Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45962.83 kilometrów w tym 6707.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.56 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Nepomuki

Dystans całkowity:3538.70 km (w terenie 814.13 km; 23.01%)
Czas w ruchu:158:47
Średnia prędkość:15.29 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:22809 m
Suma kalorii:20687 kcal
Liczba aktywności:91
Średnio na aktywność:38.89 km i 2h 41m
Więcej statystyk
  • DST 3.33km
  • Czas 00:13
  • VAVG 15.37km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Wtorek, 8 października 2019 · dodano: 08.10.2019 | Komentarze 0

Autem do Urzędu Miasta w Namysłowie pozałatwiać kilka spraw. 
Wracając na parking udało mi się spotkać kolejnego Nepomucena (bodajże jeden z trzech w Namysłowie). 



Kategoria Brzeg, Nepomuki


...

Niedziela, 29 września 2019 · dodano: 29.09.2019 | Komentarze 1

Dziś pieszo po Opolu. Początkowo mieliśmy jechać pociągiem z rowerami, ale pogoda miała nie sprzyjać, więc odpuściliśmy. 
Rano stwierdziliśmy, że jednak szkoda dnia i jak nie z rowerami, to chociaż pojedziemy pozwiedzać, bo nigdy w Opolu nie byłem. 
Pojechaliśmy autem, po drodze zostawiając psiaki u Teściów. 
Po starówce miasta wojewódzkiego Opolszczyzny trochę pochodziliśmy, zjedliśmy obiad i wróciliśmy. 
Miasto, jak miasto, nic szczególnego nas w nim nie urzekło, ale miło było sobie pospacerować. 
W rynku trwał akurat festiwal piwa, podobnie jak w Brzegu była Biesiada Piwna. W Opolu wyglądało to tak, że w samym rynku rozstawiono duży biały namiot, który strasznie szpecił krajobraz... W środku niewiele się działo (może za wczesna pora?), było za to sporo wystawców z Czech. W Brzegu dla odmiany "świętowano" przy beczce... kasztelana... (?!) Skoda, bo przecież jest brzeski Mini Browar Brieger (chyba jeszcze jest... ;)). 
Pochodziliśmy, pojedliśmy, pozwiedzaliśmy. Udało się upolować dwóch kolejnych Janów. 
Pierwszy przy klasztorze franciszkanów: 



Drugiego znaleźliśmy, w bardzo ładnym położeniu, na terenie uniwersytetu. 



Podliczyłem dziś i łącznie mamy w zbiorze 93 wizerunki przedstawiające św. Jana Nepomucena. Głównie figury, choć jest też kilka obrazów i jeden witraż. Zdecydowana większość, to figury z terenów obecnej Polski, reszta z Czech.  
Setnego trzeba by chyba jakoś uczcić... :-) Trochę marzy mi się, żeby ten setny był gdzieś z Pragi. Może z Mostu Karola, z którego to św. Jan z Nepomuka został zrzucony w marcu 1393 roku do Wełtawy...? Ten pomnik jest z resztą pierwszym tego świętego. 

Dodatkowo dziś w Opolu spotkaliśmy św. Krzysztofa - wyjątkowo dopracowanego i okazałego; takiego jeszcze nie widziałem, więc postanowiłem zrobić zdjęcie i wrzucić (również z terenu uniwersytetu, nieopodal galerii handlowej "Solaris"): 





...

Piątek, 30 sierpnia 2019 · dodano: 30.08.2019 | Komentarze 0

Trzy dni bez roweru. 
Trzy dni pracy zdalnej z domu. 
Wczoraj i przedwczoraj Justynka na egzaminie w Poznaniu. 
Jutro ślub i wesele Natalii i Maćka. 
Dziś psiaki znów na wakacjach w Mikolinie (fajny im się ten sierpień trafił... ;-)) . 
Mimo pogody nie bardzo był czas na rower. Może czas i y się znalazł, ale zarówno Diamanty, jak i Canyony na wsi, w Brzegu zostały na Jedynie BUBki. 
Kiepski ten rok w rowerowe kilometry. 



Św. Jan Nepomucen ustrzelony przez Justynę na powrocie z Poznania w Szkaradowie. 
(Przypuszczalnie przed renowacją napis na cokole był nieco inny, choć z uwagi na lokalizację - kto wie?) 
To z resztą nie jedyny Nepomucen w Szkaradowie - KLIK ;-) 


Kategoria Nepomuki


Wakacje 2019; dzień trzynasty.

