Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45962.83 kilometrów w tym 6707.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.56 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Czechy

Dystans całkowity:1378.40 km (w terenie 541.07 km; 39.25%)
Czas w ruchu:82:08
Średnia prędkość:13.95 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:16008 m
Suma kalorii:1576 kcal
Liczba aktywności:37
Średnio na aktywność:37.25 km i 2h 49m
Więcej statystyk

Czechy; powrót.

Czwartek, 19 czerwca 2025 · dodano: 25.06.2025 | Komentarze 2

Przyszedł czas na powrót. 
Jakkolwiek to zabrzmi, to powroty są chujowe, bo... trzeba wracać ;-) 

Ponad tysiąc sto kilometrów busikiem. Jakoś koło dwieście pięćdziesiąt rowerami; nie liczyłem. 
Kolejne kilometry wspomnień. 
Busik sobie dzielnie poradził. W kurzu, deszczu, upale (dzięki stary, że masz klimę!), po asfalowych wstęgach szos i szutrowych bezdrożach. Zero awarii, zero zjedzonego oleju. Jak na ćwierćwieczne auto z przebiegiem ponad pół miliona, to nieźle. Też chciałbym się tak trzymać ;-) 
Rowerowych awarii również zero. 
Baterie da się ładowac na trasie - czy to w dedykowanych miejscach (robimy pomału listę), w Maku, na stacjach czy w przydrożnych gospodach. Tak więc elektryk na dłuższe dystanse nie straszny. 
A i przyszedł czas na rozkiminienie tak, żeby ładować te duże baterie przetwrnicą w busiku. 

Wpis z Nepomukami. 
Nie sposób je wszystkie sfotografować, ale tyle co się udało, to mam. 
No i ten "najważniejszy" - w Pradze. 



Bratysława. 




Brod nad Dyji. 





Dęby. 




Hulin. 








Horni Vestonice. 




Domasici. 


Kamenice. 


Kokory. 






Kletnice. 




Mikulov. 





Pavlov. 










Praga. 
















Strukov. 




Straznica. 





Malacky. 





Wola Przedborska. 




Velke Levary. 


(Nie zapisałem miejscowości). 







  • DST 40.10km
  • Czas 02:56
  • VAVG 13.67km/h
  • Sprzęt Rysiek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czechy; dzień piąty. Bratysława & Petrov.

Środa, 18 czerwca 2025 · dodano: 25.06.2025 | Komentarze 3

Rano, po wyjściu z busa, żeby oddać dług naturze, okazało się, że dookoła nas jest całe mnóstwo wędkarzy. I zero imntymności. Ja miałem problem ze zrobieniem siku w ustronnym miejscu, a co dopiero płeć piękna naszej dwuosobowej ekipy ;-) 
Zebraliśmy się czym prędzej i pojechaliśmy dalej. 
Planu jako takiego nie było, ale... byliśmy tak niedaleko, że szkoda było nie skorzystać... 
No i na chwilę wylądowaliśmy w Austrii, a finalnie w Bratysławie. 
W stolicy Słowacji zaparkowaliśmy na szybko pod Makiem, bo darmowo, wzięliśmy rowery i śmignęliśmy w stronę centrum. 
Miasto, jak miasto. Przepchać się do centrum nie było łatwo, ale zobaczyliśmy Dunaj, trochę się pokręciliśmy i w okolicach południa wróciliśmy do Czech, bo tam wino jakby lepsze i piwo zimniejsze ;-) 
Zaparkowaliśmy nad przystanią w Petrovie, wzięliśmy rowery i dalej w drogę. 
Trochę się pokręciliśmy do wieczora po okolicy i z powrotem do busa do spania. 
Przystań - miejsce świetne. Darmowe ubikacje, prysznic 50 koron za 5 minumt, więc właściwie po kosztach w dwie osoby jednocześnie idzie się umyć po całym dniu. Jest gdzie zjeść, gdzie się napić. I nawet ludzie jakby bardziej uśmiechnięci. A wieczorem dźwięk gitary z pobliskich łódek. 



















