Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45458.13 kilometrów w tym 6647.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Canyon

Dystans całkowity:5671.86 km (w terenie 1865.51 km; 32.89%)
Czas w ruchu:346:28
Średnia prędkość:15.89 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:30580 m
Suma kalorii:17388 kcal
Liczba aktywności:237
Średnio na aktywność:23.93 km i 1h 30m
Więcej statystyk

...

Czwartek, 28 kwietnia 2016 · dodano: 28.04.2016 | Komentarze 0

Do pracy Canyonem. Po pracy z chłopakami z roboty do Lasu Osobowickiego w ramach sprawdzenia siebie i czołówek przed Tropicielem.
Kilka rundek po lesie plus dojazdy, a na koniec ognisko, bo zrobiło się dość chłodno.
Fajno. Dobrze mieć w pracy jeżdżących współpracowników ;)


Kategoria Canyon, Praca, Wrocław


Masyw Raduni.

Niedziela, 24 kwietnia 2016 · dodano: 24.04.2016 | Komentarze 0

Justynka na studiach w Poznaniu, więc był czas, żeby pokręcić. Z chłopakami z pracy, Mariem i Andrzejem, pojechaliśmy pojeździć po Masywie Raduni, lub jak kto woli- Suliwoods.
Pies się wybiegał (aż nadto, bo złapał trop za sarną i mi uciekł...), ja zgubiłem aparat, ale w końcu go znalazłem, Andrzejowi prawie odpadła korba, ale pogoda dopisała i było naprawdę fajnie. Na zakończenie na obiad kiełbaski z rusztu na Przełęczy Tąpadła i powrót do Wrocławia.




























Kategoria Canyon, Góry, Suliwoods


Wiosenna Radunia.

Niedziela, 20 marca 2016 · dodano: 20.03.2016 | Komentarze 1

Zarówno ja, jak i Mario mieliśmy "wolną" niedzielę- Justyna w Poznaniu na studiach, a Ewelina pojechała do domu. Do wyboru mieliśmy pojechać z Maćkiem na targi rowerowe do Berlina, albo przywitać astronomiczną wiosnę na rowerze.
Oczywiście wybraliśmy to drugie. Po krótkim namyśle padło na najbliższe nam wzniesienia, czyli okolice Ślęży, a konkretniej Masyw Raduni tym razem.
Miało być epicko, rowery miały być wpychane pod góry i noszone na plecach; zjazdy długie i fajne. Pure enduro, eksploracja pełną gębą. Wszystko się udało- dystans może nie powala, ale było zbaczanie ze szlaków, targanie rowerów, odkrywanie nowych ścieżek i przypadkowe trafienie na dopiero co przygotowywane trasy Suliwoods .
Dodatkowo mieliśmy ze sobą Mango, żeby się wybiegał. Jeżeli my zrobiliśmy dwadzieścia kilometrów, to jemu dobiło chyba do trzydziestki ;)
Fajny wyjazd, pogoda dopisała, może mogło by być ciut cieplej. Z niecierpliwością nie mogę się doczekać cieplejszych dni i skończenia projektu Suliwoods- niezłe single prawie pod samym nosem.
Dodatkowo Mango był dziś tak grzeczny bez smyczy, że chyba na każdy wyjazd będę go teraz zabierał... :)































































A po powrocie do domu rower od błota ważył jeszcze raz tyle... Dobrze jest mieć wannę :) 







Dwadzieścia dwa.



Emtebe po Jurze Krakowsko- Częstochowskiej.
Kategoria Canyon, Góry, Suliwoods


  • DST 6.27km
  • Teren 6.27km
  • Czas 00:55
  • VAVG 6.84km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 330m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na herbatę na... Ślężę.

Czwartek, 18 lutego 2016 · dodano: 19.02.2016 | Komentarze 0

Zimowy urlopik dobiega końca, a założyłem sobie, że odwiedzę w trakcie jego trwania Ślężę. Wczoraj wieczorem planowałem, jakie szlaki zjechać, rysowałem, obmyślałem... Postanowiłem, że tym razem postawię w większości na szlaki Raduni, a na samą Ślężę wbiję się na szybko i zjadę żółtym szlakiem.
Pogoda może i nie była najlepsza, ale nie padało, więc zrobiłem herbatę w termos, kilka kanapek, zapakowałem się do auta i o dziewiątej ruszyłem.



