyli na nas, jakbyśmy przylecieli z innej planety, bo wszyscy byli bez. Jak my zdjęliśmy, to nawet panie kelnerki chodziły już bez.
Pozostawiam pod indywidualną ocenę z zastrzeżeniem, żeby uważnie dawkować sobie wszelkie informacje ;-) 

Wpis zbiorczy, więc i zdjęcia zbiorcze (w miarę chronologicznie). 




























































Nepomuki: 

1. Borghetto: 
 





2. Untergrasensee: 



  • DST 58.00km
  • Teren 8.00km
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bukowa Śląska.

Czwartek, 3 czerwca 2021 · dodano: 04.06.2021 | Komentarze 2

Do Bukowy Śląskiej (Bukowej Śląskiej...?) po Nepomucena. 
Ładny, duży, choć trochę zaniedbany. Ale przynajmniej nie na siłę odrestaurowany. 
Trasa do Namysłowa, to nasz szybki standard, dalej była trochę niewiadomą, ale bardzo miło nas zaskoczyła - było trochę polnego szutru. było sporo asfaltu z wydzieloną DDR; największym zaskoczeniem była woda ;-) gdzie na przystani można zjeść, wypić, wypożyczyć łódkę czy kajak - jest plan na kolejne wycieczki rowerowe połączone z wodą, bo to naprawdę niedaleko :-)
Dojazd i powrót tą samą drogą, wracać początkowo mieliśmy inaczej, ale jednak chcieliśmy "na szybko", bo głód dopadał ;-)
A pogoda dziś to marzenie! Duuuużo słońca, miejscami lekki wiatr.
Najlepiej, że wycieczkę udało się ogarnąć przed południem z powrotem tuż po czternastej, bo po siedemnastej ognicho i spotkanie ze znajomymi :-) 
























 













Nepomucen: 













Kategoria Nepomuki, Quip


  • DST 40.00km
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 524m
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

Namysłów.

Sobota, 1 maja 2021 · dodano: 02.05.2021 | Komentarze 2

Korzystając z ładnej pogody wybraliśmy się do Namysłowa. Na tamtejszych Błoniach gościły foodtracki, więc była motywacja w postaci frytek ;-)
Dość wietrznie, ale na elektrykach nie stanowiło to większego problemu; czasem nawet na chwilę wyszło słońce. Ważne, że bez deszczu. 
Trasa wyłącznie asfaltem, w Ligocie Książęcej w końcu zrobiłem zdjęcie krzyża pokutnego, bo tyle razy tamtędy przejeżdżałem i ciągle nie miałem okazji. Smarchowice Śląskie, to drewniany kościółek, bardzo ładnie zachowany, ale oczywiście bez możliwości zwiedzenia wnętrza, bo zamknięty na cztery spusty. W samym Namysłowie na rondzie udało się też w końcu uwiecznić św. Jana Nepomucena w kapliczce; kilka razy bezskutecznie się do niego wybierałem, ale w końcu się udało. 
Powrót do Smarchowic Śląskich tą samą drogą, tam jednak nie skręciliśmy na Ligotę Książęcą, a pojechaliśmy dalej na Przeczów. W Mikowicach zatrzymaliśmy się na chwilę w Parku 30-lecia (30-lecia czego...? :-)), który ewidentnie czasy swojej świetności ma już dawno za sobą... 
















































Quipowi i mi stuknął ostatnio wspólnie przejechany tysiąc - krótkie podsumowanie w ramach testu będzie, ale nie dziś. 
Trochę z okazji tego okrągłego dystansu zrobiłem nam wspólny prezent - przyczepkę Croozer Cargo. Na wsi bez przyczepki, jak bez ręki; ostatnio kupiłem do busa, więc teraz wypadało do roweru :-)
Przyczepka w sklepie od dłuższego czasu była na "outlecie" jako uszkodzona i zdekompletowana, ale postanowiłem ją zamówić i sprawdzić. Faktycznie, nie wszystko było, ale udało się ją złożyć do kupy i bezproblemowo podpiąć do roweru. Czy się przyda? Z pewnością - poza tym, że spokojnie wejdą do niej dwie skrzynki piwa ;-) to też bez problemu większy karton; a bywało i tak, że odpalałem bez sensu auto i jechałem do paczkomatu tylko dlatego, że większej paczki nie zmieściłbym na rowerze. 










Flag Counter