  • DST 49.20km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:21
  • VAVG 14.69km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Kalorie 658kcal
  • Sprzęt Rysiek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czechy; dzień czwarty. Mikulov

Wtorek, 17 czerwca 2025 · dodano: 25.06.2025 | Komentarze 2

Rano się zebraliśmy i opuśliśmy pokój i pojechaliśmy kawałek dalej znaleźć miejsce na dziko. 
Trochę opornie to szło, ale w końcu się udało. 
I Pan Czech z zielonego VW T4 - on po czesku, ja po polsku, ale jakoś się dogadaliśmy. A chodziło o to, żeby przeprakowac auto bliżej niego, bo tam, gdzie stanęliśmy właściciel terenu lubi wzywać policję. 
I za to uwielbiam Czechy - za uśmiech, otwartość, pyszne wino na Morawach, piwo w przydrożnych gospodach i dobre jedzenie. I ceny. Można wejść do knajpy i w dwie osoby za 100 - 150zł wyjść najedzonym i napitym pod korek. 
Dziś był Mikulov i okolice; na powrocie zajechaliśmy do knajpki, gdzie my się najedliśmy, a rowery udało się bez problemu podładować. 
Powrót do auta już po zachodzie słońca. 
Fajny to był dzień. 























  • DST 34.30km
  • Teren 7.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 15.59km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Kalorie 318kcal
  • Podjazdy 96m
  • Sprzęt Rysiek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czechy; dzień trzeci. Brno.

Poniedziałek, 16 czerwca 2025 · dodano: 25.06.2025 | Komentarze 1

Od samego rana deszcz. 
Plan na dziś, to Brno i starówka, ale niestety nie było nam dane. Właściwie od samego początku dnia deszcz. 
W Brnie zaparkowaliśmy na parkingu przy klubie sprtowym, wzięliśmy rowery i zanim dojechaliśmy do centrum, to już porządnie zmokliśmy. 
Zrobiliśmy sobie przerwę na kawę, śniadanie, zupę czosnkową, piwo, ale deszcz nie rzestawał padać. Tak więc kolejny raz zmokliśmy porządnie na powrocie do auta. 
Pogoda nas nie rozpieściła, więc w tym dniu zarezerwowaliśmy nocleg w "pensjonacie", żeby wziąć porządny prysznic, wysuszyć się wyspać na normalnym łóżku. 
Po 16. zajechaliśmy na miejsce, ale okazało się, że nie doczytaliśmy informacji od Pani i nocleg mieliśmy od... 19. 
Chwilę posiedzieliśmy w gospodzie przy piwie, deszcz akurat trochę się uspokoił, więc postanowiliśmy nie marnować wieczoru i wzięliśmy rowery na przejażdżkę dookoła jeziora.






  • DST 5.00km

Czechy; dzień drugi.

Niedziela, 15 czerwca 2025 · dodano: 25.06.2025 | Komentarze 0

Dzień drugi - właściwie cały dzień w aucie, w stronę Brna. 
Pogoda dopisała, ale na rower średnio był czas i sposobność. 
Wieczorne, a właściwie popołudniowe szukanie noclegu, udało się przed zachodem słońca. 
A w nocy była taka burza, że postanowiłem wstać, odpalić auto i uciec do najbliższego miasteczka. Trochę był strach, że po deszczu nie wyjedziemy z lasu. 
No i pół dnia szukaliśmy noclegu nad wodą na dziko, a obudziliśmy się w rynku w małym czeskim miasteczku ;-) 





  • DST 29.40km
  • Czas 02:29
  • VAVG 11.84km/h
  • VMAX 33.60km/h
  • Kalorie 305kcal
  • Sprzęt Rysiek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czechy, dzień pierwszy. Praga.

Sobota, 14 czerwca 2025 · dodano: 25.06.2025 | Komentarze 1

Szybki "urlop". 
W planach były Morawy i winnice, ale wstając po piątej stwierdziliśmy, że Praga jest może nie po drodze, ale w zasięgu, więc o nią zahaczyliśmy. 
Oczywiście po Nepomucena na Moście Karola.
W końcu! :-) 

W Pradze zaprakowaliśmy nad rzeką blisko dziesięć kilometrów od centrum, ale na rowerach szybko dojechaliśmy. Trasa wzdłuż Wełtawy bardzo fajna, gładka i raz dwa znaleźliśmy się w centrum. Trochę się pokręciliśmy, na rowerze jakoś tak fajniej szło zwiedzanie. Przy okazji trafiliśmy na festiwal wina na ndbrzerzu, więc było swoiste preledium całego wyjazdu ;-) 
Nocleg nad rzeką, na dziko, w bardzo przyjemnym miejscu. 

















