Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45615.63 kilometrów w tym 6677.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.56 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

VW T4

Dystans całkowity:1616.97 km (w terenie 423.82 km; 26.21%)
Czas w ruchu:50:51
Średnia prędkość:14.45 km/h
Maksymalna prędkość:58.70 km/h
Suma podjazdów:5399 m
Suma kalorii:3129 kcal
Liczba aktywności:60
Średnio na aktywność:26.95 km i 1h 53m
Więcej statystyk
  • DST 24.00km
  • Czas 01:07
  • VAVG 21.49km/h
  • VMAX 35.10km/h
  • Kalorie 271kcal
  • Sprzęt Rysiek
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Środa, 14 maja 2025 · dodano: 17.05.2025 | Komentarze 0





Kategoria Rysiek, Serwis, VW T4, Wioska


  • DST 25.30km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:54
  • VAVG 13.32km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Kalorie 304kcal
  • Sprzęt Rysiek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Majówka 2025, dzień 3 - Jezioro Leśniańskie.

Sobota, 3 maja 2025 · dodano: 05.05.2025 | Komentarze 2

Rano spokojna kawka z widkiem na zamek Czocha i w drogę. 
Dziś zdecydowanie więcej poza asfaltem ;-) W planie było objechanie Jeziora Leśniańskiego i Złotnickiego, ale z uwagi na pogodę ograniczyliśmy objazd tylko do tego pierwszego. 
A i tak miejscami lekko nie było, bo w kilku miejscach trzeba było wypychać rowery mocno pod górę. Ale były fajne widoczki, a sam szlak też całkiem przyjemny :-) 
Na koniec zjechaliśmy jeszcze do samej Leśnej na kawę, wróciliśmy na kemping, zapakowaliśmy rowery i powrót w stronę domu. 
Zdążyliśmy właściwie w ostatniej chwili, bo przy pakowaniu rowerów zaczęło kropić, a przez całą drogę powrotną lało niemiłosiernie. 



































Św. Jan Nepomucen w Gryfowie Śląskim: 





  • DST 27.60km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:58
  • VAVG 14.03km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Kalorie 295kcal
  • Podjazdy 207m
  • Sprzęt Rysiek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Majówka 2025, dzień 2 - Zittau i Trójstyk.

Piątek, 2 maja 2025 · dodano: 05.05.2025 | Komentarze 1

Drugi dzień majówki. 
Najpierw na spokojnie przemieścieliśmy się na poranną kawę bliżej jeziora, ale wiało niemiłosiernie, więc o posiedzeniu nad woodą nie było mowy. 
Na śniadanie podjechaliśmy jeszcze dalej, na Polską stronę, nad kolejne jeziorko. 
Następnie znów na Niemiecką stronę do Zittau, gdzie zostawiliśmy auto na parkingu i przesiedliśmy się na rowery. 
Na spokojnie podjechaliśmy nad kolejną zalaną kopalnię odkrywkową (znów ze świetnym terenami rekreacyjnymi i infrastrukturą) - Olberdorfer See. Stamtąd przez południową (i dość nieoczywistą) część Zittau na Trójstyk granic: Polskiej, Czeskiej i Niemieckiej. Co ciekawe, tylko Polskę i Czechy łączy mmostek, po którym można przejechać; żeby dostać się do Niemiec trzeba wrać do najbliższego mostu do Żytawy. Skorzystaliśmy więc z okazji i pojechaliśmy do Hradek nad Nisou na obiad. 
Na powrocie pokręciliśmy się chwilę po centrum i starówce Zittau i wróciliśmy do auta.
Po niespełna godzinie drogi zajechaliśmy na kemping w pobliżu zamku Czocha. 
Wieczorem ognisko i integracja przy nim :-) 










































Św. Jan Nepomucen w Gródku nad Nysą: 






  • DST 36.40km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 15.60km/h
  • VMAX 30.70km/h
  • Kalorie 351kcal
  • Sprzęt Rysiek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Majówka 2025, dzień 1 - Berzdorfer See.

