Info

Więcej o mnie.















Moje rowery
Archiwum bloga
- 2025, Czerwiec4 - 2
- 2025, Maj10 - 9
- 2025, Kwiecień10 - 8
- 2025, Marzec8 - 2
- 2025, Luty12 - 7
- 2025, Styczeń10 - 2
- 2024, Grudzień1 - 1
- 2024, Listopad8 - 5
- 2024, Październik15 - 11
- 2024, Wrzesień10 - 8
- 2024, Sierpień6 - 4
- 2024, Lipiec6 - 5
- 2024, Czerwiec3 - 3
- 2024, Maj9 - 7
- 2024, Kwiecień9 - 1
- 2024, Marzec10 - 5
- 2024, Luty2 - 2
- 2024, Styczeń3 - 1
- 2023, Grudzień3 - 1
- 2023, Listopad2 - 0
- 2023, Październik2 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 4
- 2023, Sierpień4 - 0
- 2023, Lipiec5 - 0
- 2023, Czerwiec1 - 0
- 2023, Maj2 - 0
- 2023, Kwiecień3 - 0
- 2023, Marzec5 - 0
- 2023, Luty5 - 0
- 2023, Styczeń4 - 0
- 2022, Grudzień3 - 0
- 2022, Listopad2 - 0
- 2022, Październik4 - 0
- 2022, Wrzesień5 - 0
- 2022, Sierpień4 - 0
- 2022, Lipiec4 - 3
- 2022, Czerwiec13 - 8
- 2022, Maj10 - 8
- 2022, Kwiecień5 - 5
- 2022, Marzec6 - 2
- 2022, Luty2 - 2
- 2022, Styczeń2 - 1
- 2021, Grudzień5 - 1
- 2021, Listopad6 - 1
- 2021, Październik5 - 2
- 2021, Wrzesień7 - 0
- 2021, Sierpień5 - 2
- 2021, Lipiec2 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 6
- 2021, Maj4 - 8
- 2021, Kwiecień6 - 11
- 2021, Luty1 - 1
- 2021, Styczeń2 - 3
- 2020, Grudzień4 - 7
- 2020, Listopad4 - 1
- 2020, Październik1 - 1
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień9 - 8
- 2020, Lipiec5 - 0
- 2020, Czerwiec7 - 5
- 2020, Maj5 - 4
- 2020, Kwiecień4 - 0
- 2020, Marzec22 - 11
- 2020, Luty37 - 11
- 2020, Styczeń40 - 20
- 2019, Grudzień34 - 8
- 2019, Listopad41 - 0
- 2019, Październik40 - 2
- 2019, Wrzesień42 - 3
- 2019, Sierpień28 - 0
- 2019, Lipiec50 - 9
- 2019, Czerwiec35 - 0
- 2019, Maj36 - 3
- 2019, Kwiecień34 - 4
- 2018, Grudzień6 - 0
- 2018, Listopad12 - 2
- 2018, Październik16 - 0
- 2018, Wrzesień22 - 0
- 2018, Sierpień16 - 0
- 2018, Lipiec21 - 0
- 2018, Czerwiec23 - 0
- 2018, Maj17 - 11
- 2018, Kwiecień29 - 6
- 2018, Marzec25 - 0
- 2018, Luty30 - 6
- 2018, Styczeń29 - 6
- 2017, Grudzień27 - 0
- 2017, Listopad23 - 0
- 2017, Październik19 - 2
- 2017, Wrzesień25 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec26 - 3
- 2017, Czerwiec32 - 4
- 2017, Maj30 - 2
- 2017, Kwiecień36 - 0
- 2017, Marzec30 - 0
- 2017, Luty21 - 2
- 2017, Styczeń21 - 1
- 2016, Grudzień24 - 1
- 2016, Listopad25 - 4
- 2016, Październik29 - 0
- 2016, Wrzesień31 - 6
- 2016, Sierpień28 - 3
- 2016, Lipiec35 - 2
- 2016, Czerwiec32 - 2
- 2016, Maj45 - 2
- 2016, Kwiecień32 - 0
- 2016, Marzec31 - 1
- 2016, Luty26 - 0
- 2016, Styczeń29 - 1
- 2015, Grudzień27 - 0
- 2015, Listopad26 - 0
- 2015, Październik28 - 6
- 2015, Wrzesień27 - 2
- 2015, Sierpień32 - 0
- 2015, Lipiec29 - 4
- 2015, Czerwiec21 - 0
- 2015, Maj32 - 1
- 2015, Kwiecień25 - 0
- 2015, Marzec23 - 0
- 2015, Luty7 - 0
- 2015, Styczeń16 - 0
- 2014, Grudzień15 - 8
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik26 - 10
- 2014, Wrzesień26 - 4
- 2014, Sierpień26 - 5
- 2014, Lipiec32 - 3
- 2014, Czerwiec28 - 1
- 2014, Maj29 - 13
- 2014, Kwiecień28 - 2
- 2014, Marzec27 - 5
- 2014, Luty26 - 8
- 2014, Styczeń29 - 11
- 2013, Grudzień31 - 16
- 2013, Listopad27 - 18
- 2013, Październik31 - 29
- 2013, Wrzesień27 - 10
- 2013, Sierpień26 - 0
- 2013, Lipiec25 - 2
- 2013, Czerwiec30 - 11
- 2013, Maj31 - 21
- 2013, Kwiecień29 - 42
- 2013, Marzec19 - 17
- 2013, Luty16 - 10
- 2013, Styczeń25 - 36
- 2012, Grudzień19 - 15
- 2012, Listopad24 - 7
- 2012, Październik24 - 0
- 2012, Wrzesień25 - 3
- 2012, Sierpień27 - 0
- 2012, Lipiec29 - 8
- 2012, Czerwiec13 - 14
- 2012, Maj4 - 0
- 2012, Marzec2 - 0
- 2011, Listopad1 - 0
- 2011, Październik2 - 0
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Czerwiec3 - 0
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień3 - 0
- 2011, Marzec3 - 0
- 2011, Luty1 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Test
Dystans całkowity: | 1058.92 km (w terenie 157.35 km; 14.86%) |
Czas w ruchu: | 69:26 |
Średnia prędkość: | 12.30 km/h |
Maksymalna prędkość: | 43.91 km/h |
Suma podjazdów: | 1410 m |
Suma kalorii: | 695 kcal |
Liczba aktywności: | 75 |
Średnio na aktywność: | 14.12 km i 1h 09m |
Więcej statystyk |
- DST 6.55km
- Czas 00:23
- VAVG 17.09km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
Rękawiczki rowerowe Ergon HA2.
Piątek, 23 października 2015 · dodano: 23.10.2015 | Komentarze 2
Nie mam szczęścia do rękawiczek. Choć jeździłem już w produktach wielu firm, to zawsze coś było nie tak- najczęściej rękawiczki pruły się między palcami (nie ważne czy był tam szew czy nie...), albo na końcach palców (może trzeba częściej robić manicure...? ;)).Tym razem- trochę korzystając z tego, że w sklepie mam dostęp do Ergona, a trochę z chęci posiadania kompletu chwytów i rękawiczek od jednego producenta- postanowiłem zakupić rękawiczki Ergon HA2. Może te uda mi się poużywać dłużej, niż jeden sezon...
Pierwszy wyjazd w góry z nowymi rękawiczkami mam za sobą, więc spróbuję coś o nich napisać.
Pierwsza sprawa, to dobranie odpowiedniego rozmiaru (dość istotna sprawa w przypadku zamawiania ze sklepu internetowego).
Moje dłonie do najmniejszych nie należą, ale nie są też bochnami chleba drwala z podkarpacia; na ogół mieszczę się w rozmiar L i w tym rozmiarze też zamówiłem pierwszą parę. Pudło. Stanowczo za małe, do tego stopnia, że ledwo mogłem naciągnąć je na dłoń. Za późno dowiedziałem się o tym, że Ergon udostępnia fajną ściągawkę z rozmiarami, więc za drugim razem strzeliłem w XL.
