Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45962.83 kilometrów w tym 6707.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.56 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Nepomuki

Dystans całkowity:3538.70 km (w terenie 814.13 km; 23.01%)
Czas w ruchu:158:47
Średnia prędkość:15.29 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:22809 m
Suma kalorii:20687 kcal
Liczba aktywności:91
Średnio na aktywność:38.89 km i 2h 41m
Więcej statystyk
  • DST 51.67km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:06
  • VAVG 16.67km/h
  • VMAX 31.80km/h
  • Podjazdy 194m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Grodków.

Niedziela, 7 kwietnia 2019 · dodano: 07.04.2019 | Komentarze 2

Przy okazji niedzieli i pięknej soboty, oraz jednej z nilicznych ostatnio niedziel, które mogliśmy razem spędzać wybraliśmy się na rower.
Początkowo mieliśmy wybrać się wybrać z grupą "Na Przełaj" z Brzegu, ale trochę za późno się wygrzebaliśmy ze śniadaniem i spacerem z psami.
Ostatecznie wybór padł na Grodków.
Droga przyjemna, ogólnie dość ciepło, lekki wiatr - typowo wiosenna aura. Sam Grodków nieszczególnie zachwyca. Na trasie udało nam się spotkać dwa Nepomuki: jeden w kościele pw. Michała Archanioła w Grodkowie, a drugi wespół z pietą w przydrożnej kapliczce w Wierzbniku, tam również przed kościołem parafialnym można znaleźć krzyż pokutny.
Dodatkowo w kościele w Grodkowie ciekawa instalacja osoby na wózku inwalidzkim, do tego kule inwalidzkie przybite do krzyża (!), a obok balkonik... Ciekawie.
Wyjazd fajny, wiosennie. W końcu! :-)
























































  • DST 56.49km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:03
  • VAVG 18.52km/h
  • VMAX 30.82km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Podjazdy 121m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szlak Brzeskich Polichromii [130]

Czwartek, 31 maja 2018 · dodano: 31.05.2018 | Komentarze 0

Ostatnio mało czasu spędzamy razem, więc postanowiliśmy zostawić psy w domu i wybrać się wspólnie Szlakiem Brzeskich Polichromii. Łącznie jest to bodajże ze czternaście kościołów w okolicach Brzegu, w których znaleźć można stare polichromie, ich fragmenty lub wzmiankę o tym, że znajdują się po tynkiem... Szlak fajny, można go śmiało rozszerzyć o Lewin Brzeski i okolice, my wykonaliśmy plan minimum.
Niestety ciężko jest w którymkolwiek kościele owe polichromie zobaczyć, ponieważ kościoły są najczęściej na głucho pozamykane. I to pomimo dzisiejszego święta... Gdyby ktoś się uparł, to może szukać kościelnego i prosić o otworzenie kościoła, ale nam się zwyczajnie nie chciało...
Pierwsza polichromia, na którą można się natknąć jest tuż za Brzegiem - w Zielęcicach. Jest, jak jest, bo z tabliczki informacyjnej wynika, że... jest pod tynkiem.
Drugie miejsce, gdzie można zobaczyć (i widzieliśmy w zeszłym roku przy okazji odwiedzin Iwonki Maćka), to Małujowice. Wnętrze kościoła faktycznie bardzo ładne, ale dziś akurat odbywała się msza.