Czwartek, 22 sierpnia 2019 · dodano: 25.08.2019 | Komentarze 0

Dziś, niestety, już powrót do Mikolina, a potem do Brzegu. 
Zaraz po pobudce Justynka z koszem w ręce poszła do lasu szukać grzybów, znalazła... pięć :-) 
Na spokojnie zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy kawkę i herbatę, zebraliśmy się i ruszyliśmy w stronę Mikolina... 

Blisko dwa tygodnie w trasie; busik spisał się na medal, przejeżdżając bez żadnej awarii ponad półtora tysiąca kilometrów., a spało się w nim wygodniej niż w domu :-) 















Dzisiejszy Nepomucen spotkany w Naroku: 





Wakacje 2019; dzień dwunasty.

Środa, 21 sierpnia 2019 · dodano: 25.08.2019 | Komentarze 0

Dziś dzień bez roweru. 
Po śniadaniu spakowaliśmy auto, pożegnaliśmy się ze wszystkimi i ruszyliśmy w drogę. 
Do Mikolina mieliśmy ponad trzysta kilometrów, więc spokojnie mogliśmy zrobić to "na raz", ale... nie chcieliśmy. ;-) 
Postanowiliśmy więc odwiedzić po drodze Ojcowski Park Narodowy, Maczugę Herkulesa oraz Zamek na Pieskowej Skale. 
Do Ojcowskiego Parku Narodowego dojechaliśmy nudnymi, jak flaki z olejem bocznymi drogami, gdzie nie było żadnego ciekawego krajobrazu, jedynie wioska za wioską, pola utopione w wodzie po wczorajszej nawałnicy. 
W końcu zaparkowaliśmy pod Maczugą Herkulesa, gdzie zrobiliśmy sobie obowiązkowe zdjęcie i poszliśmy na zamek na Pieskową Skałę. Na zamku kawa i ciacho :-) 
Przy aucie pytanie - co dalej? Do domu w miarę blisko, ale jeszcze szkoda wracać... Pojechaliśmy więc pod Turawę nad Jezioro Srebrne. Jak byliśmy tam dwa lata temu, to były tłumy, ale dziś mamy środek tygodnia i końcówkę wakacji (a jak się potem okazało i nawałnicę, która skutecznie wystraszyła urlopowiczów...). 
Znaleźliśmy sobie ustronne miejsce nad samym brzegiem jeziora. Wieczór spędziliśmy więc w pięknych okolicznościach przyrody, przy grillu, z kąpielami w jeziorze i leżeniem w hamaczku... 

























Dzisiejsze Nepomukowe "żniwa": 

Stopnica: 




Nowy Korczyn: 






Koszyce: 



Włostowice: 




Pieskowa Skała: 





Zakrzów Turawski: 





  • DST 20.08km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:23
  • VAVG 14.52km/h
  • VMAX 38.68km/h
  • Podjazdy 125m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje 2019; dzień dziesiąty.

