Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45703.13 kilometrów w tym 6687.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.57 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Test

Dystans całkowity:1058.92 km (w terenie 157.35 km; 14.86%)
Czas w ruchu:69:26
Średnia prędkość:12.30 km/h
Maksymalna prędkość:43.91 km/h
Suma podjazdów:1410 m
Suma kalorii:695 kcal
Liczba aktywności:75
Średnio na aktywność:14.12 km i 1h 09m
Więcej statystyk
  • DST 9.85km
  • Czas 00:37
  • VAVG 15.97km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

New Looxs Utah.

Piątek, 3 czerwca 2016 · dodano: 03.06.2016 | Komentarze 0

Przed pracą pojechałem przed berzę (pozdro Wro! ;)), żeby uwolnić rower Bereniki, który stał tam od... grudnia. Trzy cięcia tępymi obcęgami i rower uwolniony. Nikt dookoła się nie zainteresował, nawet pięciosobowy patrol policji i Straży Ochrony Kolei...
W pracy Berenika kupiła rzeczy potrzebne do "odrestaurowania" Romana i do domu wróciła na rowerze...



W zeszłym roku drogą kupna nabyłem sakwę na rower Basil Urban Mesenger. Torba fajna, bo i na laptopa i z przemyślanym organizerem w środku, do tego z pokrowcem przeciwdeszczowym. 
Z czasem okazało się, że pojemność przede wszystkim za mała, bo laptopa nie wożę, a kieszeń na niego przeznaczona zajmowała połowę wnętrza sakwy. Druga sprawa- rzep. Wiedziałem od razu, że to będzie najsłabszy punkt tej torby, nie mniej jednak nie sądziłem, że rzep roz... rzepuje się po niespełna roku. Fakt faktem, że sakwa używana była przeze mnie przez cały rok. Właściwie dzień w dzień po kilka razy odpinałem i zapinałem rzep.
Po roku rzep był w takim stanie, że przy mocniej załadowanej torbie nie byłem do końca pewien czy dojadę z punktu A do punktu B bez ubytku w bagażu... Właściwie nawet ze dwa razy coś udało mi się zgubić.
Plusem Basil Urban Mesenger niewątpliwie był użyty materiał, który nawet po roku i "zeszmacony" trzymał się całkiem nieźle i nie wyglądał najgorzej. Niewątpliwie spisały się też bardzo dobrej jakości haki i blokada przed kradzieżą / wypadaniem sakwy.

Dlaczego o mojej miejskiej sakwie na rower Basil piszę w czasie przeszłym...?
Ponieważ postanowiłem wymienić ją na lepszy (?) model- New Looxs Utah
Utah przede wszystkim różni się pojemnością- dzięki temu, że nie ma przegrody na laptopa. Spokojnie wchodzi nawet dziesięć browarów ;) Na co dzień mieści się w niej wszystko- od bluzy / kurtki, poprzez książki, po pojemniczki z jedzeniem czy większe zakupy.
W środku ma kilka organizerów, choć przyznać trzeba, że bardzo płytkich i niewiele w nie się mieści.
Bardzo fajne są kieszonki z przodu sakwy- w sam raz na portfel, telefon, klucze i inne drobiazgi, które lubimy mieć pod ręką.
Z tyłu sakwy znajdują się haki i blokada (niestety na rzep); haki można schować pod fajnym panelem maskującym zamykanym na zamek błyskawiczny.
New Looxs'a Utah można nosić w ręce lub na ramieniu dzięki (odpinanemu) paskowi.
Fajnym dodatkiem są paski zapinane na rzep, dzięki którym torbę można zamocować również na przednim bagażniku.
Jakość wykonania, mam wrażenie, na ciut gorszym poziomie, niż Basil, ale tak z czystym sumieniem będę mógł o tym napisać po roku użytkowania.
W Urban Mesengerze minusem był rzep, tu pod znakiem zapytania stoją zamki błyskawiczne. Użyty materiał jest w miarę wysokiej jakości, w zestawie brak co prawda pokrowca przeciwdeszczowego, ale materiał jest impregnowany i nie przemaka nawet w trochę większym deszczu.

Pewnie za rok wymienię na kolejny model, bo miejskich jednostronnych sakw rowerowych jest naprawdę wiele i każdą by się chciało przetestować ;) 








Kategoria Test, Praca, Serwis, Wrocław


Dziesięć tysięcy Canyona.

Piątek, 27 maja 2016 · dodano: 27.05.2016 | Komentarze 0

Niedawno licznik w Canyonie pokazał, że przejechaliśmy razem już dziesięć tysięcy. Zważywszy na to, że od dłuższego czasu nie jest to mój jedyny i podstawowy rower, to uważam, że niezły wynik. Tym bardziej, że przyjechał do mnie na początku roku dwa tysiące trzynastego.
Trochę się od tamtego czasu pozmieniało- w samym rowerze, jak i w moim życiu.
Przyszedł do mnie, prosto z fabryki w Koblencji, niedługo po tym, jak rzuciłem pracę przy maszynach i postanowiłem szukać szczęścia w branży rowerowej. Od tamtego czasu pracuję już w trzecim miejscu związanym z rowerami.
To na Canyonie pojechałem na pierwszą przejażdżkę z Justynką i... tak już sobie razem jedziemy, w tym roku obchodząc drugą rocznicę ślubu.
Na Canyonie próbowałem swoich sił startując amatorsko w maratonach; przejechałem na nim wiele kilometrów eksplorując z Justynką Polskie góry z namiotem...
To tak w telegraficznym skrócie.

