Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Nepomuki

Dystans całkowity:3380.70 km (w terenie 802.13 km; 23.73%)
Czas w ruchu:147:49
Średnia prędkość:15.39 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:22713 m
Suma kalorii:19406 kcal
Liczba aktywności:86
Średnio na aktywność:39.31 km i 2h 41m
Więcej statystyk
  • DST 9.00km
  • Teren 9.00km
  • Aktywność Wędrówka

Biskupia Kopa pieszo (znów).

Niedziela, 4 kwietnia 2021 · dodano: 04.04.2021 | Komentarze 1

Dawno nic nie było. Na rower okazji jakby mało, bo niedawno dopiero śnieg stopniał i zrobiło się cieplej. Parę kilometrów zapisanych jest, ale zbiorczo pojawią się niebawem. 
Dziś, z uwagi na drugie już "pandemiczne" Święta Wielkiej Nocy, których nie spędzaliśmy w rodzinnym gronie, wybraliśmy się na Biskupią Kopę. Właściwie, to nie weszliśmy na szczyt, szerszym łukiem mięliśmy nawet tamtejszy Dom Turysty (mylnie określany mianem schroniska). 
Tak wyszło. 
Byliśmy z psami, po drodze mijaliśmy się z ludźmi (z dziećmi) i z psami, ale niestety nie każdy potrafi dostosować się do ogólnej zasady, że w parku / w lesie / na szlaku trzymamy psa na smyczy, co momentami podnosiło nam się ciśnienie podczas "mijanek". 
Psiaki wymęczone, my trochę też, bo dawno nie mieliśmy tylu kilometrów w nogach i łapach ;-) 
Na powrocie postój w lesie na świąteczny żurek i dalej w drogę :-) 















W drodze powrotnej (ciut naokoło) złapaliśmy dwóch Janków: 

Łąka Prudnicka: 





oraz Puszyna: 







No i skoro już piszę, to busik doczekał się nowych zimowych (ale jednak całorocznych) opon A/T: 



oraz instalacji fotowoltaicznej: 



Wygląda to tak: 
- solar 100 W + regulator
- przetwornica 1000 W
- dwa akumulatory postojowe (56Ah i 78Ah) - oba stare, ale jare i działają, w planach kiedyś oba większej pojemości i głębokiego rozładowania, ale póki co na nasze potrzeby hula. 

Na dłuższy trip te dwa akumulatory to mało, jeżeli brać pod uwagę podłączenie lodówki, ale to wszystko jest do ogarnięcia, a w razie czego jest w busiku podłączenie pod prąd 230 V na kempingu. 

W każdym razie kolejny punkt odhaczony, następnie ogrzewanie postojowe ;-) 

Oby tylko szaleństwo z wirusem się skończyło i udało normalnie wyjechać gdzieś na wakacje.  
Bez wirusa.
Bez szczepień. 
Bez paszportów. 
Na spokojnie. 
Jak kiedyś.
Normalnie.


  • DST 46.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 02:17
  • VAVG 20.15km/h
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Sobota, 19 grudnia 2020 · dodano: 20.12.2020 | Komentarze 4

Powrót z Wrocławia. 
Zdecydowanie chłodniej, niż wczoraj, nawet pomimo nadal fajnie świecącego słońca.
Do tego jakby bardziej pod wiatr i pod górkę ;-)
Półtora kilometra przed domem rozładowała się bateria, większość trasy na Turbo.




Figura św. Jana Nepomucena w kościele w Minkowicach Oławskich: 


  • DST 22.54km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 8.56km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Podjazdy 680m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Singletrack Glacensis.

