Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Rowersi

Dystans całkowity:1820.32 km (w terenie 772.08 km; 42.41%)
Czas w ruchu:57:16
Średnia prędkość:15.36 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:5953 m
Suma kalorii:5570 kcal
Liczba aktywności:34
Średnio na aktywność:53.54 km i 2h 36m
Więcej statystyk
  • DST 2.29km
  • Czas 00:08
  • VAVG 17.18km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

(...)

Piątek, 23 czerwca 2017 · dodano: 23.06.2017 | Komentarze 2

Dzisiejszego poranka dostałem wiadomość, przez którą do teraz mam gęsią skórkę.
Zmarł Stasiu.
Jeden z "nas", z Rowersów - grupy rowerowej, którą zapoczątkował Tomasz i która od naprawdę dobrych kilku lat zaowocowała wieloma wycieczkami rowerowymi i przyjaźniami pozarowerowymi.
Staszek, wyraźnie starszy od większości z nas. Niejeden "młody" mógł mu pozazdrościć poczucia humoru i hartu ducha na każdej wycieczce.
Stasiu dwa lata temu zmagał się z nowotworem, z którym udało mu się wygrać. Po roku przerwy wrócił do wspólnego pedałowania. ( Można o tym poczytać TU i TU ). Wszystko zdawało się wracać do normy.
Jak dziś się dowiedziałem, Stachu miał od pewnego czasu problem z chodzeniem, lekarze podejrzewali korzonki, pachwinę... Trafił na zabieg, który miał mu pomóc. Po zabiegu odkryto guzy na kręgosłupie.
Drugą walkę z niespodziewanym raczyskiem Staś przegrał...

Stasiu, są takie znajomości, które choć nie trwają latami, to wnoszą dużo do życia drugiej osoby.
Są też takie znajomości, które mają gdzieś różnicę pokoleń. Mógłbyś być moim ojcem, a rozmawiało mi się z Tobą lepiej, niż z niejednym Twoim rówieśnikiem. Po prostu potrafiliśmy się dobrze dogadać i mimo różnicy lat, jaka nas dzieliła, nadawaliśmy na podobnych falach.
Stasiu, dziękuję Ci za wszystkie te wspólne wyjazdy, za wspólnie wykręcone kilometry.
Dziękuję za oparcie na ciężkich podjazdach, dziękuję za wsparcie w ciężkich chwilach jazdy w deszczu, pod wiatr czy w nocy bez mapy.
Dziękuję też za nasze rozmowy przy piwie w schronisku na Okraju, w Orle czy pod wiatą nad Stawem Jan... Za to, że gdy reszta wracała do bazy na kole, a my czekaliśmy na pociąg też dziękuję :) No i za te wszystkie Twoje niesamowite opowieści...
Za to, że miałem przyjemność Cię poznać.
Chciałbym, żeby twoje dobre słowo na mój temat, mimo krótkiej acz intensywnej znajomości, na długo zagościło w moim sercu.
Pamiętam, jak całkiem niedawno umawialiśmy się na serwis Twojego Krossa.
Stasiu, za jakiś czas spotkamy się i znów wykręcimy trochę kilometrów... Tego możemy być pewni.















Kategoria Brzeg, Praca, Rowersi


  • DST 18.85km
  • Teren 18.85km
  • Czas 01:35
  • VAVG 11.91km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Podjazdy 368m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Niedziela, 16 października 2016 · dodano: 16.10.2016 | Komentarze 0

Noc upłynęła spokojnie i całkiem ciepło. Właściwie na tyle, że pozwoliłem sobie trochę poleniuchować i spod kołdry wygrzebałem się sporo po ósmej...
Aura nie zachęcała do wychodzenia z auta, bo było nie dość, że mgliście, to i dżdżyście. Troszeczkę ze sobą walczyłem czy wracać do Wrocławia, może pójść na Ślężę pieszo, a może jednak, mimo wszystko, wyciągnąć rower i pojeździć...? Wypiłem kawę, zjadłem śniadanie i... wybrałem rower :) Ubrałem się odpowiednio - w kurtkę i spodnie przeciwdeszczowe, więc nie było mowy o tym, że przedwcześnie zmoknę i zmarznę.
Trasa bez rewelacji, taka jak wczoraj, ale ciut szybciej po samym Kross Trail, bo już trochę szlak poznałem. Cztery pętelki i znów wspinaczka do auta, żeby do domu wrócić jeszcze o przyzwoitej porze.
Co myślę o Kross Trail Suliwoods? Super sprawa, ale trochę krótko. Samego szlaku jest jakieś dwa i pół kilometra i blisko kilometr pod górę, żeby trafić na początek. Jak powiększy się ilość tras (a ma tak być), to będzie jeszcze lepiej. Póki co pozostaje lekki niedosyt, bo ile można jeździć w kółko? :)
Druga sprawa, to nawierzchnia. Pozostawia sporo do życzenia. Niby utwardzona, ale bardzo mokra (niby oczywiste po deszczach...) i błotnista. Kamienie z utwardzenia [sic!] tłuką po ramie wściekle. Na Singlu czy na Rychlebach nie ma czegoś takiego. Może to kwestia ubicia? Nie wiem. Mogło by być lepiej.
Odległość od Wrocławia kusi jednak, żeby odwiedzać to miejsce częściej. Nawet na kilka godzin tak, żeby się wyjeździć i psa wybiegać. :)
Teraz tylko czekać na początek listopada i urlop właściwy :)
































