Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Diamant

Dystans całkowity:6657.53 km (w terenie 714.67 km; 10.73%)
Czas w ruchu:378:51
Średnia prędkość:16.69 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:24093 m
Suma kalorii:948 kcal
Liczba aktywności:233
Średnio na aktywność:28.57 km i 1h 42m
Więcej statystyk
  • DST 5.98km
  • Teren 5.98km
  • Czas 00:34
  • VAVG 10.55km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwszy raz z DoggyVanem w 2016.

Sobota, 26 marca 2016 · dodano: 27.03.2016 | Komentarze 0

Do Mikolina na święta.
Z rowerami i przyczepką, żeby przetestować przed przyszło tygodniowym Rajdem Rowersów.










Dwadzieścia osiem.



Okolice Wałbrzycha dobrych parę lat temu...
Kategoria Diamant


  • DST 18.02km
  • Teren 0.50km
  • Czas 01:00
  • VAVG 18.02km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Piątek, 25 marca 2016 · dodano: 25.03.2016 | Komentarze 0

Do pracy okrężną drogą.
Wygląda na to, że rozpoczęto rozbiórkę starego elewatora zbożowego... Pewnie niebawem powstanie tu kolejne ogromne osiedle.









Od dłuższego czasu Mama nie mogła się mnie doprosić o naprawę jej rowerka stacjonarnego. Coś się stało, że przestało działać pokrętło do zwiększania i zmniejszania oporu.
Lichy to rowerek z jakiegoś marketu, ale Mama często z niego korzystała, trochę jej brakowało kręcenia w domu, więc w końcu zebrałem się w sobie i zaglądnąłem, co to się stało...
Po zdjęciu osłony koła pasowego okazało się, że opór działa(ł) na dość prostym systemie- pokrętłem zwiększało lub zmniejszało się naciąg linki, która zaciskała lub popuszczała parciany pasek na kole pasowym.
Mama chyba trochę przesadzała z mocą na rowerze i pasek się... przetarł.
Wszystko fajnie, tylko skąd wziąć na poczekaniu coś czym owy pasek można zastąpić lub chociaż jakoś uzupełnić...?
Znalazłem gdzieś stary trok do plecaka, w końcu bez druciarstwa ciężko było to naprawić od ręki. ;) Doczepiłem do reszty starego paska "nowy" trok, zaczepiłem i... zadziałało. Pewnie nie na długo, ale trochę jednak Mama pojeździ, a ja w międzyczasie wykombinuję trwalsze rozwiązanie.
:)











Archiwalne zdjęcie numer dwadzieścia siedem.



Trochę brakuje mi tych mniej wygodnych lat, kiedy jednego dnia z Wrocławia jechałem do Sobótki, wjeżdżałem na Ślężę, zjeżdżałem i wracałem na kole do Wrocławia.
Zawsze to kilka "setek" wpadało w sezonie.
Teraz już tylko autem w zasadzie, ale dzięki temu jest więcej dnia na jazdę... :)


  • DST 54.13km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:03
  • VAVG 17.75km/h
  • Podjazdy 177m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kampinoski Park Narodowy.

Niedziela, 6 marca 2016 · dodano: 07.03.2016 | Komentarze 0

Rano zostawiłem Justynkę w Podkowie Leśnej na wykładach i warsztatach osteopatycznych, a sam miałem pojeździć na rowerze. Osiem godzin, to sporo czasu. Niestety jednak, jak tylko znalazłem miejsce parkingowe, to dość mocno się rozpadało... Postanowiłem chwilę poczekać w aucie, choć prognoza pogody nie nastrajała zbyt pozytywnie.



Żeby jednak całkowicie nie tracić dnia wynurzyłem się na krótki spacer po okolicy. Przyznać trzeba, że Podkowa Leśna jest bardzo ładna, choć trochę dziwna... ;)



Po powrocie ze spaceru stwierdziłem, że jednak nie pada aż tak bardzo i może jednak warto coś pokręcić... Akurat wstrzeliłem się w okno pogodowe, kiedy przestało padać, więc szybko przepakowałem sakwę, złożyłem rower i w drogę! :)



Kawałek za Podkową Leśną przestało padać całkowicie. Nadal jednak było mokro, chłodno i pochmurno. Całe szczęście, że chociaż wiatr był w plecy.
Plan, to dojechać do Kampinoskiego Parku Narodowego, bo nigdy tam nie byłem.







