Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45991.03 kilometrów w tym 6707.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.57 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Pieszo, spacer

Dystans całkowity:1489.70 km (w terenie 370.42 km; 24.87%)
Czas w ruchu:36:54
Średnia prędkość:13.36 km/h
Maksymalna prędkość:64.21 km/h
Suma podjazdów:7783 m
Suma kalorii:3189 kcal
Liczba aktywności:67
Średnio na aktywność:22.23 km i 2h 10m
Więcej statystyk
  • DST 8.71km
  • Aktywność Chodzenie

Spacer.

Niedziela, 27 września 2015 · dodano: 28.09.2015 | Komentarze 0

Spacer z Mango...




  • DST 4.00km

Wakacje 2015; dzień ósmy- powrót.

Sobota, 5 września 2015 · dodano: 06.09.2015 | Komentarze 0

Czas powrotu z tych tygodniowych wakacji...
W ciągu dnia zrobiliśmy sobie spacer na wieżę widokową, z której nie widać za wiele, oraz na zamek, którego... już nie było ;)

Po szesnastej byliśmy już zapakowani i gotowi do powrotu...



Dystans przejechaliśmy na raz, dokładnie o północy byliśmy u mojej Mamy po klucze od mieszkania...


  • DST 5.00km

Wakacje 2015; dzień piąty- Grunwald!

Środa, 2 września 2015 · dodano: 06.09.2015 | Komentarze 0

Pogoda od rana nie sprzyjała jeździe rowerem, więc stwierdziliśmy, że zrobimy sobie dzień przerwy i poleniuchujemy.
Żeby jednak nie tracić dnia doszliśmy do wniosku, że możemy sobie zrobić wycieczkę samochodową... A skoro tak, to można odwiedzić kilka miejsc, w których są figury św. Jana Nepomucena...
Po rzucie okiem na mapę (i trochę moim marudzeniem ;)) postanowiliśmy odwiedzić Pola Bitwy pod Grunwaldem z 1410 roku.



Po lekko ponad godzinnej jeździe byliśmy na miejscu. Przy "wejściu" na pola jest parking (płatny, sześć złotych od auta osobowego), bar i kasa muzeum. Same pola, jak to pola- duże i tyle. Na najwyższym wzniesieniu urządzono Wzgórze Pomnikowe i muzeum (do którego nie wchodziliśmy z uwagi na psa).



























 






 




 








Po Grunwaldzie przyszedł czas na Nepomuki. W Internecie znaleźliśmy cztery w "okolicy". Problem polegał na tym, że wszystkie były w kościołach przy ołtarzach, a te- jak wiemy z doświadczenia- często bywają zamknięte...
Pierwszego sfotografowaliśmy w Dąbrównie; drewniana figura znajduje się w ołtarzu głównym. Figura o tyle ciekawa, że Jan trzyma palec na ustach, co nie jest częste w wizerunkach świętego.
Sam kościół w Dąbrównie jest również pod wezwaniem św. Jana Nepomucena.







Następnego Jana odnaleźliśmy w Prątnicy, na szczęście i tu kościół był otwarty.
Tego Nepomuka udało się uchwycić Justynce mimo renowacji, jaka była przeprowadzana wewnątrz kościoła.



Kolejny miał być w Lubawie, w drewnianym kościółku pod wezwaniem św. Barbary. Niestety, zarówno kościół, jak i dziedziniec były zamknięte...



Na powrocie zahaczyliśmy jeszcze o Ostródę i potem prosto do Miłomłyna :)




  • DST 10.00km
  • Teren 10.00km
  • Podjazdy 351m
  • Aktywność Wędrówka

Piesza Ślęża.