  • DST 16.68km
  • Teren 16.68km
  • Czas 01:26
  • VAVG 11.64km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Podjazdy 289m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Sobota, 15 października 2016 · dodano: 16.10.2016 | Komentarze 0

Miał być kolejny Jesienny Rajd Rowersów. Miał, ale coś nie wyszło w tym roku. Trochę ciężko było wszystkich zgrać do kupy, dodatkowo Młody w zeszłym tygodniu zrobił "konkurencyjny" wyjazd, na który mi nie pasowało jechać, bo był wyjazd do Holandii. Żeby jednak z tradycji stała się zadość pojechałem... sam. Początkowo myślałem o Singltreku pod Smrkem, ale samemu trochę szkoda dymać tyle kilometrów autem, żeby pojeździć trochę na rowerze.
Wybrałem się więc na test otwartej niedawno ścieżki Kross Trail Suliwoods. Blisko, bo od Wrocławia na Przełęcz Tąpadła, gdzie zaparkowałem, wychodzi niespełna pięćdziesiąt kilometrów.
Późno wyjechałem, więc i późno zajechałem, ale w tym wyjeździe chodziło o maksimum relaksu, bez pośpiechu.
Na parkingu przygotowałem siebie, rower i auto na powrót, bo planowałem tam spędzić noc.
Najpierw dojazd z Przełęczy Tąpadła na Przełęcz Słupicką, gdzie jest początek Kross Trail Suliwoods; najpierw rekonesansowy zjazd szlakiem, potem wspinaczka z powrotem na początek. I jeszcze raz...
Trochę zgłodniałem, więc wróciłem do auta coś zjeść i szykować się na noc. Miałem w planach jeszcze nocny wjazd na Ślężę i zjazd z niej, ale wieczorem trochę popadało, co skutecznie wybiło mi ten pomysł z głowy.
Noc raczej chłodna, więc przed snem nazbierałem kilka kamieni, zagotowałem je w wodzie po ryżu (żeby nie marnować niepotrzebnie wody!), odcedziłem, zakryłem menażkę i schowałem pod kołdrę i pod poduszkę, żeby w nocy było choć przez chwilę ciepło i przyjemnie... Taki polowy termoforek :)




























































  • DST 28.87km
  • Teren 2.70km
  • Czas 01:55
  • VAVG 15.06km/h
  • VMAX 34.04km/h
  • Podjazdy 160m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

V Wiosenny Rajd Rowersów; dzień drugi.

Niedziela, 3 kwietnia 2016 · dodano: 04.04.2016 | Komentarze 0

W nocy całkiem ciepło, chyba każdy się wyspał ;)
Po śniadaniu, ogarnięciu siebie i wiaty, zapakowaliśmy bagaże i ruszyliśmy dalej w drogę.











Po kilku kilometrach żegnamy się z Młodym i Miazgusiem, którzy musieli wrócić do auta. Reszta ekipy rusza dalej w stronę Wrocławia.




Przed Krośnicami zaczynamy rozważać powrót pociągiem. Stasia boli tyłek, Mateusza nogi, mi ciężko się podjeżdża na singlu, a Adamowi nie chce się spieszyć... ;)
Do Wrocławia na kole decydują się wrócić Poli ze Szwarcem, reszta jedzie do Krośnic, gdzie czekamy pięć (!) godzin na pociąg. Chillout pełną gębą. Leniwa niedziela. Nikt nie żałuje decyzji. :)

















Wyjazd, jak zawsze, udany. Piękne okoliczności przyrody, sprawdzona ekipa, pogoda dopisała. Dużym, pozytywnym zaskoczeniem  był Stasiu, który po walce z ciężką chorobą wrócił wśród żywych i nie odstawał od ekipy.