Jak na nas przystało - ruszyliśmy prawie w samo południe, czyli w największy upał. Szlak, to głównie spokojne boczne drogi asfaltowe; raz tylko chwilę musieliśmy przejechać DK 94. Przed Przylesiem chcieliśmy skrócić sobie drogę, żeby ominąć ruchliwą drogę wojewódzką, co skończyło się najpierw polnymi wertepami, a potem prowadzeniem rowerów przez pole kukurydzy (na mapie polna droga była zaznaczona, ale widocznie ktoś postanowił poszerzyć sobie odrobinę pole...). Dalej do Przylesia przyjemnym, chłodnym laskiem. Kto aktualnie chciałby się do tej miejscowości wybrać rowerem szosowym, to nie polecam, bo właściwie cała droga przez miejscowość jest rozkopana i w remoncie - dobrze więc, że zdecydowaliśmy się na wycieczkę na fullach :)
W Olszance odpoczynek pod sklepem na uzupełnienie minerałów oraz mikroelementów oraz posłuchanie rad miejscowych chłopaków, jak rozchodzić buty robocze w taką pogodę... ;) (Można na ten przykład włożyć nowe buty robocze i przejść się z Krzyżowic do Łosiowa; można też ten sam dystans pokonać w nowych butach, ale uprzednio zakładając na stopy mokre skarpetki - choć niektórzy nie polecają, bo ponoć stopy się odparzają i skóra potem schodzi...)
Od Łosiowa do Brzegu fajnym bocznym asfaltem z kilkoma "podjazdami i zjazdami" na okolicznych "wzniesieniach".
Fajnie, ale gorąco! :)








































































Kategoria Brzeg, Canyon, Nepomuki


  • DST 41.80km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:34
  • VAVG 16.29km/h
  • VMAX 31.76km/h
  • Podjazdy 260m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

... [101]

Czwartek, 3 maja 2018 · dodano: 07.05.2018 | Komentarze 2

Dziś przed południem pożegnaliśmy Adama, a sami (w końcu sami! ;)) wybraliśmy się na wspólną przejażdżkę. Miało być na chwilę po okolicy i nie wiadomo kiedy pękło nam czterdzieści kilometrów :)
Duża część, to leśne dukty (mocno piaszczyste ścieżki...), ale pięknie zielone o tej porze roku. W Karłowicach udało się trafić na dwie figury św. Jana Nepomucena: jedną - odrestaurowaną - przy kościele, oraz wyglądającą na zupełnie nową przy moście obok starego młyna. Ogólnie, to bardzo ładne te Karłowice i malowniczo położone pośród lasów Stobrawskiego Parku Krajobrazowego. Na powrocie postój w Popielowie, żeby uzupełnić wypocone w upale mikroelementy; w domu wieczorne prace ogrodowe, a wieczorem gra w karciochy i pogaduchy przy piecu w naszym "starym" domu :)
Najlepiej spędza się czas ze swoją osobistą Żoną! :)





















 






 














 

























Kategoria Diamant, Nepomuki


  • DST 33.05km
  • Teren 7.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 15.02km/h
  • VMAX 34.17km/h
  • Podjazdy 162m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

... [99]

Wtorek, 1 maja 2018 · dodano: 07.05.2018 | Komentarze 0

Czwarty dzień majówki w Mikolinie.
Rano, w oczekiwaniu na przyjazd Adama, razem z Justynką i pomocą Bena zrobiliśmy ogrodzenie na ogródek Teściowej, po którym biegały psy.
Adam, z uwagi na wyjątkowo kłopotliwy dyżur na SORze, pojawił się dopiero po trzynastej i niemal od razu zebraliśmy się wszyscy i ruszyliśmy na przejażdżkę po okolicy.
Było trochę asfaltu, trochę lasów (przepięknych!), trochę piasków i na przeciwnych wiatrów, ale fajnie, bo rodzinnie. W Starych Siołkowicach trafił się nawet kolejny Nepomucen.

















































Wieczór przy ognisku, rozmowach, wspomnieniach i planach...


Kategoria Nepomuki, Diamant


  • DST 31.67km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:52
  • VAVG 16.97km/h
  • VMAX 30.82km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 140m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pętelka przez Śmiechowice.

Niedziela, 8 kwietnia 2018 · dodano: 08.04.2018 | Komentarze 0

Pogoda od rana ładna, więc rano szybkie śniadanko i przed południem wyszliśmy na rowery. W planach była pętla przez Karłowice, ale jadąc wałem za Kościerzycami prawie nas z niego zwiało, taki był mocny wiatr, więc postanowiliśmy nieco skrócić trasę.