W tym rozmiarze HA2 są mocno dopasowane i mogłyby być ciut większe (XXL), ale stwierdziłem, że się rozciągną, dopasują i będzie ok.
Poniekąd faktycznie tak się stało.
Na początek, jak zawsze, trochę teorii.
Nie znam się na materiałach, więc wywodów nie będzie. Na metce jest coś o nylonie, poliestrze, spandexie, a nawet kevlarze i latexsie. Cokolwiek to znaczy ;)
Na oko wygląda to tak: wierzchnia część wykonana jest po części z lekko siatkowanego materiału (zapewne odpowiadającego za dobrą wentylację) oraz czegoś, co przypomina lekką skórę ekologiczną (miejsca wrażliwe na przetarcia, czyli końcówki palców, bok palca wskazującego); spód to grubszy materiał, który nie wygląda, jakby miał się szybko zetrzeć, dodatkowo wzmocniony w miejscu, gdzie opiera się ciężar ciała.
Całość zapina nieduży rzep, a okolice kciuka, to standardowo frote do ocierania potu.
Dość istotną sprawą, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, to specjalne "nakładki" na wewnętrznej stronie palca wskazującego i środkowego umożliwiające obsługę telefonów z ekranem dotykowym.
W newralgicznych miejscach nie ma szwów, więc wygoda jest gwarantowana.
Jazda.
Po założeniu rękawiczki są wygodne. Naprawdę wygodne. Dobrze trzymają się gripów; podczas jazdy są praktycznie nieodczuwalne, bezproblemowo obsługuje się zarówno hamulec, jak i przerzutki, a dodatkowo zapewniają dobre trzymanie.
Używałem ich na zeszłotygodniowym wyjeździe do Strefy MTB Sudety- pogoda nie rozpieszczała- deszcz, wiatr, zimno.
Jeżeli chodzi o nieprzemakalność, to nie ma jej w ogóle- rękawiczki łapią wodę, kiedyś w popularnej grze wilk chciałby łapać jajka ;) Mokre, przy wietrze, chłodzą dłonie, ale tak mają właściwie wszystkie rękawiczki. Za ciepło też w nich nie jest, ale to nie rękawiczki przeciwdeszczowe czy zimowe ;)
Ważne, że nawet w takich warunkach spełniają swoją podstawową funkcję, czyli trzymanie roweru.
Na tym można by właściwie skończyć i uzupełnić wpis w lecie, po przejażdżce w suchych, ciepłych warunkach.
Plusy chyba jasno określiłem w tekście, więc mogę się skupić na minusach...:
- standardowo cena, choć ta i tak nie jest jakaś mocno wygórowana;
- "nakładki" umożliwiające obsługę smartfonów wcale się nie sprawdzają, choć to może wina pogody i ogólnie wilgotnej aury; są według mnie najsłabszym punktem tych rękawiczek;
- mocno przewiewne, co czyni je mało uniwersalnymi (do użytkowania właściwie w okresie późna wiosna/ wczesna jesień)- dla niektórych oczywiście może to być plusem, biorąc pod uwagę coraz cieplejsze lata;
- jak na rękawiczki przeznaczone do AllMountain/ Enduro, trochę za mało wzmocnień;
- brak "pętelek" ułatwiających zdejmowanie rękawiczek;
- trochę mały rzep.
Nazbierało się trochę tych minusów, nie mniej jednak rękawiczki naprawdę spełniają swoje funkcje- chronią dłonie, dobrze trzymają, są bardzo wygodne. O to chyba przede wszystkim chodzi :)
Co prawda to wrażenia po tylko jednej wycieczce, ale jakieś spostrzeżenia są. Gdy coś się zmieni, z pewnością o tym poinformuję.




- DST 8.55km
- Czas 00:33
- VAVG 15.55km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
Gripy Ergon GA1 EVO.
Czwartek, 8 października 2015 · dodano: 08.10.2015 | Komentarze 1
Gripy, to taki element składowy roweru, który spora część rowerzystów traktuje bardzo po macoszemu. Trochę niesłusznie, bo to dzięki nim właśnie mamy pośrednio kontrolę nad układem kierowniczym, a co za tym idzie- całym rowerem. Chwyty (często przez klientów całkiem poważnie nazywanych "łapkami", "trzymakami", "końcówkami" lub- uwaga!- "porożem") są jednak dość istotne- ich budowa, kształt, materiał, z którego są wykonane wpływają bezpośrednio na wygodę jazdy i prowadzenie roweru.Jadący rowerzysta ma trzy punkty podparcia ciała: pedała, siodełko i kierownicę. W zależności od przeznaczenia roweru i zajmowanej pozycji większość ciężaru ciała opieramy albo na pedałach (rowery dualowe, trialowe), albo na siodle (rowery miejskie, trekkingowe), lub też na gripach właśnie (przede wszystkim rowery górskie).
Chwyty można podzielić na kilka kategorii i podkategorii: w zależności od ergonomii, materiału z którego są wykonane, przeznaczenia...
Skupmy się jednak na rowerach górskich, modnie teraz zwanych all mountain, enduro i tak dalej... Po prostu MTB.
Na początku lat dziewięćdziesiątych materiał, który przodował w produkowanych gripach był albo beznadziejną pianką (do dziś to ustrojstwo można spotkać...) lub twardą gumą (którą ciężko było wcisnąć na kierownicę, bądź odwrotnie- nie dało się tego zamocować tak, żeby się nie obracały...).
Na przełomie Millenium coraz częściej można było spotkać bardziej miękką gumę, bardziej wyprofilowaną, ergonomiczną. Modele znane z tych "wyspecjalizowanych" downhillowych zaczęły schodzić do niższych grup. Pomału standardem zaczęły stawać się chwyty z obejmą umożliwiającą "przykręcenie" ich do kierownicy tak, żeby się nie obracały. Nie ma nic bardziej wkurzającego podczas zjazdu, jak niestabilne gripy- uprzykrzają hamowanie i panowanie nad rowerem, a to kluczowe sprawy podczas jazdy w górach.
Potem rowery górskie- oprócz tego, że są górskie- zaczęły być szlakowymi, zjazdowymi, enduro, all mountain, takimi do maratonów, fullami, hard tailami i... ciężko zliczyć czym jeszcze ;)
Pozostała jednak jedna z kilku wspólnych cech tych rowerów- między innymi przykręcany chwyty kierownicy.
Chwytów w swoim życiu miałem sporo, również tych mocowanych do kiery. Przyznać muszę, że ten system jest kamieniem milowym w kolarstwie górskim. Można bezpiecznie zjeżdżać, podjeżdżać- wszystko na kierownicy jest przykręcone, nic się nie rusza; jest pewnie i bezpiecznie.
Na chwyty Ergona- bo to w końcu dziś o nich- wpadłem całkiem "przypadkowo" kupując Canyona na początku dwa tysiące trzynastego roku. Od razu się w nich zakochałem, bo nie dość, że stabilne, to bardzo wygodne.
Użyta guma jest dość miękka, co za tym idzie bardzo wygodna. Dłonie się na niej nie ślizgają, co poprawia utrzymanie roweru pod sobą. To, że użyta guma jest dobrej, wysokiej klasy nie pozostawia wątpliwości nawet podczas jazdy bez rękawiczek- dłonie, nawet spocone, pozostają czyste, bez drobinek ścierającej się gumy. Kolejna sprawa, to właśnie jazda bez rękawiczek- zawsze miałem z tym problemy, a w przypadku GA1 EVO- ulotniły się. Jazda w czy bez rękawiczek nie robi większej różnicy, choć to pewnie bardzo subiektywne odczucie, bo "każdy ma inaczej". ;)
Blisko dziesięć tysięcy przebiegu Ergonów, to dosyć sporo. Nie narzekałem na nie do ostatniej przejażdżki, kiedy to prawy przestał trzymać się kiery i podczas przenoszenia ciężaru ciała zaczął się okręcać... Swoją drogą wierzchnia warstwa gumy bardzo się wizualnie zużyła. Z resztą nie tylko wizualnie, ale i namacalnie, bo chwyty zwyczajnie ułożyły się pod moją dłoń...
