Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ciacho1985 z miasteczka Jordanów Śląski / Wrocław. Mam przejechane 45438.83 kilometrów w tym 6642.79 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wakacje 2022

Dystans całkowity:126.75 km (w terenie 38.00 km; 29.98%)
Czas w ruchu:06:19
Średnia prędkość:17.37 km/h
Maksymalna prędkość:32.80 km/h
Suma podjazdów:380 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:18.11 km i 1h 15m
Więcej statystyk
  • DST 10.00km
  • Aktywność Kajakarstwo

Mazury; dzień ósmy.

Poniedziałek, 27 czerwca 2022 · dodano: 30.06.2022 | Komentarze 1

Rano spokojnie się spakowaliśmy i zebraliśmy w drogę powrotną. 
Plan padł na powrót przez miejsce, z którego zaczynaliśmy, czyli na Przystań na Wyspie w Miłomłynie u Tomka. 
Tym razem na szybko, bez omijania autostrad i obwodnic, żeby jak najszybciej dojechać na miejsce, bo chcieliśmy skorzystać jeszcze z dnia, pięknej pogody i wybrać się u Tomka na kajak. 
Po dojechaniu na miejsce kajak już mieliśmy przygotowany, więc szybkie wodowanie i rundka przez Kanał Elbląski do miejskiej plaży na Jeziorze Ilińskim i powrót. 
PJak Tomek wrócił z pracy, to trochę posiedzieliśmy, pogadaliśmy, zjedliśmy świeżo złowioną rybkę i zaczęliśmy szykować się do spania, bo jutro czeka nas długa droga powrotna do domu. Tym razem drogą ekspresową i autostradami, bo chcemy jak najszybciej wylądować w domu na wiosce, żeby jeszcze na miejscu sobie poogarniać to, co potrzeba i skorzystać z reszty urlopu już u siebie. 
Wyjazd udany :-) Wszystko się sprawdziło. Czuć tylko trochę taki niedosyt, bo zobaczyć można było jeszcze więcej i jak zwykle inaczej wszystko rozplanować ;-) Nie mniej potrzebny był taki reset z dala od domu. 
Z Justyną stwierdziliśmy, że na urlopie żyło się jak u nas na wiosce, z tą różnicą, że była woda i nie trzeba było nic robić... ;-)  

Podczas tych wakacji: 
- nigdy wcześniej nie widziałem tylu bocianów; nic dziwnego, że "u nas" jest ich tak mało, skoro tyle siedzi na Mazurach :-) Rekordem była wioska, w której naliczyliśmy bodajże siedemnaście gniazd (słupy energetyczne, kominy domów, komin kościoła), w każdym parka plus przynajmniej dwa młode. Szok;
- nigdy wcześniej nie miałem styczności z bocianem na tak małą odległość, a ten, który nas odwiedzał rankami i wieczorami podchodził nawet na dwa metry od nas; 
- przekonałem się, że Mazury (zarówno Zachodnie, ale Środkowe już całkowicie) nie są płaskie, a mocno górzyste; 
- stwierdziłem, że lornetka musi być na obowiązkowym wyposażeniu busa; 
- tak samo podręczny atlas ptaków; 
- dmuchany kajak też nie byłby głupi, bo jezior i miejsc, w których można popływać jest tyle, że głowa mała...;
- mapa papierowa nadal wygrywa z GPSem, ale to już w sumie wcześniej tak uważałem, teraz się tylko utwierdziłem w przekonaniu; 
- jak na co dzień ma się kaczki w ogrodzie, to inaczej patrzy się na te pływające oraz pozostałe ptactwo ;-) ; 
- uważam, że dwudziestoletnie, ostatnio sporadyczne znajomości są lepsze niż te często częstsze ;-) ;
- dobrze jest być w dobrym miejscu, do którego lubi się wracać, a jest nim dla mnie właśnie Przystań na Wyspie u Tomasza; 
- idealnie jest odpocząć od komputera, na telefon zerkając jeszcze bardziej sporadycznie - próbując połączyć się z Mamą, która stacjonowała w tym czasie na ranczo i pilnowała inwentarza; 
- fajnie byłoby zamienić TV na widoki, które mieliśmy rano i wieczorem - może w końcu zaczęlibyśmy oglądać, bo TV u nas ma wieczne wakacje ;-) ; 
- stwierdziliśmy, że czerwiec jest najlepszym miesiącem na urlop; do tej pory braliśmy sierpień / wrzesień, ale czerwiec wygrywa: długie dni, ciepłe wieczory i długo jasno.
- "spodziewaj się niespodziewanego" - przy pakowaniu ta dewiza się sprawdziła. Z zapakowanych rzeczy nie użyłem tylko jednego polaru i prostownika do akumulatora; reszta była w ciągłym użyciu, albo przydała się sporadycznie. 
- zawsze trzeba znaleźć miejsce na chemiczną toaletę w busie ;-) 
















  • DST 7.00km
  • Aktywność Chodzenie

Mazury; dzień siódmy.