Czwartek, 1 maja 2025 · dodano: 05.05.2025 | Komentarze 2

Majówkę czas zacząć :-) 
Plany były różne, jak zawsze - trochę bardziej lub mniej ambitne. 
A skończyło się na tym, że wieczór wcześniej zapakowaliśmy busika, zabraliśmy rowery i właściwie bez planu ruszyliśmy w stronę zachodniej granicy. 
Pierwszy nocleg na dziko po niemieckiej stronie nad jeziorem Berzdorfer See - sztucznym zbiornikiem zalanym po zlikwidowanej kopalni odkrywkowej. 
Dookoła i w okolicy fajne ścieżki, kilka miejsc na postój rowerem czy autem, nawet na dziko. 
Jezioro objechaliśmy, pokręciliśmy się po okolicy, doładowaliśmy rowery w dedykowanej stacji ładowania przy publicznej toalecie, posiedzieliśmy przy zachodzie słońca na pomoście i wróciliśmy do auta, bo po schowaniu się słońca za górami zaczęło pizgać niemiłosiernie ;-) 




























Św. Jan Nepomucen w Kostomłtach: 




  • DST 205.10km
  • Czas 14:00
  • VAVG 14.65km/h
  • VMAX 32.20km/h
  • Kalorie 1908kcal
  • Sprzęt Rysiek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pośród tulipanów.

Wtorek, 22 kwietnia 2025 · dodano: 25.04.2025 | Komentarze 2

Wreszcie przyszedł czas na zaplanowany dawno temu i długo wyczekiwany wyjazd do Holandii. 
Do samego końca pod znakiem zapytania, bo nie do końca wiedzieliśmy w jakim terminie, ale finalnie padło na święta. Nie wiedzieliśmy którym autem, co z noclegami, a na koniec Sylwia się pochorowała i już w ogóle do dnia wyjazdu był jeden wielki znak zapytania. 
Finalnie postawiliśmy na wyjazd busem, bo w razie czego awaryjnie można się w nim przespać i jest w miarę samowystarczalny.
Kilka noclegów mieliśmy już wcześniej zarezerwowanych. 

Głównm "celem" wycieczki było zobaczenie kwitnących tulipanów i to nam się udało idealnie - tydzień później byłoby już zdecydowanie za późno, optymalnie byłoby tydzień, dwa wcześniej. 
Tak więc było pedałowanie pośród pól pełnych tulipanów i innych kwiatków. 
Było jeżdżenie pomiędzy holenderskimi wioskami wśród wiatraków. 
Było jeżdżenie po większych i mniejszych miejscowościach. 
Pojeździliśmy też po muzeum z wiatrakami i zupełnie przypadkiem mieliśmy nawet okazję zwiedzenia wewnątrz osiemnastowiecznego wiatraka pomiędzy nowoczesnymi blokami (!).
Bardzo fajną opcją było wjechanie do Goudy i degustacje serów, samo miasteczko też całkiem urokliwe, choć tłoczne. 
Autem, bo autem, ale była też okazja przejażdżki po Europorcie w Rotterdamie. 
Duże wrażenie zrobiło na nas Haarlem, zwłaszcza starówka i ciągnące się w nieskończoność kanały i ścieżki rowerowe. 

Te ścieżki rowerowe w Holandii, to inna bajka i zupełnie inna opowieść. Da się dojechac wszędzie i to w bardzo komfortowych warunkach. Nawet w przypadku remontu drogi wyznaczone są objazdy dla rowerów. 

Autem też spoko - autem da się dojechać w miarę sprawnie i szybko wszędzie autostradami; z parkowaniem w centrum ciężej, ale zobaczyliśmy, że w razie potrzeby spokojnie można pojechac tam i nocować w aucie na dziko. 
Z resztą i taki nocleg nam się przytrafił na parkingu, pod zakazem nocowania, ale obyło się bezproblemowo i spokojnie. 