  • DST 72.53km
  • Teren 35.00km
  • Czas 04:31
  • VAVG 16.06km/h
  • VMAX 32.46km/h
  • Podjazdy 367m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

V Wiosenny Rajd Rowersów; dzień pierwszy.

Sobota, 2 kwietnia 2016 · dodano: 04.04.2016 | Komentarze 0

Jak co roku, w okolicach początku wiosny, przyszedł w końcu czas na Wiosenny Rajd Rowersów. To już dziewiąty w sumie, a piąty na wiosnę. Tym razem znów postawiliśmy na sprawdzoną Dolinę Baryczy.
Po kilku zawirowaniach z opcją dojazdu i składem ekipy stanęło w końcu na dojeździe ekipy z Wrocławia do Żmigrodu pociągiem.
Tam spotkaliśmy się z Miazgusiem i Młodym, którzy przyjechali do Żmigrodu autem.



Uzbierało się nas łącznie osiem osób- ja, Adam, Poli, Szwarcu, Młody, Miazguś, Stasiu, który okazał się sporym zaskoczeniem i Mateusz, który na wyjazd zdecydował się właściwie w ostatniej chwili.
Na początek tradycyjne zdjęcie grupowe pod ruinami pałacyku.









Kolejnym celem był Milicz, gdzie tradycyjnie robimy postój pod biedronką na zakupy na wieczór.
Szlaki różnie- trochę asfaltu, trochę pół i lasów, trochę szlakiem kolei wąskotorowej. Po drodze kilka przystanków, bo to przecież nie zawody, a odpoczynek ;)
Gdy na liczniku stuknął mi dwudziesty piąty kilometr, w lesie doszło do małej awarii w moim rowerze- urwał mi się hak tylnej przerzutki. Trzeba było jechać dalej, więc skułem łańcuch na sztywno na najbardziej sensownym przełożeniu i pojechaliśmy dalej. Lekko nie było, ale dało się jechać.













































W Miliczu robimy przerwę pod sklepem; zaopatrujemy się w prowiant i napoje na wieczór. Stamtąd droga już tylko do naszego hotelu miliona gwiazd nad Stawem Jan.















Wieczór, to kolacja i integracja przy ogniu.











  • DST 28.86km
  • Teren 21.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 14.43km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Podjazdy 844m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

IV Jesienny Rajd Rowersów- Góry Sowie; dzień trzeci- Muflon plus powrót.

Niedziela, 18 października 2015 · dodano: 20.10.2015 | Komentarze 0

Wczoraj dość szybko wszyscy poszli spać, więc nikt nie miał problemów ze wstawaniem. Plan na dziś, to wymeldowanie się ze schroniska, zapakowanie w auta i dojazd do Srebrnej Góry pojeździć po tamtejszych szlakach.
Oczywiście nie obyło się bez problemów- o ile zjazd do schroniska autem nie był strasznie ciężki, to o wyjeździe bez napędu na cztery koła nie było co myśleć. Pozostawało zjechać dalej- do Jugowa, co też nie było proste, bo droga nie rozpieszczała. Pomału udało się zsunąć w dół po śliskich kamieniach; momentami koła skręcone na maksa w lewo, pompa od wspomagania jęczała strasznie, a auto dalej toczyło się na wprost do przepaści. Dwa razy przytarliśmy podwoziem o wystające głazy, ale jakoś się udało. Pewnie nie tak wyobrażał sobie emeryturę nasz wysłużony busik... ;)
W Srebrnej Górze na parkingu szybkie (?) wypakowanie rowerów i ruszyliśmy na szlak. Postawiliśmy na trasę o nazwie "Muflon", czyli pętlę niebieskim szlakiem. Wszyscy pewnie spodziewali się więcej zjazdów, ale niestety- najpierw trzeba było nabrać wysokość. W ogóle mam wrażenie, że ta trasa ma więcej podjazdów niż zjazdów (jest kilka technicznych i jeden szybki, nawet bardzo).
Oznakowanie szlaków, to znów kompletna klapa- tam, gdzie byłoby to najprzydatniejsze, to szlakowskazów nie było, a tam, gdzie było wiadomo, jak jechać, to dosłownie jeden na drugim...
Pogoda wyjątkowo dopisała- nie dość, że ciepło (w miarę...), to do tego słonecznie, jak na złotą jesień przystało :)
Na szybkim, kamienistym zjeździe udało mi się nawet złapać kapcia, bo ciągle jeździłem na zbyt niskim ciśnieniu.
Oczywiście trochę pomieszaliśmy szlak, ale tak to już jest, gdy jedzie ośmiu facetów i każdy wie (!) najlepiej, gdzie jechać ;)
Powrót wypadł nam więc już głównie asfaltem z dobijającym podjazdem przez Srebrną Górę na parking...
Przy aucie spotkaliśmy się z Justynką, która też akurat zdążyła wrócić ze spaceru, zapakowaliśmy się do samochodów, chwilę pogadaliśmy, podziękowaliśmy za wspólnie spędzony czas i wróciliśmy do Wrocławia.
Tym samym Czwarty Jesienny Rajd Rowersów przeszedł do historii :)


















