Do Sobótki droga w porządku, od miasta w stronę Przełęczy Tąpadła asfalt coraz bardziej przestawał być czarny, a od Sulistrowiczek całkowicie zaśnieżony i śliski. Na przyszły rok koniecznie chcę zimowe opony, bo całoroczne nie są do końca dobrym rozwiązaniem ;)
Na Przełęczy dużo mokrego śniegu, pod którym znajdowała się warstwa lodu. Wypakowałem graty z auta, przebrałem się i w drogę- najpierw na szybko na Ślężę. ;)



Z uwagi na stan szlaku- mokry śnieg plus wyjechane ślady po samochodzie nie ułatwiały pedałowania. Do tego dość chłodno, bardzo wilgotno i mokro pod nogami...





Nie wszędzie dało się podjeżdżać, więc część szlaku pchałem rower brodząc w mokrym śniegu. Im wyżej, tym chłodniej, wilgotniej i w coraz większej mgle...



Żeby tego było mało, to nie dość, że topniejący z drzew śnieg kapał mi na głowę, to zaczął jeszcze padać śnieg z deszczem...
Dokładnie w południe, cały przemoczony, zameldowałem się na szczycie.





Widoczności zero. Tu widok na Dom Turysty im. Romana Zmorskiego spod misia:



We mgle, a raczej chmurze udało znaleźć się niedawno powstałą wiatę; tam zrobiłem sobie przerwę na kanapkę, herbatę i chwilę przemyśleń.



Było mi coraz chłodniej, więc zapakowałem rzeczy do plecaka, spuściłem trochę powietrza z opon, żeby poprawić przyczepność, opuściłem sztycę i byłem gotowy do zjazdu.



Zjazd również żółtym szlakiem; do okolic charakterystycznej wiaty mniej więcej w połowie szlaku główną drogą. Było baaardzo mokro i cholernie ślisko. Całe szczęście, że w środku tygodnia turystów jak na lekarstwo, bo palce tak mi zmarzły, że ledwo dało się panować nad hamulcami :)
Nie dość, że padało z drzew, to wszystko, co mokre trafiało spod opon prosto na mnie. Buty miałem tak mokre od lodowatego śniegu, że można było wylewać z nich wodę.
Przy wyżej wspomnianej wiatce wskoczyłem na ubocze szlaku na singielek, który prowadzi aż na dół.



W "normalnych" warunkach mimo, że trochę techniczny jest dość szybki i pozwala na osiągnięcie niezłego flow. W dzisiejszych warunkach był ciut wolniejszy i dużo bardziej techniczny. Kamienie i korzenie nie dość, że mokre są śliskie same w sobie, to większość z nich skrywała się pod warstwą mokrego śniegu... Mimo to zjazd udany. Techniczny, taki jak lubię.





Po zjechaniu na parking stwierdziłem, że jestem tak przemoczony i jest mi tak zimno, że... nie ma sensu pchać się jeszcze na eksplorację Raduni.
Owszem, spodziewałem się śniegu, ale trochę innego- świeżego i puszystego. Po takim jazda jest zupełnie inna ;)
Przy aucie szybko się przebrałem w suche ciuchy, zapakowałem rzeczy, odpaliłem ogrzewanie na maksa i... o czternastej byłem z powrotem w domu :)
Wyjazd trochę z dupy, bo czy jest sens jechać ponad trzydzieści kilometrów w jedną stronę, żeby na rowerze- w wątpliwie przyjemnych warunkach- zrobić raptem sześć kilometrów?
Dla większości pewnie nie. Dla mnie tak, bo tego trochę potrzebowałem. I choć wyjazd miał wyglądać "trochę" inaczej, to naprawdę dobrze się bawiłem.


...

Niedziela, 10 stycznia 2016 · dodano: 10.01.2016 | Komentarze 0









  • DST 26.40km
  • Teren 18.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 14.80km/h
  • Temperatura -6.0°C
  • Podjazdy 144m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Środa, 6 stycznia 2016 · dodano: 06.01.2016 | Komentarze 0

Przeziębienie jakby łapać zaczęło, więc trzeba było odkurzyć Canyona i pojeździć w śniegu i mrozie... ;)

























  • DST 11.89km
  • Teren 9.00km
  • Czas 01:05
  • VAVG 10.98km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 216m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

III Zlot KPG; Śnieżnik.