Odwiedziliśmy też największy wiosenny ogród z tulipanami - Keukenhof. Ponad trzy godziny chodzenia pośród kwiatków... Mega wrażenie. Do tej pory tulipany był dla mnie po prostu tulipanami, a tu okazuje się, że niekoniecznie ;-) 

Pogoda dopisała, poza jednym wietrznym wieczorem i jednym deszczowym przedpołudniem właściwie cały czas mieliśmy w miarę ciepło i dośc słonecznie. 
Wiadomo - słońce jest tam, gdzie my ;-) A zwłaszcza w żóltym busiku. 

Był też przejazd z rowerami przez hotel, bo ścieżka rowerowa była za nim i nie było innej opcji dojazdu. 

Było kilka pogoni za zachodem słońca (zdecydowanie później zachodzi tam, niż tu u nas).

Holandia tak samo, jak jest oczywista jest i nieoczywista. 
Stare ściera się z nowym i to często mało inwazyjnie i z przemyśleniem. 
Jest makietowo, przyjaźnie, z uśmiechem. 

Pozostał niedosyt, ale ten wyjazd był raczej badaniem miejsc i możliwości, bo z pewnością tam wrócimy. 
Mimo, że kraj nie jest duży, to jest całkiem sporo do zwiedzania, a że najlepiej rowerem, to tym lepiej. 

Odległość trochę spora, bo łącznie busikiem zrobiliśmy łącznie lekko ponad dwa tysiące siedemset kilometrów, ale było warto (busik super dzielny, mimo swojego wieku! Po drodze "pękło" mu pięćset dwadzieścia tysięcy kilometrów ;-))

Noclegi - pełen przekrój. Od apartamentu w Hadze w hotelu w parku z wanną z jaccuzzi, przez przyautostradowy hotel (bardzo przyjemny :-)), po dwa noclegi na statku zacumowanym w kanale w centrum Haarlem. Na dwóch noclegach w busiku kończąc :-) 

Bardzo przyjemny wyjazd; prawie tydzień minął nawet niewiadomo kiedy... 

Jedno jest pewne - jeszcze tam wrócimy, eby poodkrywać Królestwo Niderlandów z innej strony. 

Zdjęcia, jak najczęściej - bez ładu i składu, ale pośród tylu widzianych tulipanów ciężko się połapać co i kiedy było i w jakiej kolejności ;-) 










































































































































































































 















































































































































 









































































"Gdy przyszło brali stary wóz, co długo służył już; lecz ciągnął jeszcze stówę stary grat. Popękał lakier, brzęczą drzwi, rwie sprzęgło - no to cóż? Pod krzywym dachem lepiej widać świat... Zjeździli mapę już na zchód, wschód, od dołu wzwyż i każdy nowy szak znajomy był..." 





  • DST 13.00km
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Poniedziałek, 23 września 2024 · dodano: 24.09.2024 | Komentarze 2

Popołudniowo, a raczej wieczornie do paczkomatu. 







Przy okazji ostatniej wizyty w Kotlinie Kłodzkiej udało się złapać trzech Nepomuków, których o dziwo nie miaem. 

Bardo - most.




Domaszków - nad bramą kościelną.




Żelazno - w pobliżu kościoła.






A jak już przy Kotlinie Kłodzkiej jesteśmy, to po tym, co tam się wydarzyło zdzwoniłem się z kumplem i długo się nie zastanawiając stwierdziliśmy, że musimy pojechać tam pomóc. 
Rozmowa w stylu "Jakie masz plany na weekend? To gdzie jedziemy?". 
Zorganizowaliśmy szybką zbiórkę wśród znajomych, żeby się nie rozdrabniać w mniejsze rzeczy, to kupilśmy osuszacz, kuchenki gazowe i kartusze; busa zapakowaliśmy sprzętem, który mógł się przydać i pojechaliśmy. 
Świata nie zbawiliśmy, ale trochę pomogliśmy. Sprzęt zostawiliśmy w jednym z punktów w Stroniu Śląskim, a w Żelaźnie pomagaliśmy fizycznie przy odgruzowywaniu zniszczeń. 
Czegoś takiego to na oczy nie widziałem jeszcze. 



  • DST 8.00km
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

...