Na wysokości Nowych Kolni, przy zjeździe z wału na asfalt, coś niesamowicie dupnęło, zarzuciło mi tyłem roweru... Okazało się, że najechałem na gwóźdź. I to nie byle jaki :) 


Drugi raz w życiu najechałem na gwóźdź tych rozmiarów... :)
Na szczęście miałem w plecaku zapasową dętkę, bo łatanie tych dziur raczej niewiele by dało. Problemem natomiast okazała się pompka, bo wentyl w zapasowej dętce był samochodowy, a zawór pompki pozwalał na pompowanie wentyli rowerowych i presta... Przypadkowo rano wrzuciłem do plecaka... pompkę do amortyzatora i po milionach naciśnięć na tłok udało się napompować do blisko czterech barów. To mniej więcej tak, jakby oponę samochodową pompować pompką rowerową... (ale się da! ;))







Po usunięciu awarii, w Nowych Kolniach postanowiliśmy zmienić kierunek jazdy; z uwagi na wiatr nie dało się jechać, więc zamiast na Stobrawę i Karłowice odbiliśmy na Czepielowice.



Mimo wiatru (tym razem już w plecy) pogoda dopisywała...



W Czepielowicach odbiliśmy na Śmiechowice, ale wcześniej udało się znaleźć figurę św. Jana Nepomucena na murach kościoła. Dość ciekawy, ponieważ ładnie pomalowany i wycieniowany, krzyża o dziwo nie trzyma w ręce, a się o niego opiera. Liść palmowy - symbol męczeńskiej śmierci - najwyraźniej został ułamany, bo Nepomucen trzyma w dłoniach jedynie kawałek gałązki.
Początkowo myślałem, że to nie św. Jan Nepomucen, z uwagi na nietypową postawę i wspieranie się na krzyżu, ale pozostałe atrybuty tego świętego pasują - biret, komża przewiązana sznurem z przodu, sutanna zapinana na guziki, delikatny kontrapost, krzyż oraz (resztki) palmy - wszystko jest na swoim miejscu.







Dalej, głównie asfaltem przez Śmiechowice i Lubicz. Obie miejscowości, leżące mocno na uboczu, bardzo ładne i spokojne. Przez bliskość lasów niesamowicie nas oczarowały.



Przed Lubszą znaleźliśmy fajne miejsce w lesie, gdzie można było na spokojnie przysiąść, odpocząć i coś zjeść.





Dalej już prosto przez Lubszę do DK39.



Powrót wzdłuż tej drogi, gdzie od jakiegoś czasu budowana jest droga rowerowa, tak bardzo potrzebna w tym miejscu. Częściowo asfalt jest już wylany, a częściowo roboty są daleko posunięte, więc oficjalne otwarcie chyba niedługo... ;)
Coś się jednak dzieje, bo wczoraj przejeżdżając tamtędy autem było widać robotników i maszyny do robót drogowych.





Od Michałowic aż pod sam dom znów pod mocny wiatr, że aż ciężko było jechać.
Fajna przejażdżka, ale po powrocie, przez ten silny wiatr, czuliśmy się, jakbyśmy przejechali nie trzydzieści, a sześćdziesiąt kilometrów... :)


Kategoria Brzeg, Serwis, Nepomuki, Canyon


  • DST 2.47km
  • Czas 00:10
  • VAVG 14.82km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Czwartek, 28 grudnia 2017 · dodano: 28.12.2017 | Komentarze 0

Jak co roku - święta, święta i po świętach. W tym roku odmianą było to, że organizowaliśmy Wigilię u nas w Brzegu. Wszystko wyszło bardzo fajnie, rodzinnie i w miłej atmosferze.

