Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45703.13 kilometrów w tym 6687.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.57 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:3370.75 km (w terenie 1576.66 km; 46.77%)
Czas w ruchu:148:52
Średnia prędkość:13.38 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:43489 m
Suma kalorii:13858 kcal
Liczba aktywności:112
Średnio na aktywność:30.10 km i 2h 15m
Więcej statystyk
  • DST 55.91km
  • Teren 35.00km
  • Podjazdy 1161m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Enduro po Kotlinie Kłodzkiej. Part 3.

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 20.07.2012 | Komentarze 0

Z Długopola docieramy polami do Bystrzycy Kłodziej, gdzie udaje kupić się nowe pedały. Sytuacja więc uratowana i można jechać dalej, mimo znacznej straty czasu...

Odpuszcamy Kudowę i walimy od razu na Polanicę. Mega podjazd i piękny, leśny zjazd wśród zapachu świeżo ściętych sosen...
Na przedmieściach Polanicy krótki popas i ruszamy dalej. W stronę Gór Stołowych.
Podjazdy zaczynają być nieprzyjemne, do tego w powietrzu czuć burzę...
Jedziemy w stronę Karłowa, a na niebie co chwilę błysk. Szybko, pieszo, wbijamy na niebieski pieszy szlak i lądujemy na Narożniku w Górach Stołowych. Rozkładamy namiot, wchodzimy do niego i rozpoczęło się piekło :)
Piękna sytuacja- my, w namiocie, na jakiejś skale, bez powbijanych śledzi, siedzimy w środku, a tu co chwilę pioruny, grzmoty, deszcz wali niemiłosiernie...
To, z założenia nasza ostatnia noc, więc się nie oszczędzamy i znieczulamy odpowiednio... ;)
Burza, jak prędko przyszła, tak prędko poszła...














































Kategoria Góry


  • DST 49.42km
  • Teren 25.00km
  • Podjazdy 1066m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Enduro po Kotlinie Kłodzkiej part 2.

Piątek, 4 maja 2012 · dodano: 20.07.2012 | Komentarze 0

Z Przełęczy Gierałtowskiej zjeżdżamy do Starego Gierałtowa, gdzie w górę, aż do Bielic szukamy sklepu, żeby w końcu uzupełnic zapasy. Nie znajdujemy, więc zjazd do Stronia Śląskiego.
Tam atakujemy sklep i park. W pierwszym wykupujemy wszystko, co mieści się w plecakach i kieszeniach, w drugim to konsumujemy i upychamy dalej ;)

Plan na dziś jest prosty- Śnieżnik. Co dalej, się zobaczy.

Więc ze Stronia udajemy się w stonę Jaskini Niedźwiedziej. Żeby nie było za lekko wybieramy opcję terenową, która okazuje się w większości jedym wielkim podjeściem. Dajemy jednak radę, pod koniec nawet rowerowo i finiszujemy pod Jaskinią.

Chwila przerwy i zastanawiamy się, czy na Śnieżnik jechać niebieskim rowerowym, czy może żółtym pieszym. Padło pół na pół.
Częściowo podjechaliśmy niebieskim, a na rozwidleniu odbiliśmy na żółty.

Żółty, jak to żółty, łatwy nie był, więc ponad 90% drogi upłunęło nam z rowerem na garbie, albo pchając przed sobą...

W połowie drogi na szczyt wyciągamy kuchenkę, robimy przerwę na kawkę. Na zboczu, na szlaku. "Turyści" przechodzą i ochy i achy: "jak wy tu z tymi roweram, jak my ledwo pieszo...".
Morale rośnie, więc reszę drogi, aż do schroniska pokonujemy na kole.
Przy schronisku stwierdzamy, że szkoda czasu i sił na szczyt, więc szybki obiad obok schroniska i w dół.
Trochę popadało, więc było mega ślisko.
Zjazd pieszym czerwonym do Międzygórza.
Jeszcze przy schronisku siodełko poszło maksymalnie w dół. Potem tylko balans ciałem między kamieniami, głazami, przepaścią, korzeniami, turystami... Co chwilę krzyczę do Roba "Uwaga! Ostro!"... W końcu trafiamy na fajny odcinek, który pozwala rozwinąć +50km/h i wiezie nas aż do Międzygórza.
Zjazd życia.
Technicznie i wolno, potem szybko i na głupka, ale było świetnie.

W Międzygórzu obowiązkowa pizza w Wilczym Dole. Do tego lody i piwko.