A ze spraw technicznych? Jeździ, ma się nawet całkiem nieźle.

Rama.
Trochę jazdy po kamieniach i bezdrożach przeżyła, więc nie obyło się bez zarysowań, otarć, odprysków. Dzięki temu nie straciła na wartości, a nawet więcej- wygląda bardziej rasowo ;)
Brak pęknięć czy jakichś innych uszkodzeń. Przez te dziesięć tysięcy tułaczki nie wymieniłem żadnego łożyska w zawieszeniu. Pamiętam jednak o tym, żeby chociaż raz "na sezon" je przesmarować i przekręcić, bo przecież nie pracują na całym swoim obwodzie. Jedynym problemem od jakiegoś czasu jest łożysko wahliwe, które pomału dogorywa i niebawem będzie trzeba je wymienić.

Napęd.
Długi temat. Fabrycznie zaczynałem od 3 x 10. Potem, na zimę, zmieniłem na 3 x 9, bo części tańsze. Aktualnie jest 2 x 9, a w najbliższym czasie planuję zrobić 2 x 10.
Jeżeli się nie mylę, to na chwilę obecną jeżdżę na trzeciej kasecie i trzecim łańcuchu.

Zawieszenie.
Póki co spisuje się naprawdę dobrze, ale pamiętam o regularnym serwisie. Wymieniałem smar, oleje, uszczelek nie, bo mają się dobrze.

Hamulce.
Fabryczne Avidy Elixiry 3 zamieniłem na Shimano XT i tak jest zdecydowanie lepiej. Gdzieś już o tym było na blogu.

Reszta.
Kokpit został bez zmian, zmieniłem jedynie chwyty, bo stare się po prostu zużyły. Siodełko fabryczne zmieniłem prawie na początku.
Przez te dziesięć tysięcy kilometrów raz wymieniałem linki i pancerze przerzutek.
O oponach kiedyś już pisałem.

Z rowerem jest trochę, jak ze związkiem z drugą osobą. Nie można tylko brać. Trzeba czasem dawać coś od siebie, trochę pielęgnować.
"Stop się w jedno ze Wszechświatem. Jeżeli tego nie potrafisz stań się jednością ze swoim rowerem".
Mam nadzieję, że Canyon posłuży mi kolejne dziesięć tysięcy.

Na dziś, od początku:
Suma kilometrów: 10138,62.
Łączny czas: 624 h 47 min.
Zarejestrowana suma podjazdów: 36113 m.
Liczba aktywności: 367.

Na koniec krótka historia obrazkowa, jak to nam było przez te dziesięć tysięcy:


















































































Kategoria Canyon, Test


  • DST 6.03km
  • Czas 00:22
  • VAVG 16.45km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sigma BC 8.12

Czwartek, 14 kwietnia 2016 · dodano: 14.04.2016 | Komentarze 0

Prawie każdy rowerzysta, dla którego rower jest hobby używa licznika. Dziś, w dobie smartfonów i aplikacji, może mniej osób używa klasycznych prędkościomierzy, nie mniej jednak prawie wszyscy jesteśmy "niewolnikami kilometrów". 
Sam kiedyś zrezygnowałem z licznika, żeby jeździć dla siebie, a nie dla kilometrów, ale nie wyszło... ;)
Ostatnimi czasy założyłem do Diamanta nowy licznik rowerowy Sigma BC 8.12 ATS
Dawno nie miałem licznika bezprzewodowego, bo we wszystkich rowerach używam klasycznych- z kabelkiem; post anowiłem pójść z duchem czasu i trochę unowocześnić sprzęt. ;)
Czy to dobrze czy źle- niżej.

Niemiecki producent elektroniki rowerowej (bo do tej musimy też zaliczać oświetlenie) stworzył jeden z bardziej podstawowych liczników rowerowych, który ma osiem funkcji:
- aktualna prędkość,
- maksymalna prędkość,
- średnia prędkość,
- dystans całkowity,
- dystans dzienny,
- zegarek,
- czas wycieczki,
- całkowity czas.

Menu licznika jest dostępne również w języku polskim, całość wyświetla się na dużym i czytelnym wyświetlaczu. Analogowy, jednokanałowy system bezprzewodowy ATS zapewnia szybki i sprawny przekaz danych z sensora do "komputerka".
Oczywiście można też wpisać dystans całkowity taki, jaki chcemy.
Wodoodporność jest na wysokim poziomie, nie zdarzyło mi się, żeby licznik przestał działać czy gubił sygnał nawet podczas długotrwałej jazdy w dużym deszczu.
W pudełku otrzymujemy pełny zestaw montażowy- licznik, czujnik, magnesik i gumki. Montaż odbywa się bez użycia jakichkolwiek narzędzi. Po wypakowaniu i zamontowaniu licznika wystarczy jedynie go ustawić (dystans całkowity, czas, zegarek, obwód koła, mile lub kilometry na godzinę) i... jeździć. :)
To, co w Sigmie jest fajne już od bardzo, bardzo dawna, a nie każdy producent to ma, to możliwość zamontowania podstawki zarówno na kierownicy, jak i na mostku. Od spodu podstawki jest taśma do przyklejenia na kierownicy, co zapobiega przesuwaniu się licznika podczas jazdy w chwili, gdy chcemy zmienić wyświetlaną funkcję.