Po drugim dniu świąt pojechaliśmy po... koleżankę dla Mango, żeby sam się nie nudził w domu... ;) Mały szkodnik, cztery miesiące ma ledwie. Wszystko gryzie, wszędzie sika i kradnie buty i kapcie. Ale jest malutka i kochaniutka.
Mango póki co zazdrosny, ale sądzę, że z czasem mu przejdzie. Póki co przed nami długa droga nauki małej Papai wszystkiego psiego i człowieczego :)






W drodze po Papaję, gdzieś w województwie Wielkopolskim (bodajże Baranowie), napotkana kapliczka z drewnianą figurą św. Jana Nepomucena.




Kategoria Brzeg, Nepomuki


  • DST 2.39km
  • Czas 00:09
  • VAVG 15.93km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Sobota, 25 listopada 2017 · dodano: 25.11.2017 | Komentarze 0

Kolejny brzeski Nepomucen odkryty. O tyle ciekawy, że ze zdjętym biretem i palcami przy ustach w geście milczenia. Postać widoczna na figurze Trójcy Świętej przy Placu Zamkowym (trochę z tyłu). 




Kategoria Brzeg, Nepomuki


  • DST 14.00km
  • Teren 14.00km
  • Podjazdy 521m
  • Aktywność Wędrówka

Góry Stołowe.

Sobota, 16 września 2017 · dodano: 17.09.2017 | Komentarze 0

Sobota wolna, więc... wyjazd! Tym razem pieszo, bo pogoda niezbyt rowerowa, a i cel podróży mało sprzyjający rowerowaniu w terenie.
Góry Stołowe.
Słabo przez nas poznane, ale mnie zachwyciły ponownie (ostatni raz chodziłem tędy z ojcem ponad dwadzieścia lat temu...). Z pewnością powrócimy, choćby do Pasterki, która urzekła nas od przekroczenia progu. Warto też było się wdrapać na Szczeliniec Wielki i zapłacić siedem złociszy za przejście po Piekiełku, Diabelskiej Kuchni, Piekle, Czyśćcu, żeby w końcu trafić do Nieba ;)
Czternaście, nie łatwych dla nas, kilometrów w nogach, ale było naprawdę fajnie. Pogoda nie dopisała, bo właściwie cały dzień siąpił deszcz, ale przynajmniej szlaki były puste. Minus, to brak widoków ze szczytu.
Mango przebiegł pewnie dwa razy tyle, co my przeszliśmy. Szacun, że dał radę, nawet na ażurowych schodkach na punkty widokowe.
Mieliśmy spać w aucie na kempingu w Radkowie, ale po powrocie z gór zrezygnowaliśmy i wróciliśmy do Wrocławia. Pogoda na dzień następny nie zachęcała do zostania, a i wysuszyć siebie, psa i ciuchów nie było by jak. A tak dzień wyszedł nam mega intensywny i aktywny - wyjechaliśmy po dziewiątej rano, trochę połaziliśmy i o dwudziestej trzydzieści byliśmy z powrotem w domu. :)




























 































 



 
















 


















































Dzień "obfity" był również w figury świętego Jana Nepomucena, które spotykaliśmy w miejscowościach, które mijaliśmy po drodze. Kolejne do kolekcji! :)





 









Wakacje 2017 - Balaton.

Poniedziałek, 21 sierpnia 2017 · dodano: 21.08.2017 | Komentarze 0

No i po wakacjach.
W tym roku trochę inaczej, niż w latach poprzednich; postawiliśmy na przemieszczanie się autem, a rower traktowaliśmy typowo rekreacyjnie. Stąd też kilometry w tym wpisie, to suma kilometrów, które wykręciliśmy z Justynką nad Balatonem.

