Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45962.83 kilometrów w tym 6707.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.56 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Pieszo, spacer

Dystans całkowity:1489.70 km (w terenie 370.42 km; 24.87%)
Czas w ruchu:36:54
Średnia prędkość:13.36 km/h
Maksymalna prędkość:64.21 km/h
Suma podjazdów:7783 m
Suma kalorii:3189 kcal
Liczba aktywności:67
Średnio na aktywność:22.23 km i 2h 10m
Więcej statystyk
  • DST 8.00km
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Czwartek, 5 września 2024 · dodano: 05.09.2024 | Komentarze 0

Izerbejdżan Punk Eko Fest A.D.  2024 za nami. 
Kolejne koncertowe marzenia spełnione - widziałem na żywo Conflict i Varukers. 
I nadal uwielbiam brytyjskiego punka, nawet w wersji anarcho.
Lekko nie było, ale punk rock, to nie rurki z kremem ;-)
Kilometry nie stamtąd.




























  • DST 135.00km
  • Teren 70.00km
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje 2024 - vol.2.

Niedziela, 25 sierpnia 2024 · dodano: 02.09.2024 | Komentarze 1

Kilometry z całego wyjazdu zbiorczo, bo ciężko byłoby podzielić na dni. 
No ale może od początku. 
Taka trochę niespodziewana i "spontaniczna" druga część wakacji... Pierwotnie urlop wypisałem na jeden dzień robiąc sobie długi weekend korzystając z święta w czwartek; potem pomyślałem, że z nikim nie koliduję w pracy, to wezmę jeszcze kilka dni, potem znów zerknąłem w kalendarz i kolejne kilka dni... i jakoś tak wyszło, że się "uzbierało" bite dwa tygodnie. 

Zaczęło się od tego, że w niedzielę odwiozłem Sylwię do rodziców na wioskę. Miałem wpaść na kawę, a zostałem na noc. Bardzo fajnie wyszło, genialne miejsce, przyjaźni i ciepli ludzie. 
Potem była "Świętokrzyska Ibiza". 
Bardziej stacjonarnie, ale fajnie, napawdę. 
Domki, woda, plażowanie - odsłona druga w tym roku. Dotychczas nie moja bajka, ale coś w tym jest. Patrzenie na dzieciaki, oczy dookoła głowy. Zawracanie sobie głowy właśnie dzieciakami, a nie pierdołami. Loża szyderców, która niedawno przecież była po "tej" stronie, teraz patrząca od drugiej strony...
Nawet cymbergaje, stojaki do boksowania i inne tego typu "atrakcje" gdzieś cichną. Te wszystkie stragany z durnostojkami, magnesikami, pluszakami, czapeczkami i kapeluszami.
To nigdy nie było moją bajką, ale... no właśnie. Błyo fajnie. Naprawdę. Więc ważne chyba to gdzie i z kim. A nie co i jak. 

Po Sielpi przyszła chwila dla siebie. Miało być rowerowanie wokół kopalni i Bełchatowa, ale jak zasiadałem nad jeziorem tak, nie chciało mi się ruszać. Był czas gospodarczy, pranie, suszenie, wymiana kulki wybieraka biegów w busiku, kąpiele w jeziorze, nuggetsy zjdzione przez łabędzia i chwila na poważne tłumaczenia "lokalsom", że źle trafili. 
Ścieżki objechane busikiem, a nie rowerowo, ale polecam. Naprawdę fajne tereny. 

Potem szybki przeskok autem przez pół Polski, wieczór i noc w Miłomłynie i kierunek na Mierzeję Wiślaną. Pierwszy raz tam byłem i... jest naprawdę fajnie! Zdecydowanie "lepiej" i bardziej kameralnie niż nad "typowym" morzem. Do tego fantastyczne ścieżki rowerowe, plaże jakieś takie bardziej dzikie, mniejscowości jakby mniejsze ;-) Bardzo fajnie, z pewnością będzie trzeba wrócić.
Noclegi na dziko, na skarpie od strony Zalewu, do morza kawałek.
Z jednej strony można było porzegnać słońce topiące się w morzu, a z drugiej powitać przy ognisku wstający na Zalewem Wiślanym księżyc. 
Naprawdę fajne miejsce. 

