Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Pieszo, spacer

Dystans całkowity:1285.60 km (w terenie 358.42 km; 27.88%)
Czas w ruchu:25:56
Średnia prędkość:13.11 km/h
Maksymalna prędkość:64.21 km/h
Suma podjazdów:7687 m
Suma kalorii:1908 kcal
Liczba aktywności:61
Średnio na aktywność:21.08 km i 1h 59m
Więcej statystyk
  • DST 12.00km
  • Aktywność Chodzenie

... [125]

Sobota, 26 maja 2018 · dodano: 26.05.2018 | Komentarze 0

Justynka w Poznaniu, więc dziś mi przypadł poranny spacer z Mango i Papają. Tak się jakoś fajnie szło, że wyszła z tego całkiem niezła przechadzka... :) Pogoda dopisywała, choć w okolicach południa było już naprawdę gorąco, więc piesy trochę padnięte do domu wróciły. Ale była chwila nad Odrą, była kąpiel (nie, nie moja.. ;)) i całkiem udane polowanie na zwierza.









A po powrocie w końcu udało się powiesić półkę na książki, którą jakiś czas temu zrobiłem.
Trzeba chyba rozważyć zapisanie się do biblioteki, bo jeszcze trochę i nie będzie gdzie tych książek gromadzić... :)




Kategoria Brzeg, Pieszo, spacer


  • DST 9.00km
  • Teren 9.00km

... [119]

Niedziela, 20 maja 2018 · dodano: 24.05.2018 | Komentarze 0

Z Justką i piesami na poranny spacer wybraliśmy się kawałek za Mikolin do miejsca, gdzie Nysa Kłodzka uchodzi do Odry. Fajny spacer, taki w sam raz na gojącą się nogę; jednak już praktycznie dwa tygodnie znikomego ruszania się robią swoje i jeszcze w trakcie spaceru łapały mnie zakwasy... :)


Kategoria Pieszo, spacer


  • DST 7.86km
  • Aktywność Chodzenie

... [103]

Sobota, 5 maja 2018 · dodano: 07.05.2018 | Komentarze 0

Przedpołudniowy spacer z psiakami po najbliższej okolicy :)


















Kategoria Pieszo, spacer


  • DST 15.65km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:02
  • VAVG 15.15km/h
  • VMAX 35.34km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 57m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

... [76]

Sobota, 7 kwietnia 2018 · dodano: 07.04.2018 | Komentarze 0

W południe wsiedliśmy w Renię i pojechaliśmy do lasu za Lubszą na spacer z Mango i Papają.
W lesie jeszcze klimat złotej jesieni, ale wiosna pomału się budzi.
Ciepło, słonecznie, a w lesie mniej wiało.









Po spacerze podjechaliśmy jeszcze nad Babi Loch, gdzie Papaja miała swoje pierwsze w życiu wodowanie, a Mango inaugurację sezonu pływackiego :)





Wieczorem, przed zachodem słońca poszliśmy na rowery do Paru Wolności na tamtejsze "single". Dalej ciepło i długo jasno! :)





Po parku podjechaliśmy na stare śmieci Justynki - do Żłobizny.





Tak sklep rowerowy może nazywać się jedynie w Brzegu:



A ratusz w Brzegu w końcu bez rusztowania na ratuszowej wieży! :) Zegar jeszcze nie działa, ale wczoraj bimbał pół dnia, więc coś tam się dzieje.




  • DST 7.50km
  • Aktywność Chodzenie

...

Niedziela, 11 lutego 2018 · dodano: 11.02.2018 | Komentarze 0

Spacer z Mango i Papają po wałach.


Kategoria Brzeg, Pieszo, spacer


  • DST 6.00km

... [1]

Niedziela, 21 stycznia 2018 · dodano: 21.01.2018 | Komentarze 0

Południowa przechadzka z psami po wałach...