Nad Balaton z Brzegu jest około pięćset pięćdziesiąt kilometrów; my wybraliśmy opcję bez autostrad i dróg szybkiego ruchu, bo po pierwsze taniej, a po drugie mniej kilometrów niż autostradami. Na czasie jakoś bardzo nam nie zależało, bo i tak wyjeżdżaliśmy wieczorem i braliśmy pod uwagę, że po drodze będzie trzeba zrobić pauzę. Drogi krajowe, zarówno w Polsce, w Czechach, na Słowacji, jak i samych Węgrzech na bardzo przyzwoitym poziomie. Jechało się całkiem przyjemnie, nad ranem, za granicą Słowacko - Węgierską zrobiliśmy sobie krótką przerwę na drzemkę.
Nad Balatonem trochę błądzimy w poszukiwaniu kempingu, ale w końcu się udaje. Jeżeli chodzi o kempingi czy pola namiotowe, to to, co pokazuje mapa (papierowa), to jedno, to co pokazuje mapa (google), to drugie, a to co pokazują drogowskazy mijane po drodze, to trzecie. Nie zawsze się pokrywa, często kempingi są pozamykane, czasem już zaorane, a niekiedy wygląda jakby nigdy ich nie było. W końcu jednak nabieramy wprawy i idzie nam coraz sprawniej.
I tak przez siedem dni, dookoła Balatonu. Pobudka, pakowanie auta, przemieszczanie się kilka kilometrów dalej, szukanie kempingu, rozkładanie się, plaża, rower, plaża, do łóżka. Jak pisałem wcześniej - w tym roku postawiliśmy na chillowanie, a nie ilość kilometrów przejechanych na rowerach. Odpoczęliśmy i to bardzo. Potrzebowaliśmy takich wakacji.
Reszta na zdjęciach.