Ewidentnie przyszedł więc czas na zmianę na nowe. Nowe, w tym wypadku, oznacza na te same. :)
Dlaczego?
Dlatego, że mieszanka gum użyta do ich produkcji odpowiada mi bardziej niż w jakichkolwiek innych chwytach.
Dlatego, że ta sama mieszanka gumy sprawia, że grip "układa" się pod dłoń danej osoby (zupełnie, jak siodła Brook'sa układają się pod tyłki użytkowników) po niedługim czasie, a potem "starcza" to na bardzo, bardzo długo.
Dlatego, że chwyty Ergona są naprawdę genialnie wyprofilowane- tam, gdzie trzeba więcej materiału, tam jest, a gdzie go potrzeba mniej, tam jest go po prostu mniej. Proste.
Dlatego- w końcu- że pomimo mojej dużej dłoni te gripy mają odpowiednią szerokość.
Tym razem postanowiłem "zaszaleć" i kupić bardziej zwariowany kolor ;) Nie chciałem znów czarnych, żółtych nie było, więc postawiłem na oczojebne zielone :) Pasują do roweru trochę, jak kurwie majtki, ale wygląd, to drugorzędna sprawa.
Cena Ergonów nie jest wygórowana- niecała stówka za dobrej klasy chwyty nie jest zła. Choć pewnie z tego powodu kosztuje to więcej, to samo "opakowanie" robi fajną robotę, bo można sobie je przymierzy, w sklepie symulując ułożenie dłoni.
Wychodzi na to, że chyba odnalazłem swoje gripy idealne. Drugi raz znajdują miejsce w moim rowerze. Nie ma co się oszukiwać- znajdą i trzeci po kolejnych dziesięciu tysiącach ;)








- DST 7.60km
- Czas 00:27
- VAVG 16.89km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
Hamulce Shimano Deore XT M785.
Środa, 7 października 2015 · dodano: 07.10.2015 | Komentarze 1
W maju tego roku założyłem do Canyona nowe hamulce Shimano XT, w zamianę wysłużonych Avid Elixir 3. Trochę kilometrów już na nich przejechałem (głównie w terenie), uległy magicznemu "dotarciu się", wiec można już co nieco o nich napisać.ZESTAW.
Przedni i tylny hamulec zapakowany jest w osobne pudelka. Wewnątrz każdego znajduje się komplet- klamka, zacisk i przewód, a dodatkowo zestaw do ewentualnego skrócenia przewodu.
Hamulce są zalane, odpowietrzone, maja zamontowane klocki i są właściwie gotowe do założenia na rower i jazdy.
Klocki w Shimano XT M785 wyposażone są w radiator, który odpowiada za lepsze odprowadzanie ciepła podczas hamowania. Do hamulców dedykowane są również tarcze hamulcowe w technologii IceTech, jednak nie ma ich w zestawie, można dokupić, ale cena nie jest za bardzo zachęcająca. Dlatego ja używam hamulców z tarczami Avid- na przodzie 203mm, z tylu 185mm.
MONTAŻ.
Montaż hamulców jest bajecznie prosty i nikt nie powinien mieć z tym problemu. Standard mocowania, to PostMount. Jeżeli widelec i rama są wyposażone również w ten system, to wystarczy ewentualny dobór adapterów lub podkładek do wielkości posiadanych tarcz. Jeżeli w widelec lub rama maja standard IS, to trzeba się liczyć z dodatkowymi kosztami w postać przejściówek.
ZACISK.
Zacisk hamulca jest bardzo podobny do modeli z poprzednich lat lub z niższych grup Shimano. To jaka jest w takim razie róznica? Przede wszystkim waga- XT są naprawdę lekkie.
Za hamowanie odpowiada sprawdzony system dwóch tłoczków- w przypadku M785 ceramicznych i o sporej średnicy dwudziestu dwóch milimetrów.. Fabrycznie założone klocki są półmetaliczne z wspomnianym wcześniej radiatorem.
KLAMKA.
Dźwignia hamulca jest przede wszystkim bardzo ładna i zgrabna (chociaż to oczywiście kwestia gustów...). Przystosowana do hamowania jednym bądź dwoma palcami. Oczywiście na górze klamki znajduje się zbiorniczek z olejem mineralnym, to tu wykonujemy zdecydowana większość czynności serwisowych, jak na przykład odpowietrzanie.
Sama dźwignia hamulca ma dwie regulacje- pierwsza z nich, to oczywiście pokrętło regulujące odległość klamki od kierownicy, dzięki czemu można ustawić hamulec pod swoja długość palców. Regulacja odległości klamki od kierownicy na szczęście nie wpływa na siłę hamowania, co niestety ma miejsce w wielu modelach hamulców hydraulicznych.
Druga- dość istotna- regulacja jest śruba umożliwiająca ustawienie tak zwanego "free stroke". Jest to nic innego, jak pusty skok klamki, czyli mówiąc prościej to, ile klamki musimy wcisnąć, żeby zacząć hamować. Fabryczne ustawienie, to około jednej trzeciej "pustego" skoku klamki. Można się do tego przyzwyczaić, albo kombinować z ustawieniem "pod siebie". Ja wybrałem pierwsza opcje.
NO I W KOŃCU... JAZDA!
Wbrew temu, co napisałem na początku tekstu Shimano XT M785 wcale nie musiały się docierać. Od samego początku były bardzo mocne i ekstremalnie czule. Przy dobrze ustawionych zaciskach nic nie trze, nie dzwoni, nie hałasuje. W suchych warunkach hamulce pracują bardzo cicho, podczas jazdy w mokrych warunkach są dość głośne, ale to głównie za sprawą metalicznych klocków hamulcowych. Osobiście bardzo nie lubię tego dźwięku, ale co zrobić...? ;)
Ważną kwestią w przypadku tych hamulców jest modulacja. Zakres pomiędzy delikatnym przyhamowaniem, a całkowitym zblokowaniem koła jest niewielki i trzeba się tych hamulców po prostu nauczyć. Dodając do tego "free stroke" na poziomie jednej trzeciej skoku klamki daje nam sporo jazdy do prawidłowego wyczucia tych hamulców.
Pierwszą jazdę z XT- kami miałem na Singltreku i była to trochę droga przez mękę, bo nie mogłem się przyzwyczaić- wciskałem kawałek klamki i nic się nie działo, a jak tylko nacisnąłem ciut (!) bardziej, to tylne koło się blokowało i momentami wpadało w poślizg. Teraz jest zdecydowanie lepiej- nauczyłem sie kontrolować siłę hamowania, ale do perfekcyjnego ich opanowania jeszcze trochę mi zostało ;)
Od początku maja do teraz jeździłem na M785 głównie w górach; najczęściej w suchych warunkach, choć kilka kałuż czy błotne ścieżki tez się zdarzały. Na chwilę obecną klocki nie wykazują większego zużycia, zobaczymy co będzie po okresie jesienno zimowym.
Pomimo jazdy w górach, częstych długich zjazdów jeszcze nie udało mi się zagrzać mocno tarczy, co niestety w przypadku Elixirów miało miejsce bardzo często...
Póki co jestem z nich bardzo zadowolony i właściwie są to najlepsze hamulce MTB, jakich miałem okazję używać. Jak to niestety bywa w tym segmencie- ich cena pozostawia sporo do życzenia, jednak ja miałem to szczęście, że mogłem je kupić w cenie hurtowej.
SERWISOWANIE.
Jeżeli chodzi o hamulce Shimano- jakiekolwiek- to są to najprostsze hamulce do serwisowania, jakie można było kiedykolwiek wymyślić. Średnio zaawansowany domowy mechanik rowerowy nie powinien mieć problemu z odpowietrzeniem tych hamulców, bądź nawet skróceniem za długiego przewodu.