  • DST 27.60km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:58
  • VAVG 14.03km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Kalorie 295kcal
  • Podjazdy 207m
  • Sprzęt Rysiek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Majówka 2025, dzień 2 - Zittau i Trójstyk.

Piątek, 2 maja 2025 · dodano: 05.05.2025 | Komentarze 1

Drugi dzień majówki. 
Najpierw na spokojnie przemieścieliśmy się na poranną kawę bliżej jeziora, ale wiało niemiłosiernie, więc o posiedzeniu nad woodą nie było mowy. 
Na śniadanie podjechaliśmy jeszcze dalej, na Polską stronę, nad kolejne jeziorko. 
Następnie znów na Niemiecką stronę do Zittau, gdzie zostawiliśmy auto na parkingu i przesiedliśmy się na rowery. 
Na spokojnie podjechaliśmy nad kolejną zalaną kopalnię odkrywkową (znów ze świetnym terenami rekreacyjnymi i infrastrukturą) - Olberdorfer See. Stamtąd przez południową (i dość nieoczywistą) część Zittau na Trójstyk granic: Polskiej, Czeskiej i Niemieckiej. Co ciekawe, tylko Polskę i Czechy łączy mmostek, po którym można przejechać; żeby dostać się do Niemiec trzeba wrać do najbliższego mostu do Żytawy. Skorzystaliśmy więc z okazji i pojechaliśmy do Hradek nad Nisou na obiad. 
Na powrocie pokręciliśmy się chwilę po centrum i starówce Zittau i wróciliśmy do auta.
Po niespełna godzinie drogi zajechaliśmy na kemping w pobliżu zamku Czocha. 
Wieczorem ognisko i integracja przy nim :-) 










































Św. Jan Nepomucen w Gródku nad Nysą: 






  • DST 60.00km
  • Teren 40.00km
  • Podjazdy 1024m
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

Singltrek pod Smrkem.

Sobota, 7 września 2024 · dodano: 09.09.2024 | Komentarze 0

Wyjazd trochę spontaniczny. Jakiś czas temu padł pomysł od chłopaków z pracy z Nowej Soli, żeby pojechać. W piewszej chwili miałem pojechać sam, ale wyszło tak, że pojechaliśmy razem. 
Jak to na singlach - zjazdy i podjazdy ;-) Wszyscy obolali, bo rower górski nie jest jednak już codziennością, albo nigdy nie był, ale uśmiechy z gęb po przejechaniu kolejnego odcinka nie schodziły :-) Było też trochę strachu, kilka wywrotek, a jeden uczestnik skończył na szyciu w szitalu w Lubaniu. No ale to MTB, tu się jeńców nie bierze ;-) Nie ważne czy na e-bike czy na "normalnym" :-) Rany się zagoją, ból przeminie i znów będzie chciało się wracać :-)

Są góry, w których czuję się obco, a są takie, w których czuję się jak u siebie. 
W Izerach czuę się jak w domu. 
W schronisku, aucie, namiocie czy w górskim schronie. 
Gwiazdy zawsze tak samo tam świecą; czasem nie chce się juz patrzeć. 
Zawsze. 
Wszystko zjeżdżone, zobaczone, ale zawsze chętnie się wraca. 
Taki Miłomłyn, ale na południu.
Tym razem na e-bike. 
Fajnie, bo wszyscy zadowoleni. Były śmiechy, była i zabawa. Na elektrychach, ale fajnie, naprawdę - polecam. 

Do spania było daleko, ale fanie, bo cicho. Można było odpocząć

Napradę - to moje góry. 

Zdjcia bez ładu, jak zawsze. 



















 







 




























Izery.