Niedziela, 26 czerwca 2022 · dodano: 30.06.2022 | Komentarze 0

Właściwie przez cały dzień słodkie nic nierobienie- wylegiwanie się na leżaku z przerwą na wchodzenie do wody. 
Po dwunastej ruszyliśmy  pieszo do Remizy na obiad, co nie było do końca dobrym pomysłem z uwagi na żar lejący się z nieba... 
W remizie Justyna zamówiła rybkę, a ja "rozczochrańca", czyli grubo tarte ziemniaki z rybą i usmażone w formie placka ziemniaczanego; całkiem ciekawa potrawa :-) 
Reszta dnia, to dokładnie to samo, co przed południem. 
A jutro zbieranie się do wyjazdu i powrotu... 










  • DST 29.25km
  • Teren 6.00km
  • Czas 00:54
  • VAVG 32.50km/h
  • VMAX 32.60km/h
  • Podjazdy 129m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazury; dzień szósty.

Sobota, 25 czerwca 2022 · dodano: 30.06.2022 | Komentarze 2

Zamiast się wyspać na spokojnie, to kolejny dzień z pobudką przed szóstą... Wakacje ;-) 
Poranek, jak zawsze - kawa i śniadanie z telewizorem w postaci ptactwa na jeziorze i lądzie :-) 
Po leniwym poranku zebraliśmy się na rowery i pojechaliśmy do Nowych Gut (Gutów? ;-)) na obiad i rower wodny. Przed wyjazdem "ożeniliśmy" psa Białorusinów sąsiadom z kampera, bo oni pojechali na rowery i... zostawili psa przywiązanego do palety. Co prawda z miską jedzenia i wody, ale idioci chyba nie wzięli pod uwagę, że słońce się przemieszcza i po niecałej godzinie od ich wyjazdu Baron był w pełnym, palącym słońcu, a woda w misce prawie się gotowała. Na szczęście ekipa z kampera nie miała problemu, żeby go wziąć pod swoją markizę i przetrzymać, a Jola chodziła z nim co jakiś czas do jeziora, żeby się schłodził. 
W Nowych Gutach najpierw godzinka na rowerze wodnym; wiał mocny wiatr i z plaży dziecku zwiało dmuchaną piłkę, którą dogoniliśmy na wodzie i popłynęliśmy na plażę oddać :-) Po rowerku na obiad na rybkę i powrót do Zdorów, gdzie podjechaliśmy do Remizy na super zimne piwo i zakupy dla nas i sąsiadów z kampera. 
Na samym powrocie, jakieś dwa kilometry przed autem Justynie odpadła korba... Zerwał się gwint w śrubie mocującej lewe ramię Hollowtech II i niestety niewiele dało się z tym zrobić. Na miejscu próbowałem coś doraźnie zaradzić, ale nie bardzo był sens, a dodatkowo zapowietrzył się hamulec po obróceniu roweru do góry kołami. Tak więc rower mamy z głowy już na tym wyjeździe; po powrocie trzeba będzie go wziąć na warsztat i doprowadzić do stanu używalności.
Po powrocie odpoczynek, kąpiele w jeziorze, wieczorem kolejne ognisko i wyrównywanie rachunków w makao :-) 
Późnym wieczorem niedaleko nas zaparkowała kolejna młoda ekipa, którą ratowałem prądem do pompki, żeby mogli sobie nadmuchać materac do namiotu :-) 











  • DST 37.92km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:28
  • VAVG 15.37km/h
  • VMAX 27.40km/h
  • Podjazdy 91m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazury; dzień piąty.