Następnie powrót i szybkie odwiedziny w Miłomłynie (a jakże!) na szybki prysznic i śniadanie i skończyliśmy... w Warszawie na Męskim Graniu (również z noclegiem na dziko w centrum Warszawy :-)). 

Wyszło niespodziewanie długo, mocno urozmaicenie i bardzo fajnie; takie trochę pożegnanie wakacji i ciepłych dni, bo zdecydowanie wieczorami czuć już jesień. 

Autem: 1850km po Polsce. 
Rowerami: 135km (zbiorczo z całego wyjazdu). 
Wszystkie noclegi na dziko. 

Zdjęcia losowo, jak zawsze. 






 















































































































  • DST 130.00km
  • Teren 40.00km
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje 2024 - Niechorze.

Środa, 24 lipca 2024 · dodano: 31.07.2024 | Komentarze 1

Wakacje 2024. 
Kilometry rowerowe zbiorcze z całego wyjazdu. 
Wakacje inne niż dotychczas, przynajmniej od bardzo dawna. Po pierwsze nie busikiem, po drugie mocno stacjonarnie :-) Mimo to kilometrów rowerem więcej, niż podczas ostatnich wakacji... 
Inaczej, ale bardzo fajnie. Skoda zapakowana po dach, na pokładzie trzy osoby, w tym jedna mocno niepełnoletnia, i trzy rowery. Było plażowanie, opalanie, trochę morskiej wody, trochę zwiedzania i trochę kręcenia rowerem. Były zachody i wschody słońca i nawet śpiewy przy gitarze (nie moje ;-)). Mimo początkowej niechęci najmłodszego członka ekipy, to z czasem wyjazdy na rowerze, choćby na lody, weszły trochę w krew i potem jakoś sam z siebie sięgał po rower :-) 
Mimo wielu obaw z wielu powodów przed wyjazdem, to wyszło chyba całkiem nieźle. 
Zdjęcia bez ładu i składu. 




































































































W samym Niechorzu jest bardzo fajny park miniatur z latarniami morskimi. 
Można szybko zaliczyćcałe wybrzeże i szlak latarni :-) 





























































































Izery.

Sobota, 6 lipca 2024 · dodano: 10.07.2024 | Komentarze 0

"Męski", prawie samotny, wypad w Izery. 
Pod kilkoma względami przygotwałem się do niego beznadziejnie - wymieniłem baterie w liczniku w Canyonie, ale nie wymieniłem tych w czujniku przy kole, więc nie zliczało mi kilometrów, stąd są one mocno szacunkowe, umówmy się, że + / - 10 kilometrów. 
(Na Singltreku pod Smrkem zrobiłem jeszcze jedną pętlę, ale nie jestem pewien którą, więc nie uwzględniłem jej na mapie :-)). 
W portfelu miałem w banknocie róno 10zł, bo bankomat zostawiłem na ostatnią chwilę, a w lesie nie dało się go znaleźć, więc Chatkę Górzystów z naleśnikami i Orle z piwem minąłem lekkim łukiem. 
Na ostatnią chwilę zostawiłem też zakupy- pieczywo i kiełbaskę na wieczorne ognisko, w ostatnim sklepie w Szklarskiej nie było już ani jednego ani drugiego, więc musiałem obejść się smakiem i posiedzieć przy samym ogniu. Inny prowiant był, więc z głodu bym nie umarł ;-) 
Zdjęć mało, bo na rowerze nie chciało mi się co rusz wyciągać telefonu z kieszeni, a nie pamiętam, kiedy z aparatem jeździłem (chyba trzeba by go odkurzyć...). Poza tym oszczędość baterii, GPS, te sprawy :-/