W końcu udało się dojechać... :)



W KPN niespełna godzinna przerwa na ciepłą kawę, chińszczyznę i czekoladę. Na chwilę nawet słońce zaczęło nieśmiało wychodzić zza chmur.







Do końca już właściwie nie padało, ale dość uciążliwe były kałuże przy poboczu. Powrót prawie tą samą trasą, tym razem jednak już pod wiatr...
W Podkowie Leśnej zapakowałem rower do auta, przebrałem się w suche ciuchy, poczekałem na Justynkę i pozostało tylko wrócić do Wrocławia :)
Weekend taki trochę dziwny, dużo kilometrów samochodem, mało rowerem, ale za to czas spędzony z Żoną. W końcu :)



Zdjęcie z archiwum numer osiem:



Nie pamiętam, który to rok, ale chyba dwa tysiące piąty, może czwarty. Czasy, kiedy jeździłem na kurierce, jako pierwszy kurier rowerowy w tym mieście :)
Teraz, jak widzę tak "zabudowanych" ludzi na rowerach w mieście, to trochę chce mi się śmiać, bo- delikatne ujmując- stylówa mi się zmieniła. ;)
Cóż, nie pamięta wół, jak cielęciem był... ;)
Kategoria Diamant, Solowe stany


  • DST 11.91km
  • Czas 00:45
  • VAVG 15.88km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Sobota, 23 stycznia 2016 · dodano: 23.01.2016 | Komentarze 0

BUBek został wczoraj w pracy, więc odkurzyłem Diamanta i pojechałem na cmentarz, bo niedawno był Dzień Babci i Dzień Dziadka.
Kategoria Diamant, Wrocław


  • DST 42.02km
  • Teren 17.50km
  • Czas 02:58
  • VAVG 14.16km/h
  • VMAX 36.00km/h
  • Podjazdy 324m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje 2015; dzień siódmy- Ostróda.

Piątek, 4 września 2015 · dodano: 06.09.2015 | Komentarze 0

Ludki z łódki posprzątali i odpłynęli, gdy jeszcze spaliśmy. Po porannym się ogarnięciu postanowiliśmy pojechać zielonym leśnym szlakiem do Ostródy.
Na wyjeździe z Miłomłyna wjechaliśmy najpierw na niebieski szlak rowerowy, którym dojechaliśmy do aż za Zieloną Śluzę, gdzie wjechaliśmy na szlak zielony.



Najpierw spotkaliśmy na swojej drodze Jezioro Srebrne.





Znad Srebrnego ruszyliśmy dalej. Tutaj zaczęło już lekko kropić, jednak las skutecznie nas chronił.







Niedługo za Zieloną Śluzą dojechaliśmy do miejsca, gdzie niebieski szlak porzuciliśmy na rzecz zielonego. Cały czas wszystko fajnie i czytelnie oznaczone.



Zielonym dojechaliśmy nad Jezioro Czarne na "przedmieściach" Ostródy.









Stąd już niedaleko do Ostródy. Trasa biegnie (częściowo) groblą dawnej kolejki.











Ostróda przywitała nas większym deszczem. Na miejscu, nad jeziorem zrobiliśmy przerwę na psie śniadanie i obmyślenie dalszej trasy.
Postawiliśmy na wyjazd z miasta pieszym szlakiem zielonym, potem dojazd asfaltem do rowerowego żółtego.












 
Żółty szlak doprowadził nas do asfaltowego czerwonego prowadzącego prosto do Miłomłyna.







Tuż przed wjazdem do Miłomłyna pojawiło się słońce...











W domku, aż do wieczora suszenie i odpoczywanie :)
Kilka spostrzeżeń na temat przyczepki: jest wodoodporna, ale do czasu (buda jest z materiału podobnego do tropików w namiotach- dopóki nie dotknie się od wewnątrz materiału, to nie przepuszcza wody, jednak sama siatka już tak; z uwagi na to, że jest tuż za tylnym kołem, łapie z niego całe błoto i wodę; sama też nie posiada błotników, co sprawia, że strasznie brudzi. Materiał schnie w miarę szybko, ale po jeździe po offroadach warto całość przepłukać. Konieczne będzie usztywnienie boków, żeby koła nie przecierały boków budy, a w przyszłości dopracowanie systemu błotnikowego. ;)
Nie mniej jednak, nawet w "większym terenie" nie ma z nią problemu- jest stabilna i mimo moich usilnych prób nie dało się jej wywrócić.
Jeżeli chodzi o psa, to im bardziej zmęczony i wybiegany, tym chętniej wskakuje do środka.  