  • DST 32.18km
  • Teren 22.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 13.79km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 1079m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

IV Jesienny Rajd Rowersów- Góry Sowie; dzień drugi- dwie Sowy.

Sobota, 17 października 2015 · dodano: 20.10.2015 | Komentarze 0

Czwarty Jesienny Rajd Rowersów rozpoczęliśmy pobudką tuż po siódmej rano. Niektórym mocniej, innym mniej szumiał w głowie wczorajszy wieczór, ale trzeba było się zebrać i ruszyć coś pokręcić...
Ciężko się zbiera grupę ośmioosobową, bo tu jeden kończy śniadanie, inni dopiero je zaczynają; tu jeszcze jakaś kupa nagle musi zostać zrobiona, a tam trzeba odpowietrzyć hamulec... Ostatecznie koło dziesiątej udało nam się zebrać i na hurra! zjechać w deszczu- całkowicie bezsensownie- do Jugowa.
Bezsensownie, bo na dole okazało się, że to trochę jakby nie ten kierunek i wypadało by zawrócić do schroniska, żeby trafić na właściwe szlaki Strefy MTB Sudety- czyli trzy i pół kilometra z powrotem, tym razem pod górę... W międzyczasie Małpie udaje złapać się kapcia na podjeździe. I znów przerwa- tu zmiana dętki, tam siku, a gdzie indziej dopalanie fajeczki...
Ostatecznie udało się wszystkim znów znaleźć pod schroniskiem. Nie udało się ruszyć od razu, bo znów- tu jeden zmienia oponę na mniej łysą, drugi zamawia jajecznicę, bo przypomniał sobie, że może jednak warto zjeść śniadanie, trzeci pomyślał o zrobieniu kanapek na drogę, a kolejna czwórka znów dopalała papierosy... ;)
Niektórzy stracili już wiarę w powodzenie wykręceniu więcej, niż siedem bezsensownych kilometrów, ale jednak udało się zebrać wszystkim i ruszyć na szlaki Strefy.
Niestety, ale jestem przyzwyczajony do oznakowania szlaków na Singltreku pod Smrkem lub na Rychlebskich Stezkach; w Strefie MTB Sudety, choć może i się starają, to nie bardzo im to wychodzi. Często oszlakowanie jest za rzadko rozmieszczone, czasem nieczytelne- na tak rozległej przestrzeni i w takim terenie, to trochę słabo. Nie jest to tylko moja opinia, bo chyba wszyscy z Grupy mieli często wątpliwości czy dobrze jedziemy. Żeby nie było, że to tylko my zmęczeni poprzednim wieczorem mamy problemy, to spotkaliśmy na trasach kilka grup (!) bajkerów, którzy również mieli problemy. Nie że się czepiam- szlaki nie dość, że są, to są udostępniane darmowo; nie mniej jednak jeżeli ktoś już się porwał na ogarnianie szlaków, to niech je ogarnia w stu procentach. Jak to kiedyś stwierdził pan Jacek Hugo- Bader na spotkaniu z czytelnikami- "nie lubię bylejakości; każdy powinien być specjalistą w swojej dziedzinie".
Do rzeczy.
Początkowo mieliśmy jechać szlakiem czarnym, wyszło, że pojechaliśmy trochę niebieskim, a potem czerwonym ;) Zamiast trzymać się konkretnego szlaku stwierdziliśmy, że obierzemy po prostu konkretny cel i spróbujemy tam dojechać.
Padło na Wielką Sowę (bo jak to być w Górach Sowich i nie zdobyć tego szczytu? ;)).
Pogoda trochę się unormowała- przestało padać, temperatura cały czas była w okolicach dziesiątej kreski powyżej zera. Widoczności właściwie zero- cały czas w lesie zalegała gęsta mgła, kamienie i korzenie były niemiłosiernie mokre, a co za tym idzie- śliskie.
Podjazd nie należał więc do najłatwiejszych, było sporo odcinków, gdzie niektórzy (w tym ja) woleli prowadzić niż podjeżdżać.
W końcu udało znaleźć się na Wielkiej Sowie, gdzie zrobiliśmy sobie przerwę na odpoczynek przy piwku (w ramach zwycięstwa ;)).
Dalej- przez Małą Sowę- zjazd do Walimia. Jak dla mnie (i chyba większości uczestników- najlepszy techniczny zjazd. Śmierć w oczach, miękkie nogi, siodełko maksymalnie w dół i czas na powolne bardziej zsuwanie się, niż zjeżdżanie, po mokrych kamieniach i korzeniach ukrytych pod warstwą kolorowych jesiennych opadłych liści.
Mistrzostwo. Takie chwile uwielbiam- sto procent skupienia, chwila strachu i niepewności, a na dole żal, że to "już po" i rozmasowywanie obolałych dłoni, na których przez kilka minut opierał się ciężar ciała. Dla takich chwil warto żyć :)
W Walimiu kolejna przerwa pod sklepem na doładowanie baterii i dalej w drogę. Od tej chwili zaczął się nasz powrót do schroniska.
Początkowo miało być asfaltem do Jugowa i potem poranną bezsensowną drogą do schroniska; po drodze, w okolicach Przełęczy Sokolej wszyscy stwierdzili, że szkoda energii na asfalt i do schronu lepiej udać się terenem.
Kawałek zjazdu z Sokolej asfaltem i wbiliśmy się na czarny szlak. Do Koziego Siodła pod górę (znów momentami brakowało mocy...); tam chwila odpoczynku i dalej w drogę. Kawałek podjazdu, chwila wypłaszczenia i dalej prosto w dół- przez Przełęcz Jugowską do schroniska "Andrzejówka".
W schronisku czas na prysznice, jedzenie, odpoczynek, a wieczorem kilka piw i sen, bo jednak każdy miał dość. Dystans nie był duży, trochę przewyższeń, ale jakoś każdemu trasa dała w kość. Taki urok Gór Sowich- niby nie wysokie, niby "łatwe", a jednak każdemu potrafią wypruć flaki. Pogoda też miała w tym zmęczeniu swój udział- gorąco na podjazdach, chłodno (zimno!) na zjazdach, do tego duża wilgoć i jazda we mgle...
Dobra wyrypa w wyborowym gronie, choć kilku osób zdecydowanie mi zabrakło podczas tego Rajdu



