Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Rychlebske Stezky

Dystans całkowity:224.91 km (w terenie 133.50 km; 59.36%)
Czas w ruchu:10:43
Średnia prędkość:14.06 km/h
Maksymalna prędkość:57.14 km/h
Suma podjazdów:3029 m
Suma kalorii:2120 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:32.13 km i 1h 47m
Więcej statystyk
  • DST 2.29km
  • Czas 00:08
  • VAVG 17.18km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Sobota, 8 lipca 2017 · dodano: 09.07.2017 | Komentarze 0

Sobota pracująca.
Po pracy mieliśmy jechać do  Mamy na imieniny, ale... rano wysiadając z pociągu IC relacji Przemyśl - Świnoujście, spotkałem Mamę wsiadającą do pociągu, z którego ja wysiadałem... Okazało się, że jedzie na tydzień do cioci Moniki do Świnoujścia.
No cóż...
Coś jednak należało zrobić z weekendem. W Brzegu nie chcieliśmy zostawać, stwierdziliśmy również, że odpuścimy dwie grillowe imprezy, na które nas zapraszano, żeby nie było później, że kogoś faworyzujemy.
Szybka akcja - postojowe akumulatory w aucie naładowane od zeszłego weekendu, woda również naczerpana, więc... pojedziemy na Lipovske Stezky. Tam nas jeszcze nie było, to trzeba zaliczyć.
Po powrocie z pracy szybkie pakowanie i jazda. Ponieważ w Lipova Lazne jakoś nie bardzo widziałem nocleg na dziko, postanowiliśmy spędzić noc na parkingu przy Centrum Rychlebskych Stezek.
Dojechaliśmy dokładnie w to miejsce, gdzie ostatnio byliśmy z Mariem i zrealizowaliśmy taki sam scenariusz: na piwko do Centrum, a kiedy skończyły nam się korony wróciliśmy posiedzieć przy piwku przed autem. No i spać. 
Tym razem pogoda dopisała.
W końcu z Żoną zawsze jest najlepiej! :)






  • DST 4.28km
  • Czas 00:15
  • VAVG 17.12km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skóra!

Poniedziałek, 3 lipca 2017 · dodano: 03.07.2017 | Komentarze 0

Dziś mija trzecia, skórzana rocznica naszego cywilnego ślubu. Chyba jest czego gratulować, bo przekroczyliśmy "magiczną" dla nas barierę trzech lat... :)
Jest dobrze, oby nie było gorzej! :)




A jak ostatni wypad na Rychleby...?
Fantastycznie...
Bilans: blisko 320 kilometrów autem, rowerem zero. ZERO.
Po dojechaniu na miejsce pogoda spoko, po zmroku coś zaczęło padać. Od rana, a wstaliśmy po siódmej, deszcz; ale to taki co pada przez tydzień i nie zamierza przestać...
O dziesiątej byliśmy już spakowani i w drodze powrotnej. We Wrocławiu zostawiłem Mariusza i wróciłem do Brzegu. Od Ziębić, aż do wieczora słońce i ciepło. I zero deszczu.
Kurwa mać.
Plusy tego "wyjazdu roku", to wieczorne pogaduchy przy piwie, kima w aucie, poranne pogaduchy przy kawie pod klapą auta. No i czeskie piwo wypite w ilości pozwalającej rano wsiąść za kółko.
No i jeszcze to, że plandeka się przydała, żeby posiedzieć na spokojnie przy grillu. Po kilku piwach zaraz pojawiło się sporo opcji, jak to zamontować, żeby na głowę nie padało :)
Oczywiście wszystkie do poprawki :)






  • DST 20.20km
  • Teren 18.50km
  • Czas 02:17
  • VAVG 8.85km/h
  • VMAX 36.00km/h
  • Podjazdy 418m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ostatnie letnie Rychlebske Stezy.