  • DST 29.27km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:11
  • VAVG 13.41km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Podjazdy 163m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje 2015; dzień szósty- Jaśkowo.

Czwartek, 3 września 2015 · dodano: 06.09.2015 | Komentarze 0

Pogoda od rana sprzyjała, więc śmiało można było wybrać się na przejażdżkę. Temperatura w okolicach dwudziestu stopni Celsjusza do kąpieli nadawała się średnio, ale przynajmniej nie padało. Tym razem postanowiliśmy w większości opuścić znakowane szlaki i wybrać się na północny zachód od Miłomłyna- do Jaśkowa. Trasa nie długa, ale ładna. W większości przebiegająca polnymi drogami.
Justynka poranek (fajnie brzmi, ale wyjątkowo sobie pofolgowaliśmy, łącznie z psem, i pospaliśmy do dziesiątej czterdzieści...) zaczęła od czilałtu na pomoście.



Niedługo potem, po zapakowaniu się, ruszyliśmy.













Postój zrobiliśmy sobie paręset metrów przed Jaśkowem nad Jeziorem... Jaśkowskim. ;)















Powrót przypadł między innymi przez znane nam Karmity.















Wróciliśmy troszkę wymęczeni mazurskimi piachami, ale zadowoleni. Pies, jakby nie musiał, to wcale by nie wstawał ;) Nie ma się co dziwić, bo przebiegł ponad połowę trasy...
Będąc w Przystani na Wyspie zastanawialiśmy się czy ktoś do nas przypłynie... Dziś się w końcu udało- trzy jachty, łącznie piętnaście osób :)








  • DST 43.29km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:22
  • VAVG 12.86km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Podjazdy 326m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje 2015; dzień czwarty- niebieski szlak.

Wtorek, 1 września 2015 · dodano: 06.09.2015 | Komentarze 0

Pogoda od rana dopisywała, więc prawie od razu po śniadaniu ruszyliśmy na rowerki. Tym razem postanowiliśmy objechać niebieski szlak z lekkimi modyfikacjami.
Najpierw pojechaliśmy na południowy wschód od Miłomłyna, w kierunku Piławek. Od samego początku szlak był doskonale oznakowany i czytelny, w przeciwieństwie do wczorajszego żółtego.









Niebieskim szlakiem, przez las, dotarliśmy do Zielonej Śluzy na Kanale Elbląskim.









Dalej pojechaliśmy do Liwy, następnie Zalewa. Od południa minęliśmy Jezioro Gil Mały i dalej leśnym szlakiem niebieskim dojechaliśmy do Jeziora Gil Wielki, gdzie przy malowniczym pomoście zrobiliśmy przerwę na drugie śniadanie. Justynka i Mango na kąpiel. Widać, że pies jest znad morza, bo żadnej wodzie nie odpuści... ;)

































Po dojeździe niebieskim szlakiem do asfaltu odbiliśmy z niebieskiego szlaku i pojechaliśmy asfaltem w stronę Kalitek. Minęliśmy Sąpy, już nieco spragnieni, i dopiero w Urowie spotkaliśmy sklep, gdzie można było się zatrzymać, napić i odpocząć. :)





Za Urowem jeszcze kawałek asfaltem i znów powrót na niebieski szlak w stronę Mozgowa. Stamtąd nad Jezioro Kocioł, przy Hotelu Zamek Karnity. Znów chwila na odpoczynek i popływanie :)





















Z Karnit już cały czas niebieskim szlakiem, prosto do Miłomłyna.







Po powrocie wszyscy padli :)



Słońce, gorąc, lasy i piaszczyste szlaki wszystkim dały się we znaki ;) 






  • DST 23.26km
  • Teren 11.00km
  • Czas 01:54
  • VAVG 12.24km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Podjazdy 209m
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje 2015; dzień trzeci- czerwony szlak.

Poniedziałek, 31 sierpnia 2015 · dodano: 06.09.2015 | Komentarze 0

Wstaliśmy wcześnie, bo przy żywym budziku na czterech łapach inaczej się po prostu nie da ;) Poranek przywitał nas słońcem i ciepłem.
A poranna kawa i śniadanie na werandzie, to już w ogóle mistrzostwo.