Justynka swój udział w Rajdzie ma odhaczony, choć pojechała na niego bez roweru. Sprawy ze zdrowiem, do tego Mango. Nie mniej jednak pochodziła z psem po górach (na Sowie była przed nami :)), dzielnie znosiła chamskie rozmowy, bekanie, chrapanie i puszczanie śmierdzących bąków ośmiu napitych Rowersów ;)



Czas na kilka zdjęć:


























































Kategoria Canyon, Góry, Rowersi


  • DST 7.28km
  • Czas 00:27
  • VAVG 16.18km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

IV Jesienny Rajd Rowersów- Góry Sowie; dzień pierwszy- dojazd.

Piątek, 16 października 2015 · dodano: 19.10.2015 | Komentarze 0

Dzień w pracy ciągnął się jak flaki z olejem, bo nie dość, że na drugą zmianę- od jedenastej do osiemnastej- to wieczorem czekałnas jeszcze dojazd w góry na Rajd.
Po pracy na szybko do domu, szybkie zapakowanie auta i w drogę. Dokładnie w chwili wsiadania do auta zaczęło padać, potem było tylko gorzej... Całą drogę lało tak, że wycieraczki ledwo radziły sobie ze zgarnianiem wody; dodatkowo podczas dojazdu na Przełęcz Jugowską zrobiła się gęsta mgła. Po dojechaniu na miejsce nie bardzo mogliśmy odnaleźć miejsce do zjazdu do schroniska, ale w końcu się udało- po kilku minutach całkiem niezłego offroad'u VW T4 znaleźliśmy się w końcu pod PTTK "Zygmuntówka".
Zajęliśmy zarezerwowany wcześniej pokój, ogarnęliśmy bagaże i rozpoczęliśmy dość intensywny wieczór ;)
Padać oczywiście nie przestało, a wręcz przeciwnie- lało niemiłosiernie prawie całą noc.