Sobota, 6 lipca 2024 · dodano: 10.07.2024 | Komentarze 0

"Męski", prawie samotny, wypad w Izery. 
Pod kilkoma względami przygotwałem się do niego beznadziejnie - wymieniłem baterie w liczniku w Canyonie, ale nie wymieniłem tych w czujniku przy kole, więc nie zliczało mi kilometrów, stąd są one mocno szacunkowe, umówmy się, że + / - 10 kilometrów. 
(Na Singltreku pod Smrkem zrobiłem jeszcze jedną pętlę, ale nie jestem pewien którą, więc nie uwzględniłem jej na mapie :-)). 
W portfelu miałem w banknocie róno 10zł, bo bankomat zostawiłem na ostatnią chwilę, a w lesie nie dało się go znaleźć, więc Chatkę Górzystów z naleśnikami i Orle z piwem minąłem lekkim łukiem. 
Na ostatnią chwilę zostawiłem też zakupy- pieczywo i kiełbaskę na wieczorne ognisko, w ostatnim sklepie w Szklarskiej nie było już ani jednego ani drugiego, więc musiałem obejść się smakiem i posiedzieć przy samym ogniu. Inny prowiant był, więc z głodu bym nie umarł ;-) 
Zdjęć mało, bo na rowerze nie chciało mi się co rusz wyciągać telefonu z kieszeni, a nie pamiętam, kiedy z aparatem jeździłem (chyba trzeba by go odkurzyć...). Poza tym oszczędość baterii, GPS, te sprawy :-/

Dzień pierwszy. 
Po pracy dopakowanie auta i wyjazd. Na krajowej ósemce powoli, bo sznur aut. Na miejsce, między Szklarską Porębą a Świeradowem, zajechałem przed 19. Przygotowałem auto do postoju na dwie noce, ogarnąłem drewno na ognisko. 
Wieczór spędziłem przy ogniu i ostrzeniu siekiery, którą ostatnio na wyjeździe w Góry Sowie Koza rąbał na ziemi drewno i cała była poszczerbiona i stępiona... Uduszę...! 
Gdy ognisko przygasało, to chwila patrzenia w gwiazdy i leżenia na ławeczce, a gdy zrobiło się chłodniej (na noc zapowiadali poniżej 10 stopni Celsjusza), to schowałem się do auta pod kołdrę. Próbowałem chwilę poczytać, ale sen wygrał. 
W nocy faktycznie zrobiło się chłodno, bo mimo, że pod kołdrą, w gaciach i koszulce termoaktywnej z długim rękawem, to pokusiłem się o założenie skarpetek, dresu i bluzy z długim rękawem. I zamknałem okno dachowe i boczne z przodu :-) 
Znalezione miejsce okazało się być strzałem w dziesiątkę - polanka lub wiata do wyboru, miejsce na ognisko, praktycznie tuż przy rzeczce, niedaleko wodospad. Cisza i spokój. Czasem tylko jakiej auto przejechało drogą, która była niedaleko. Na parking pod wieczór zajechały dwa kampery, ale mimo to było spokojnie i w miarę kameralnie, nikt nikomu nie wchodził w drogę. 

Dzień drugi. 
Rano kawa, banany na śniadanie (te akurat były jeszcze wczoraj w sklepie) i w drogę. 
Najpierw przejazd przez Świeradów - Zdrój do Novego Mesta pod Smrkem, gdzie wskoczyłem na szlak i zaliczyłem dwa single. Pogoda w miarę dopisywała, w senisie nie było jeszcze za gorąco. Niedługo potem zaczęło naprawdę grzać. 
Po Singltreku pod Smrkem uderzyłem na sam Smrk. Z pominięciem wieży widokowej. Bo weekend i tłumy. Zapomniałem :-) Stamtąd w dół do Chatki Górzystów, gdzie kolejka też nie zachęcała, z resztą nie miałem przecież gotówki, więc szybko tylko minąłem i dalej w kierunku Orle. Tam wcale nie było lepiej, ani pod kątem tłumów, ani gotówki mi w kieszeni nie przybyło. 
Wstępnie chciałem zjechać przez Jakuszyce i single do Szklarskiej, tam wstąpić na pizzę i wrócić do auta, ale w telefonie wyszukałem wędzoną rybę w Świeradowie. 
Tak więc przy Orle w kierunku Kopalni Stanisław, Zwaliska i w dół do szosy i na Świeradów. W Świradowie wędzona rybka i powolny powrót do auta... 
I tu pojowaia się zwrot akcji, bonieważ zupełnie przypadkiem okazało się, że kumple z pracy z magazynu w Nowej Soli wybrali się na rowery w... Izery. Wypożyczyli w Szklrskiej elektryki i od rana jeździli. Spotkać nam się nie udało, mimo, że część trasy nam się pokryło. 
Widzimy się dosłowinie ze dwa razy w roku przy okazji imprez firmowych, więc naprawdę szok. 
W trakcie rozmowy wyszło, że przyjechali pod namiot i są na kempingu w Szklarskiej, ale skorzystai z zaproszenia na "moją" polankę :-) Podjechali popołudniu, na szybko rozłożyli namiot, ogarnęliśmy kiełbaski i ogniosko. Dosłownie rzutem na taśmę, bo za chwilę zaczęła się ulewa. 
Chwilę jeszcze posiedzieliśmy w busie (w pięciu chłopa...) i do spania, bo każdy miał w nogach trochę kilmometrów i bolącą dupę... ;-)
Całą noc padało. I to tak dość intensywanie... 