Jeżeli chodzi o minusy, to ja zauważyłem dwa.
Pierwszy: bark funkcji Auto On. Byłem święcie przekonany, że epoka,gdy muszę uruchomić licznik przy każdym ruszaniu, już minęła. Jednak nie. Sigmę BC8.12 ATS trzeba uruchamiać na nowo po każdym dłuższym postoju. Trochę to upierdliwe i kilka razy zdarzyło mi się zorientować, że jadę z wyłączonym licznikiem. Po kilkuset metrach czy paru kilometrach. W skali roku trochę przejechanego dystansu może gdzieś "uciekać". Może gdybym jeździł Diamantem codziennie, to bym w końcu wyrobił w sobie nawyk włączania, ale w pozostałych dwóch rowerach mam stare liczniki Sigmy (modele 5000), gdzie funkcja Auto On jest.
Drugi; nie do końca wiem czy kwalifikować go jako minus, ale brakuje również funkcji SCAN, która umożliwia automatyczne przewijanie podstawowych funkcji jazdy- czasu, dystansu wycieczki,średniej prędkości. Fajna sprawa na dłuższych wypadach, gdy kilometry wolno lecą, to chociaż na liczniku coś się zmienia ;)
Jest też trzecia sprawa, którą ciężko zaliczyć do minusów, choć plusem zdecydowanie nie jest. Dostęp do funkcji całkowitego czasu jazdy i całkowitego dystansu roweru jest możliwy tylko na postoju, podczas jazdy nie ma możliwości podglądu.

Podsumowując jest to bardzo prosty licznik z najprostszym systemem bezprzewodowego kodowania ATS.
Prosty, ale pancerny i do tego w dobrej cenie.


Kategoria Test, Wrocław, Praca


  • DST 7.77km
  • Czas 00:27
  • VAVG 17.27km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Środa, 16 marca 2016 · dodano: 17.03.2016 | Komentarze 0

Dziś mija rok od kiedy zacząłem pracę w RowerachStylowych...



Pierwsze spostrzeżenia po wymianie zębatki na mniejszą- jest lepiej.
Praktycznie wygląda to następująco: podczas ruszania trzeba użyć odrobinę więcej siły, ale różnica nie jest bardzo odczuwalna; wcześniej, z uwagi na kadencję, zmiana z pierwszego biegu na drugi następowała przy ok. 11km/h, a teraz jest to 16- 18km/h. Piszę oczywiście o kadencji maksymalnej. Komfortowo na drugim biegu przy zębatce 18t. było 16- 20km/h, teraz jest to 22- 26km/h. Wcześniej przy tej prędkości musiałem już jechać na trzecim biegu, ponieważ na drugim kręciłem i kręciłem nogami, jak wariat; na trzecim kadencja była z kolei za niska i trzeba było mocno się namęczyć, żeby utrzymać jakąś sensowną prędkość.
Z podjazdami też nie ma problemu- na zębatce 16t. nie zmęczyłem się więcej podczas podjazdu na Most Milenijny, niż miało to miejsce przy większej ilości zębów.
Zobaczymy, co będzie dalej. No i jak będzie się ciągnęło przyczepkę z Mango na cięższym przełożeniu... ;)



Stare zdjęcie numer osiemnaście.



"Houston, we have a problem...!", to roboczy tytuł tego zdjęcia.
A było to tak...
Udało mi się namówić Kozę i Franka na wspólny wyjazd na rowery w góry. Taki męski wypad, co to za dnia jeździmy, wożąc dobytek na plecach, śpimy w namiocie, a wieczorem pijemy piwko przy ognisku w cudownych okolicznościach przyrody.
No i pojechaliśmy- Góry Wałbrzyskie, Suche, Sowie... Podczas zjazdu z Wielkiej Sowy zaliczyłem glebę, na chwilę straciłem świadomość, ale na Przełęczy Koziej doszedłem do siebie i pojechaliśmy dalej. Zaliczyliśmy jeszcze Srebrną Górę i pozostał nam ostatni nocleg w plenerze. Trzech gości w jednym dwuosobowym namiocie, ja poobijany... To była ciężka noc, więc ostatniego dnia stwierdziliśmy, że skracamy czas trwania wycieczki i jedziemy do najbliższej miejscowości, gdzie jeżdżą pociągi do Wrocławia i wracamy. Nie wiem dlaczego, ale pomyliliśmy Kamieniec Ząbkowicki z Ząbkowicami Śląskimi... Różnica? Z tej pierwszej miejscowości pociągi do Wrocławia nie kursują...
Zdołowani i zajechani (dla chłopaków dystanse i przewyższenia okazały się trochę ponad siły, ja cały czas odczuwałem skutki wywrotki) nie wiedząc, co zrobić siedliśmy na dworcu w Kamieńcu. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Mamy, że jest problem i nie znajdzie nam jakieś połączenie do Wrocławia... ;)
Okazało się, że mamy pociąg, ale z Ziębic, więc czekał nas niezły sprint na finiszu, bo pociąg miał stamtąd odjeżdżać za niespełna godzinę...
Ciekawy był to wyjazd, dziś pewnie więcej korzystalibyśmy z GPSów i mniej się gubili ;)
Co "ciekawe"- co to były kiedyś za baterie w telefonach, że bez żadnych powerbanków, przy normalnym użytkowaniu, wytrzymywały po trzy dni... :)
Kategoria Praca, Test, Wrocław


  • DST 20.21km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:09
  • VAVG 17.57km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Wtorek, 15 marca 2016 · dodano: 15.03.2016 | Komentarze 0

Dużo się działo, więc w pracy szybko zleciało.
Z rana trochę okrężną drogą, żeby przetestować nową zębatkę.