Shimano, jak to Shimano udostępnia cala gamę narzędzi pomocnych przy serwisowaniu hamulców, jednak nie ma najmniejszego problemu, żeby zastąpić je domowymi "patentami". Niestety, w przypadku Avidów, Formuli czy Hayesów nie jest już tak kolorowo i często trzeba dysponować pokaźnym zapleczem narzędzi rowerowych.
Ważna sprawa- hamulce Shimano (wszystkie!) zalewamy TYLKO olejem mineralnym, a nie płynem hamulcowym DOT. Niby oczywista sprawa (nawet na zbiorniczku jest taka informacja), ale widywałem już hamulce serwisowane (nie tylko przez domorosłych mechaników...) przy pomocy DOT-ów, z popalonymi uszczelkami... :)
Jak tylko przyjdzie czas na odpowietrzenie lub wymianę oleju w hamulcach, to z pewnością pojawi się tutaj odpowiedni wpis.




- DST 30.08km
- Teren 17.00km
- Czas 01:35
- VAVG 19.00km/h
- Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
- Aktywność Jazda na rowerze
Continental Mountain King II- test jakościowy.
Sobota, 3 października 2015 · dodano: 03.10.2015 | Komentarze 0
W końcu, pierwszy raz od czterech dni na rowerze. Trzeba było nadrobić dni stracone dojazdami do pracy autem ;)Przy okazji odkurzyłem znów Canyona...
Od jakiegoś czasu można poczytać na "mądrych" forach opinie różnych "specjalistów" na temat opon Continentala; że od jakiegoś czasu jakość nie ta, że opony pękają, wybuchają, gubią klocki i inne różne tego typu dziwne opinie.
Na oponach Conti jeżdżę już naprawdę sporo czasu. Począwszy od szosowych, zwijanych GrandPrix, poprzez szybkie górskie RaceKing, po opony do cięższych zadań- Mountain King drugiej generacji.
Te ostatnie kolejny raz założyłem w okolicach kwietnia 2014. Do dziś są w Canyonie. Dystanse na nim coraz to mniejsze, ale są półtora roku i cały czas dają radę.
Jeżeli chodzi o jakość, to faktycznie- wersje drutowane raczej nie są produkowane w Niemczech. Wyglądają dość nędznie (w porównaniu do tych starszych), a i mieszkanka gum użytych do produkcji jakby bardziej kiepska...
Od dłuższego czasu Canyon wisi głównie na ścianie, bo na dłuższe trasy mam Diamanta, a na miasto Batavusa. Rower górski służy mi teraz głównie w górach- Singltreki, Rychleby, Izery. Łatwo nie mają, bo toczą się po szutrach, kamieniach, w błocie, deszczu i piachach. No lekko nie mają. Nie raz były bliskie rozdarciu na głazie, ale cały czas wygrywają. Kapci jakoś też szczególnie dużo nie złapałem.
Na ściankach nie widać rozwarstwiania się gumy, nie wychodzi oplot; żadnego klocka nie zgubiłem, choć często ich nie szczędzę przy hamowaniu; ani przednia, ani tylna opona nie jest wypaczona, nie robią się dziwne "gule".
Mam szczęście i udało trafić mi się dobre egzemplarze?.
Jednak uważam trochę inaczej- prawie za każdym, gdy wsiadam na rower pilnuję ciśnienia zalecanego przez producenta (w granicach rozsądku, dopasowując je do warunków jazdy). To jazda na zbyt niskim ciśnieniu powoduje "wychodzenie" oplotu na bokach opony; to właśnie zbyt niskie (lub zbyt wysokie) ciśnienie powoduje odrywanie się klocków.
Teraźniejszy Continental faktycznie nie ma już tej legendarnej kiedyś jakości, jednak przy odrobinie kultury technicznej wystarczą na naprawdę długo. Według mnie dłużej, niż konkurencyjne Schwalbe, które bardzo szybko się ścierają.
Użyte mieszanki gum, to zupełnie inna historia wpływająca na własności jezdne. Po krótce- guma jest dość twarda i dość mocno ślizga się na mokrych kamieniach przy około trzech barach.
Ale to już inna bajka...




Kategoria Canyon, Solowe stany, Test, Wrocław
- DST 6.49km
- Czas 00:25
- VAVG 15.58km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
Lampka stop Sigma BrakeLight- test.
Sobota, 26 września 2015 · dodano: 27.09.2015 | Komentarze 2
O czasu, kiedy mamy przyczepkę dla psa pojawił się mały problem: podczas jazdy, kiedy to Justynka jedzie za mną i za przyczepką, nie zawsze jest w stanie stwierdzić kiedy hamuję. Kilka razy denerwowała się, że prawie wjechała w przyczepkę, bo ja zacząłem zwalniać.Tuż przed urlopem w sklepie pojawiła się nowość- lampka stopu niemieckiego producenta elektroniki rowerowej Sigma Sport.
Długo się nie zastanawiając wziąłem dwie- jedną dla siebie, a drugą dla Justyny, żeby smutno Jej nie było ;)
Lampka jest niesamowicie mała i lekka- 7 gramów z baterią, to naprawdę niewiele. Dioda jest mocna, jasna i bardzo wydajna (według zapewnień producenta- około sto tysięcy (!) procesów hamowania; bądź jak kto woli dwieście godzin ciągłego świecenia).
BrakeLight przeznaczona jest do klasycznych hamulców mechanicznych (na linkę)- u- brake, v- brake i Cantilever. Niestety nie da się jej użyć w przypadku hamulców tarczowych (mechanicznych czy hydraulicznych) oraz rolkowych/ bębnowych.
Montaż jest bardzo prosty- zakładamy na linkę, dokręcamy śrubę mocującą i gotowe. Można jeszcze wyregulować kiedy lampka ma się zaświecić- czyli jak mocno trzeba nacisnąć klamkę hamulca, żeby lampka dała znać, że hamujemy.
Proste i szybkie.
W naszym przypadku czar prysł właśnie po założeniu lampki. W rowerach trekkingowych lampka taka nie za bardzo ma rację bytu z uwagi na umiejscowienie hamulca i... bagażnik, który prawie całą ją zasłania. Dodatkowo prawidłowo zamocowana lampka ma skłonności do przemieszczania się w płaszczyźnie góra- dół, co sprawia, że staje się jeszcze bardziej niewidoczna.
Kolejna sprawa to to, że pomimo zastosowania mocnej diody LED nie widać za bardzo w ciągu dnia, zwłaszcza słonecznego. To z kolei kwalifikuje lampkę do używania w nocy, co trochę mija się z celem (choć w okresie jesienno- zimowym podczas porannych dojazdów do pracy i popołudniowych z niej powrotów ma sens...).
Oczywiście powstają też pytania w stylu: a co, gdy hamuję w większości przednim (bardziej efektywnym) hamulcem? No nic, po prostu ta lampka się nie przyda. ;)
O wiele bardziej praktyczna ta lampka jest w sytuacji, gdy montujemy ją do roweru szosowego z hamulcem u- brake. Konstrukcja tego hamulca, gdzie linka poprowadzona jest pionowo gwarantuje nam to, że lampka nie będzie się przesuwała, a będzie też bardziej widoczna. Można też spróbować montażu w rowerach crossowych (bez bagażnika) z hamulcem v- brake, ale będzie występował taki problem, jak u mnie.
Generalnie kupiłem Sigmę BrakeLight pod wpływem chwili, zupełnie bez zastanowienia. Na szczęście nie była droga- dwadzieścia pięć złotych za sztukę, to nie są jakieś wielkie pieniądze.
Lampka jest typowym gadżetem dla osób, które na rowerze lubią mieć wszystko; mi się właściwie nie przydaje. Dodatkowo dziwi fakt wypuszczenia produktu na rynek, w którym hamulce mechaniczne są w odwrocie na rzecz hydrauliki.





Dorzucam dziś nową kategorię: "Test". Trochę tego szpeju do opisywania i testowania jest, a że rowerowy sezon ogórkowy się zaczyna, to będzie co robić. Kilka wcześniejszych wpisów też pozwoliłem sobie dorzucić do kategorii.
- DST 21.66km
- Czas 01:57
- VAVG 11.11km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
Dog runner- test.