Niedziela, 23 sierpnia 2015 · dodano: 23.08.2015 | Komentarze 0

Wolna niedziela, z którą nie wiadomo było co zrobić, więc zapakowaliśmy siebie, Mamę i Mango do auta i pojechaliśmy pochodzić po Masywie Ślęży.
Na Przełęcz dojechaliśmy autem, stamtąd już pieszo niebieskim szlakiem na szczyt. Koniecznie chcieliśmy uniknąć żółtego od Przełęczy na Ślężę, bo ruch tam jest taki, że masakra. Jak już ruszyliśmy połazić, to chociaż w jako takiej ciszy i spokoju ;) Niebieski szlak okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę- nie dość, że szlak jest bardzo ładny, miejscami wymagający, to do tego prawie pusty.
Na szczycie Justyna z Mamą poszły na mszę do kościoła. Po latach niszczenia w końcu jest otwarty, a w sezonie co niedzielę o czternastej jest tam odprawiana msza święta. Dodatkowo udostępnione do zwiedzania są podziemia (w których przez lata prowadzono prace archeologiczne) oraz taras widokowy na wieży kościelnej.
Powrót w opcji szybszej, czyli już zatłoczonym żółtym szlakiem.
Wracając zajechaliśmy jeszcze zwiedzić kościół w Sulistrowiczkach oraz tamtejsze źródełko.









 






























A w najbliższą sobotę ruszamy na urlopik. Zaledwie tydzień, ale zawsze to trochę czasu, żeby podładować baterie. :)
Kategoria Pieszo, spacer, Góry


  • DST 5.93km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:39
  • VAVG 9.12km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dolina Baryczy; dzień drugi.

Niedziela, 2 sierpnia 2015 · dodano: 05.08.2015 | Komentarze 0

Noc upłynęła spokojnie. Niespiesznie zrobiliśmy kawę i śniadanie...











Zanim ruszyliśmy pojeździć zapakowaliśmy się  na powrót, żeby mieć z głowy.
Jak na nas przystało (zupełnie jak na zeszłorocznych wakacjach...) ruszyliśmy w największy upał... Postawiliśmy na pradolinę Baryczy, ale dużo nie pojeździliśmy, bo... za gorąco.

















Wróciliśmy więc szybko, dopakowaliśmy auto i zaczęliśmy wracać do Wrocławia. Zatrzymaliśmy się w Psarach, żeby pomoczyć nogi i psiaka w Widawie.



Kilka słów o przyczepce i jeździe z psem niebawem! :)


Powrót.

Niedziela, 5 lipca 2015 · dodano: 10.07.2015 | Komentarze 2

Kolejny dzień tego upalnego weekendu, to powrót.
Wstaliśmy dość szybko, zjedliśmy śniadanie przed schroniskiem (polecam owsiankę na bogato! :)), zapakowaliśmy auto i czaczęsliśmy wracać. Niby szybko, ale postanowiliśmy zajechać na powrocie do Neratova zobaczyć kościół z przeszklonym dachem, a na dodatek zahaczać o każdą możliwą wodę, żeby się ochłodzić.
W Kłodzku zajechaliśmy na parking centrum handlowego, bo... w tym dniu to miejsce odwiedzały Minionki w podróży. :) A że podróżowały starym VW T2, postanowiliśmy za punkt honoru postawić sobie zdjęcie naszego busika z ich busikiem :) Justyna zagadała do pana z obsługi, który powiedział, że nie ma problemu, nawet "wstrzymał nam ruch" i na koniec cyknął kilka fotek ;)
Bez pośpiechu dojechaliśmy nawet do Otmuchowa, ale nie bardzo było jak się pokąpać, bo zajechaliśmy od dupy strony. Od właściwej było mnóstwo ludzi i nie było jak stanąć. Przy okazji w przybytku "Smażalnia pod lipą" udało nam się zjeść pstrąga, chyba najdroższego w naszym życiu...
W samym Wrocławiu pojechaliśmy jeszcze nad Bystrzycę w okolicach Karczmy Rzym i w domu pojawiliśmy się dopiero około dwudziestej.
Dzień obfitował w Nepomuceny i jeden krzyż pokutny. Dobrze być kierowcą ;)
Weekend zdecydowanie za gorący...









































 






"Choć benzyna jest za droga,
A droga jest za długa.
Gdzieś w oddali widać jasny cel,
Kiedyś dotrzeć tam się uda.
Choć piwo często ciepłe,
A bułka bywa czerstwa,
Gdy w sercach gra muzyka,
To wszystko da się przetrwać.

Czy słońce, czy grad, taki świat, co ciągle biegnie.
Niedomknięty szyberdach - to tamtędy wpadło szczęście.
Cud miłości mimo pędu, ktoś się również napatoczył.
Otwórz buzię, zamknij oczy - może jeszcze pieniądz wskoczy.