Piątek, 21 sierpnia 2020 · dodano: 25.08.2020 | Komentarze 2

W końcu przyszedł czas na mój coroczny samotny wyjazd w góry. Na ogół wyjeżdżałem w okolicach maja / czerwca, ale że ten rok i pod tym kątem jest wyjątkowo popieprzony, to czas znalazłem dopiero teraz. Kierunek też trochę inny niż zwykle, bo nie Izery, a Kotlina Kłodzka i otwarte tam (i otwierane ciągle nowe) trasy Singletrack Glacensis. 
Miałem jechać w piątek, ale stwierdziłem, że to bez sensu, bo stracę część przedpołudnia na dojazd, więc spakowałem auto po pracy i ruszyłem jeszcze w czwartek. Postanowiłem zakotwiczyć na kempingu nieopodal Złotego Stoku - nieduży, w miarę kameralny, przystępny cenowo i z miłą obsługą. Z sanitariatów nie korzystałem, więc się nie wypowiem, ale jeden prysznic i dwa kibelki, to chyba trochę za mało, zwłaszcza w jakieś weekendy. Ja na szczęście nie musiałem stać w kolejkach. 
W czwartek wczesnym wieczorem się rozstawiłem i posiedziałem w spokoju; później przyjechała rodzinka ze Śląska i chwilę sobie pogadaliśmy przy piwku. 
W piątek z rana kawa, śniadanie, zapakowałem plecak i ruszyłem. 
Właściwie od samego przedpołudnia słońce dawało już nieźle popalić. Z kempingu do centrum Złotego Stoku jest jakieś trzy kilometry, z czego większość pod górkę, co dodatkowo nie ułatwiało ;-) Chwilę pobłądziłem po miasteczku, żeby trafić na wjazd na singla, ale w końcu się udało. Pomocna okazała się aplikacja "SnaT" z zaznaczonymi trasami Singletrack Glacensis. 
Jako, że byłem w Złotym Stoku, to oczywistym wyborem było przejechanie Pętli Złoty Stok - początkowo lekko pod górkę, potem trochę bardziej stromo (upał - nawet w lesie - nie pomagał). Na Przełęczy Pod Trzeboniem stwierdziłem, że pomału wracam w stronę auta. Zjazd - bajka; dość szybki, miejscami techniczny (bandy, delikatne agrafki), dobrze oznakowany, kończy się w samym Złotym Stoku. 
Miałem tego dnia zaliczyć jeszcze przynajmniej dwie, albo i trzy trasy, ale pogoda zrobiła swoje. Ba! W domu, planując trasę palcem na mapie zaliczyłem nawet Pętlę Międzygórze ;-) 
Jedno jest pewne, z pewnością jeszcze wrócę w Kotlinę Kłodzką, którą tak bardzo lubię, żeby przejechać kolejne pętle. A jest co jeździć, bo tras w ramach projektu SingleTrack Glacensis jest ponad dwieście kilometrów. 
Jeżeli pozostałe przygotowane są tak, jak Pętla Złoty Stok, to super sprawa - praktycznie cała w miarę utwardzona tłuczniem, dobrze oznakowana, technicznie i kondycyjnie różnie (każda ma swój stopień trudności). 
Jakieś dwa kilometry przed kempingiem na asfaltowym zjeździe złapałem kapcia... Stwierdziłem, że szkoda zachodu, żeby w tym miejscu zmieniać dętkę, więc końcówka z buta :-)
Po powrocie na kemping prysznic, obiad, chwila popołudniowej drzemeczki i wieczorny chill. 
Czasem trzeba tak samemu gdzieś pojechać i pobyć tylko ze sobą, tym bardziej, że odkąd mieszkamy na wiosce, to naprawdę mało co się z niej ruszam :-) 




























Przed kościołem w Złotym Stoku upolowałem figurę św. Jana Nepomucena, o tyle ciekawą, że postać świętego przedstawiona jest bez charakterystycznego biretu na głowie. 
Niestety zdjęcie mocno kiepskie, bo pod słońce, ale nie udało się obejść tak, żeby złapać lepsze ujęcie. 






W busiku był czas przetestować dwa nowe rozwiązania: 
- stoliczek zakładany na drzwi przesuwne - idealna na postawienie piwa, kubka lub kuchenki. Czas wykonania jakieś piętnaście minut, materiały z odzysku, możliwie najprostszy patent - ważne, że działa i nie zajmuje na pace dużo miejsca. 