I ruszamy dalej.

Już przy wyjeździe czuję, że coś nie tak z pedałem prawym. Poluzował się na łożyskach, kulki powypadały i w ogóle nieciekawie.
Jakoś jednak docieramy asfaltowo- terenowo przed Długopole i tam prowizorycznie rozbijamy drugie obozowisko...


























































Kategoria Góry


  • DST 74.20km
  • Teren 40.00km
  • Podjazdy 1000m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Enduro po Kotlinie Kłodzkiej. Part 1.

Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 20.07.2012 | Komentarze 0

Ze wszystkich wcześniejszych ustaleń wyszło, że z "Rowersów" tylko ja i Robert jedziemy. Innym nie podpasowały terminy, jeszcze inni w ogóle się nie odezwali. Nie ważne.

Ponieważ ruszaliśmy z samego rana, do tego trzeba było przegrupować bagaż, Robert spał u mnie. Trochę za długo posiedzieliśmy w nocy na balkonie z piwkiem w ręku, więc czasu na poranne zebranie się jakby zaczęło brakować ;)

W końcu udało się- jedziemy. Pociag- Wrocław Główny- Brzeg Opolski. Tam przesiadka do Nysy.
I w Nysie właśnie ta wycieczka się rozpoczyna.
Dwa rowery; dwóch głupków; dwa plecaki, w których pomieściły się ciuchy na ciepło i zimno, namiot, śpiwory, kuchenka, naczynia i inne bzdety. Plecaki swoje ważą, ale ruszamy.

Już w samej Nysie dopada nas burza i deszcz, który przeczekujemy na stacji z kawą w dłoniach.
W końcu przechodzi, więc uderzamy dalej. Prawie cały czas asfaltem, aż do granicy. Po drodze przeczekujemy jeszcze ze dwie burze, co już zaczyna wpływać na nasz czas przejazdu. Niby nieograniczony, ale jednak wypadało by się zmieścić w czterech dniach...

Mijamy granicę Polsko- Czeską i zmienia się właściwie wszystko. Jakość asfaltu, kultura kierowców i rowerzystów, krajobrazy podobne, ale jednak inne...

Docieramy w końcu do Crnej Vody, żeby wskoczyć na Rychlebske Stezky. Czasu niby mamy dużo, ale wybieramy tylko przejażdżkę Trailem pod Crnym Potokiem. Było i pod górkę i z górki. Stromo i ślisko. I były przeprawki przez potoki... Technicznie i ciężko, czyli to o co mi chodziło. Robertowi mniej, bo to było jego pierwsze MTB na głębokiej Crnej Vodzie... Na jednym zjeździe przyhaczył o drzewo barkiem, ale MTB to nie rurki z kremem i daliśmy radę ralej :)

Można po Rychlebskich śmigać cały dzień, my jenak mięliśmy w perspektywie jeszcze przeszło trzy kolejne dni w siodle...

Opuszczamy więc Crną i uderzamy na Zulovą, gdzie chcięliśmy zaopatrzyć się w wodę i prowiant na wieczór/ noc... Na miejscu okazało się, że tamtejsze sklepy zamykają o 17, a w jedynym otwartym dłużej, nie można płacić złotówkami (Rob zapomniał wymienić walutę... :| ).

W tym momencie trzeba było zmienić plan i zamiast uderzać w stronę Polskiej granicy udaliśmy się na północ, żeby szukać kantoru...
Po drodze, w dosłownie- czarnej dupie- złapała nas mega ulewa. Nie było sensu jechać dalej, żeby nie przemoczyć namiotu i śpiworów.
Wody brak, a my siedzimy pośrodku niczego w wiacie przystankowej i łapiemy deszczówkę z rynien do bidonów, żeby cokolwiek dało się zagotować, żeby zjeść coś ciepłego...

Przestało padać i szybka decyzja- nie jedziemy dalej asfaltem, tylko uderzamy w górę offroadem, jak najbliżej Przełęczy Gierałtowskiej.
Dotarliśmy w ostatniej chwili. Już na podjeżdzie w lesie padało, ale ze względu na drzewa nie było tak tego czuć... Gdy tylko zdobyliśmy Przełęcz i wyszliśmy z drzew rozpoczął się istny Armagedon.