Dziś o gadżecie do rowerów miejskich i trekkingowych, który większość rowerzystów olewa. A szkoda. Chlapacze, bo o nich dziś będzie.
Niektóre rowery posiadają błotniki wyposażone w niewielkie chlapacze, w większości jednak nie ma tego przydatnego gadżetu.
W Diamancie prowizorycznie zamocowany chlapacz mam już od dawna, w BUBie założyłem jeden z największych modeli dostępnych na rynku. Dlaczego? Ponieważ podczas codziennej jazdy w jesiennych warunkach dość miałem już wiecznie przemoczonych butów. Może i nie wygląda to nadzwyczajnie, zwłaszcza w lifestyle'owym typie roweru, jakim jest BUB, tym razem jednak postawiłem na praktyczność.
Z chlapaczem Bibii jeżdżę od mniej więcej końca października do teraz; nawet podczas największych opadów deszczu czy jazdy po topniejącym śniegu moje buty pozostawały względnie suche i czystsze niż gdy jeździłem z samymi błotnikami.

Chlapacz jest niczym więcej, niż kawałkiem gumy, który mocujemy do dolnej części błotnika. Właściwie im większy, tym skuteczniejszy.



Mocowanie, w przypadku chlapaczy holenderskiej marki Bibia, jest szalenie proste- w górnej części są zalane gumą metalowe blaszki, które zaginamy o błotnik.





Oczywiście można się pobawić w bardziej trwałe zamocowanie i wywiercić w chlapaczu otwór,który umożliwi dodatkowy montaż pod śrubę wspornika błotnika. Ja się na to nie zdecydowałem, bo trochę mi się nie chciało, a samo zagięcie blaszek jest wystarczająco pewne. Jeszcze nie udało mi się zgubić chlapacza, co jakiś czas trzeba tylko pamiętać, żeby dogiąć blaszki i tyle.



Uważam, że w naszym klimacie, gdy blisko połowa roku to deszcze i śniegi, chlapacz jest naprawdę dobrym dodatkiem do roweru. Chyba, że ktoś lubi mieć przemoczone i brudne buty... ;)
Kosztuje niewiele, a dużo zmienia podczas codziennej jazdy po mieście ( i nie tylko).



Siedemnastka z archiwum:



Dwa Scotty. Ogromy dylemat, którego sobie zostawić...
Zaczęło się od tego, że Herbic po okazji nabył białego i mi go odsprzedał. Ja najchętniej zostawiłbym sobie oba, ale finansowo nie było takiej możliwości.
Ostatecznie więc wybrałem białą ramę; do niej przełożyłem większość szpeju z Racinga i tak jeździłem potem kilka lat. Koła Mavic'a odsprzedałem Kozie, a czarny rower poskładałem na osprzęcie z białego i odprzedałem Gabrysiowi. Czyli niejako pozostał w rodzinie... ;)
To był jeden z większych dylematów w moim życiu... :)
Kategoria Praca, Test, Wrocław


  • DST 9.70km
  • Czas 00:37
  • VAVG 15.73km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Schwalbe BigApple Active Line.

Czwartek, 25 lutego 2016 · dodano: 26.02.2016 | Komentarze 0

Ostatnio pękło BUBkowi dwa tysiące kilometrów, (nie)prędko zbliżamy się do dwóch i pół tysiąca, więc można napisać coś więcej o oponach, bo to element w rowerze, który najbardziej dostaje po dupie.
Ktoś mógłby pomyśleć- jak to? A łańcuch? Otóż przy pełnej osłonie łańcucha, ten aż tak bardzo nie obrywa, jak opony właśnie.
Te miejskie, bo o nich dziś mowa, zwłaszcza- nie dość, że znosić muszą różną nawierzchnię (rozgrzany lub śliski asfalt, kostkę brukową, szuter, kałuże, zaspy i tym podobne), wiele potrafią wybaczyć, gdy na przykład nie chce nam się podnieść tyłka z siodełka przy podjeździe pod niewielki nawet krawężnik, o utrzymywaniu samej wagi rowerzysty nie wspominając... Do tego dochodzą aspekty takie, jak temperatura- od wysokich letnich, po ujemne zimowe, deszcze, śniegi... Codziennie też są narażone na warunki atmosferyczne, nawet gdy rower stoi przypięty przed pracą czy szkołą... 
Najczęściej przypominamy sobie o nich, gdy złapiemy kapcia, albo gdy ich stan techniczny utrudnia płynne poruszanie się na rowerze.
Ale- do rzeczy.
Dziś "na ruszt" wrzucam opony Schwalbe BigApple Active Line w rozmiarze 28" x 2,0" lub, jak kto woli 50- 622mm.

Na początek oczywiście kilka suchych faktów (dla jednych mniej, a dla innych bardziej przydatnych przy doborze ogumienia ;)).
Wyżej wspomniana opona niemieckiego producenta zaliczana jest do typowo miejskich- ni to slick, ni semi- slick; po prostu opona do roweru miejskiego z niskim bieżnikiem.
Zastosowana mieszanka gum do jej produkcji określana jest przez producenta jako Endurance. Mi też to niewiele mówi, ale proszę tego czasem nie mylić ani z enduro, ani tym bardziej z race ;) Ponoć ta sama mieszanka jest używana przy produkcji topowych modeli Schwalbe, czyli Marathonów.
Duże Jabłko posiada- podstawową co prawda, ale jednak- wkładkę antyprzebiciową, czyli KevlarGuard.
Opona, jak przystało na miejską jest drutowana, czyli wytrzymalsza. Jej waga, to okolice 930 gramów (niemało!) sztuka; producent gwarantuje maksymalne obciążenie do stu piętnastu kilogramów. Zalecane ciśnienie, to zakres od dwóch i pół do pięciu barów.
Tyle teorii.