Czwartek, 5 września 2024 · dodano: 05.09.2024 | Komentarze 0

Izerbejdżan Punk Eko Fest A.D.  2024 za nami. 
Kolejne koncertowe marzenia spełnione - widziałem na żywo Conflict i Varukers. 
I nadal uwielbiam brytyjskiego punka, nawet w wersji anarcho.
Lekko nie było, ale punk rock, to nie rurki z kremem ;-)
Kilometry nie stamtąd.




























  • DST 135.00km
  • Teren 70.00km
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje 2024 - vol.2.

Niedziela, 25 sierpnia 2024 · dodano: 02.09.2024 | Komentarze 1

Kilometry z całego wyjazdu zbiorczo, bo ciężko byłoby podzielić na dni. 
No ale może od początku. 
Taka trochę niespodziewana i "spontaniczna" druga część wakacji... Pierwotnie urlop wypisałem na jeden dzień robiąc sobie długi weekend korzystając z święta w czwartek; potem pomyślałem, że z nikim nie koliduję w pracy, to wezmę jeszcze kilka dni, potem znów zerknąłem w kalendarz i kolejne kilka dni... i jakoś tak wyszło, że się "uzbierało" bite dwa tygodnie. 

Zaczęło się od tego, że w niedzielę odwiozłem Sylwię do rodziców na wioskę. Miałem wpaść na kawę, a zostałem na noc. Bardzo fajnie wyszło, genialne miejsce, przyjaźni i ciepli ludzie. 
Potem była "Świętokrzyska Ibiza". 
Bardziej stacjonarnie, ale fajnie, napawdę. 
Domki, woda, plażowanie - odsłona druga w tym roku. Dotychczas nie moja bajka, ale coś w tym jest. Patrzenie na dzieciaki, oczy dookoła głowy. Zawracanie sobie głowy właśnie dzieciakami, a nie pierdołami. Loża szyderców, która niedawno przecież była po "tej" stronie, teraz patrząca od drugiej strony...
Nawet cymbergaje, stojaki do boksowania i inne tego typu "atrakcje" gdzieś cichną. Te wszystkie stragany z durnostojkami, magnesikami, pluszakami, czapeczkami i kapeluszami.
To nigdy nie było moją bajką, ale... no właśnie. Błyo fajnie. Naprawdę. Więc ważne chyba to gdzie i z kim. A nie co i jak. 

Po Sielpi przyszła chwila dla siebie. Miało być rowerowanie wokół kopalni i Bełchatowa, ale jak zasiadałem nad jeziorem tak, nie chciało mi się ruszać. Był czas gospodarczy, pranie, suszenie, wymiana kulki wybieraka biegów w busiku, kąpiele w jeziorze, nuggetsy zjdzione przez łabędzia i chwila na poważne tłumaczenia "lokalsom", że źle trafili. 
Ścieżki objechane busikiem, a nie rowerowo, ale polecam. Naprawdę fajne tereny. 

Potem szybki przeskok autem przez pół Polski, wieczór i noc w Miłomłynie i kierunek na Mierzeję Wiślaną. Pierwszy raz tam byłem i... jest naprawdę fajnie! Zdecydowanie "lepiej" i bardziej kameralnie niż nad "typowym" morzem. Do tego fantastyczne ścieżki rowerowe, plaże jakieś takie bardziej dzikie, mniejscowości jakby mniejsze ;-) Bardzo fajnie, z pewnością będzie trzeba wrócić.
Noclegi na dziko, na skarpie od strony Zalewu, do morza kawałek.
Z jednej strony można było porzegnać słońce topiące się w morzu, a z drugiej powitać przy ognisku wstający na Zalewem Wiślanym księżyc. 
Naprawdę fajne miejsce. 

Następnie powrót i szybkie odwiedziny w Miłomłynie (a jakże!) na szybki prysznic i śniadanie i skończyliśmy... w Warszawie na Męskim Graniu (również z noclegiem na dziko w centrum Warszawy :-)). 

Wyszło niespodziewanie długo, mocno urozmaicenie i bardzo fajnie; takie trochę pożegnanie wakacji i ciepłych dni, bo zdecydowanie wieczorami czuć już jesień. 