Niedziela, 13 września 2015 · dodano: 14.09.2015 | Komentarze 0
Był test przyczepki do przewożenia psiaka, a dziś przyszedł czas na coś, co z Justynką nazywamy sobie "biegaczem"- DogRunner.Idea całego "urządzenia" jest prosta- umożliwienie jazdy na rowerze z psem biegnącym obok bez trzymania smyczy. Pies biegnie przy rowerze za pomocą specjalnego sztywnego wysięgnika mocowanego do ramy, ten z kolei zakończony jest gumową "smyczą", która pomaga w utrzymaniu psa.
Cały system DogRunner'a można podzielić na trzy (równie ważne) podzespoły.
Pierwszy, to mocowanie do roweru. Odpowiada za to obejma przykręcana dwiema śrubami, zakończona gwintem umożliwiającym przykręcenie wysięgnika.
Sama obejma jest o tyle problematyczna, że trzeba znaleźć dobre miejsce na ramie, żeby ją odpowiednio przykręcić. Ze względów bezpieczeństwa w grę wchodzi właściwie tylko tylny trójkąt ramy. Tu problemem mogą być za małe średnice rurek; trzeba użyć taśmy izolacyjnej, gumy, ale to rozwiązanie- nie oszukujmy się- połowiczne. Kolejna sprawa, to odpowiednie dokręcenie mocowania, tak, żeby się nie okręcało. Ciężko uniknąć ten efekt, mi się nie udało.
Drugim elementem jest wysięgnik. Posiada on z jednej strony gwint wewnętrzny (pasujący do gwintu w obejmie, rzecz jasna), a z drugiej zakończony jest mocowaniem pod karabińczyk. Tu nie ma żadnego problemu- wkręcamy (gwint jest drobnozwojowy, więc ważne, żeby równo!) wysięgnik w obejmę i już- gotowe.
Trzecim elementem jest "smycz", która składa się częściowo z elastycznej gumy, a resztę stanowi sztywniejsza smycz.
Smycz jest przystosowana raczej do psów większych, mniejsze rasy mogą mieć problem z dosięgnięciem. ;)
Czas na jazdę... bieg, znaczy się. :)
Żeby DogRunner zadziałał, to pies musi (o dziwo! ;)) lubić biegać. A gdy lubi biegać przy rowerze, to już w ogóle sukces. Nasz lubi, więc nie było problemu.
Poprawnie zamontowany "biegacz" umożliwia swobodną jazdę z psem biegnącym z boku. Jeżeli pies jest ułożony, to spokojnie można trzymać obie dłonie na kierownicy i w pełni kontrolować sytuację. Wysięgnik utrzymuje psiaka na dystans od roweru (głownie pedałów, łańcucha, kół), a gumowa smycz jednocześnie pozwala mu na swobodę biegu i działania (czyli obwąchiwania :)).
Razem z Żoną używamy DogRunnera w dwóch sytuacjach.
Pierwsza, to miasto, gdzie trzeba czasem psa wybiegać. Spod domu na wały mamy ze dwa kilometry, samych wałów dobrych do pobiegania ze cztery. I to jest dobry dystans, żeby pies się zmęczył i rozruszał trochę, a nie gnuśniał w domu.
Druga sytuacja, to na wyjazdach. "Biegacz" umożliwia nam wybieganie psa na offroadzie, a gdy nadarzy się asfalt, to ładujemy go w przyczepkę i dalej jazda :)
Jest to więc świetny wybór zarówno dla miejskich rowerzystów, którym szkoda zostawiać psiaka w domu, jak i dla globtrotterów podróżujących z czworonogiem.
Koszt, to około pięćdziesiąt złotych w sklepie zoologicznym.




Pomijając "biegacza"- Basia dziś przebiegła maraton. Justynka, na rowerze wspierała ją od około trzydziestego kilometra. Ja w tym czasie "biegałem" z Mango :) Wszyscy spotkaliśmy się u Basi w domu, na ogródku :) Basia przebiegła maraton, Mango półmaraton ;)


- DST 13.50km
- Czas 01:15
- VAVG 10.80km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
Plus tysiąc- długodystansowy test BUBka.
Czwartek, 10 września 2015 · dodano: 14.09.2015 | Komentarze 0
No i stało się- pierwszy tysiąc BUBa mamy za sobą. Przy tej okazji warto podzielić się spostrzeżeniami na temat tego rowerka, jak i jazdy na nim, bo tysiak w miejskich warunkach, to nie takie byle co ;)
Zady i walety...
O zaletach Batavusa pisałem już kilkukrotnie, ale nie zaszkodzi się powtórzyć.
Przede wszystkim jego uniwersalność- przedni i tylny bagażnik pozwalają przewieźć naprawdę wiele. Na tylnym najczęściej wożę sakwę jednostronną, u- locka, a czasem jeszcze wsunę coś pod gumki. na przednim z kolei mam założoną skrzynkę na piwo. Trochę spreparowaną, bo zostawiłem miejsce tylko ( ;) ) na dziesięć browarków, a pozostałe przegródki wyciąłem pozostawiając większą przestrzeń ładunkową. Przewozić w ten sposób można naprawdę, naprawdę wiele- wiertarkę, kosz piknikowy, ciuchy robocze, narzędzia rowerowe, dziesięć piw i grilla, wodę i miskę dla psa, właściwie co tylko się wymyśli.
Problemem jest tylko to, że teoretycznie przedni bagażnik umożliwia transport do piętnastu kilogramów, a faktycznie przy dziesięciu sterowność jest już na bardzo niskim poziomie.
Rower wielokrotnie zostawiałem przypięty na zewnątrz przy ulewnych deszczach i nic mu się nie działo; pełna osłona łańcucha skutecznie blokowała dostęp wody do tego newralgicznego komponentu, pozostawiając go fabrycznie naoliwionym bardzo długo (zdecydowanie dłużej niż w rowerach bez takiej osłony). Biegi schowane w korpusie piasty też są niewrażliwe na wyżej wymienione sytuacje, dodatkowo pełny pancerz linki biegów poprowadzony od manetki do klickbox'a chroni ją przed łapaniem brudu, wody, dzięki czemu zmiana biegów po takim dystansie nadal działa bardzo dobrze i... jeszcze długo podziała.
Dzięki pełnej osłonie łańcuch naoliwiłem pierwszy (!) raz po około ośmiuset kilometrach i to raczej tylko dlatego, że inaczej miałbym wyrzuty sumienia, niż faktycznie było to potrzebne. Ot, takie serwisowe zboczenie. ;)
Wygodna pozycja w tego typu rowerach, to już- jak nie raz wspomniałem- standard w takich miejskich rowerach.
Jedyny hamulec w pedałach okazał się bardziej zaletą niż wadą, trzeba się tylko do niego przyzwyczaić; kto przygodę z rowerami zaczynał od Rometowskich składaków, ten nie będzie miał większego problemu :) Jest to do miasta chyba najwygodniejsze rozwiązanie. Do tego bardzo bezobsługowe- brak jakichkolwiek elementów mogących się zetrzeć, linek i tym podobnych newralgicznych elementów. Trzeba trochę więcej myśleć- wcześniej przewidzieć drogę hamowania oraz to, żeby odpowiednio "ustawić" korby do startu ze świateł jeszcze przed zatrzymaniem się na nich.
Balonowe opony Schwalbe wręcz skłaniają do jazdy na niższym ciśnieniu, dzięki czemu fantastycznie wybierają miejskie nierówności. Początkowo próbowałem jazdy na "normalnym" ciśnieniu, ale było po prostu niewygodnie. Rower jest po prostu stworzony [sic!] do miejskiej jazdy.
Czas przejść do wad, choć takowych właściwie nie ma.