Dla kogo?
Schwalbe BigApple, o której piszę jest w dość nietypowym dla większości rowerów rozmiarze- pięćdziesiąt milimetrów szerokości, to całkiem sporo dla roweru miejskiego.
Umówmy się- najczęściej rowery przeznaczone do miasta mają możliwość założenia opon w rozmiarze od trzydziestu siedmiu do czterdziestu milimetrów. Czasem zdarzają się takie, gdzie wejdzie i czterdziestka dwójka, ale to raczej rzadkość. Najczęściej powyżej czterdziestu milimetrów szerokości coś ociera i tak dalej.
Dlatego przed wyborem tej opony należy dokładnie sprawdzić czy zmieści się w ramie roweru- to po pierwsze, a po drugie czy nie będzie wystawała poza obrys błotników. Mimo, że BigApple produkowana jest w kilku rozmiarach, wypadało by zadać sobie pytanie- dlaczego jest...

Taka szeroka?
Schwalbe BigApple jest oponą z gatunku balonowych ("Baloon"). Oznacza to mniej więcej tyle, że przy jeździe z niższym (mniej więcej w połowie skali zalecanego przez producenta) ciśnieniu całkiem dobrze absorbuje niewielkie i średnie nierówności.
Długo próbowałem dojść metodą prób i błędów do "idealnego" ciśnienia tej opony, ale po dziś dzień mi się udało. Na ogół jeżdżę z ciśnieniem rzędu trzech- trzech i pół bara; oczywiście nie sprawdzam tego za każdym razem manometrem, jest to raczej pomiar "na oko" ;) Przy pięciu barach opona jest bardzo twarda, wręcz niewygodna, poniżej trzech jeździłem, gdy śnieg miał się dobrze na ulicach.
Z ciśnieniem sprawa właściwie ma się tak, że dostosowuję ją do warunków; jak w każdym rowerze. Tu jednak mało kiedy pamiętam o dopompywaniu- robię to wtedy, kiedy wiozę ciężki bagaż lub gdy poczuję dobicie opony do obręczy na jakimś krawężniku.
Generalnie opona lubi mniejsze ciśnienie.

Trakcja.
W miejskich warunkach opona prowadzi się naprawdę dobrze. Na moich niebawem zamknę wszystkie pory roku i nie widzę przeciwwskazań, żeby śmiało uznać ją jako całoroczną.
W zimie brak bieżnika jakoś szczególnie nie przeszkadza- wystarczy zmniejszyć ciśnienie i opona w miarę dobrze prowadzi się na śliskich nawierzchniach czy nawet w śniegu. Wszystko oczywiście przy zachowaniu odrobiny zdrowego rozsądku.
Na jezdniach, chodnikach czy drogach rowerowych opona spisuje się znakomicie, a jazda przy średnim zalecanym ciśnieniu sprawia, że wiele nierówności opona bardzo fajnie amortyzuje.
Kilka razy pojechałem na BUBie w "teren"- na szutrze opona również dobrze się zachowuje, w lesie na utwardzonej nawierzchni również nie ma problemu. Kiepsko zaczyna się robić w grząskim błocie, w którym opona nie ma prawa sobie poradzić. No ale skoro opona miejska, to nikt nie zakładał jazdy w błocie... ;)


Odprowadzanie wody.
Kategoria rodem z testu opon samochodowych, właściwie nigdy nie poruszana przy testach opon rowerowych, a chyba warto...
Podczas jazdy w deszczu opona bardzo dobrze się sprawuje, a z uwagi na słuszną szerokość nie wpada w niekontrolowane poślizgi.
Ciężko jednak jeździć na BigApple bez błotników. Bieżnik, choć płytki, jest tak ukierunkowany, że cała woda z nawierzchni trafia prosto na rowerzystę.
Ja używam "seryjnych" błotników Batavusa w połączeniu z przednim chlapaczem i nie narzekam- wszystko, łącznie z butami, mam suche. Może kiedyś pomyślę o tylnym chlapaczu, bo opona bardzo mocno wyrzuca wodę do tyłu, a gdy ktoś jedzie za nami, to robi się niefajnie.

Osiągi.
Schwalbe BigApple jest typową oponą miejską i nie ma co oczekiwać od niej nie wiadomo jakich prędkości. Trzeba znaleźć kompromis- niższe ciśnienie / więcej komfortu jazdy / mniejsza prędkość lub wyższe ciśnienie / mniej komfortu jazdy / większa prędkość.
Fizyki nie oszukamy :)
Osobiście wybieram pierwszy kompromis, a moja średnia prędkość na BUBie nie przekracza siedemnastu kilometrów na godzinę.

Wytrzymałość.
Moje Jabłuszka mają za sobą dokładnie dwa tysiące trzysta trzy kilometry na dzień dzisiejszy, stan jak na zdjęciach niżej. Niestety jazda nie mniejszym ciśnieniu sprawia również, że opona szybciej się zużywa.
Zawsze uważałem, że opony Schwalbe są najmniej wytrzymałe (najszybciej się zużywają)  spośród wszystkich renomowanych marek ogumienia rowerowego, zwłaszcza te górskie.
W przypadku BigApple zużycie jednak nie postępuje tak bardzo, jak mi się wydawało. Bieżnik nadal jest wyraźny, opona nie jest popękana, pasek odblaskowy nadal na swoim miejscu. A zaznaczam, że rower używany jest przez cały rok, bez względu na pogodę. Dodatkowo rower- nawet, gdy nie jest używany- większość czasu spędza na dworze przypięty, przez co narażony jest bezustannie na warunki atmosferyczne.