Piątek, 24 czerwca 2022 · dodano: 30.06.2022 | Komentarze 1

Poranek z pięknym widokiem na Śniardwy; kawa z takim widokiem, to czysta poezja - przejrzysta woda, słońce i to, co najcenniejsze - spokój. 
Do tego ptasi festiwal: łyski, perkozy, rodzina kaczek, łabędzi, a nawet odwiedził nas bocian (jak się potem okazało - stały bywalec :-)). 
Wstaliśmy wcześnie, więc z rana na spokojnie był czas na śniadanie, kawę, "gospodarcze" ogarnięcie busa - wylanie szarek wody z toalety, uzupełnienie nowej w spłuczce, uzupełnienie wody spożywczej w podręcznych baniakach, poprzepinanie akumulatorów postojowych do ładowania z solara. 
Na "naszym" kempingu nie ma za wiele, ale sobie radzimy z wyposażeniem z auta. Nie ma prądu, ale jedziemy na solarze; nie ma wody do picia (jest tylko pompa zaciągająca wodę z jeziora, więc co najwyżej do mycia siebie / naczyń), ale mamy jakieś osiemdziesiąt litrów swojej; nie ma jako takich sanitariatów, stoi tylko toi toi, ale wolimy korzystać z naszego kibla, bo tam strach chodzić ;-) Z toia korzystamy tylko do opróżnienia naszej toalety. Mimo to jest całkiem fajnie, oczywiście wszystko zależy od tego, co kto lubi i jak jest przygotowany ;-) 
Jedyny "problem", to lodówka - nasza w aucie ma większe zużycie prądu, niż jest w stanie wygenerować solar 100W ładując akumulatory 54 i 76Ah, do tego długo się rozkręca i chłodzi słabo, więc trzeba było zorganizować lodówkę polową, a właściwie to wodną :-) Niestety, piwo w temperaturze jeziora, ale to i tak lepiej niż w temperaturze powietrza :-) 
Na przyszłość wywalę tą lodówkę i wstawię kompresorową, bo ma mniejsze zużycie prądu i lepiej chłodzi; nie byłoby też głupie zmienienie panela na 300W, bo teraz już można już taki kupić prawie w takiej cenie, jak kupowałem ten obecny 100W... 
W okolicach dziesiątej wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy w stronę Piszu. Początkowo trasa zwykłą drogą asfaltową, a Szczechach Wielkich znów wskoczyliśmy na MPR, która doprowadziła nas prosto do miasta. 
Trasa podobna do wczorajszej - trochę asfaltu, trochę szutrów, trochę lasów. Sam Pisz średnio ciekawy, jak to miasto; no, ale my nie lubimy zwiedzać ;-) 
W Piszu zajechaliśmy na miejską plażę, która dupy nie urywała, ale można było wypożyczyć kajak, więc wzięliśmy dwójkę na godzinę, żeby popływać po Jeziorze Roś.
Po kajaku powrót tą samą drogą, przy okazji odkryliśmy w Zdorach sto razy lepszy sklep, niż ten bliżej nas - Remiza, w której oprócz sklepu mieści się też całkiem przyjemna restauracja. 
Po powrocie do auta totalny chill w wodzie. 
Późnym wieczorem na "naszym" samotnym polu pojawiła się starsza para kamperem, na szczęście zatrzymali się na uboczu z dala od nas. Nie mniej udało nam się na spokojnie porozmawiać, wypić co nieco i okazali się bardzo w porządku. Mimo wieku wyszło, że są pierwszy raz w takiej podróży, więc podpowiedzieliśmy kilka miejsc, parę lajfhaków, bardzo miło.
Jeszcze później dojechała również kolejna para, tym razem młodsi, jak się potem okazało Białorusini mieszkający od miesiąca w Polsce. O ile z dziewczyną nie było problemu, żeby się dogadać, to z chłopak chyba się nie odnalazł w towarzystwie z uwagi na barierę językową. 
Nie mniej wieczór spędzony przyjemnie, ale potem już tylko we własnym towarzystwie przy zachodzie słońca. 

































 


 
















  • DST 28.38km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 15.48km/h
  • VMAX 32.80km/h
  • Podjazdy 135m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazury; dzień czwary.