Dzień pierwszy. 
Po pracy dopakowanie auta i wyjazd. Na krajowej ósemce powoli, bo sznur aut. Na miejsce, między Szklarską Porębą a Świeradowem, zajechałem przed 19. Przygotowałem auto do postoju na dwie noce, ogarnąłem drewno na ognisko. 
Wieczór spędziłem przy ogniu i ostrzeniu siekiery, którą ostatnio na wyjeździe w Góry Sowie Koza rąbał na ziemi drewno i cała była poszczerbiona i stępiona... Uduszę...! 
Gdy ognisko przygasało, to chwila patrzenia w gwiazdy i leżenia na ławeczce, a gdy zrobiło się chłodniej (na noc zapowiadali poniżej 10 stopni Celsjusza), to schowałem się do auta pod kołdrę. Próbowałem chwilę poczytać, ale sen wygrał. 
W nocy faktycznie zrobiło się chłodno, bo mimo, że pod kołdrą, w gaciach i koszulce termoaktywnej z długim rękawem, to pokusiłem się o założenie skarpetek, dresu i bluzy z długim rękawem. I zamknałem okno dachowe i boczne z przodu :-) 
Znalezione miejsce okazało się być strzałem w dziesiątkę - polanka lub wiata do wyboru, miejsce na ognisko, praktycznie tuż przy rzeczce, niedaleko wodospad. Cisza i spokój. Czasem tylko jakiej auto przejechało drogą, która była niedaleko. Na parking pod wieczór zajechały dwa kampery, ale mimo to było spokojnie i w miarę kameralnie, nikt nikomu nie wchodził w drogę. 

Dzień drugi. 
Rano kawa, banany na śniadanie (te akurat były jeszcze wczoraj w sklepie) i w drogę. 
Najpierw przejazd przez Świeradów - Zdrój do Novego Mesta pod Smrkem, gdzie wskoczyłem na szlak i zaliczyłem dwa single. Pogoda w miarę dopisywała, w senisie nie było jeszcze za gorąco. Niedługo potem zaczęło naprawdę grzać. 
Po Singltreku pod Smrkem uderzyłem na sam Smrk. Z pominięciem wieży widokowej. Bo weekend i tłumy. Zapomniałem :-) Stamtąd w dół do Chatki Górzystów, gdzie kolejka też nie zachęcała, z resztą nie miałem przecież gotówki, więc szybko tylko minąłem i dalej w kierunku Orle. Tam wcale nie było lepiej, ani pod kątem tłumów, ani gotówki mi w kieszeni nie przybyło. 
Wstępnie chciałem zjechać przez Jakuszyce i single do Szklarskiej, tam wstąpić na pizzę i wrócić do auta, ale w telefonie wyszukałem wędzoną rybę w Świeradowie. 
Tak więc przy Orle w kierunku Kopalni Stanisław, Zwaliska i w dół do szosy i na Świeradów. W Świradowie wędzona rybka i powolny powrót do auta... 
I tu pojowaia się zwrot akcji, bonieważ zupełnie przypadkiem okazało się, że kumple z pracy z magazynu w Nowej Soli wybrali się na rowery w... Izery. Wypożyczyli w Szklrskiej elektryki i od rana jeździli. Spotkać nam się nie udało, mimo, że część trasy nam się pokryło. 
Widzimy się dosłowinie ze dwa razy w roku przy okazji imprez firmowych, więc naprawdę szok. 
W trakcie rozmowy wyszło, że przyjechali pod namiot i są na kempingu w Szklarskiej, ale skorzystai z zaproszenia na "moją" polankę :-) Podjechali popołudniu, na szybko rozłożyli namiot, ogarnęliśmy kiełbaski i ogniosko. Dosłownie rzutem na taśmę, bo za chwilę zaczęła się ulewa. 
Chwilę jeszcze posiedzieliśmy w busie (w pięciu chłopa...) i do spania, bo każdy miał w nogach trochę kilmometrów i bolącą dupę... ;-)
Całą noc padało. I to tak dość intensywanie... 

Dzień trzeci. 
Nad ranem przestało padać. 
Po obudzeniu przyszedł czas na śniadanie, spokojną kawę, spacer nad pobliski wodospad i rozjechaliśmy się w swoich kierunkach. 