- prysznic. Również na patencie - sklejona rura kanalizacyjna zamocowana do belek na dachu i pomalowana na czarno; mieści około trzydzieści litrów wody, więc w sam raz na trzy, cztery szybki kąpiele. Woda w ciągu dnia nagrzewa się od słońca, a wieczorem można wziąć ciepły prysznic. Koszt około sto pięćdziesiąt złotych, z czego pompka bezprzewodowa (ładowana USB) z końcówką prysznicową około stówy... Wszystko się trzyma (na klej i srebrną taśmę), nic nie cieknie, nie rozszczelnia się, nawet podczas awaryjnego hamowania. Czekam jeszcze tylko na dwie kotary, żeby nie chlapać wodą wewnątrz auta, a z drugiej odgrodzić się od gawiedzi między skrzydełkowymi drzwiami :-)





Na powrocie zahaczyłem o Magdę i Franka; niedawno jego ojciec kupił... Buicka Rivierę z roku 1971. Trzybiegowy automat z ogromnym silnikiem... Niby lata siedemdziesiąte, a z klimą i wszystkimi szybami elektrycznymi (a co u nas wtedy jeździło...? ;-)). Wrażenia z jazdy niesamowite, będąc za kierownicą ma się wrażenie, że maska nigdy się nie kończy. Do tego bydle na blisko sześć metrów długie. 
Coś pięknego. 


  • DST 5.00km
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Sobota, 8 sierpnia 2020 · dodano: 09.08.2020 | Komentarze 0

W zeszłą niedzielę autem do Kulina, po drodze udało upolować się dwie figury ze św. Janem Nepomucenem. 

1. Węgry: 





2. Świdnica Polska: 






Kategoria Nepomuki, Quip, Wioska


  • DST 3.33km
  • Czas 00:13
  • VAVG 15.37km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Wtorek, 8 października 2019 · dodano: 08.10.2019 | Komentarze 0

Autem do Urzędu Miasta w Namysłowie pozałatwiać kilka spraw. 
Wracając na parking udało mi się spotkać kolejnego Nepomucena (bodajże jeden z trzech w Namysłowie). 



Kategoria Brzeg, Nepomuki


...

Niedziela, 29 września 2019 · dodano: 29.09.2019 | Komentarze 1

Dziś pieszo po Opolu. Początkowo mieliśmy jechać pociągiem z rowerami, ale pogoda miała nie sprzyjać, więc odpuściliśmy. 
Rano stwierdziliśmy, że jednak szkoda dnia i jak nie z rowerami, to chociaż pojedziemy pozwiedzać, bo nigdy w Opolu nie byłem. 
Pojechaliśmy autem, po drodze zostawiając psiaki u Teściów. 
Po starówce miasta wojewódzkiego Opolszczyzny trochę pochodziliśmy, zjedliśmy obiad i wróciliśmy. 
Miasto, jak miasto, nic szczególnego nas w nim nie urzekło, ale miło było sobie pospacerować. 
W rynku trwał akurat festiwal piwa, podobnie jak w Brzegu była Biesiada Piwna. W Opolu wyglądało to tak, że w samym rynku rozstawiono duży biały namiot, który strasznie szpecił krajobraz... W środku niewiele się działo (może za wczesna pora?), było za to sporo wystawców z Czech. W Brzegu dla odmiany "świętowano" przy beczce... kasztelana... (?!) Skoda, bo przecież jest brzeski Mini Browar Brieger (chyba jeszcze jest... ;)). 
Pochodziliśmy, pojedliśmy, pozwiedzaliśmy. Udało się upolować dwóch kolejnych Janów. 
Pierwszy przy klasztorze franciszkanów: 



Drugiego znaleźliśmy, w bardzo ładnym położeniu, na terenie uniwersytetu. 