Myślę, że przydatnych będzie kilka wskazówek, których nie mogłem znaleźć w Internecie przed wyjazdem, a mogą się przydać osobom jadącym nad Balaton czy to z rowerami (czy też na nich) lub też typowo kempingowo.
1. Pies.
Zostawiając Mango w Brzegu z moją Mamą, choć wiedzieliśmy, że krzywda mu się nie stanie, to mieliśmy wyrzuty sumienia. W końcu to pierwsza tak długa rozłąka z naszym futrzakiem. Tłumaczyliśmy sobie, że tak lepiej, bo gorąco, bo auto bez klimy i tak dalej. Na miejscu okazało się, że mieliśmy sto procent racji. Przede wszystkim nie wszystkie kempingi oferują możliwość noclegu z psem, na większości jednak można. Nie spotkaliśmy się po drodze z plażą (  czy to płatną czy darmową) na której można by wejść z psem do wody. Poza plażami ciężko, bo albo szuwary nie do przejścia, albo łowiska. Lepsze kempingi oferują psie prysznice. I to wszystko. Jak jest w hotelach i na hotelowych plażach - nie wiemy. Dodatkowo termin, w którym byliśmy (12 - 20 sierpnia) był bardzo gorący i aż żal nam było psiaków z wywieszonymi jęzorami, które widzieliśmy po drodze. Dobrze zrobiliśmy zostawiając Mango trochę bardziej na północy.
2. Rower.
Balaton jest idealnym miejscem na rower. Zarówno dla początkujących sakwiarzy, jak i dla zaawansowanych oraz osób traktujących rower jedynie weekendowo i rekreacyjnie. Wokół Balatonu jest poprowadzona ścieżka rowerowa, cała asfaltowa i idealnie oznakowana. Są podjazdy, zjazdy, jazda po równym, a cała trasa (około dwustu kilometrów) jest poprowadzona bardzo malowniczo. Zawsze jest w pobliżu torów kolejowych (stacje są co chwila, więc można bez problemu korzystać w każdej chwili, pociągi kursują często i mają wagony do przewozu rowerów), prowadzi również w okolicach bezpłatnych plaż oraz kempingów do których prowadzi ścieżka rowerowa i nie da się dojechać autem.
Rowerzystów jest całe mnóstwo. Rowery wszelkiej maści - od starych górali, poprzez zjazdówki (!), trekkingi, crossy, szosy, mieszczuchy... Cały przekrój ostatnich czterdziestu lat historii roweru.
W wielu miejscach są porobione knajpy z "rowerowym" menu i sporym wyborem radlerów.
Zdecydowanie polecamy Balaton na rower, a sami z chęcią byśmy przejechali cały na rowerach. Śmiało można przejechać w jeden, dwa dni, ale zwyczajnie szkoda i lepiej rozbić to na cztery - pięć dni.
3. Pieniądze.
Ciężko było nam się przestawić na tamtejszą walutę, ale w końcu jakoś się udało. Umówmy się, że tysiąc forintów, to niecałe piętnaście złotych. Ceny zbliżone do Polskich - zarówno w sklepach, dyskontach, knajpach i restauracjach. Chleb, to niespełna trzysta forintów (w zależności od wyboru), piwo w sklepie, w zależności od preferencji i lokalizacji sklepu, to sto dziewięćdziesiąt do trzystu forintów. Piwo przy plaży lub w restauracji, to pięćset - siedemset pięćdziesiąt forintów. Warto wziąć forinty ze sobą, lub wybrać większą kwotę na raz z bankomatu (które w mniejszych miejscowościach wcale nie są bardzo popularne). Od biedy może być euro, choć ich wymiana na forinty jest średnio opłacalna w tamtejszych kantorach.
4. Plaże.
Po pierwszej nocy w okolicach Siofok, gdzie plaże były darmowe, sporym zaskoczeniem były dla nas później publiczne plaże... płatne. Zdecydowana większość plaż nad Balatonem, zwłaszcza w średnich i większych miejscowościach jest płatna. Koszt, to od czterystu pięćdziesięciu forintów do siedmiuset. Wstęp jest całodzienny i można wchodzić i wychodzić w ciągu dnia ile się chce. Na plażach jest cała infrastruktura sanitarna i gastronomiczna w cenie. Na niektóre z tych plaż wejdziemy z psem, ale już z nim nie popływamy.
Wokół Balatonu jest też około trzydziestu plaż bezpłatnych (sabad - strand). Wszystkie wyposażone są w sanitariaty, niektóre dodatkowo w gastronomię. Przy większości jest również darmowy parking.
My korzystaliśmy z plaż bezpłatnych, ani razu nie byliśmy na płatnej. Trochę trzeba się ich naszukać, ale zdecydowanie warto.
5. Kempingi.
Kempingów jest sporo. Odniosłem wrażenie, że część południowo - wschodnia jest w nie trochę uboższa (albo bardziej trzeba poszukać), niż część północno - zachodnia. Ceny i standard wedle uznania. Są kempingi słabsze (ale bardziej klimatyczne), ale są też takie na wypasie ze zjeżdżalniami, salonami masażu i tatuażu. Do wyboru do koloru. My płaciliśmy za kemping (kamper van + dwie osoby) od trzy tysiące sześćset do sześć tysięcy siedemset forintów. Oczywiście w przypadku namiotu jest sporo taniej, a w przypadku pełnowymiarowego kampera odpowiednio drożej.
Przy darmowych plażach są darmowe parkingi. Dwa razy spaliśmy w ten sposób, ale przy drugim miejscu pan z plaży nastraszył nas, że to jest nielegalne, że nie wolno. Bo po dwudziestej drugiej jeździ policja i sprawdza i w razie czego odholowuje auto. A wszystko w obawie przed kradzieżami ze strony cyganów, z którymi władze Węgier sobie nie bardzo radzą. Nic złego nam się nie stało,  jednak Justynka się trochę wystraszyła policji i od tamtej pory nocowaliśmy jedynie na kempingach. Sporo osób (głównie VW na niemieckich blachach) spało jednak w ten sposób, oszczędzając sporo forintów na kempingach.
6. Język.
Ponoć Pan Bóg pokarał Polaków morzem na północy, gdzie jest zimniej i górami na południu, gdzie jest cieplej... Węgrów pokarał językiem. Bardzo mało słów jest choć trochę podobnych do jakiegokolwiek języka. Drogowskazy, menu, cokolwiek - jest tak niezrozumiałe, że szok. Esztemeszteszabadabada.Garstka Węgrów mówi po angielsku, ciut więcej po niemiecku.
Węgrzy mili, przyjaźnie nastawieni do Polaków, pomocni. Ale nie sposób się z nimi dogadać.