W ramach podsumowania- dwa tysiące trzysta kilometrów nie jest jakimś nie wiadomo jakim dystansem, myślę, że śmiało BigApple przejedzie jeszcze ze dwa razy tyle- jak już się posypie, to z pewnością coś o tym napiszę.
Póki co jestem bardzo zadowolony; trochę obawiałem się jazdy na "łysej" oponie w zimie, ale bez problemu dała sobie radę (bo co to za zimy teraz mamy...?).
Jeżeli geometria roweru na to pozwala, to śmiało mogę polecić te opony każdemu miejskiemu rowerzyście.

Moje "maksy" na Schwalbe BigApple:
- obciążenie przodu: rower + moje dziewięćdziesiąt kilogramów + dziesięć browarów w skrzynce;
- obciązenie tyłu: rower + moje dziewięćdziesiąt kilogramów + piętnaście kilogramów karmy dla psa + sakwa około pięć kilogramów;
- maksymalna prędkość: pomiędzy czterdzieści pięć a pięćdziesiąt kilometrów na godzinę;
 Na koniec dość istotna informacja- jeszcze nie udało mi się przebić dętki odkąd jeżdżę na tych oponkach.

Poniżej kilka zdjęć poglądowych.
Nowe:







Oraz stan moich na chwilę obecną:









Ze spraw "serwisowych" BUBa- dziś wymieniłem baterie w przedniej i tylnej lampce. Co prawda jeszcze dawały radę, ale świeciły trochę słabo. Bezpieczeństwo przede wszystkim! :)
Nadmienię tylko, że z przodu była to druga wymiana, z tyłu zaś pierwsza.
Kategoria Praca, Serwis, Test, Wrocław


  • DST 15.08km
  • Czas 00:54
  • VAVG 16.76km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dwa koła BUBka.

Poniedziałek, 1 lutego 2016 · dodano: 02.02.2016 | Komentarze 0

Dwa tysiące kilometrów na BUBie za nami.
Większych zastrzeżeń nie mam, wszystko działa bez zarzutu.
Jak na razie dwa razy podciągałem łańcuch, raz oliwiłem łańcuch, na początku był problem z prawidłowym ustawieniem biegów, ale po naciągnięciu się linki problem zanikł.
Warto nadmienić, że rower właściwie większość czasu stoi na dworze- bez względu na pogodę.



Z niecierpliwością czekam na pięć tysięcy kilometrów przebiegu, żeby wg zaleceń producenta przeglądnąć, przeczyścić i przesmarować tylną piastę. Ciekawe, co po takim czasie będzie skrywała...? :)
Kategoria Praca, Test, Wrocław


  • DST 11.05km
  • Czas 00:47
  • VAVG 14.11km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Test długodystansowy plecaka rowerowego Deuter Race EXP 2010r.

Piątek, 8 stycznia 2016 · dodano: 08.01.2016 | Komentarze 1

Postanowiłem pokusić się o test plecaka rowerowego Deuter Race EXP. Test długodystansowy, ponieważ mam ten plecak od mniej więcej początku roku dwa tysiące jedenastego.
Jest to pierwszy mój plecak Deutera, od którego właściwie zacząłem przygodę (i przyjaźn) z tym niemieckim producentem. Dziś, zarówno ja, jak i Justynka, mamy po kilka Deuterów.

Kilka suchych faktów.
Deuter Race EXP jest plecakiem o pojemności piętnastu litrów z możliwością powiększenia do siedemnastu (za pomocą suwaka zwiększamy/ zmniejszamy pojemność).
System nośny, to zastosowany w wielu innych modelach tego producenta- Deuter AirComfort.
Na zewnątrz plecaka znajduje się jedna kieszonka organizacyjna na mniejsze rzeczy, schowek na pokrowiec przeciwdeszczowy, schowek na siatkę do zamocowana kasku, dwie boczne kieszonki wykonane z drobnej siatki ze ściągaczami na górze, zakrywany otwór na wyjście rurki bukłaka; dodatkowo, jak przystało na plecak rowerowy- pas biodrowy i piersiowy. Na szelkach umieszczono haczyki umożliwiające stabilne zamocowanie wyżej wspomnianej rurki bukłaka.
Wnętrze plecaka, to jedna komora, z dwiema niewielkimi przegródkami (jedna- bliżej pleców- pod bukłak), druga to mala kieszonka organizacyjna zamykana na zamek oraz rzepem do mocowania worka z woda.
Materiał, z którego plecak jest wykonany, to twór często wykorzystywany w plecakach tej firmy, trochę przypominający CoroDurę. W każdym razie materiał odpycha wodę w stopniu bardzo zadowalającym (pokrowiec przydaje się podczas jazdy w większym deszczu lub podczas długiej jazdy przy umiarkowanych opadach); dodatkowo odporny jest na otarcia, rozdarcia, przetarcia. A że plecaki średnio "szanuje", to wiem, o czym piszę ;) Zaliczył kilka gleb, rzucanie bez poszanowania po lesie, kamieniach i tak dalej i nadal ma się dobrze.
Jeżeli chodzi o sam system nośny- AirComfort- jest naprawdę niezły. Nie ma tak, ze plecy w ogóle się nie pocą, bo kto jeździ z plecakiem, ten wie, ze to nie możliwe... Nie mniej jednak system ten sprawdza się całkiem nieźle. Dodatkowym atutem tego systemu z siatką jest taki, ze często podczas dłuższych wycieczek wciskałem tam na przykład bluzę, gdy ta nie chciała się zmieścić do środka.