Autem: 1850km po Polsce. 
Rowerami: 135km (zbiorczo z całego wyjazdu). 
Wszystkie noclegi na dziko. 

Zdjęcia losowo, jak zawsze. 






 















































































































  • DST 54.00km
  • Teren 10.00km
  • Sprzęt [R.I.P] Quip
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dolina Baryczy.

Niedziela, 28 lipca 2024 · dodano: 06.08.2024 | Komentarze 1

Sobota pracująca, a po pracy wypad w Dolinę Barczy. 
Nocleg w busiku nad Baryczą, a niedziela rowerowa. 
Miała być trasa z Milicza do Żmigrodu, ale najpierw trochę pokręciliśmy się w okolicy samego Milicza, Grabownicy i stawów milickich. Finalnie dojechaliśmy do Sułowa, gdzie zawróciliśmy już do auta, bo zrobiło się późno, a trzeba było jeszcze wrócić. 
Pogoda mocno w kratkę; od wieczora do rana padało, nad ranem też trochę deszczu. Potem w ciągu dnia pochmurno z przejaśnieniami i chwilowymi opadami. I z mocnym wiatrem...
Fajnie spędzona niedziela, choć mocno spontanicznie to wszystko wyszło.
Największym hitem, jak dla mnie, był tramwaj w środku wioski przerobiony na... biblioekę :-)














































































Izery.

Sobota, 6 lipca 2024 · dodano: 10.07.2024 | Komentarze 0

"Męski", prawie samotny, wypad w Izery. 
Pod kilkoma względami przygotwałem się do niego beznadziejnie - wymieniłem baterie w liczniku w Canyonie, ale nie wymieniłem tych w czujniku przy kole, więc nie zliczało mi kilometrów, stąd są one mocno szacunkowe, umówmy się, że + / - 10 kilometrów. 
(Na Singltreku pod Smrkem zrobiłem jeszcze jedną pętlę, ale nie jestem pewien którą, więc nie uwzględniłem jej na mapie :-)). 
W portfelu miałem w banknocie róno 10zł, bo bankomat zostawiłem na ostatnią chwilę, a w lesie nie dało się go znaleźć, więc Chatkę Górzystów z naleśnikami i Orle z piwem minąłem lekkim łukiem. 
Na ostatnią chwilę zostawiłem też zakupy- pieczywo i kiełbaskę na wieczorne ognisko, w ostatnim sklepie w Szklarskiej nie było już ani jednego ani drugiego, więc musiałem obejść się smakiem i posiedzieć przy samym ogniu. Inny prowiant był, więc z głodu bym nie umarł ;-) 
Zdjęć mało, bo na rowerze nie chciało mi się co rusz wyciągać telefonu z kieszeni, a nie pamiętam, kiedy z aparatem jeździłem (chyba trzeba by go odkurzyć...). Poza tym oszczędość baterii, GPS, te sprawy :-/

Dzień pierwszy. 
Po pracy dopakowanie auta i wyjazd. Na krajowej ósemce powoli, bo sznur aut. Na miejsce, między Szklarską Porębą a Świeradowem, zajechałem przed 19. Przygotowałem auto do postoju na dwie noce, ogarnąłem drewno na ognisko. 
Wieczór spędziłem przy ogniu i ostrzeniu siekiery, którą ostatnio na wyjeździe w Góry Sowie Koza rąbał na ziemi drewno i cała była poszczerbiona i stępiona... Uduszę...! 
Gdy ognisko przygasało, to chwila patrzenia w gwiazdy i leżenia na ławeczce, a gdy zrobiło się chłodniej (na noc zapowiadali poniżej 10 stopni Celsjusza), to schowałem się do auta pod kołdrę. Próbowałem chwilę poczytać, ale sen wygrał. 
W nocy faktycznie zrobiło się chłodno, bo mimo, że pod kołdrą, w gaciach i koszulce termoaktywnej z długim rękawem, to pokusiłem się o założenie skarpetek, dresu i bluzy z długim rękawem. I zamknałem okno dachowe i boczne z przodu :-) 
Znalezione miejsce okazało się być strzałem w dziesiątkę - polanka lub wiata do wyboru, miejsce na ognisko, praktycznie tuż przy rzeczce, niedaleko wodospad. Cisza i spokój. Czasem tylko jakiej auto przejechało drogą, która była niedaleko. Na parking pod wieczór zajechały dwa kampery, ale mimo to było spokojnie i w miarę kameralnie, nikt nikomu nie wchodził w drogę. 