Dzień trzeci. 
Nad ranem przestało padać. 
Po obudzeniu przyszedł czas na śniadanie, spokojną kawę, spacer nad pobliski wodospad i rozjechaliśmy się w swoich kierunkach. 

Wyjazd fajny, trochę mi takiego brakowało. Nie licząc "wtopy" z licznikiem, to całkiem fajnie się jeździło. Nie mniej podjazdy na "klasycznym" rowerze, to pomału jednak nie moja bajka i wychodzi przyzwyczajenie do elektryka... Kupić? Wydatek spory, nie na teraz. Bardziej wyjeżdżać i wynajmować gdzieś na miejscu. Koszt w okolicach 200zł za dobę jest do przełknięcia, zwłaszcza biorąc pod uwagę ilość wyjazdów na MTB w góry. No chyba, że jakby był "swój", to wyjazdów byłoby więcej... Chociaż tu pojawia się jeszcze opcja czasu, którego notorycznie brakuje, a właściwie większośc weekendów, to "coś". 

Zdjęcia bez ładu i składu, jak zawsze. 










 



















 


  • DST 10.00km
  • Aktywność Wędrówka

Kudowa-Zdrój / Nachod

Sobota, 3 lutego 2024 · dodano: 04.02.2024 | Komentarze 0

Ta historia zaczęła się tak, że mieliśmy pojechac do Poznania. 
A wylądowaliśmy w Kudowie- Zdrój i to jadąc tam z noclegiem we Wrocławiu... 
Mimo wyjątkowego spontanu i niewiadomej, gdzie finalnie wylądujemy, to wyjazd bardzo udany. Totalny chill, spacery,basen i jacuzzi. 
Był też "nieudany" wypad do Czech na obiad i na zamek w Nachodzie. Skończyło się na barszczu ukrańiskim w dziwnej knajpie w centrum miasta, ale przynajmniej udalo się upolować dwie figury św. Jana Nepomucena. 
Kudowa - ciekawa (zwłaszcza architekrura), ale bardzo spokojna i leniwa (na swój sposób, to zdecydowanie zaleta). Wieczorem ze świecą można znaleźć miejsce, żeby posiedzieć przy piwie dłużej niż do dwudziestej drugiej. A i basen czynny do dwudziestej pierwszej, ale po wejściu okazało się, że z wody trzeba wyjść pół godziny wczesniej ;-) 
Na powrocie miał być jeszcze spaer po Broumovskich Stenach, ale jadąc tam pani od apartamentu napisala, że zapomnieliśmy z pokoju kilku rzeczy, więc musieliśmy wrócić. Czasowo i pogodowo nie było sensu już tam wracać, więc skończyło się na wejściu do Altanki Miłości na Górze Parkowej (Altanka - Pukanka, jak głosił jeden z napisów wewnątrz ;-)) i smażonym pstrągu. 
Było krótko, bez pomysłu, bez pogody, ale za to spontanicznie i bardzo fajnie. 















Św. Jan Nepomucen na rynku w Nachodzie. 







Św. Jan Nepomucen na górze, na której znajduje się zamek w Nachodzie. 






Flag Counter