Dość szybko zdarł mi się lakier na przednim bagażniku. Nic w tym dziwnego, bo wina ewidentnie moja, jednak mocno się zdziwiłem, gdy po pewnym czasie miejsce bez lakieru zaczęło... rdzewieć. Nie wiem dlaczego, ale byłem święcie przekonany, że bagażnik jest wykonany z aluminium, a nie ze stali. Żeby tego było mało, poszedłem tym tropem dalej- tylny bagażnik również nie jest aluminiowy, a stalowy. Trochę w metalurgii robiłem i uważam, że przy tych średnicach rurek aluminium spokojnie by wystarczyło. Nośność i wytrzymałość niewiele by straciły, a rower straciłby na wadze, co jednak robi różnicę, gdy rower waży blisko dwadzieścia kilogramów... Ogólnie lakier w BUBie (a zwłaszcza na wyżej wspomnianych komponentach) nie jest rewelacyjny, bo w miejscu mocowania u- locka i sakwy również się przeciera...
Dodatkowo dość szybko rozregulowały się biegi w Nexusie 3, ale jest to bez problemu do ogarnięcia, nawet w trakcie jazdy.
Dość dużym problemem, zwłaszcza dla nie- serwisantów może być to, że w BUBie (jak w większości Batavusów) użyto sporo śrub pod klucz Torx. Niestety, ledwie przyzwyczailiśmy się do imbusów, a tu Holendrzy znów kombinują... ;)
Gąbka na kierownicy też w jednym miejscu się przetarła, ale to również ewidentnie moja wina i chwila nieuwagi.
Również tylne koło trochę za szybko się scentrowało, gdy podwoziłem Franka po piwie na Wyspie... ;)
Trochę też wyrobiła się blokada sterów, ale to od początku w dużej mierze zależało od ustawienia kierownicy.
I to właściwie tyle "wad".
Zdecydowanie plusy niwelują minusy.
Czas pokaże, co będzie dalej; rozszerzony przegląd roweru planuję na "po zimie", kiedy to jesienno- zimowa plucha posieje trochę spustoszenia :)










- DST 9.24km
- Czas 00:40
- VAVG 13.86km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
Przyczepka rowerowa dla psa XLC Doggy Van- test.
Środa, 5 sierpnia 2015 · dodano: 05.08.2015 | Komentarze 0
Kilka tygodni temu zdecydowaliśmy się z Żoną na psa. Oboje lubimy podróżować, a na rowerach spędzamy każdą wolną chwilę, więc od razu powstał "dylemat" co robić z psiakiem w trakcie wyjazdów. Jak to co? Oczywiście zabierać go ze sobą!Przyczepka rowerowa jest idealnym rozwiązaniem, bo owszem- wychowany pies pobiegnie za rowerem, ale gdy w grę wchodzą większe dystanse, to pies po prostu nie da rady. Tu z pomocą przychodzą przyczepki rowerowe do których można wsadzić psiaka, żeby mógł odpocząć, a my spokojnie możemy dalej pokonywać zakładany dystans.
Przyczepka rowerowa jest też idealnym rozwiązaniem na trasy "dojazdowe"- po asfalcie, gdy istnieje ryzyko, ze pies zedrze sobie poduszki, albo w mieście, żeby nie plątał się pod kołami w ulicznym ruchu.
Dlaczego Doggy Van?
Przeglądaliśmy ofertę przyczepek wielu producentów i modeli, ale wybór padł na XLC Doggy Van. Przede wszystkim dlatego, że nasz Mango jest duży i ciężki, a ta przyczepka umożliwia transport psów o wadze do 30 kilogramów. Druga, dość ważna sprawa, to to, że dość szybko można ją złożyć/ rozłożyć. Nie bez znaczenia jest też waga samej przyczepki ( ok. 14 kilogramów) i jakość wykonania.
Kilka technicznych informacji.
Wymiary Doggy Vana po rozłożeniu, to 77 x 50 x 52 centymetrów. Stelaż wykonany jest ze stali, buda z mocnego i odpornego na wodę materiału. Całości dopełniają "okna" wykonane z mocnej i gęstej siatki oraz "drzwi" od frontu i tyłu wykonane z tego samego materiału, co okna. Siatka, mimo, że gęsta, zapewnia dobrą wentylację wnętrza. Całość jest dość mocna i dobrze wykonana.
Koła są w rozmiarze 16 cali, zbudowane są na stalowej obręczy i takich też szprychach. Za płynne kręcenie się kół odpowiadają maszynowe (!) łożyska. Całości dopełniają mocne, stalowe ośki.
Bardzo ważnym elementem kół są opony- te w XLC są dętkowe, dzięki czemu po zużyciu można je bez problemu wymienić. Poprzez zastosowanie takiego systemu możemy też śmiało wymienić opony na takie z większym bieżnikiem, jeżeli planujemy więcej offroadów. Założone fabrycznie, to slicki z rowkami odprowadzającymi wodę, idealnie nadają się na asfalt, lekki szuter i bezdroża.
Elementem łączącym przyczepkę z rowerem jest dyszel, którego głównym elementem jest przegub sprężynowy, dzięki czemu możemy swobodnie skręcać.
Zawartość pudła i montaż.
W mocnym, kilkuwarstwowym kartonie znajduje się złożona przyczepka, dyszel, koła i ostrzegawcza chorągiewka.
Z montażem nie ma większego problemu, wszystko do siebie pasuje i montuje się dość intuicyjnie. Zastosowanie blokowanych sworzni jest bardzo dobrym i wytrzymałym pomysłem. Osobom, które nie ufają takiemu zastosowaniu, mogę polecić zamianę sworzni na śruby i nakrętki (ale stracimy wówczas na możliwości szybkiego montażu/ demontażu).
Całość łączymy z rowerem za pomocą specjalnej "kostki", którą zakładamy na oś (pasuje zarówno do standardowych osi QR 12 i osi na nakrętki; problem może być, gdy mamy w rowerze "sztywną" oś QR15 lub QR20).
Jazda Doggy Vanem bez psa...
Z uwagi na to, że Żona ma przy swoim rowerze zamocowany "pałąk" do biegania dla psa, to jazda z przyczepką przypadła mi.
Nigdy wcześniej nie miałem przyjemności jazdy z czymś "takim"; dla osób, które wcześniej nie miały okazji ciągnąć za sobą przyczepki, potrzebna będzie chwila na przyzwyczajenie.
Polecam "wykręcić" kilka kilometrów, w ramach ćwiczenia, bez psa.
Przyczepka sama w sobie jest naprawdę stabilna. Nawet na pusto podskakuje na wybojach, ale nie przewraca się. O tym, że coś się za sobą ciągnie trzeba pamiętać przede wszystkim na zakrętach- warto wchodząc w zakręt wziąć większy łuk, bo w przypadku zbyt ostrego zakrętu zdarzyło mi się, że przyczepka się przewróciła. Trzeba o tym pamiętać, ale po niedługim czasie "wchodzi w krew".
Zawracanie i cofanie rowerem jest dość kłopotliwe i warto pamiętać o tym, że nie zawsze taki manewr da się wykonać.
Jadąc z przyczepką bez psa czuć, że ciągnie się te czternaście kilogramów, ale nie stanowi to większego problemu.
Podróżując z sakwami uzgodniliśmy, że jeżeli ja ciągnę przyczepkę, to Justyna bierze na siebie większość sakw, bo wołem pociągowym nie jestem ;) Nie mniej jednak- w razie czego- da się spokojnie pojechać po płaskim (!) terenie z czterema sakwami i dociążoną przyczepką.
Fajną sprawą jest to, że oprócz psa przyczepka Doggy Van może spokojnie wozić też inne rzeczy, więc tak naprawdę można ją traktować jako przyczepkę transportową (np. dla namiotu, śpiworów, wody etc. ...).
... i z psiakiem!
Psy generalnie dzielą się na takie, które lubią podróżować (autem, tramwajem, autobusem, pociągiem) lub nie.
Te drugie- o ile są młode- można próbować nauczyć, ale wiadomo, że nie zawsze się to udaje. Jeżeli Wasz pies nie lubi jeździć, to raczej ciężko będzie go przyzwyczaić...
My z naszym Mango nie mamy żadnego problemu z transportem czymkolwiek (nie próbowaliśmy jeszcze samolotu...), więc założyliśmy, że i przyczepka przypadnie mu do gustu.