Niedziela, 20 września 2015 · dodano: 22.09.2015 | Komentarze 0

Od dłuższego czasu próbowaliśmy z Mariem umówić się na wyjazd na Rychlebskie Ścieżki, w końcu obu nam termin "podpasował" i udało się wyjechać; przy okazji zabraliśmy Michała i ruszyliśmy.
Wyjazd wypadł nam w sobotę po pracy. Po dwóch i pół godzinie jazdy znaleźliśmy się przy Centrum Rychlebskich Ścieżek. Rozpaliliśmy grilla, rozpiliśmy kilka(naście) piwek (a Michał  biedronkową Amarenę... ;)) i rozpoczęliśmy wieczór.
Wieczorem chłód dość spory, ale w busie, we trzech w nocy było komfortowo termicznie i średnio wygodnie kinetycznie ;) Mariowi przypadła największa wygoda, bo spał na pace, a my z Michałem z przodu.
Wstaliśmy po dziewiątej, a gdyby nie nastawione wieczorem budziki, pewnie jeszcze trochę byśmy pospali zmęczeni trudami wieczoru ;)
Szybka poranna toaleta, śniadanie, przepakowanie plecaków i ruszyliśmy na trasy.
W pierwszej wersji mieliśmy najpierw- na rozgrzewkę- przejechać lajtowy szlak wzdłuż Czarnego Potoku, a potem przez Trail Dr. Wissnera dostać się na Super Flow i po zjechaniu zapakować się i wrócić do Wrocławia.
Pogoda jednak trochę zweryfikowała nasze plany; rana było baaardzo rześko, a niebo zaciągało się złowieszczymi chmurami, więc postanowiliśmy odwrócić trasę- najpierw Super Flow, a Czarny Potok na rozjazd.

Specyfika Rychebskich Ścieżek jest taka, że- chcąc, nie chcąc- najpierw czeka nas około osiem kilometrów (wyjątkowo upierdliwego tego dnia) podjazdu. Mario chyba się czegoś z rana nawciągał, bo gnał do góry podjeżdżając wszystko, zostawiając mnie i Michała prowadzących rowery daleko w tyle... Czasem zostawałem z tyłu sam jak palec... ;)
Przejechaliśmy Trail Dr. Wissnera, szeroką szutrową dojazdówką dojechaliśmy w końcu do wjazdu na Super Flow. Flow był, ale z Mariem jeździmy chyba za wolno, więc zabrakło Super ;) Michał za to gnał do przodu, jak szalony. Cóż, też kiedyś miałem dwadzieścia lat... :)
Pod koniec trasy złapał nas lekki deszcz, a po przyjechaniu do auta rozpadało się już naprawdę mocno. Chcieliśmy przeczekać i ruszyć na czarny szlak, ale po pewnym czasie zwątpiliśmy, że się wypogodzi.
Postanowiliśmy się więc, że... wracamy. Trochę słabo- jechać w jedną stronę ponad dwie godziny autem, żeby zrobić na rowerze dwadzieścia kilometrów- ale cóż, pogody się nie wybiera. Dopakowaliśmy auto i ruszyliśmy z powrotem do Wrocławia, z tym, że przez... Mikolin, żeby odebrać Justynkę i Mango od teściów.
W Mikolinie nas nakarmili, napoili, mogliśmy więc dopakować samochód i wrócić do domu. :)
Wyjazd krótki, kilometrów niewiele, ale i takie są potrzebne, żeby choć trochę podładować baterie.































  • DST 40.36km
  • Teren 35.00km
  • Czas 03:07
  • VAVG 12.95km/h
  • Podjazdy 748m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Jesienne Rychlebské stezky.

Niedziela, 5 października 2014 · dodano: 05.10.2014 | Komentarze 0

W nocy było jednak dużo zimniej, niż się tego spodziewaliśmy i mimo mat i śpiworów zwyczajnie zmarzliśmy. Bus jednak nie jest do końca szczelny ;) Trzeba było wziąć jednak namiot- tam łatwiej się zagrzać :)



Mieliśmy wstać o siódmej, ale nam nie wyszło i wyjrzeliśmy z busa dopiero o dziewiątej... Spokojnie, bez pospiechu się zebraliśmy, zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy kawę i ruszyliśmy na szlak wzdłuż Czarnego Potoku.





