Dlaczego od niego wszystko się zaczęło...?
Przede wszystkim jakość wykonania. Ten, kto raz poznał Deutera, tak szybko nie zakończy z nim znajomości. Znam wiele osób, które tak, jak ja na jednym nie poprzestały.
Użyte materiały są naprawdę mocne i wytrzymałe, a jakość wykonania na- co tu dużo pisać- niemieckim poziomie; całość jest naprawdę przemyślana. A o zamkach psujących się w Deuterach jeszcze nie słyszałem.
Race EXP jest plecakiem o stosunkowo niewielkiej pojemności (biorąc pod uwagę inne stricte rowerowe produkty Deutera), przeznaczonym raczej na krótkie, jednodniowe wycieczki czy przejażdżki. Świetnie się tez sprawdza, jako plecak codziennego, "cywilnego" użytku.
Ja również traktuję go jako plecak na raczej krótkie wypady, głównie jednodniowe, lub kilkudniowe z bazą noclegową. Choć raz udało mi się w niego zapakować na trzydniowy rowerowy trip po górach z kuchenką gazową (!), śpiworem (!!) i namiotem (!!!) oraz całą resztą szpeju (ciuchami, podstawowymi narzędziami, naczyniami, żarciem i- na bieżąco uzupełnianymi- browarami, a tych potrafię w siebie zmieścić ;)).
Chciałbym jeszcze umieć się tak spakować... ;)

Piętnast litrowe wnętrze, jak pisałem wcześniej, można szybko powiększyć o dwa litry. Po prostu rozsuwamy zamek błyskawiczny i już dysponujemy większą przestrzenią. Pojemność zwiększa się bardziej w górnej części, co pozwala na upchanie kanapek lub kurtki przeciwdeszczowej. Opcja o tyle fajna, ze na przestrzeni lat mało kiedy korzystałem z podstawowej opcji piętnastu litrów.

Test długoterminowy...
Pewnie każdy chciałby poczytać najpierw o tym, co się z plecakiem stało na przestrzeni tych kilku intensywnych lat użytkowania...
Gwoli wyjaśnienia- plecak przez ponad dwa lata był używany niemal codziennie; dopiero po tym czasie, gdy wyjazdy rowerowe wydłużyły się o kilka dni, zainwestowałem w kolejnego- większego- Deutera (o nim innym razem). Po dziś dzień plecak używam do krótkich przejażdżek po Wrocławiu i okolicach lub na kilkudniowe, gdy śpimy w aucie lub na kwaterach i mam możliwość przepakowania się na kolejny dzień. 
Pierwsze (i chyba jedyne), co się zepsuło, to połamałem haczyki od siatki do mocowania kasku na zewnątrz. Szkoda o tyle, że poza kaskiem częściej przytraczałem tam śpiwór, czasem namiot, lub upychałem grubsze ciuchy. Plastik poddał się, bo trochę przesadziłem pewnego razu. Dodatkowo starły się niektóre napisy ("H2O" na klapce maskującej otwór na wyjście rurki bukłaka, "Race EXP" na zewnętrznej kieszonce), ale komu one są potrzebne (choć trochę szkoda, bo były odblaskowe)...?
Zamek odpowiedzialny za powiększenie ładowności od początku wymagał sporo uwagi przy rozpinaniu i zapinaniu- lubił się blokować, gdy dostał się pod niego niepotrzebny materiał, wiec operacja ta zawsze wymagała zwiększonej czujności.
W jednym miejscu pojawiło się lekkie rozszarpanie materiału, które pewnie pojawiło się podczas jakiejś gleby lub podczas przejazdu przez ostre chaszcze- nie wiem, nie zarejestrowałem dokładnie chwili powstania tego "defektu".

Czas na minusy.

W moim odczuciu plecak ten ma dwa zasadnicze minusy.
Pierwszy, to [sic!] stelaż. Usztywnienie, które bardzo mocno komplikuje włożenie plecaka do pralki i wypranie go w "przyzwoitych" warunkach. Jeżeli nie masz pralki + sześć kilogramów wsadu, to zapomnij, ze wypierzesz kilka plecaków na raz.
Drugi, bardziej przyziemny, to pokrowiec przeciwdeszczowy, a raczej jego umiejscowienie. Podczas jazdy ze schowanym rain coverem zabiera sporo przestrzeni wewnątrz plecaka, bo kieszonka na jego złożenie jest tak głupio ułożona. Doprowadzało to takich sytuacji, że odczepiałem go ze schowka i wolałem schować w siatkowanej kieszonce na zewnątrz, żeby zyskać wewnątrz te około trzysta mililitrów pojemności.