Poniedziałek, 19 sierpnia 2019 · dodano: 25.08.2019 | Komentarze 0

Noc na dziko spokojna i ciepła; na naszej polance i plaży i plaży byliśmy totalnie sami, paręset metrów od nas było pole biwakowe i dwóch starszych wędkarzy moczących kije w zalewie. 
Od rana piękne słońce, lekki wiatr - pięknie! "Obozowy" standard - składanie łóżka, kawa, toaleta... Dziś jedziemy niedaleko, bo do sąsiedniej wioski oddalonej o około dziesięć kilometrów, w odwiedziny do wujka Alka i cioci Zosi. 
Oboje niedawno wrócili ze Stanów i teraz większość roku mieszkają spokojnie w niewielkim domku w Czernicy, a część u córki po Warszawą. 
Do Czernicy dojechaliśmy szybciutko, po drodze zahaczyliśmy o Staszów, żeby zrobić zakupy. ( W końcu kupiliśmy grilla, bo od początku wycieczki  wozimy węgiel, który był jeszcze na wyposażeniu poprzedniego busa ;-)). 
Do domu wujka trafiliśmy bez problemu, mimo, że ostatni raz byłem tam bodajże w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym szóstym... Wujek trochę się postarzał, choć ostatni raz widzieliśmy się kilka(naście) late temu, a ciocię widziałem pierwszy raz w życiu, bo ciągle była w Stanach... 
Po śniadaniu posiedzieliśmy na tarasie przy kawie. W międzyczasie skorzystaliśmy z pralki, bo w ostatnie gorące dni trochę nam się nazbierało ciuchów. 
Mimo niebywałej duchoty i gorąca wybraliśmy się rowerami do Kurozwęk. Pokręciliśmy się trochę po pałacowym placu, odwiedziliśmy okoliczną zagrodę, gdzie były między innymi kozy, osły, krowy, kury, a nawet... bizony :-) W przypałacowej restauracji mozna nawet zjeść burgera z mięsem z bizona, ale nie skorzystaliśmy. Za to skorzystaliśmy z oferty tutejszego rzemieślniczego Browaru Popiel. 
Trochę pokręciliśmy się po okolicy i zaczęliśmy wracać boczną drogą; po drodze była Justynkowa kąpiel w Czarnej i zgubienie szlaku ;-) 
W końcu, przez Staszów, udało nam się zajechać z powrotem do Czernicy. Po obfitym (OBFITYM!!!) obiedzie zalegliśmy na tarasie i podziwialiśmy wieczorne niebo, bo akurat zaczęło zbierać się na burzę. Burza co prawda przeszła bokiem, ale grzmiało całkiem nieźle, a na niebie widać było odwrócone pioruny, które widzieliśmy pierwszy raz w życiu. 
Dziś pierwszy nocleg w trakcie tych wakacji, którego nie spędzamy w busiku... ;-) 


























W Kurozwękach udało się trafić na dwóch Nepomucenów - jeden mocno zniszczony na wzgórzu nad rzeką Czarną, a drugi, wyglądający na nowy, na dziedzińcu miejscowego Domu Pomocy Społecznej. 








  • DST 4.06km
  • Teren 4.06km
  • Czas 00:28
  • VAVG 8.70km/h
  • VMAX 27.86km/h
  • Podjazdy 21m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje 2019; dzień dziewiąty.

Niedziela, 18 sierpnia 2019 · dodano: 25.08.2019 | Komentarze 0

Dziś pobudka chwil e po siódmej, wspólna kawka i Justynka pojechała na wykłady, a ja zająłem się pakowaniem auta i sprzątaniem. Dziś zmieniamy województwo i ruszamy nad Zalew Chańcza. 
Piękną i malowniczą drogą przez Góry  Świętokrzyskie dojechaliśmy nad jezioro. Najpierw stanęliśmy na płatnym czymś a'la parking i pole namiotowe w jednym. Wzięliśmy rowery i pojechaliśmy na rekonesans po okolicy. Udało nam się trafić na fajną polankę połączoną z plażą, zupełnie na dziko. Wróciliśmy po auto i zajechaliśmy na nasze nowe miejsce. 
Był przechadzający się linią brzegową bocian, który podjadał ryby i małże; był zachód słońca, którego zabrakło nam nad morzem. 
A wieczorem posiedzieliśmy przed autem w zupełnej ciemności i podziwialiśmy gwieździste niebo. 


















Dzisiejszy Nepomucen spotkany w miejscowości Parczówek: 





  • DST 9.48km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:48
  • VAVG 11.85km/h
  • VMAX 27.29km/h
  • Podjazdy 38m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje 2019; dzień szósty.