Po przejechaniu pierwszego trailu wróciliśmy na parking przy infocentrum, gdzie dojechał już Kamil z rodzicami i Aśką; pozostało im tylko czekać na Kamila brata z kolegą. Trochę poczekali, a zanim wyruszyli na szlak minęło jeszcze trochę czasu, bo chłopaki chcieli w Centrum wypożyczyć rowery.
My w tym czasie raczyliśmy się Holbą :)



W końcu udało się wszystkim zebrać i sporą ekipą ruszyliśmy, przez Trail dr. Wissnera, na SuperFlow.
Ostatnim razem, gdy podjeżdżałem Wissnera, wyszło około osiemdziesiąt procent tego, co podjechałem, a dwadzieścia prowadziłem. Dziś podjechałem całość (poza jednym kilkumetrowym odcinkiem, gdzie tylne koło się poślizgnęło na kamieniu i ciężko było ruszyć pod górę...)! Pierwszy raz od nie wiem kiedy na podjeździe zarówno damper jak i przedni amortyzator przełączyłem na funkcję Climb i Talasem skróciłem skok do 130mm- może to pomogło, a może góry w Chorwacji. Nie wiadomo :)





W końcu dojechaliśmy do wjazdu na SuperFlow...





Traska znana, ale dziś był tylko flow, bez super. Trochę za dużo mokrych i śliskich kamieni i korzeni i liści. Do tego czuć, że pod koniec sezonu trasa trochę jest rozjeżdżona przez tysiące opon... W każdym razie było całkiem nieźle i szybko :)





Po zjeździe z powrotem na parking, szybka zupka, pakowanie się i do domu. :)
Fajnie było w końcu pojeździć po górkach w terenie na Canyonie... Szkoda, że to już końcówka sezonu wyjazdowego...



Po drodze w Biernacicach figura Nepomucena przy dworku, nad strumykiem.










...

Sobota, 4 października 2014 · dodano: 05.10.2014 | Komentarze 0

W pracy sam, ale jakoś minęło.
Wieczorem zapakowaliśmy się do busa i pojechaliśmy do Cernej Vody, na Rychlebske Stezky.
Nocleg na busie, trochę zimno, ale radę daliśmy dogrzewając się gazem ;)








  • DST 55.69km
  • Teren 40.00km
  • Czas 03:37
  • VAVG 15.40km/h
  • VMAX 57.14km/h
  • Kalorie 2120kcal
  • Podjazdy 863m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rychlebske Stezky.

Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 0

W końcu udało się ruszyć z miasta w górki... Skład: ja, Justynka, Aśka, Aga, Marian i Kamil.
Spotkaliśmy się rano przy Górce Słowiańskiej, zapakowaliśmy rowery (trzy- dosłownie) na kampera i po dwóch godzinach byliśmy już w Cernej Vodzie. Na miejscu szybkie rozpakowanie rowerów i w drogę...
Na pierwszy strzał poszedł trail wzdłuż Czarnego Potoku; teoretycznie najłatwiejszy ze wszystkich Rychlebskich, ale trzeba było się gdzieś rozjeździć ;)
U Justki widać bardzo duży progres względem zeszłego roku- szybciej i pewniej siebie :) Do tego stopnia, że Aga się jej trzymała bez przerwy ;)
Po przejechaniu traski wróciliśmy do kampera, zjedliśmy, napiliśmy się i ruszyliśmy pod górę w stronę trailu Dr. Wissnera; potem chcieliśmy na SuperFlow, ale trochę się pogubiliśmy i trafiliśmy tylko na krótki jego odcinek.
Wszystkim się podobało i każdy czuł niedosyt i niedojeżdżenie ;)
Po powrocie do auta wypiliśmy piwko i stwierdziliśmy z Marianem, że zrobimy jeszcze raz trasę wzdłuż Czarnego Potoku, ale bez zatrzymywania się- po prostu jazda swoim tempem.
Udało się namówić jeszcze Justkę i Agę na ostatni przejazd; Aśka z Kamilem- trochę już zajechani- zostali przy aucie.
Ostatni przejazd pojechałem na blisko sto procent, z ponad pięciominutową przewagą nad Marianem ;) Trasa typowo na dojebkę- każdy dojechał do auta zajechany, ale zadowolony, że wykorzystaliśmy wyjazd do końca.
Przed dwudziestą zapakowaliśmy rowery na auto i dość późno, bo o północy dotarliśmy do Wrocławia...



































































  • DST 74.20km
  • Teren 40.00km
  • Podjazdy 1000m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Enduro po Kotlinie Kłodzkiej. Part 1.

Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 20.07.2012 | Komentarze 0

Ze wszystkich wcześniejszych ustaleń wyszło, że z "Rowersów" tylko ja i Robert jedziemy. Innym nie podpasowały terminy, jeszcze inni w ogóle się nie odezwali. Nie ważne.

Ponieważ ruszaliśmy z samego rana, do tego trzeba było przegrupować bagaż, Robert spał u mnie. Trochę za długo posiedzieliśmy w nocy na balkonie z piwkiem w ręku, więc czasu na poranne zebranie się jakby zaczęło brakować ;)

W końcu udało się- jedziemy. Pociag- Wrocław Główny- Brzeg Opolski. Tam przesiadka do Nysy.
I w Nysie właśnie ta wycieczka się rozpoczyna.
Dwa rowery; dwóch głupków; dwa plecaki, w których pomieściły się ciuchy na ciepło i zimno, namiot, śpiwory, kuchenka, naczynia i inne bzdety. Plecaki swoje ważą, ale ruszamy.

Już w samej Nysie dopada nas burza i deszcz, który przeczekujemy na stacji z kawą w dłoniach.
W końcu przechodzi, więc uderzamy dalej. Prawie cały czas asfaltem, aż do granicy. Po drodze przeczekujemy jeszcze ze dwie burze, co już zaczyna wpływać na nasz czas przejazdu. Niby nieograniczony, ale jednak wypadało by się zmieścić w czterech dniach...

Mijamy granicę Polsko- Czeską i zmienia się właściwie wszystko. Jakość asfaltu, kultura kierowców i rowerzystów, krajobrazy podobne, ale jednak inne...

Docieramy w końcu do Crnej Vody, żeby wskoczyć na Rychlebske Stezky. Czasu niby mamy dużo, ale wybieramy tylko przejażdżkę Trailem pod Crnym Potokiem. Było i pod górkę i z górki. Stromo i ślisko. I były przeprawki przez potoki... Technicznie i ciężko, czyli to o co mi chodziło. Robertowi mniej, bo to było jego pierwsze MTB na głębokiej Crnej Vodzie... Na jednym zjeździe przyhaczył o drzewo barkiem, ale MTB to nie rurki z kremem i daliśmy radę ralej :)

Można po Rychlebskich śmigać cały dzień, my jenak mięliśmy w perspektywie jeszcze przeszło trzy kolejne dni w siodle...

Opuszczamy więc Crną i uderzamy na Zulovą, gdzie chcięliśmy zaopatrzyć się w wodę i prowiant na wieczór/ noc... Na miejscu okazało się, że tamtejsze sklepy zamykają o 17, a w jedynym otwartym dłużej, nie można płacić złotówkami (Rob zapomniał wymienić walutę... :| ).

W tym momencie trzeba było zmienić plan i zamiast uderzać w stronę Polskiej granicy udaliśmy się na północ, żeby szukać kantoru...
Po drodze, w dosłownie- czarnej dupie- złapała nas mega ulewa. Nie było sensu jechać dalej, żeby nie przemoczyć namiotu i śpiworów.
Wody brak, a my siedzimy pośrodku niczego w wiacie przystankowej i łapiemy deszczówkę z rynien do bidonów, żeby cokolwiek dało się zagotować, żeby zjeść coś ciepłego...

Przestało padać i szybka decyzja- nie jedziemy dalej asfaltem, tylko uderzamy w górę offroadem, jak najbliżej Przełęczy Gierałtowskiej.
Dotarliśmy w ostatniej chwili. Już na podjeżdzie w lesie padało, ale ze względu na drzewa nie było tak tego czuć... Gdy tylko zdobyliśmy Przełęcz i wyszliśmy z drzew rozpoczął się istny Armagedon.

Burza. Deszcz, pioruny, grzmoty.
Zanim rozbiliśmy namiot, cały przemókł. My też. Jak w końcu się udało, to w środku odpaliliśmy kuchenkę gazową, żeby zagotować wodę i trochę posuszyć sypialnię i siebie. Po kilku godzinach burza ustała, więc mogliśmy zasnąć.
Nie na długo, bo obudziły nas miśki (!!!), łosie i dziki. Prawie jednocześnie...












































































Flag Counter