Podliczyłem dziś i łącznie mamy w zbiorze 93 wizerunki przedstawiające św. Jana Nepomucena. Głównie figury, choć jest też kilka obrazów i jeden witraż. Zdecydowana większość, to figury z terenów obecnej Polski, reszta z Czech.  
Setnego trzeba by chyba jakoś uczcić... :-) Trochę marzy mi się, żeby ten setny był gdzieś z Pragi. Może z Mostu Karola, z którego to św. Jan z Nepomuka został zrzucony w marcu 1393 roku do Wełtawy...? Ten pomnik jest z resztą pierwszym tego świętego. 

Dodatkowo dziś w Opolu spotkaliśmy św. Krzysztofa - wyjątkowo dopracowanego i okazałego; takiego jeszcze nie widziałem, więc postanowiłem zrobić zdjęcie i wrzucić (również z terenu uniwersytetu, nieopodal galerii handlowej "Solaris"): 





...

Piątek, 30 sierpnia 2019 · dodano: 30.08.2019 | Komentarze 0

Trzy dni bez roweru. 
Trzy dni pracy zdalnej z domu. 
Wczoraj i przedwczoraj Justynka na egzaminie w Poznaniu. 
Jutro ślub i wesele Natalii i Maćka. 
Dziś psiaki znów na wakacjach w Mikolinie (fajny im się ten sierpień trafił... ;-)) . 
Mimo pogody nie bardzo był czas na rower. Może czas i y się znalazł, ale zarówno Diamanty, jak i Canyony na wsi, w Brzegu zostały na Jedynie BUBki. 
Kiepski ten rok w rowerowe kilometry. 



Św. Jan Nepomucen ustrzelony przez Justynę na powrocie z Poznania w Szkaradowie. 
(Przypuszczalnie przed renowacją napis na cokole był nieco inny, choć z uwagi na lokalizację - kto wie?) 
To z resztą nie jedyny Nepomucen w Szkaradowie - KLIK ;-) 


Kategoria Nepomuki


Wakacje 2019; dzień trzynasty.

Czwartek, 22 sierpnia 2019 · dodano: 25.08.2019 | Komentarze 0

Dziś, niestety, już powrót do Mikolina, a potem do Brzegu. 
Zaraz po pobudce Justynka z koszem w ręce poszła do lasu szukać grzybów, znalazła... pięć :-) 
Na spokojnie zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy kawkę i herbatę, zebraliśmy się i ruszyliśmy w stronę Mikolina... 

Blisko dwa tygodnie w trasie; busik spisał się na medal, przejeżdżając bez żadnej awarii ponad półtora tysiąca kilometrów., a spało się w nim wygodniej niż w domu :-) 















Dzisiejszy Nepomucen spotkany w Naroku: 





Wakacje 2019; dzień dwunasty.

Środa, 21 sierpnia 2019 · dodano: 25.08.2019 | Komentarze 0

Dziś dzień bez roweru. 
Po śniadaniu spakowaliśmy auto, pożegnaliśmy się ze wszystkimi i ruszyliśmy w drogę. 
Do Mikolina mieliśmy ponad trzysta kilometrów, więc spokojnie mogliśmy zrobić to "na raz", ale... nie chcieliśmy. ;-) 
Postanowiliśmy więc odwiedzić po drodze Ojcowski Park Narodowy, Maczugę Herkulesa oraz Zamek na Pieskowej Skale. 
Do Ojcowskiego Parku Narodowego dojechaliśmy nudnymi, jak flaki z olejem bocznymi drogami, gdzie nie było żadnego ciekawego krajobrazu, jedynie wioska za wioską, pola utopione w wodzie po wczorajszej nawałnicy. 
W końcu zaparkowaliśmy pod Maczugą Herkulesa, gdzie zrobiliśmy sobie obowiązkowe zdjęcie i poszliśmy na zamek na Pieskową Skałę. Na zamku kawa i ciacho :-) 
Przy aucie pytanie - co dalej? Do domu w miarę blisko, ale jeszcze szkoda wracać... Pojechaliśmy więc pod Turawę nad Jezioro Srebrne. Jak byliśmy tam dwa lata temu, to były tłumy, ale dziś mamy środek tygodnia i końcówkę wakacji (a jak się potem okazało i nawałnicę, która skutecznie wystraszyła urlopowiczów...). 
Znaleźliśmy sobie ustronne miejsce nad samym brzegiem jeziora. Wieczór spędziliśmy więc w pięknych okolicznościach przyrody, przy grillu, z kąpielami w jeziorze i leżeniem w hamaczku... 

