Czwartek, 15 sierpnia 2019 · dodano: 25.08.2019 | Komentarze 0

Rano śniadanie, kawka i pakowanie auta, bo dziś ruszamy do Spały. Herbic od rana latał po Przystani, bo mimo święta od rana musiał ogarniać gości i wypożyczalnię kajaków. 
Jadąc niespiesznie bocznymi drogami dotarliśmy popołudniu do Spały. Jakiś czas temu Justynka zapisała się na wykłady i warsztaty fizjoterapeutyczne - Petarda! - a że akurat termin wstrzelił się w nasz urlop, to pojechaliśmy razem. 
Auto zaparkowaliśmy w ogrodzie przy domu, gdzie urzędują wykładowcy warsztatów (czyli przy "melinie" ;-)). Właściwie od razu wzięliśmy rowery i ruszyliśmy na przejażdżkę po okolicy. Trafiliśmy akurat na spory tłum w tym małym miasteczku, bo nie dość, że dziś dzień wolny od pracy, do tego święto Wniebowstąpienia Najświętszej Maryi Panny, Święto Wojska Polskiego, to dodatkowo w tutejszym kościele polowym był jakiś uroczysty ślub... Trochę się pokręciliśmy, coś zjedliśmy, odwiedziliśmy sklep i wróciliśmy na "Melinę". Około dwudziestej pierwszej miała zacząć się tam impreza integracyjna; tak też się stało, na krótko przed ustalonym czasem zaczęli schodzić się ludzie (właściwie sami fizjoterapeuci ;-)). Wszyscy dla mnie obcy, ale nie miałem problemu, żeby się odnaleźć w nowym towarzystwie. Część ekipy rozsiadła się w domu, część w ogrodzie, a że zrobiło się dość chłodno, to wzięliśmy się z Justynką za ognisko. Drewna w ogrodzie trochę było, więc pociąłem piłą kilka większych kawałków, kilka mniejszych połamałem, Justynka podpaliła i ognicho gotowe. Od razu wokół zebrała się zmarznięta wesoła ekipa. Trochę posiedzieliśmy, osuszyliśmy kilka piw, pośpiewaliśmy i poszliśmy z Justyną do auta spać, bo rano na ósmą zaczynała pierwsze warsztaty. 
Impreza w ogrodzie trwała w najlepsze, nawet nie wiem do której, bo spało się wyjątkowo dobrze i twardo. 








Utrafiona dziś kapliczka przydrożna ze św. Janem Nepomucenem w Rzeczycy: 





  • Aktywność Chodzenie

Wakacje 2019; dzień pierwszy.

Sobota, 10 sierpnia 2019 · dodano: 25.08.2019 | Komentarze 0

W końcu upragniony urlop! 
Z rana dopakowaliśmy auto, zapakowaliśmy psy i rowery i ruszyliśmy. Najpierw dzieciaczki zostawiliśmy u Teściów i ruszyliśmy... Najpierw w stronę Sopotu z przystankiem gdzieś po drodze. 
Założenie proste - objazdówka po Polsce, ale żeby było przyjemniej, to samymi bocznymi drogami. Zawsze to więcej widoków, a nie nudne autostrady i ekspresówki. 

Jadąc niespiesznie, z kilkoma przystankami po drodze, zatrzymaliśmy się na kempingu w miejscowości Kosewo, nad samym Jeziorem Powidzkim. Zaparkowaliśmy auto i od razu ruszyliśmy do wody. Wodowała właściwie tylko Justynka, bo ja siedziałem na pomoście i podziwiałem widoczki. Zachód słońca spędziliśmy nad brzegiem jeziorka przy piwku i rozmowach. Wieczorem w aucie kilka partyjek w makao i do spania. 
Kemping godny polecenia - mimo weekendu cisza, spokój i niedrogo. Dzieci sporo, ale rodzicie ogarnięci się trafili, więc spoko. W sam raz na namiot, przyczepę czy cokolwiek innego kto woli. Sanitariaty trochę daleko od miejsca samego pola, ale da się przeżyć. 
Żeby tam siedzieć tydzień czy dwa i nic nie robić, to słabo, ale na przystanek na nocleg w dalszej drodze - jak najbardziej. 









W miejscowości Giewartów, przed samym Kosewem, udało upolować się Nepomuka. 





  • DST 21.00km
  • Teren 15.00km
  • Aktywność Wędrówka

Nowy busik + koncert WGJWCK na Śnieżniku.

Niedziela, 21 lipca 2019 · dodano: 21.07.2019 | Komentarze 7

Szalony weekend. Do tego przedłużony o piątek. 
Najpierw w czwartek ostatecznie zadecydowaliśmy, że... jedziemy po nowego busika. Za Poznań, właściwie za Oborniki Wielkopolskie. Z samego rana w pociąg, najpierw do Wrocławia, potem do Poznania, a na koniec do Obornik, gdzie przyjechał po nas Janusz [sic!] busem, którego chcieliśmy kupić. Janusz okazał się być naprawdę równym i fajnym gościem, a miejsce, gdzie mieszka z żoną, to dosłownie bajka. 
Sam busik też okazał się całkiem fajny, więc długo się nie zastanawialiśmy. Nie zakładaliśmy z resztą, że do Brzegu wrócimy pociągiem... Szybkie oględziny, a po poprzednim było wiadomo, gdzie patrzeć i na co zwracać uwagę, więc wybór był prostszy... 
O dziesięć lat młodszy od naszego wcześniejszego, w żółtych barwach służył najpierw Poczcie Polskiej, następnie Januszowi, a teraz (mamy nadzieję), że nam. Najechane trochę ma, ale to norma przy tym modelu. Najważniejsze, że w dieslu, ze zdrową blachą i własnoręcznie robioną zabudową kamperową (łóżko, lodówka, szafki, instalacja elektryczna pod podłączenie się pod dwieście trzydzieści).