...

Środa, 17 czerwca 2015 · dodano: 18.06.2015 | Komentarze 0

Po pracy Mango w auto i do Krystiana na serwis dojazdowy. :)
Kategoria Praca, Rowersi, Wrocław


  • DST 27.19km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:51
  • VAVG 9.54km/h
  • VMAX 78.00km/h
  • Podjazdy 1072m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Andrzejówka.

Sobota, 13 grudnia 2014 · dodano: 13.12.2014 | Komentarze 0

Teoretycznie "sezon wyjazdowy" zakończyliśmy ostatnio na Singltreku i mieliśmy już nie latać rowerami po górach, przynajmniej do wiosny... Jednak Tomek z Tomkiem (czy też może Tomek z Tomkiem) wymyślili, że mają czas na rower (po raz pierwszy od dawna), nas nie trzeba było długo namawiać i udało nam się zgadać na wyjazd. Ostatni po górach w tym roku. Ostatni. :)
Początkowo miało być nas więcej, jednak w efekcie końcowym pod Lidlem na Maślicach uzbierała nas się cała czwórka :)  Orkan Aleksandra, który ponoć w nocy miał dotrzeć na Dolny Śląsk jakoś chyba nie dał rady- wiatr był słaby, do tego dość ciepło, choć początkowo padało.
Szybkie pakowanie do busika i tuż przed ósmą ruszyliśmy do Wałbrzycha.



W "czarnym mieście czarnych ludzi" zameldowaliśmy się przed dziesiątą, szybko się wypakowaliśmy i ruszyliśmy na szlak.









Na początku cały urok Sudetów Wałbrzyskich- pasmo stosunkowo krótkie, jednak obfitujące w sztywne podjazdy, do tego malowniczo. 


Początkowo sucha nawierzchnia zmieniała się coraz bardziej  z nabieraniem wysokości. Raz sucho, raz błoto (ale takie naprawdę błoto), za chwilę śnieg, albo zamarznięta ziemia z lodową pokrywą... Miejscami nie dało się jechać i pozostawało pchać...



































Herbica poznałem w okolicach dwa tysiące drugiego roku; od tamtego czasu zmieniałem rowery, dziewczyny, buty na rower. On zmienił tylko rower, buty pozostały te same, choć już coraz to bardziej zmęczone ;)













Śniegu robiło się coraz mniej, wiatr trochę się wzmógł. Dojechaliśmy do schroniska PTTK Andrzejówka.











W schronisku, przy jedzeniu i piciu w cieple, odzyskaliśmy trochę sił; aż żal było wychodzić... :) Tym bardziej, że jest to jedno z ładniejszych schronisk górskich, w jakich dotychczas przyszło nam gościć. Rzeźby w sali gościnnej robią niesamowite wrażenie, a żyrandol chciałoby się zabrać od razu ze sobą do domu...
W końcu jednak, ponaglani czasem i zbliżającym się zmrokiem, wsiedliśmy na rowery i zjechaliśmy do Wałbrzycha, gdzie zostawiliśmy busika. A potem w ciepełku "szybki" powrót do Wrocławia.
Wyjazd fajny, choć sporo było też spaceru z rowerem. Wiosna tej jesieni (prawie zimy) też dała radę, więc nie było jakoś szczególnie zimno czy mokro, chociaż pierwszy śnieg zaliczony.
Nie było łatwo, ale warto.
We Wrocławiu byliśmy chwilę po siedemnastej...

Wielki szacun dla Młodego, który gnał tu z Piły, żeby pojeździć trzy godziny na rowerze po górkach...!



Cały poprzedni rok spędziliśmy na rowerach z pleckami, namiotem... W tym było trochę gorzej z uwagi na ślub i sprawy z nim związane; "ograniczaliśmy" się więc do przygotowanych tras na Rychlebach czy na Singltreku... I tak dziś jeżdżąc po szlakach mniej przyjaznych rowerzystom, zabrakło mi tego klimatu roweru, plecaka, namiotu, gór, dzikich ognisk, braku konkretnego celu, szlaku... Tak we dwoje, jak w zeszłym roku.





Wałbrzych- "czarne miasto czarnych ludzi"...





Kategoria Canyon, Góry, Rowersi


Flag Counter