Kategoria Brzeg, Pieszo, spacer


  • DST 2.36km
  • Czas 00:09
  • VAVG 15.73km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Sobota, 6 stycznia 2018 · dodano: 06.01.2018 | Komentarze 0

Sobota pogodna, na dworze właściwie jak na wiosnę, a nie początku stycznia.
Najpierw z psami na jakieś odludzie, żeby pohasały, a potem do Justynki rodziców zapoznać Papaję z Sunią.
I ona i Teściu zaakceptowali naszego nowego członka rodziny :)
Już w trakcie powrotu oba potworki padły :)












Kategoria Brzeg, Pieszo, spacer


  • Aktywność Chodzenie

...

Niedziela, 17 grudnia 2017 · dodano: 17.12.2017 | Komentarze 0

W południe do Stobrawskiego Parku Krajobrazowego wybiegać Mango i pozbierać szyszki do świątecznego stroika, a wieczorem klejenie ozdób na choinkę na Święta.
Dla mnie to pierwsza żywa choinka, bo zawsze była sztuczna, a do tego pierwsza w Brzegu.
No i klejenie łańcucha, zupełnie jak byłem mały, pod okiem Mamy... ;)






Kategoria Pieszo, spacer, Brzeg


  • DST 14.00km
  • Teren 14.00km
  • Podjazdy 521m
  • Aktywność Wędrówka

Góry Stołowe.

Sobota, 16 września 2017 · dodano: 17.09.2017 | Komentarze 0

Sobota wolna, więc... wyjazd! Tym razem pieszo, bo pogoda niezbyt rowerowa, a i cel podróży mało sprzyjający rowerowaniu w terenie.
Góry Stołowe.
Słabo przez nas poznane, ale mnie zachwyciły ponownie (ostatni raz chodziłem tędy z ojcem ponad dwadzieścia lat temu...). Z pewnością powrócimy, choćby do Pasterki, która urzekła nas od przekroczenia progu. Warto też było się wdrapać na Szczeliniec Wielki i zapłacić siedem złociszy za przejście po Piekiełku, Diabelskiej Kuchni, Piekle, Czyśćcu, żeby w końcu trafić do Nieba ;)
Czternaście, nie łatwych dla nas, kilometrów w nogach, ale było naprawdę fajnie. Pogoda nie dopisała, bo właściwie cały dzień siąpił deszcz, ale przynajmniej szlaki były puste. Minus, to brak widoków ze szczytu.
Mango przebiegł pewnie dwa razy tyle, co my przeszliśmy. Szacun, że dał radę, nawet na ażurowych schodkach na punkty widokowe.
Mieliśmy spać w aucie na kempingu w Radkowie, ale po powrocie z gór zrezygnowaliśmy i wróciliśmy do Wrocławia. Pogoda na dzień następny nie zachęcała do zostania, a i wysuszyć siebie, psa i ciuchów nie było by jak. A tak dzień wyszedł nam mega intensywny i aktywny - wyjechaliśmy po dziewiątej rano, trochę połaziliśmy i o dwudziestej trzydzieści byliśmy z powrotem w domu. :)




























 































 



 
















 


















































Dzień "obfity" był również w figury świętego Jana Nepomucena, które spotykaliśmy w miejscowościach, które mijaliśmy po drodze. Kolejne do kolekcji! :)





 









  • DST 19.88km
  • Teren 16.50km
  • Czas 01:53
  • VAVG 10.56km/h
  • VMAX 64.21km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 611m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Biskupia Kopa (891 m.n.p.m)

Niedziela, 16 lipca 2017 · dodano: 16.07.2017 | Komentarze 0

W końcu doczekałem się wolnej soboty. Pierwotny plan zakładał, że pojedziemy we dwójkę, bez Mango, w Izery. Dlaczego bez Mango? Ponieważ przyjechała moja Mama, żeby z nim zostać w ramach treningu i sprawdzenia przed naszym urlopowym wyjazdem.
Izery jednak nie wypaliły, ponieważ... pogoda zdecydowanie się popsuła i nie było sensu jechać blisko dwieście kilometrów w jedną stronę, żeby pojeździć po górach w deszczu i potem przemoczonym spać w namiocie, a właściwie w shelterze.
Stwierdziliśmy więc, że pojedziemy na spokojnie trochę bliżej. Skoro Mama już przyjechała, to trzeba było dać Jej szansę i sprawdzić czy poradzi sobie z naszym stadkiem.
Padło na Pokrzywną, do której mamy niespełna osiemdziesiąt kilometrów. Na camping Złota Dolina trafiliśmy w okolicach południa. Plan na resztę dnia był taki, że po prostu planu nie mieliśmy. Kilkukrotnie popadało, całkiem intensywnie, a my odpoczywaliśmy przy aucie, trochę pospacerowaliśmy, byliśmy coś zjeść w campingowej "restauracji" (pierogi pierwsza klasa!).