Wyjazd fajny, trochę mi takiego brakowało. Nie licząc "wtopy" z licznikiem, to całkiem fajnie się jeździło. Nie mniej podjazdy na "klasycznym" rowerze, to pomału jednak nie moja bajka i wychodzi przyzwyczajenie do elektryka... Kupić? Wydatek spory, nie na teraz. Bardziej wyjeżdżać i wynajmować gdzieś na miejscu. Koszt w okolicach 200zł za dobę jest do przełknięcia, zwłaszcza biorąc pod uwagę ilość wyjazdów na MTB w góry. No chyba, że jakby był "swój", to wyjazdów byłoby więcej... Chociaż tu pojawia się jeszcze opcja czasu, którego notorycznie brakuje, a właściwie większośc weekendów, to "coś". 

Zdjęcia bez ładu i składu, jak zawsze. 










 



















 


  • DST 35.00km
  • Podjazdy 258m
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Niedziela, 26 maja 2024 · dodano: 26.05.2024 | Komentarze 0

W ciągu dnia wycieczka i spacer po Arboretum w Wojsławicach, a popołudniu rowerem do Jordanowa Śląskiego i powrót prawie po ciemku :-) 



  • DST 20.00km
  • Aktywność Chodzenie

Góry Sowie.

Sobota, 18 maja 2024 · dodano: 19.05.2024 | Komentarze 1

Męski wypad. 
W tym roku wyjątkowo męski i nie solo, a z kumplem. 
Miało być rowerowanie po Górach Sowich, ale Koza zabrał rower z przedartymi oponami i przebitymi dętkami. 
Było więc spacerowanie, wejście na Wielką Sowę, spanie w busie i w wiacie turystycznej, ogniska i mięsne kolacje. 
I rozmowy o wszystkim i o niczym. 
Tak po prostu. 
Jak ktoś mówi: "z Tobą w lesie nie zginę", to jakoś tak przyjemniej na duszy się robi ;-) 
A zwłazcza po trzydziestu czterech latach znajomości. 

















 





















  • DST 4.00km
  • Aktywność Wędrówka

...

Niedziela, 12 maja 2024 · dodano: 12.05.2024 | Komentarze 0

Niedzielne popołudnie na Wzgórzach Kiełczyńskich. 
Młodego udało się trochę zainteresować geocachingiem (odkryliśmy dwie skrytki!), trochę pochodziliśmy. 
W kościele w Kiełczynie (oczywiście nawa główna i ołtarz do zobaczenia zza kraty...) ciekawy odrestaurowany konfesjonał z 1934 roku. Fajnie, że zachowane zostały oryginalne napisy i rzeźbione serce gorejące. 
Najciekawszy był jednak pomnik ku pamięci ofiar I Wojny Światowej położony na końcu ścieżki w lesie. Wysoki, kamienny cokół zwieńczony figurą leżącego lwa. Na Trzech stronach cokołu nazwiska poległych w Wielkiej Wojnie z samego Kiełczyna i pobliskich miejscowości. Pomnik odrestaurowany w 2006 roku, w 1925 uznany za najpiękniejszy z tego typu monumentów na terenie ówczesnych Niemiec. 
Faktycznie, biorąc pod uwagę inne z tego okresu, to jest dość okazały i robi wrażenie. 

(Choć jak dla mnie, to póki co wygrywa ten z Brzegu. Co prawda wzniesiony trzy lata później, bo w 1928 roku, ale w "latach świetności" był bardzo okazały - pięć wysokich kolumn, każda symbolizująca jeden rok wojny, na każdym miecz wbity rękojeścią do dołu), dwie "hale" po bokach, duży staw przed... Aktualnie już nie Pomnik Poległych w Parku Peppela, a tzw. "kwadratówka"(ostatnimi laty rewitalizowana") w Parku Przyrody. Z kolumn nie zostało nic poza pięcioma "donicami" na kwiaty, choć bardziej na śmieci. Polecam do zobaczenia TUTAJ.)





















  • DST 5.00km
  • Aktywność Wędrówka

Masyw Raduni.