Niedziela, 8 listopada 2015 · dodano: 09.11.2015 | Komentarze 0

Choć noc upłynęła spokojnie, ciężko było się wyspać, bo w pokoju było niesamowicie gorąco... Niespiesznie się zebraliśmy, zjedliśmy śniadanie, zapakowaliśmy i chwilę po dziesiątej byliśmy na zielonym szlaku prowadzącym na szczyt Śnieżnika. Całą drogę pod górę czekałem aż będę tędy wracał, już na rowerze, a nie obok ;)
Na Śnieżniku byłem już wiele razy w życiu, ale dopiero po raz pierwszy nie było chmur i mgły, widoczność wręcz powalała.
Na szczycie chwila przerwy na zdjęcia i zjazd. Jeżeli chodzi o zjazdy w Kotlinie Kłodzkiej, to ten zielony ze Śnieżnika do Schroniska i dalej czerwonym pieszym do Międzygórza, jest chyba najlepszy. Niezbyt szybki, za to bardzo techniczny przez kamienie i korzenie. Teraz było jeszcze ciekawiej, bo wszystko było mokre i śliskie. Tam zawsze jest flow... :)
Po dojechaniu do auta zjadłem chińszczyznę, chwilę się zdrzemnąłem i po lekko ponad godzinie doczekałem się reszty ekipy; wiedzieli, że w aucie siadły hamulce, mimo to zdecydowali się mi towarzyszyć.
Mając dwudziestotrzyletnie auto trzeba mieć nerwy ze stali... Droga płynęła pomału, hamowanie właściwie tylko silnikiem...
W końcu udało się szczęśliwie zajechać do Wrocławia i tym samym zakończyć trzeci w ogóle, a mój drugi (choć na rowerze) zlot grupy Kocham Polskie Góry.























 



























  • DST 11.60km
  • Teren 8.50km
  • Czas 01:44
  • VAVG 6.69km/h
  • VMAX 26.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 671m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

III Zlot KPG; hala pod Śnieżnikiem.

Sobota, 7 listopada 2015 · dodano: 09.11.2015 | Komentarze 0

Już przed dziesiątą siadłem w aucie gotowy do jazdy; zanim jednak dotarłem do Międzygórza nie obyło się bez przygód...
Pomijając fakt, że próbując jechać na pamięć, trochę pobłądziłem za Kłodzkiem, to... wysiadły mi hamulce. Gdzieś przed Kłodzkiem, zjeżdżając z górki nacisnąłem na hamulec, a ten "wpadł" w podłogę, a samochód wcale nie zwolnił. Pomyślałem, że może się zagrzały, zatrzymałem się w najbliższym możliwym miejscu i odczekałem chwilę. Nic to nie dało, bo hamulców nadal nie było. Coś tam łapał, ale bardzo, bardzo słabo. W Bystrzycy Kłodzkiej zajechałem do mechanika, który zdiagnozował usterkę- nieszczelny przewód hamulcowy w okolicach zbiornika z paliwem. Stwierdził, że nie jest w stanie mi tego zrobić na miejscu, mogę więc dolewać po drodze płyn hamulcowy i jakoś pomału się toczyć... Kiepsko, biorąc pod uwagę, że teren był raczej górzysty.
Nie było sensu zawracać, bo nic by to nie zmieniło, więc pomału ruszyłem w stronę Międzygórza. Zjechałem z głównej drogi i wioskami dojechałem do miasteczka. Stanąłem na parkingu przed centrum, przebrałem się, dopakowałem plecak i ruszyłem w górę na Halę pod Śnieżnikiem do schroniska.
Przez awarię auta i pobłądzenie czas zaczął mnie gonić, bo do zmroku niewiele czasu pozostało, a czekał mnie dziesięciokilometrowy podjazd. Mniej więcej w połowie drogi mocno się zachmurzyło i zamgliło, do schroniska dojechałem już po ciemku i cały mokry od mgły i dżdżystego deszczu.
Zameldowałem się w schronisku, przebrałem się i dobrą godzinę czekałem na resztę ekipy, która z Długopola szła pieszo. Gdy dotarli, posiedzieliśmy, pogadaliśmy, pojedliśmy i popiliśmy... ;)


































  • DST 10.61km
  • Czas 00:39
  • VAVG 16.32km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krótka piłka.