Wieczorem trochę pograliśmy w karty i poszliśmy spać :)





Poranek przywitał nas słońcem i ciepłem. Poleniuchowaliśmy do dziewiątej i zabraliśmy się za śniadanie. W planach była wycieczka na Biskupią Kopę (lub choć do Schroniska).
Z Pokrzywnej dojechaliśmy asfaltem do Jarnołtówka, gdzie odbiliśmy na żółty szlak. Od tej chwili czekała nas dziesięciokilometrowa wspinaczka, właściwie bez przerwy pod górę. Tyle tylko, że jeszcze o tym nie wiedzieliśmy.
Początek - masakra. Stromo, nawierzchnia beznadziejna, miejscami trzeba było wpychać rowery, bo nie dało się jechać. Po wjeździe do lasu sytuacja trochę się unormowała i dało się jechać "normalnie".





Po drodze w kilku miejscach jest gdzie spokojnie odpocząć. Choć "spokojnie" to trochę za dużo powiedziane, bo na szlaku było dość tłoczno.



Im wyżej, tym mocniej mamy dość. Droga nie prowadziła już lasem, a między karczowiskami, przez co w pełnym słońcu było gorąco, a gdy tylko zaszło za chmury, to było czuć zimny wiatr.
Wszystko rekompensują widoki.









W końcu dojechaliśmy do schroniska, a właściwie do Górskiego Domu Turysty "Pod Biskupią Kopą". Tam chwilkę odpoczęliśmy uzupełniając utracone na długim podjeździe elektrolity i minerały.



Tu, trochę zmęczeni, mięliśmy chwilę wątpliwości czy pchać się dalej na szczyt czy puścić się w dół fantastycznie zapowiadającym się zjazdem. Mimo, że poziomice na mapie nie zachęcały do wpychania rowerów na szczyt Biskupiej Kopy, to po chwili odpoczynku stwierdziliśmy, że szkoda by było zmarnować taką okazję, bo nie wiadomo, kiedy znów tu będziemy.
Tu na chwilę pożegnaliśmy się z żółtym szlakiem i zaczęliśmy wypych czerwonym. Jak ktoś jest mocno uparty i dobry technicznie na stromych i kamienistych podjazdach, to da radę. Nam się nie chciało.



Szlak okazał się sporo krótszy, niż nam się wydawało i po piętnastu minutach wpychania rowerów znaleźliśmy się na szczycie.





Na górze chwilka odpoczynku przy Birellu i lentilkach.





Na zjazd wybraliśmy (a właściwie, to na szczęście Justynka wybrała) kontynuację czerwonego szlaku, żeby nie wracać tą samą drogą. Czerwony łączył się na dole z żółtym, którym mieliśmy wrócić do Pokrzywnej.
Jak dla mnie zjazd bomba. Kamienisty, z mnóstwem korzeni; do tego stromy. Jedyne, co przeszkadzało, to karczowane drzewa, które trochę (za)często leżały na szlaku, co totalnie wybijało z rytmu, bo trzeba było przenosić rower.
Podczas, gdy mi gęba uśmiechała się z zachwytu, a przedramiona piekły od częstotliwości i wielkości kamieni na szlaku, Justynka sprowadzała wesoło rower podjadając po drodze jagody.



