Niedziela, 4 lutego 2024 · dodano: 06.02.2024 | Komentarze 2

Popołudniowy wypad na spacer po Masywie Raduni. 
Wietrznie, pochmurno i deszczowo było.








  • DST 10.00km
  • Aktywność Wędrówka

Kudowa-Zdrój / Nachod

Sobota, 3 lutego 2024 · dodano: 04.02.2024 | Komentarze 0

Ta historia zaczęła się tak, że mieliśmy pojechac do Poznania. 
A wylądowaliśmy w Kudowie- Zdrój i to jadąc tam z noclegiem we Wrocławiu... 
Mimo wyjątkowego spontanu i niewiadomej, gdzie finalnie wylądujemy, to wyjazd bardzo udany. Totalny chill, spacery,basen i jacuzzi. 
Był też "nieudany" wypad do Czech na obiad i na zamek w Nachodzie. Skończyło się na barszczu ukrańiskim w dziwnej knajpie w centrum miasta, ale przynajmniej udalo się upolować dwie figury św. Jana Nepomucena. 
Kudowa - ciekawa (zwłaszcza architekrura), ale bardzo spokojna i leniwa (na swój sposób, to zdecydowanie zaleta). Wieczorem ze świecą można znaleźć miejsce, żeby posiedzieć przy piwie dłużej niż do dwudziestej drugiej. A i basen czynny do dwudziestej pierwszej, ale po wejściu okazało się, że z wody trzeba wyjść pół godziny wczesniej ;-) 
Na powrocie miał być jeszcze spaer po Broumovskich Stenach, ale jadąc tam pani od apartamentu napisala, że zapomnieliśmy z pokoju kilku rzeczy, więc musieliśmy wrócić. Czasowo i pogodowo nie było sensu już tam wracać, więc skończyło się na wejściu do Altanki Miłości na Górze Parkowej (Altanka - Pukanka, jak głosił jeden z napisów wewnątrz ;-)) i smażonym pstrągu. 
Było krótko, bez pomysłu, bez pogody, ale za to spontanicznie i bardzo fajnie. 















Św. Jan Nepomucen na rynku w Nachodzie. 







Św. Jan Nepomucen na górze, na której znajduje się zamek w Nachodzie. 






  • DST 17.00km
  • Aktywność Wędrówka

Śnieżnik.

Niedziela, 21 stycznia 2024 · dodano: 25.01.2024 | Komentarze 1

Blisko trzydniowy wypad do Międzygórza, którego zwieńczeniem i celem było wejście na Śnieżnik (i zejście). 
Wejście czerwonym szlakiem, powrót niebieskim, już po zmroku. 
Pogoda dopisała; był śnieg, widoczki, wyjątkowa widoczność (widzialność?) - jak na Śnieżnik (drugi raz z moich wszystkich być tam dało się cokowliek widzieć!). I był piękny zachód słońca na powrocie. 
I wieża widokowa. Niby brzydka, kontrowersyjna, ale jest. I mi się nawet podoba. 
Międzygórze lubię, Śnieżnik i Schronisko na Hali pod Śnieżnikiem też. 
I chodzenie po górach odkrywam na nowo. 
Dawno nie byłem na Śnieżniku tak, żeby w ciągu jednego dnia wejść i zejść. Ostatnimi czasy najczęściej spało się gdzieś po drodze. 
Te, blisko, sziedemnaście kilometrów pieszo dało się odczuć w nogach, zwłaszcza rano nastepnego dnia podczas wyjścia po bułki... ;-)
A zjazdy na "jabłku" na nowo poznaję zupełnie ;-) 
Fajny wyjazd, ale zdecydowanie za krótki. 























A jak już jesteśmy przy wspinaniu na szczyt, to poza wejściem na Śnieżnik, można też wspiąć się na szczyt swojej bezmyślności oraz roztargnienia. I zalać Skodę z silniekiem Diesla benzyną. I potem pół dnia bawić się w zlewanie, zalewanie, czyszczenie i tak dalej... Ale udało się, działa, nie kopci, odpala i zbiera się jak dawniej. Uwielbiam stare silniki na ropę.  





Flag Counter