Busik dał radę bez problemu. Zapakowany w cały nasz sprzęt kempingowo - turystyczny, powiększony o dwa kanistry paliwa, rowery i masę innych rzeczy, dzielnie przejechał (w tym przez górzyste Czechy) blisko półtora tysiąca kilometrów. Spalał przy tym 7,2 litra ropy na sto kilometrów, choć mało kiedy przekraczaliśmy sto kilometrów na godzinę. Jak na ćwierćwiecznego youngtimera to całkiem nieźle.
Awarii zero. Nasz domek na kółkach sprawdził się idealnie do jazdy, spania, na postoju. Wszystkie systemy wodno - elektryczne sprawdziły się bez zarzutu. Wyższość spania w aucie, nad spaniem w namiocie doceniliśmy podczas ostatniej nocy w mega burzy i ulewie.

Wakacje bardzo fajne, jak na nas, to nawet bardzo wakacyjne - z odpoczynkiem na plaży i smażeniem się na wodzie na materacach, a nie jazdą na rowerze.
Balaton? Fantastyczny. Odległość od Brzegu, jak nad Polskie morze, a nie ma parawanów, cymbergajów, chamstwa i buractwa. Nawet na zatłoczonych drogach jest kulturalnie. Na plażach, choć często zatłoczonych, jest spokojnie (!) i da się w normalnie poleżeć i poczytać. Stwierdzamy, że lepiej jest tam pojechać, niż nad Bałtyk. Pogoda pewniejsza, a i miejsce zdecydowanie lepsze.






 





















































































































 

























  • DST 18.85km
  • Teren 8.00km
  • Czas 00:45
  • VAVG 25.13km/h
  • VMAX 31.81km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 56m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Niedziela, 25 czerwca 2017 · dodano: 25.06.2017 | Komentarze 0


Na koniec weekendu wybraliśmy się na przejażdżkę do Kruszyny do Justynki koleżanki z podstawówki. Trochę polami, trochę asfaltem. W sam raz na zakończenie.













A jak pozostała część weekendu? Fantastycznie. W sobotę rano przyjechał Brat z Bratową. Trochę pozwiedzaliśmy Brzeg, a wbrew pozorom jest co zwiedzać; zobaczyliśmy między innymi Zamek Piastów Śląskich i muzeum, Kościół pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego (ze świetnie pomalowanym sufitem), kościół pod wezwaniem św. Mikołaja, do tego całą starówkę. Pojechaliśmy też do kościoła w Małujowicach zobaczyć tamtejsze polichromie. W międzyczasie odwiedziliśmy pierwszy zlot food trucków w Brzegu, a na koniec odkryliśmy zajebiście klimatyczną knajpę całkiem niedaleko nas, gdzie podczas szczęśliwych godzin (do dziewiętnastej) lane piwo Holba lub Litovel (jasny bądź ciemny) kosztuje... cztery złote. Cena regularna, to pięć złociszy. Żyć nie umierać. Zawinęliśmy się stamtąd jedynie dlatego, że trzeba było wyjść z psem, bo cały dzień siedział sam w domu... Potem w domu oczywiście kontynuowaliśmy... :)
Fajno, lubię jak się spotykamy. Fajnie, że tym razem w Brzegu, a nie we Wrocławiu, bo w końcu miałem wrażenie, że przyjeżdżają do nas, a nie jak we Wrocławiu - do mamy, a z nami to tak tylko na chwilę ;)










































Flag Counter