Dzień drugi. 
Rano kawa, banany na śniadanie (te akurat były jeszcze wczoraj w sklepie) i w drogę. 
Najpierw przejazd przez Świeradów - Zdrój do Novego Mesta pod Smrkem, gdzie wskoczyłem na szlak i zaliczyłem dwa single. Pogoda w miarę dopisywała, w senisie nie było jeszcze za gorąco. Niedługo potem zaczęło naprawdę grzać. 
Po Singltreku pod Smrkem uderzyłem na sam Smrk. Z pominięciem wieży widokowej. Bo weekend i tłumy. Zapomniałem :-) Stamtąd w dół do Chatki Górzystów, gdzie kolejka też nie zachęcała, z resztą nie miałem przecież gotówki, więc szybko tylko minąłem i dalej w kierunku Orle. Tam wcale nie było lepiej, ani pod kątem tłumów, ani gotówki mi w kieszeni nie przybyło. 
Wstępnie chciałem zjechać przez Jakuszyce i single do Szklarskiej, tam wstąpić na pizzę i wrócić do auta, ale w telefonie wyszukałem wędzoną rybę w Świeradowie. 
Tak więc przy Orle w kierunku Kopalni Stanisław, Zwaliska i w dół do szosy i na Świeradów. W Świradowie wędzona rybka i powolny powrót do auta... 
I tu pojowaia się zwrot akcji, bonieważ zupełnie przypadkiem okazało się, że kumple z pracy z magazynu w Nowej Soli wybrali się na rowery w... Izery. Wypożyczyli w Szklrskiej elektryki i od rana jeździli. Spotkać nam się nie udało, mimo, że część trasy nam się pokryło. 
Widzimy się dosłowinie ze dwa razy w roku przy okazji imprez firmowych, więc naprawdę szok. 
W trakcie rozmowy wyszło, że przyjechali pod namiot i są na kempingu w Szklarskiej, ale skorzystai z zaproszenia na "moją" polankę :-) Podjechali popołudniu, na szybko rozłożyli namiot, ogarnęliśmy kiełbaski i ogniosko. Dosłownie rzutem na taśmę, bo za chwilę zaczęła się ulewa. 
Chwilę jeszcze posiedzieliśmy w busie (w pięciu chłopa...) i do spania, bo każdy miał w nogach trochę kilmometrów i bolącą dupę... ;-)
Całą noc padało. I to tak dość intensywanie... 

Dzień trzeci. 
Nad ranem przestało padać. 
Po obudzeniu przyszedł czas na śniadanie, spokojną kawę, spacer nad pobliski wodospad i rozjechaliśmy się w swoich kierunkach. 

Wyjazd fajny, trochę mi takiego brakowało. Nie licząc "wtopy" z licznikiem, to całkiem fajnie się jeździło. Nie mniej podjazdy na "klasycznym" rowerze, to pomału jednak nie moja bajka i wychodzi przyzwyczajenie do elektryka... Kupić? Wydatek spory, nie na teraz. Bardziej wyjeżdżać i wynajmować gdzieś na miejscu. Koszt w okolicach 200zł za dobę jest do przełknięcia, zwłaszcza biorąc pod uwagę ilość wyjazdów na MTB w góry. No chyba, że jakby był "swój", to wyjazdów byłoby więcej... Chociaż tu pojawia się jeszcze opcja czasu, którego notorycznie brakuje, a właściwie większośc weekendów, to "coś". 

Zdjęcia bez ładu i składu, jak zawsze. 










 



















 


Flag Counter