Choć brakuje stron w atlasie,
Nawigacja nie ma sieci.
Jednak niebo się przeciera.
Gdzieś w oddali muza leci.
Choć środek nie jest złoty,
Nastrojów zbędne jest strojenie,
By z błyskiem w oku stanąć,
Z pasją na życia scenie.

Czy słońce, czy grad, taki świat, co ciągle biegnie.
Niedomknięty szyberdach - to tamtędy wpadło szczęście.
Cud miłości mimo pędu, ktoś się również napatoczył.
Otwórz buzię, zamknij oczy - może jeszcze pieniądz wskoczy..."


  • DST 15.00km
  • Teren 9.00km
  • Aktywność Wędrówka

Jagodna.

Sobota, 4 lipca 2015 · dodano: 10.07.2015 | Komentarze 0

Pierwszy weekend lipca zrobiliśmy sobie wolny od pracy z okazji rocznicy ślubu cywilnego :) Plan był taki, żeby zapakować siebie, psa i rowery w busika i ruszyć gdzieś w góry. Mieliśmy potrenować z Mango przed wakacjami, żeby przyzwyczajał się do biegania przy rowerze. Jednak temperatury, jakie były od blisko tygodnia nie chciały się zmniejszyć na weekend, więcej- miał on być rekordowo upalny. 
Zrezygnowaliśmy więc z rowerów, żeby nie robić krzywdy przede wszystkim psu i postanowiliśmy, że po prostu pochodzimy.
Postawiliśmy na dobrze nam znane i lubiane schronisko Jagodna w Górach Bystrzyckich. Na miejscu byliśmy przed południem, zameldowaliśmy się w pokoju, rozpakowaliśmy, chwilę odsapnęliśmy i ruszyliśmy na spacer. Żeby w spory upał nie forsować siebie i Mango postawiliśmy na łatwy szlak do Mostowic, gdzie planowaliśmy coś zjeść na obiad (według map oogle miała być restauracja po czeskiej stronie...). Zabraliśmy więc wodę i ruszyliśmy żółtym szlakiem.
Mango coraz bardziej się słucha, dookoła nikogo nie było, więc właściwie całą drogę biegał bez smyczy zaliczając po drodze wszystkie możliwe kałuże i bagna :)
W lesie było przyjemnie, nie za gorąco, dopiero gdy zeszliśmy do Mostowic poczuliśmy, jak jest gorąco. Żeby się trochę schłodzić schowaliśmy się pod mostem nad rzeczką. Mango i Justyna od razu wskoczyli do chłodnej wody, żeby się ochłodzić.
Gdy nadeszła pora obiadowa zaczęliśmy szukać wcześniej wspomnianej restauracji, która, jak się okazało... istnieje tylko na mapach google, a w najbliższej okolicy nie ma nic. Nie mieliśmy nic do jedzenia, a najbliższy sklep zdawał się być dopiero w Lasówce, do któej trzeba było iść rozgrzanym asfaltem bez szans na cień, więc odpadało. Postanowiliśmy wrócić do schroniska, tym razem asfaltem.
Mimo, że asfaltowa droga biegnie z Mostowic do Spalonej w lesie, to wcale nie było już tak przyjemnie. Upał dość mocno nas wymęczył, mi dodatkowo wróciła gorączka (!), która męczyła mnie w nocy. Żeby tego było mało, to w dłoń i nogę pogryzły mnie końskie muchy, co potęgowane upałem zajebiście bolało. No i oczywiście obtarły mnie sandały, a w perspektywie było jeszcze dobre sześć kilometrów marszu rozgrzanym asfaltem do góry.
Państwo T. wybrali się na spacer...
W połowie drogi udało nam się na szczęście złapać stopa, który podrzucił nas pod samo schronisko.
Po powrocie odpoczynek, obiadek, piwko, a wieczorem ognisko...




































Powrót z majówki.