Podróżując z psem staramy się stosować zasadę, że jak wysiądzie, to będzie miał gdzie pobiegać, co obwąchać, ewentualnie zamoczyć się w wodzie. Tak, żeby wiedział, że ta podróż jest "po coś".
Początkowo miał problem ze wsiadaniem do przyczepki, ale za którymś razem, po przebiegnięciu kilku kilometrów przy rowerze zorientował się, że to jest fajne i można w przyczepce po prostu odpocząć, a jak wysiądzie, to dalej będzie gdzie pobiegać.
Jest jedno ale- jeżeli ja jadę z przodu, to Żona musi być za mną, bo pies chce mieć oboje w zasięgu wzroku. Jeżeli nas nie widzi, bądź Justyna jest zbyt daleko, to zaczyna się denerwować i piszczeć.
Nasz Mango waży około 25 kilogramów, więc chcąc, nie chcąc czuć że ciągnie się go za sobą. Jakby nie było, to łącznie z wagą samej przyczepki, ciągnie się za sobą około 40 kilogramów.
Warto też pamiętać, żeby rower miał odpowiednio mocne hamulce, które skutecznie wyhamują taką masę!
Konstrukcja przyczepki (w naszym przypadku) umożliwia jazdę z psem, który musi się w środku położyć. Przyczepka jest zbyt niska, żeby mógł w środku usiąść.
Dopóki pies się nie wierci, jazda jest wygodna i bezpieczna, a przyczepka nie wpływa na prowadzenie roweru. Nawet na drogach nieutwardzonych da się spokojnie jechać.
Gdy tylko pies zacznie się w środku wiercić od razu to czuć. Nie ma to większego wpływu na jazdę, ale po prostu to czuć i warto wspomnieć. Jest to o tyle "fajne", że wiemy kiedy pies się np. niepokoi.
Warto też pamiętać, żeby zakładać mniejsze dzienne dystanse, bo średnia prędkość przyjeździe z przyczepką znacznie spada...
Rozstaw kół sprawia, że przyczepka jest stabilna i ciężko ją wywrócić nawet na większych wybojach.
Na uwagę zasługuje jeden istotny fakt- widząc dziurę (lub inną przeszkodę) na trasie, trzeba wiedziec, że albo wjedziemy w nią my kołami roweru, albo pies kołami przyczepki. Tak więc jazda po dziurawych drogach nabieram nowego wymiaru i wymusza myślenie, czy lepiej wjechać w dziurę czy "puścić" tamtędy psa.
Nie mieliśmy jeszcze okazji jeździć w deszczu, ale materiał budy wydaje się być faktycznie wodoodporne.
Szerokie, zamykane na dwa suwaki, drzwi umożliwiają bezproblemowe wsiadanie i wysiadanie.
W środku nie ma za bardzo miejsca na smycz, ale da się to jakoś zorganizować we własnym zakresie.
Na zewnątrz znajduje się kieszonka. Wymiary ma takie, że nie bardzo wiadomo, co do niej włożyć- może trochę karmy, małą butelkę wody, smycz lub woreczki na odchody...?
Bezpieczeństwo na drodze.
Standardowo przyczepka wyposażona jest w dwa czerwone odblaski z tyłu, dwa białe z przodu oraz paski odblaskowe dookoła budy.
Fajnym dodatkiem jest chorągiewka ostrzegawcza, która sprawia, że rower z przyczepką jest widoczny z daleka. Osobiście dopracowałbym jednak mocowanie tego gadżetu.
Niestety, ale przyczepka nie ma możliwości zamocowania dodatkowego oświetlenia na baterie. Można to zrobić samemu, ale trzeba znacznie ingerować w konstrukcję.
Druga istotna sprawa związana z oświetleniem, to to, że przyczepka prawie całkowicie zasłania lampę na bagażniku (tym bardziej na błotniku...). Rozwiązaniem jest przeniesienie (dołożenie) lampki wyżej- na sztycę podsiodłową.
Brak też jakiegoś uchwytu umożliwiającego przypięcie przyczepki u- lockiem czy innym zabezpieczeniem, a wiadomo, że na dłuższym postoju warto przypiąć przyczepkę razem z rowerami (np. na noc).
Jednym z minusów jest również to, że boki nie są w ogóle usztywnione, przez co gdy pies oprze się na ścianie, ta trze o oponę. Wiadomo, że materiał po jakimś czasie może tam się przetrzeć, więc warto pomyśleć o jakimś usztywnieniu.
Podsumowanie.
Przyczepka XLC Doggy Van przeznaczona jest dla osób, które chcą podróżować na rowerach ze swoim pupilem. Jest łatwa w montażu i demontażu. Po złożeniu nie zajmuje wiele miejsca, a zachowanie fabrycznego grubego kartonu ułatwia sprawę.
Rozłożona umożliwia transport dużego psa o wadze do 30. kilogramów. Jest naprawdę dobrze i solidnie wykonana. Wszystkie elementy wykonane z ciężkiej stali dają nam gwarancję wytrzymałości i solidności. Dzięki budowie kół można je spokojnie centrować, wymianiać dętki czy opony.
Psiak w środku ma zapewnioną wygodę, a dzięki gęstej siatce wnętrze jest wentylowane.
Na chwilę obecną przyczepka ma kilka minusów, mimo to jej stosunek jakości do ceny jest na dobrym poziomie, a większość niuansów można zniwelować w przydomowym warsztacie.
Dzięki XLC Doggy Van posiadanie psa i podróżowanie wcale się nie wykluczają, a jazda na rowerze nabiera zupełnie nowego wymiaru i daje mnóstwo radości zarówno rowerzyście, jak i psu. :)
Są i zdjęcia :)





















- DST 6.99km
- Czas 00:28
- VAVG 14.98km/h
- Sprzęt [R.I.P.] BUBek
- Aktywność Jazda na rowerze
...
Sobota, 30 maja 2015 · dodano: 30.05.2015 | Komentarze 0
Audycja zawiera lokowanie produktu ;)http://www.roweryholenderskie.net/rower-holendersk...
http://www.roweryholenderskie.net/miejska-torba-ro...
http://www.roweryholenderskie.net/test-zapiecia-u-...
- DST 13.41km
- Czas 00:41
- VAVG 19.62km/h
- Sprzęt [R.I.P.] Diamant
- Aktywność Jazda na rowerze
Długodystansowy test Diamanta.
Sobota, 10 stycznia 2015 · dodano: 10.01.2015 | Komentarze 0
Powrót z pracy z wiatrem... :)Ostatnio było o teście Canyona z okazji przejechania na nim przeszło dziewięciu tysięcy kilometrów; dziś pokuszę się o test Diamanta, któremu już bardzo blisko do czterech tysięcy :)
Zacząć należy od tego, że rower mam z pracy; trafił do nas, jako nowy, ale ciężko to tak naprawdę ustalić. Potem kupił go klient, trochę nim pojeździł, ale za niego nie zapłacił, więc wrócił do firmy, a potem trafił do mnie.
Od początku służyć miał za trekking- duże koła, wąskie opony, błotniki, bagażnik- w sam raz na miasto.
Tak też spokojnie służy(ł)- głównie na dojazdach do i z pracy, jako rower, który spokojnie można przypiąć i pójść na zakupy. Można też spokojnie zawiesić sakwy na masywnym bagażniku.
Z czasem tyłek zaczął się przyzwyczajać do miękkiego, żelowego siodła; w międzyczasie założyłem dwa koszyki na bidony (na dłuższe tripy), całkiem niedawno zamontowałem bagażnik na przód- tak na wszelki wypadek, gdyby potrzeba było zabrać sakwy na przód.
We wrześniu na tym rowerze wróciłem z Dubrownika do Wrocławia.
RAMA:
Diamant Ubari- aluminiowa, klasyczna, z lekkim sloppingiem; trochę na mnie za duża, ale dzięki temu, jadąc z większym obciążeniem rower jest stabilniejszy.