Dzisiejsze Nepomukowe "żniwa": 

Stopnica: 




Nowy Korczyn: 






Koszyce: 



Włostowice: 




Pieskowa Skała: 





Zakrzów Turawski: 





  • DST 20.08km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:23
  • VAVG 14.52km/h
  • VMAX 38.68km/h
  • Podjazdy 125m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje 2019; dzień dziesiąty.

Poniedziałek, 19 sierpnia 2019 · dodano: 25.08.2019 | Komentarze 0

Noc na dziko spokojna i ciepła; na naszej polance i plaży i plaży byliśmy totalnie sami, paręset metrów od nas było pole biwakowe i dwóch starszych wędkarzy moczących kije w zalewie. 
Od rana piękne słońce, lekki wiatr - pięknie! "Obozowy" standard - składanie łóżka, kawa, toaleta... Dziś jedziemy niedaleko, bo do sąsiedniej wioski oddalonej o około dziesięć kilometrów, w odwiedziny do wujka Alka i cioci Zosi. 
Oboje niedawno wrócili ze Stanów i teraz większość roku mieszkają spokojnie w niewielkim domku w Czernicy, a część u córki po Warszawą. 
Do Czernicy dojechaliśmy szybciutko, po drodze zahaczyliśmy o Staszów, żeby zrobić zakupy. ( W końcu kupiliśmy grilla, bo od początku wycieczki  wozimy węgiel, który był jeszcze na wyposażeniu poprzedniego busa ;-)). 
Do domu wujka trafiliśmy bez problemu, mimo, że ostatni raz byłem tam bodajże w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym szóstym... Wujek trochę się postarzał, choć ostatni raz widzieliśmy się kilka(naście) late temu, a ciocię widziałem pierwszy raz w życiu, bo ciągle była w Stanach... 
Po śniadaniu posiedzieliśmy na tarasie przy kawie. W międzyczasie skorzystaliśmy z pralki, bo w ostatnie gorące dni trochę nam się nazbierało ciuchów. 
Mimo niebywałej duchoty i gorąca wybraliśmy się rowerami do Kurozwęk. Pokręciliśmy się trochę po pałacowym placu, odwiedziliśmy okoliczną zagrodę, gdzie były między innymi kozy, osły, krowy, kury, a nawet... bizony :-) W przypałacowej restauracji mozna nawet zjeść burgera z mięsem z bizona, ale nie skorzystaliśmy. Za to skorzystaliśmy z oferty tutejszego rzemieślniczego Browaru Popiel. 
Trochę pokręciliśmy się po okolicy i zaczęliśmy wracać boczną drogą; po drodze była Justynkowa kąpiel w Czarnej i zgubienie szlaku ;-) 
W końcu, przez Staszów, udało nam się zajechać z powrotem do Czernicy. Po obfitym (OBFITYM!!!) obiedzie zalegliśmy na tarasie i podziwialiśmy wieczorne niebo, bo akurat zaczęło zbierać się na burzę. Burza co prawda przeszła bokiem, ale grzmiało całkiem nieźle, a na niebie widać było odwrócone pioruny, które widzieliśmy pierwszy raz w życiu. 
Dziś pierwszy nocleg w trakcie tych wakacji, którego nie spędzamy w busiku... ;-) 


























W Kurozwękach udało się trafić na dwóch Nepomucenów - jeden mocno zniszczony na wzgórzu nad rzeką Czarną, a drugi, wyglądający na nowy, na dziedzińcu miejscowego Domu Pomocy Społecznej. 








Flag Counter