Piątek, 6 listopada 2015 · dodano: 06.11.2015 | Komentarze 0

Jutro trzeci (według moich obliczeń) zlot fejsbukowej grupy KPG (Kocham Polskie Góry). Wspólnie, z Justką, braliśmy w pierwszym, inauguracyjnym zlocie, udział; jutro mieliśmy brać udział w trzecim, pomijając drugi (z uwagi na tak zwane wypadki losowe).
Pech jednak chciał, że Justyna źle się czuje i... nie ma sensu, żeby jechała. Nie ma też sensu, żebym jechał sam, bo... nie lubię.
W zeszłym roku zrobiliśmy lekką siupę rezygnując w ostatniej chwili, więc w tym roku postanowiłem podtrzymać honor rodziny i zdecydowałem się pojechać.
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie... zabrał roweru.
Plan więc wygląda tak, że cała ekipa rusza jutro rano pociągiem do Długopola, a ja troszkę później autem do Międzygórza. Tam biorę rower i ruszam w stronę schroniska na Hali Śnieżnickiej. W zależności od czasu i sił obrócę tak raz lub dwa i po zmierzchu spotkam się z resztą ekipy w schronie.
Może być ciekawie- solo na rowerze, z cięższym,  niż zwykle plecakiem, ze śpiworem, kuchenką, kubkiem i ciuchami na zmianę... Enduro pełną gębą,zupełnie, jak za kawalerskich czasów :)




Kategoria Canyon, Praca, Wrocław


  • DST 22.90km
  • Teren 19.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 10.57km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 699m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ślęża.

Niedziela, 25 października 2015 · dodano: 26.10.2015 | Komentarze 0

Dzięki zmianie czasu na zimowy, jeszcze przed jedenastą zameldowałem się na parkingu nieopodal PTTK Pod Wieżycą w Sobótce.
Otworzyłem klapę bagażnika i strasznie się zdziwiłem, gdy zobaczyłem w aucie kałużę... Okazało się, że bukłak jest gdzieś nieszczelny i cała woda na wycieczkę wsiąkła w plecak, a to co już wsiąknąć nie dało rady zaczęło wykapywać do bagażnika...
Całą wodę więc szlag trafił już na wstępie; bidonu żadnego nie wziąłem, a najmniejsza butelka, jaką znalazłem w aucie, to pięciolitrowa.
To jeszcze pół biedy- mapa mokra, bluza przemoczona, cały plecak też...
Nic to, szkoda dnia, trzeba było ruszać- najpierw delikatnie pod górę do schroniska, gdzie rozchodziły się szlaki; następnie czarnym szlakiem trawersującym aż przed Przełęcz Tąpadła. Tam kawałek podjazdu asfaltem na samą Przełęcz i wspinaczka żółtym szlakiem na szczyt Ślęży.
Cały podjazd pokonałem na rowerze, co dawno mi się nie udało. Dawno też nie byłem pojeździć samemu, a wiadomo, że motywacja wtedy inna...
Na szczycie znalazłem się jeszcze przed trzynastą. Ludzi zdecydowanie mniej, niż w sezonie, za to wiatr mocny, zimny i przenikliwy; przemoczone plecy kurtki od mokrego plecaka tylko potęgowały uczucie chłodu.
Długo więc na szczycie nie zabawiłem; teraz czas na najlepsze- zjazd!
Postanowiłem, że zjadę czerwonym do rozwidlenia z żółtym i tak dojadę do parkingu. Rzeczywistość oczywiście zweryfikowała moje plany...
Duża część czerwonego, to dość stromy i bardzo mocno kamienisty odcinek; zjazd tędy, to to, co lubię najbardziej- balans ciałem pomiędzy kamieniami, ciągłe kombinowanie trasy przejazdu, nie za szybko, bardziej technicznie. Kamienie strzelają spod kół, prawie cały zakres ze stu pięćdziesięciu milimetrów skoku zawiechy wykorzystywany. Mistrzostwo!
Gdzieś po drodze- zajarany zjazdem- zapodziałem czerwony szlak i znalazłem się na czarnym "misiowym"- tu mniej kamieni, trochę więcej korzeni i zdecydowanie bardziej wąsko.
W pewnym momencie i ten szlak gdzieś zgubiłem gnając ostro w dół. Nagle wjechałem na asfalt w... Strzegomianach. A chciałem na parking w Sobótce ;)
Przemoczona mapa właściwie od początku nie nadawała się do użytku, więc trzeba było kombinować inaczej. Wróciłem do ostatniego rozjazdu i dalej "na azymut". Znów jednak za bardzo spodobał mi się zjazd wąskim singielkiem pomiędzy drzewami, bo wyjechałem na asfalt w... Strzegomianach. Tam już się poddałem zniechęcony myślą o pchaniu roweru z powrotem pod górę i na parking dojechałem asfaltem.
Dawno tak sam sobie po prostu nie pojeździłem, trzeba więc chyba wrócić do dawnych zwyczajów ;)






































Piosenka wyjazdu, którą chyba ze sto razy w aucie odtwarzałem...




Flag Counter