Niedziela, 3 maja 2015 · dodano: 04.05.2015 | Komentarze 0

Wczoraj wszyscy stwierdziliśmy, że nie będzie nam się chciało dziś jeździć więc się spakujemy do busika i pojedziemy zwiedzać Frydland.
Pogoda znów (na przekór mieszczuchom z Wrocka) nam dopisywała; zebraliśmy się więc rano, spakowaliśmy, załadowaliśmy busika i ruszyliśmy w stronę Frydlandu, żeby zwiedzić tamtejszy zamek.
Pogoda była właściwie lepsza niż wczoraj, więc każdemu z nas z osobna i wszystkim na raz było trochę szkoda, że nie rowerujemy po trailach Singltreka, ale słowo się rzekło ;)
We Frydlandzie "zwiedziliśmy" zamek, starówkę, zjedliśmy drugie śniadanie (brunch...?!) i ruszyliśmy w stronę Wrocławia.
Szczęśliwie udało nam się dotrzeć do Wrocławia, odstawiliśmy więc Ewe i Maria i ruszyliśmy do domu.
Tu czas minął nam na błogim lenistwie, jedzeniu chrupków i lodów.
I tak zakończyliśmy majówkę Anno Domini 2015. :)

































"Gdy przyszło brali stary wóz, co długo służył już, lecz ciągnął jeszcze stówę stary grat... Popękał lakier, brzęczą drzwi, rwie sprzęgło, no to cóż...? Pod krzywym dachem lepiej widać świat..."




W końcu po...! :)

Czwartek, 23 kwietnia 2015 · dodano: 24.04.2015 | Komentarze 0

W styczniu zapisałem się na kurs prawka, dziś dopiero zdałem zdałem egzamin praktyczny. Za pierwszym razem, podobnie, jak teorię.
Z tej okazji dostałem prezent od Żony :)


Kategoria Pieszo, spacer


  • DST 7.92km
  • Teren 7.92km
  • Podjazdy 259m
  • Aktywność Wędrówka

Broumovske Steny.

Niedziela, 4 stycznia 2015 · dodano: 04.01.2015 | Komentarze 0

Po powrocie z pracy w piątek rzuciłem do Justki luźne: "jedziemy gdzieś w góry?". Z chęcią, tylko co, jak, gdzie, z kim i tak dalej... Szybka "akcja" na niebieskim portalu społecznościowym i uzbierała się ekipa czterech osób- Justka, ja, Kinga i Michał. Jako miejsce docelowe Michał wybrał Broumovske Steny i tak zostało.
Spotkaliśmy się więc rano przy Dworcu Głównym, zapakowaliśmy się w auto i ruszyliśmy w stronę Czech.
Na miejscu miło przywitał nas śnieg (taki prawdziwy, puszysty, świeży i się klejący!); wypakowaliśmy się z samochodu i ruszyliśmy na szlak. Zbyt wiele do wyboru nie było, więc padło na czerwony pieszy. Widać było, że od przynajmniej doby jesteśmy jedynymi piechurami tutaj, bo szlak nie przetarty.
Pogoda dopisała (sporo słońca, trochę wiatru, temperatura oscylująca w okolicach zera z lekką przewagą delikatnych minusów), do tego naprawdę fajny szlak- pomijając pierwszą wspinaczkę dla nabrania wysokości, reszta bez szału; było kilka kondycyjnych i "technicznych" podejść, ale każdy bez problemu dał radę. Cieszył śnieg, pogoda, a dziewczyny dodatkowa atrakcja w postaci zjazdu na pelerynce przeciwdeszczowej przy każdej możliwej okazji ;)
Nie przeszliśmy całego czerwonego szlaku, bo wypadało wrócić o sensownej porze do auta, więc w pewnym momencie zawróciliśmy; powrót częściowo "naszym" przetartym szlakiem, a częściowo lżejszą trasą rowerowo- narciarską.
W przybytku, na parkingu którego zostawiliśmy auto (uroczo nazwane "Ameriką") zjedliśmy czosnkową polewkę, z Justynką uraczyliśmy się Opatem warzonym w Broumovie i spokojnie wróciliśmy do domu.
Fajna wycieczka, ciekawa odskocznia od rowerów; towarzystwo dopisało, pogoda również; chill w sam raz na niedzielę :)
Każdy zadowolony, nawet nieco lekko zmęczony ;)

Spodnie narciarskie, koszulka termoaktywna, polar o gramaturze sto, a nim trzysta pięćdziesiąt, lekki buff, do tego buty Shimano SH- 91, lekka czapka i rękawiczki spokojnie wystarczyły, żeby zapewnić komfort termiczny. Nie było ani za zimno, ani też za ciepło. Nie było też mokro, mimo częstych spotkań ze śniegiem ;)























































Flag Counter