Po kupnie powrót przez pół Polski do Brzegu, bo jeszcze wieczorem mieliśmy odstawić Mango i Papaję do Teściów, bo... w sobotę mieliśmy ruszyć do schroniska "Na hali Śnieżnickiej" na koncert Domu o Zielonych Progach, czyli W Górach Jest Wszystko Co Kocham. 
Powrót od Teściów tuż przed dwudziestą trzecią, szybka kąpiel i do łóżka, bo przecież rano znów trzeba wstać. 
Pierwotnie mieliśmy jechać pociągiem z rowerami, potem - przy założeniu, że kupimy auto - autem z rowerami, ale Justynę coś przewiało i nie chcieliśmy ryzykować kilka godzin w pochylonej pozycji z plecakiem na rowerze. Postanowiliśmy więc, że pojedziemy busikiem i wejdziemy pieszo do schroniska. 
Wyruszyliśmy rano, bez spiny. Do Międzygórza dojechaliśmy przed czternastą, zatrzymaliśmy się na pizzę i ruszyliśmy na szlak. Dawno po górach nie chodziliśmy, więc wybraliśmy niebieski. Na moje nieszczęście ubrałem w góry buty, które wcześniej na nogach miałem dosłownie ze dwa razy i gdzieś w jednej trzeciej drogi już mnie otarły. Jakoś jednak udało się w końcu dojść d celu, choć lekko nie było. Jak tylko zameldowaliśmy się w biurze koncertu, znaleźliśmy miejsce na namiot, to zzułem buty i zamieniłem je na klapki, z którymi nie rozstałem się do następnego poranka... 


Rozbiliśmy namiot, siedliśmy, żeby w końcu chwilę odsapnąć i dojechali nasi znajomi - Natalia i Maciek. Ogarnęli się ze wszystkim i ruszyliśmy w stronę schroniska na piwo i koncert. 



Koncert zajebisty. Siedzieć na gołej dupie na ziemi, słuchać poezji śpiewanej, wpatrując się w słońce zachodzę za szczytami... Mistrzostwo. Klimat nie do opisania. 
Po koncercie jeszcze chwilę posiedzieliśmy przy namiotach i poszliśmy spać mając w świadomości, że od samego rano w rejonach Międzygórza, w tym Śnieżnika, przewidywane są silne burze... 
Około czwartej nad ranem pogrzmiało i pobłyskało, trochę popadało, ale jak wstaliśmy o siódmej, to przywitało nas słońce. 
Szybko się zebraliśmy i o ósmej byliśmy już w drodze na parking w Międzygórzu.



Przy busiku zameldowaliśmy się po dziesiątej. Tempo nie było zawrotne, bo jak tylko włożyłem otarte stopy odziane w trzy pary skarpet w ocierające buty, to od razu wiedziałem, że zejście nie będzie lekkie. Przy aucie kawka i ogarnięcie się po poranku. 



Niedługo potem rozpadało się na dobre, więc postanowiliśmy wrócić do Teściów po psiaki i o rozsądnej porze wrócić do Brzegu. 
W końcu jutro do pracy... 
Podczas tego szybkiego, a za razem długiego weekendu, udało nam się upolować dwa Nepomuki. 
Pierwszy w Skokach w województwie Wielkopolskim (chyba jeden z najdalej wysuniętych na północ. które mam w kolekcji - zdjęcie z drogi, na szybko): 


Drugi, to Sidzenie w drodze z Otmuchowa do Brzegu, ładnie odrestaurowany, choć mam wrażenie, że przed restaurowaniem na cokole było trochę więcej informacji...: 


Przywracam dziś kategorię VW T4 po przeszło półtorarocznej przerwie. Wpisy będą bieżące, dotyczące wycieczek z tym autem, do poprzednich nie wracam, choć wpisy można odnaleźć w historii BS. 
Kilometry wpisu - pieszo z wczoraj i dzisiaj. 




Flag Counter