Po zjeździe chwilę poczekałem na Żonę. Od tej chwili czekał nas długi zjazd w pełni przygotowaną "leśną autostradą". Zjazd bardzo szybki, bo chyba nie jechałem ani przez chwilę mniej, niż czterdzieści na godzinę. Super trasa, prosta, ale w sam raz na dzisiejszy dzień. Dobrze, że Mango nie było z nami, bo by zgubił nogi... :)







Wycieczka bardzo udana. Trasa może nie należąca do tych najdłuższych, ale jak dla nas - obecnie bez kondycji - wystarczająca. Potrzebowaliśmy takiego wyjazdu po "normalnych" górach i "zwykłych" szlakach, a nie po przygotowanych trasach, jak to ostatnio miało miejsce. Dziś było tak, jak kiedyś. Fajnie, we dwoje z rowerami i górami. Ale gdzie są te czasy, kiedy jednego dnia robiliśmy po górach dziewięćdziesiąt kilometrów, to ja nie wiem. Coś, gdzieś poszło nie tak.

Ogólnie trasa Pokrzywna - Biskupia Kopa - Pokrzywna jest całkiem przyjemna. Początek jest dość stromy, ale później sytuacja się normuje i czeka nas kilkukilometrowy podjazd szerokim duktem o nawierzchni złożonej głównie z szutru. I tak aż do schroniska. Od schroniska, jeżeli chce się wybrać na szczyt, to polecam pchanie roweru. Można też go zostawić w schronisku, ale wówczas tracimy fajny zjazd. Jeżeli o sam zjazd chodzi, to dla osób z bardziej zaawansowaną techniką jazdy i większą odpornością na stres zjazdowy polecam kontynuowanie zjazdu czerwonym szlakiem przechodzącym przez Biskupią Kopę (ten szlak omija bezpośrednio schronisko). Dla osób mniej zaawansowanych lepszy będzie zjazd w tą stronę, z której się przyszło. Reszta szlaku, to zjazd taką samą (a właściwie nawet lepszą) drogą do samej Pokrzywnej. Całość trawa około 20 - 30 min, jeżeli mało hamujemy po drodze i odpowiednio dłużej, jeżeli korzysta się z hamulca częściej. Cała trasa raczej na rower górski, choć widzieliśmy kilka osób na trekkingach.
W samej Pokrzywnej (i Jarnołtówku) jest sporo miejsc, gdzie można coś zjeść, choć nie byliśmy w żadnym. W Jarnołtówku jest również sklep, w którym można się zaopatrzyć na wycieczkę. Później jest już tylko schronisko (normalnie zaopatrzone w picie, jedzenie i piwo) lub dziwna budka na szczycie Biskupiej Kopy (po stronie czeskiej), gdzie kupić można piwo, w tym wolnego od alkoholu bardzo dobrego Birella. Ceny nie powalają.

Po powrocie do auta zapakowaliśmy rowery i po lekko ponad godzinie byliśmy z powrotem w Brzegu. Zwierzęta żyły, wyglądały na zadowolone, więc Mama sobie poradziła.
Na dodatek czekał na nas od razu ciepły obiad, co w całości sprawia, że Mama może być w Brzegu częstszym gościem :)



Na koniec zupełny hit. Jak dla nas.
Przeglądając mapę Gór Opawskich na campingu w Pokrzywnej, wyleciała mi z mapy jakaś reklama. Zainteresowała mnie jednak, bo mało kiedy z map wyskakują reklamy. Ta dotyczyła nowego (?) produktu wydawnictwa kartograficznego Galileos, a mianowicie mapy, która jest odporna na deszcz, gniecenie i rozdarcia. Przy tym zajmuje tyle samo miejsca, co zwykła papierowa mapa i na pierwszy rzut oka niczym się nie różni. Testowaliśmy ten promocyjny kawałek na wszelkie możliwe sposoby: moczyliśmy, zgniataliśmy, próbowaliśmy rozedrzeć. I nic. Mi co prawda w końcu udało się jakimś cudem rozedrzeć kawałek, ale nie wiem jak to się stało. W każdym razie map najczęściej nie traktuje się tak, jak my próbowaliśmy. Genialny wynalazek. Od teraz już tylko takie mapy będę kupował.







Flag Counter