Po zaplanowaniu trasy pozostało rozpakować i złożyć przyczepkę, naszykować rowery, zapakować sakwy i ruszyć na przejażdżkę :)
Postawiliśmy na czerwony szlak przez Tardą i Winiec do Miłomłyna. Oczywiście z małymi modyfikacjami i kilkukrotnym zagubieniu szlaku (do pewnego czasu kiepsko oznakowanego, z resztą) ;)





























































Po powrocie smażony pstrąg przyszykowany przez Żonę. :)
A żeby nie było, że tylko rower i rower, to zabraliśmy się za wiosła i trochę popływaliśmy :)











Wieczorem ognicho i radio spod prysznica, bo innego tu brak :)






  • DST 5.93km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:39
  • VAVG 9.12km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dolina Baryczy; dzień drugi.

Niedziela, 2 sierpnia 2015 · dodano: 05.08.2015 | Komentarze 0

Noc upłynęła spokojnie. Niespiesznie zrobiliśmy kawę i śniadanie...











Zanim ruszyliśmy pojeździć zapakowaliśmy się  na powrót, żeby mieć z głowy.
Jak na nas przystało (zupełnie jak na zeszłorocznych wakacjach...) ruszyliśmy w największy upał... Postawiliśmy na pradolinę Baryczy, ale dużo nie pojeździliśmy, bo... za gorąco.

















Wróciliśmy więc szybko, dopakowaliśmy auto i zaczęliśmy wracać do Wrocławia. Zatrzymaliśmy się w Psarach, żeby pomoczyć nogi i psiaka w Widawie.



Kilka słów o przyczepce i jeździe z psem niebawem! :)


  • DST 32.00km
  • Teren 16.00km
  • Czas 02:31
  • VAVG 12.72km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] Diamant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dolina Baryczy; dzień pierwszy.

Sobota, 1 sierpnia 2015 · dodano: 05.08.2015 | Komentarze 0

Wolna sobota w tym miesiącu wypadła mi akurat dziś, więc żal było by nie skorzystać z pogody... Tym bardziej, że w poniedziałek są Justynki urodziny, więc okazja do wyjazdu jakby podwójna.
Nie zastanawiając się długo i nie kombinując za bardzo postawiliśmy opcję bliską, ale jednocześnie fajną- jedziemy w Dolinę Baryczy.
Po zastanowieniu się nad opcją dojazdu wybraliśmy najmniej problematyczną z uwagi na ilość bagażu, przyczepkę i Mango- autem w jedno miejsce i krążenie po okolicy.
Najpierw miał być namiot, potem agroturystyka, a w końcu stanęło na polu namiotowym i noclegu w aucie.
Sobotni poranek Justynka spędziła w pracy, więc ruszyliśmy dopiero po dziesiątej, a na miejscu byliśmy przed dwunastą. Nie bardzo nam się spieszyło, więc pojechaliśmy trochę naokoło, co zaowocowało odnalezieniem kolejnego Nepomuka do kolekcji, konkretniej w Koczurkach.









Miejscem docelowym były Miłosławice, gdzie czekał na nas kawałek pola namiotowego (nawet z opcją podłączenia się do prądu!), za całe dziesięć złotych od osoby. Oprócz prądu były do dyspozycji natryski i kibelek, miejsce na ognisko. Dla bardziej wymagających można wynająć wigwam (!) na jakąś większą imprezę.
Całości dopełniała bardzo miła Pani Gospodyni. Męża Pani Gospodyni też mieliśmy okazję poznać, choć w zgoła mniej miłych okolicznościach.
Nie chcąc tracić dnia i ładnej pogody wypakowaliśmy się z auta, poskładaliśmy przyczepkę, zapakowaliśmy się na trasę i ruszyliśmy pojeździć po okolicy.
Nie zamierzaliśmy robić większych dystansów, bo po pierwsze Justyna nie czuła się dobrze, a po drugie nie wiedzieliśmy jak zachowa się Mango w przyczepce. 
(Test samej przyczepki niebawem.)
Pojeździliśmy dookoła Sułowa, zwiedziliśmy okolice jazu na Baryczy i dojechaliśmy do Milicza kawałkiem trasy Szlakiem Dawnej Kolei Wąskotorowej.












 


















 


 































Wracając spotkaliśmy w lesie... Minionka. Tak po prostu :)











Po powrocie na pole pies poganiał trochę za patykiem i padł zmęczony przejażdżką. Justynka poodpoczywała, a ja zabrałem się za przygotowywanie ogniska.











Dzień zwieńczyliśmy urodzinową kolacją  Justynki przy świecy... na komary :)







Flag Counter