Burza. Deszcz, pioruny, grzmoty.
Zanim rozbiliśmy namiot, cały przemókł. My też. Jak w końcu się udało, to w środku odpaliliśmy kuchenkę gazową, żeby zagotować wodę i trochę posuszyć sypialnię i siebie. Po kilku godzinach burza ustała, więc mogliśmy zasnąć.
Nie na długo, bo obudziły nas miśki (!!!), łosie i dziki. Prawie jednocześnie...












































































Ślęża

Sobota, 12 listopada 2011 · dodano: 21.07.2012 | Komentarze 0

Bywam tam kilka razy do roku, ale wpis będzie jeden, ponieważ prawie zawsze pokonuję tą samą trasę: Wrocław- Bielany- Tyniec Mały- Małuszów- Gniechowice- Rogów Sobócki- Sobótka- Będkowice- Sulistrowiczki- Przełęcz Tąpadła. Na szczyt żółtym pieszym szlakiem, powrót dokładnie tą samą drogą.
Czasem modyfikuję i podjeżdżam (częściowo podchodząc) czerwonym szlakiem pieszym od strony Sobótki.
Kategoria Góry


Przełęcz Okraj, dzień 2.

Niedziela, 9 października 2011 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

Rano wstajemy- śnieg.
Śniadanie, ogarnięcie się i dalej w drogę.
Miał być powrót do Wrocławia na kole, ale ze względu na ciągły deszcz, okrajamy trasę tak, żeby tylko dostać się do najbliższej miejscowości, z której odjeżdżają pociągi do Wrocławia...
Suszyliśmy się cały wieczór, całą noc... A po sześciokilometrowym zjeździe z Przełęczy znów cali mokrzy... Na nogach radziecki gore- tex, czyli worki na skarpetki, to w buta i buta w worek znów. Choć tyle "suchego"...

Fartem trafiamy na pociąg.

Wycieczka miała być blisko 100km dłuższa, ale przez aurę wyszło, jak wyszło.
Mimo wszystko zapadła w pamięci, bo fajnie bylo :)
Kategoria Rowersi, Góry


Przełęcz Okraj, dzień 1.

Sobota, 8 października 2011 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

Ekipa: Ja, Herbic, Mateusz, Młody i Pepol.
Z Wrocławia Głównego do Wałbrzycha Szczawienko PKP.
Z Wałbrzycha jedziemy na zamek Książ. Tam zaczyna padać i tak już będzie właściwie do końca wyjazdu...
Ze względu na deszcz trasę skracamy do minimum, byle dotrzeć na Okraj. Każdy totalnie przemoczony, przemarznięty...
Podczas podjazdu na Przełęcz dodatkowo pojawia się deszcz ze śniegiem (ej, w październiku?!)...
Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek zmarzły mi tak dłonie.
Od tego wyjazdu ZAWSZE, choćby w lecie i nad morze, wożę ze sobą ciepłą czapkę i rękawiczki. Uraz taki ;)

W schronisku względnie się suszymy, przebieramy w to pozostało suche i idziemy na obiadokolację do Czech.

Wieczorem ognicho w kominku. Piwko, winko, suszenia się ciąg dalszy...
Chłopaki idą spać do pokoju, ja integruję się z ekipą ze Świdnicy. Alkohol jakby się nie kończy, ciągle nam mało, w końcu nokautujemy się wzajemnie.
To, że kluby piłkarskie mają zgody i kosy, to wiedziałem od dawna. Ale żeby miasto z miastem...?
Tam dowiedziałem się, że Wałbrzych ma kosę ze Świdnicą. No i ciężko było mi powiedzieć, że lubię Świdnicę, choć wolę Wałbrzych... ;)
Kategoria Rowersi, Góry


  • DST 81.00km
  • Teren 35.00km
  • Podjazdy 2063m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góry Sowie.

Sobota, 3 września 2011 · dodano: 26.01.2018 | Komentarze 0

[Wpis archiwalny]

Stary wypad w dniach 2-4 września 2011 z Kozą i Frankiem w Góry Sowie. Start w Wałbrzychu, koniec w Ziębicach, a po drodze dwa noclegi na dziko we trzech (!) w namiocie trzyosobowym i atak na Wielką Sowę.


































Kategoria Góry


  • DST 42.00km
  • Teren 25.00km
  • Podjazdy 600m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wałbrzych.

Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 27.01.2018 | Komentarze 0

[Wpis archiwalny]

Wałbrzych, Chełmiec i Zamek Książ z Harrym.




































Kategoria Góry


Flag Counter