Ramka jest z tych nowszych roczników i wyposażona w między innymi wewnętrzne prowadzenie linek (co akurat wcale nie ułatwia wymiany linki "na trasie"...); bez problemu można zamontować solidny tylny bagażnik, zapięcie na tylne koło typu "centerlock", dwa koszyki na bidon (niby błahostka, a jednak czasem bywa, że brakuje tego szczegółu).
Jedyna, dość nietypowa sprawa, to główka, która jest dość długa. Co za tym idzie- potrzeba widelca o naprawdę długiej sterówce, co nie jest łatwe do "zdobycia", zwłaszcza na trasie. O widelcu za chwilę.
Póki co rama ma się dobrze. Brak pęknięć, bark nawet rys czy odrapań, bo błotniki skutecznie chronią. "Omiatanie" resztek błota, których błotniki nie chronią, czy też mycie ich myjką ciśnieniową nie pozostawiły na ramie żadnych większych, bądź widocznych uszczerbków.
Diamant, mając nie mało wspólnego z Trekiem, trochę początkowo nie budził mojego zaufania, bo Treki lubią pękać. Na chwilę obecną, jeżdżąc nawet ze sporym obciążeniem, wszystko jest w porządku.
WIDELEC.
Osobny akapit, bo nie jest "zwykły". Ani to sztywniak, ani do końca amortyzator.
Widelec jest typu headshock (coś jak w Cannondale'ach), ma jakieś kilka milimetrów ugięcia, jednak niewiele to pomaga. Na całe szczęście też nie wiele szkodzi- znaczy się nie "pompuje" na podjazdach. Mocowanie przedniego koła ma standardowe, można spokojnie założyć bagażnik, lampkę, błotnik i tym podobne.
Są z nim jednak dwa podstawowe problemy.
Pierwszy to system amortyzacji- nigdy nie wiadomo, co tam się może urwać, złamać. Pozostaje mieć nadzieję, że jak coś się zepsuje, to widelec się zapadnie i umożliwi dalszą jazdę ;)
Drugi problem to tak, że rura sterowa jest bardzo długa. Na tyle, że pracując w serwisie rowerowym i mając dostęp do części z hurtowni, na zamówienie i tak dalej, nie było jeszcze widelca, który pasowałby do mojej ramy...
Na upartego można spawać, toczyć, ale "w trasie" to raczej ciężko.
Nie mniej jednak- trochę już przejechał i ma się całkiem w porządku. Jak przyjdzie go zmieniać, to będę raczej zmieniał na klasycznego sztywniaka i wtedy się martwił. Pozostaje mieć nadzieję, że nie przytrafi się to na trasie daleko od domu...
NAPĘD.
Cały rower, łącznie z hamulcami i klamkami, zbudowany jest na dość rzadko spotykanej, trekkingowej grupie SRAM VIA.
Osobiście za SRAM'em nie przepadałem nigdy, głównie z uwagi na manetki, które (w niższych grupach MTB) działają jednokierunkowo przy multiplikacji z tyłu i redukcji z przodu. Tutaj to niby nie przeszkadza, biegi zmienia się płynnie, intuicyjnie, wszystko działa sprawnie i płynnie.
Jeżeli chodzi o same manetki, to problem pojawił się niedawno, zimą- podczas jazdy w grubszych rękawiczkach mniejsza dźwignia jest na tyle blisko gripa, że czasem mimowolnie, całkowicie niechcący zrzuca się bieg. Podczas jazdy, gdy jest ślisko bywa to niebezpieczne i trzeba mieć się na baczności i pamiętać, żeby nie trzmać palców zbyt blisko manetek :)
Reszta działa płynnie: ani w przedniej, ani tylnej przerzutce nie wymieniałem jeszcze linek czy pancerzy. Dopiero podczas mrozów dało się odczuć dyskomfort zmiany biegów, gdy linki przymarzły w pancerzach.
Kółka w tylnej przerzutce cały czas bez zarzutu.
Jedyne, do czego można by się przyczepić, to zestopniowanie Dwóch najwyższych zębatek z przodu, choć to sprawa iście indywidualna. Dla mnie czasem nie czuć różnicy podczas jazdy na blacie lub środkowej zębatce.
Kasetę i łańcuch zmieniałem przed wyjazdem w podróż poślubną, tak na wszelki wypadek. Łańcuch jest do wymiany (do sprawdzenia jest przebieg), kaseta jeszcze pociągnie, biorąc pod uwagę, że łańcuch wymienię dziś :)
Oba komponenty należą do najtańszych z możliwych (w cenie hurtowej), więc nie mam problemu z tym, że trzeba je wymienić. Jakieś czterdzieści złotych za kasetę i łańcuch da się przeboleć.
Korba trzyma się dobrze i nie nosi śladów użytkowania. Zobaczymy, jak będzie wyglądała po zimie i pasku z solą.
Ogólnie, w tym przypadku, SRAM nie sprawia mi większych problemów.
KOŁA:
Dość ważny element, nie ma co.
Przednie jest zbudowane na prądnicy i aluminiowej trzykomorowej obręczy. Raczej z półki tych tańszych, więc bez szału. Jednak po sprawdzeniu na centrownicy nie było bicia.
Sama piasta też kręci się bez problemu. Kręci się, daje prąd, więc jest okej.
Gorzej z tylnym kołem. Obęcz ta sama, co z przodu, piasta- klasyczna Shimano Parallax. Z obęczą to tyle dobrego, że jeszcze nie pękła. Ciężko zliczyć ile razy wymieniałem urwane szprychy, ile razy było centrowane. Piastę rozebrałem po powrocie z Chorwacji- zarówno na kulkach, jak i na bieżniach były wżery. Nasmarowałem i złożyłem i dojeżdżam. Przed latem kupię normalniejszą piastę, mocniejszą obręcz i sam zaplotę pod większe obciążenie.
Tylne koło w tym rowerze to porażka.
RESZTA:
Czyli cały szpej, który jest istotny, a na który zwraca się mało uwagi...
Błotniki, od SKS'a. Klasyczne pod koła dwadzieścia osiem cali. Dają radę, robią robotę. Przedni "ulepszyłem" o większy chlapacz, tylny ostatnio trochę pękłem, ale się trzyma ;)
Lampki- przód i tył zasilane prądnicą. Co prądnica, to prądnica. Z przodem bywały przeboje na wyjeździe, ale się sprawdzają. W mieście niezastąpione.
Trochę się obawiałem kierownicy, siodła i pozycji. Kiera, choć jaskółka, to daje radę. Nawet na podjazdach, gdy trzeba wstać na pedałach jest wygodna.
O oponach było gdzieś po drodze. Na przodzie pozostała guma od Schwalbe, na tyle- póki co- siedzi CST. Wersja budżetowa, która miała być tymczasowa, a trochę już przejechała. Nie polecam. Mimo, że bieżnik świeży, to mieszanka gumy użyta do produkcji jest tak twarda, że nawet przy niewielkiej mżawce były problemy z podjeżdżaniem na krawężniki i z zakrętami na kostce. O jeździe zimą nie wspomnę ;)
Bagażnik tylny, choć "no name", z wybitym napisem "max. 25kg", spokojnie wytrzymał obiążenie czterdzieści plus... Jedynym dodatkiem były końcówki od Crosso ułatwiające montaż ich sakw.
Po powrocie z Chorwacji zamieniłem nóżkę z centralnej na... centralną, ale dwuwspornikową. Przy sakwach lepiej się spisuje.
Gripy od Bontragera są do wymiany, bo nie dość, że niewygodne, to kręcą się na kierownicy.
I chyba tyle.
Czy jestem zadowolony? Tak.
Jest to dla mnie pierwsza typowa trekkingówka. Pierwsze kilometry za nią, wiele przed. Wiadomo, że dużo zmian po drodze będzie, ale... to w końcu rower, na którym jechałem do ślubu (czy też na nim wracałem, co za różnica...). Jest mój, jest nasz i raczej z nami zostanie.
Idealny nawet na dalsze wycieczki z sakwami, do których się przekonałem. I których- mam nadzieję- w tym roku nie zabraknie :)