I na plusy.
Przede wszystkim materiał. Jest bardzo wytrzymały. Niestety, ale nowsze plecaki Deutera (bez względu na klasę) są robione z trochę innego (według mnie słabszego) zamiennika. Nie wiem czy wynika to z chęci zaoszczędzenia na materiale czy takie są teraz standardy. W każdym razie materiał jest naprawdę w dechę- nie ważne czy z pokrowcem (podczas większych opadów) czy bez (podczas mniejszych)- nie udało mi się plecaka całkowicie przemoczyć. Ani zniszczyć, choć jak już wspomniałem- daleki jestem od dbania o nie.
Przemyślana konstrukcja, to kolejny plus (nie licząc schowka na pokrowiec przeciwdeszczowy). Mimo niewielkich rozmiarów jest bardzo pakowny. Pasy- biodrowy i piersiowy- maja szerokie spektrum regulacji, co sprawia, ze plecak dopasuje się zarówno do osoby szczuplejszej, jak i do "byczka". Szelki, a własciwie ich regulacja, pozwalają na idealne dopasowanie do pleców nawet podczas jazdy.
Plecak, jak przystało na rowerowego Deutera, nie przeszkadza podczas jazdy w kasku- nic nie tłucze, nie zsuwa, pozwala zapomnieć o bagażu i cieszyć się jazdą. Nośność? Ciężko powiedzieć, ja do niego napchałem około piętnastu kilogramów i wszystko wytrzymało, zwłaszcza zamki, które najczęściej w takich sytuacjach puszczają.
System wentylacji jest na wysokim poziomie, ale jak wspomniałem wcześniej- podczas jazdy z plecakiem nie ma opcji, żeby się nie spocić. I nie ma tu znaczenia czy jest to plecak Deuter, Evoc, Kelly's czy Decathlon.

A wiem, co pisze, bo plecaki lubuje, jak kobiety szpilki i torebki. :)


Poniżej kilka zdjęć poglądowych plecaka (na chwilę obecną).










































Kategoria Wrocław, Test


  • DST 27.96km
  • Teren 8.50km
  • Czas 01:56
  • VAVG 14.46km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Niedziela, 15 listopada 2015 · dodano: 16.11.2015 | Komentarze 0

Żeby nie było, że całą niedzielę przeleżałem w łóżku, postanowiłem wyjść na chwilę "coś pokręcić". Pogoda wybitnie nie sprzyjała- deszcz, wiatr, zimno- ale co tam; uzbroiłem się w ponczo i ruszyłem. 
Początkowo miałem zrobić trasę Wojnów- Łany- Radwanice i do domu, ale na wysokości nowego mostu w Łanach tak się rozpadało, że zdecydowałem się na powrót szybciej- wałami.
Po dwóch godzinach miałem dość- przemoczone spodnie, buty, do tego przezywający wiatr.
Może uda się w tym roku dobić do pięciu tysięcy, choć trochę w to wątpię.



Ponczo Mirage.

Jakiś czas temu do oferty sklepowej wprowadzone zostały poncza firmy Mirage; bardzo ciekawa cenowa alternatywa, bo w detalu, to osiemdziesiąt złotych za całkiem nieźle zapowiadający się produkt przeciwdeszczowy. Długo nie myśląc, skuszony przede wszystkim ceną- wziąłem.
Z uwagi na korzystną, jak na jesień, pogodę nie bardzo miałem jak je "przetestować". Dziś w końcu się udało,więc mogę się podzielić kilkoma spostrzeżeniami.
Czym ponczo rowerowe jest wie chyba każdy rowerzysta, zwłaszcza ten używający roweru na co dzień w mieście. Duża płachta wykonana z (mniej lub bardziej) wodoodpornego materiału.
Ponczo Mirage jest taką właśnie płachtą, całości dopełnia kaptur z daszkiem, kilka elementów odblaskowych oraz duża kieszonka z przodu, do której "chowa" się całe ponczo, gdy nie jest używane.
Ciężko stwierdzić jednoznacznie czy jazda w  tym jest wygodna czy nie, może to kwestia indywidualna. Mi było dziwnie. Co prawda podczas jazdy w dość intensywnym deszczu dość długo moje ubrania były suche z zewnątrz, ale od środka zachodził znany z chamskich kurtek przeciwdeszczowych efekt "zaparzania się". Po dłuższej jeździe całość zaczęła zachowywać się tak, jak dotknięcie mokrego od zewnątrz namiotowego tropiku. Może to kwestia dystansu i producent zakłada, że nikt nie robi w mieście w intensywnym deszczu więcej niż piętnaście kilometrów, bo od mniej więcej tego dystansu ponczo zaczęło być trochę bezużyteczne.
Druga sprawa, to to, że  na większym wietrze całość dość mocno podwiewa i przestaje pełnić swoją funkcję. W droższych modelach jest to rozwiązane paskami na klamerkę od wewnątrz, którymi spina się tył z przodem i eliminuje podrywanie poncza na wietrze.
Niepodważalnym plusem jest to, że w dużym ponczo (ponczu ? ;)) w mocnym czerwonym kolorze rowerzysta jest zdecydowanie bardziej widoczny podczas jazdy w kiepskich warunkach atmosferycznych. Kolejną zaletą jest również to, że uda również pozostają suche.
Waga i rozmiary poncza po złożeniu jakoś nie powalają, paczka zajmuje w torbie mniej więcej tyle samo miejsca, co typowa kurtka przeciwdeszczowa.
Zobaczę jeszcze, jak będzie mi się w tym jeździło na krótszych dystansach, typowych dojazdach do pracy; bo póki co nie jestem jakoś bardzo zachwycony.
















  • DST 9.02km
  • Czas 00:33
  • VAVG 16.40km/h
  • Sprzęt [R.I.P.] BUBek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Czwartek, 5 listopada 2015 · dodano: 05.11.2015 | Komentarze 0

Trzecia przednia lampka w BUBie; pierwsza złapała wilgoć i nie chciała się wyłączyć, w drugiej był wadliwy uchwyt i zwyczajnie się urwała. 
Do trzech razy sztuka ;) 
Kategoria Praca, Serwis, Test, Wrocław


Flag Counter