Czwartek, 23 czerwca 2022 · dodano: 30.06.2022 | Komentarze 1

Pobudka o szóstej, szybkie zebranie się i zmiana krajobrazu na śniadanie :-) 
Busem udało się wyjechać bez problemu, mimo, że trawa z rana mokra i śliska i jednak było sporo pod górkę. Jednak opony all terrain robią robotę, a i podniesienie zawieszenia z tyłu też nie było złym pomysłem ;-) 
Śniadanie na pomoście nad Jeziorem Kalwa przy akompaniamencie żabiego rechotu; do tego biegające zające (!), kilka kormoranów, które po nurkowaniu suszyły sobie skrzydła na przybrzeżnych gałęziach i perkozów, które wyglądają jak peryskopy wystające z wody :-) 
Po śniadaniu i kawce zapakowaliśmy auto i ruszyliśmy w dalszą drogę w nieznane. 
Asfalt się skończył i dalej prowadziła tylko droga szutrowa.
Mocno szutrowa :-)
Wylądowaliśmy na "kempingu" za Zdorami, nad samym Jeziorem Śniardwy. Początkowo mieliśmy być w innym miejscu, ale właściciel zrozumiał, że szukamy spokoju i wskazał nam inne miejsce. Musieliśmy tylko chwilę odczekać, bo chłopaki akurat kosili trawę, ale warto było, bo miejsce przecudne. 
Od auta do jeziora nie więcej niż trzy metry, cisza spokój i piękny widok; a najważniejsze, że na tą chwilę jesteśmy tu dosłownie sami. 
Pięknie! 
Przed nami ciepły weekend, więc pewnie nie potrwa to długo, ale póki co- chwilo trwaj :-) 
Po zaparkowaniu auta i rozłożeniu się ruszyliśmy na rowery w kierunku Nowych Gut (Gutów?). Tam już bardziej turystycznie, ale i tak na szczęście jeszcze przed sezonem, więc ludzi całkiem niewiele. 
W Marinie Śniardwy zjedliśmy obiad i zaczęliśmy wracać, lekko modyfikując trasę, co nie do końca nam wyszło, bo na chwilę wylądowaliśmy w lesie, w którym nie było przejazdu, z uwagi na poligon, więc kawałek musieliśmy pocisnąć drogą krajową. 
Ogólnie większość drogi, to była Mazurska Pętla Rowerowa połączona z Mazurską Obwodnicą Rowerową - piękna, asfaltowa i gładka ścieżka rowerowa, czasem przerwana na niedługi odcinek szutrem. Jechało się całkiem przyjemnie, choć nie spodziewałem, że ta Mazury są aż tak bardzo pofalowane i wzgórzyste :-) Żyłem w przekonaniu, że jest tu bardziej płasko.
Wieczór przy ognisku, z zachodem słońca i grą w makao :-) 


















































Mazury; dzień trzeci.

Środa, 22 czerwca 2022 · dodano: 30.06.2022 | Komentarze 1

Poranek w Matytach słoneczny, ale bardzo wilgotny - nad Jeziorakiem unosił się piękny opar, który czuć było w powietrzu, na trawie i... w busiku. 
Po porannej kawie i spakowaniu auta posiedzieliśmy jeszcze trochę na pomoście, żeby poczekać aż odparują szyby w busie i ruszyliśmy dalej. 
Tym razem już na zachód w stronę Wielkich Jezior. 
Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o Małdyty i obowiązkowy punkt na mapie w tym miejscu - Zajazd pod Kłobukiem. Mimo wczesnej, przedpołudniowej pory trzeba było zliczyć zupę cebulową, farszynki i dzyndzałki :-) Trochę sporo, jak na śniadanie, ale żal byłoby nie zjeść... 
Następnie błądzenie po warmińsko- mazurskich bocznych drogach (achhh, to unikanie autostrad i obwodnic... ;-)), bo wszędzie remonty, objazdy, zamknięte drogi, albo nakazy skrętu nie tam, gdzie akurat chcieliśmy jechać... ;-) Apogeum było wmontowanie się w samo centrum mocno rozkopanego Olsztyna - tam moja cierpliwość się skończyła ;-) 
W końcu dotarliśmy do Pasymia, gdzie zaczęliśmy szukać noclegu na dziko nad Jeziorem Kalwa. Po dwóch nieudanych próbach w końcu udało się znaleźć odpowiednie miejsce nad samym jeziorem. Cisza i spokój nie trwały jednak długo, bo po pewnym czasie przyjechali wędkarze i chcieli zjechać na nasze miejsce, żeby zapakować łódkę na połów. Szybka roszada i wszyscy się zmieściliśmy, a panowie okazali się bardzo sympatyczni i rozmowni :-) 
Rozpaliliśmy grilla i przy kolacji podziwialiśmy zachód słońca. 
Miejsce trochę z górki, do tego teren podmokły, fajnie gdyby rano udało się bez problemu wyjechać... :-) 
















  • DST 8.34km
  • Teren 7.00km
  • Czas 00:43
  • VAVG 11.64km/h
  • VMAX 23.50km/h
  • Podjazdy 25m
  • Sprzęt [R.I.P] Canyon Nerve AL+
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazury; dzień drugi.

Wtorek, 21 czerwca 2022 · dodano: 30.06.2022 | Komentarze 0

Padało nie tylko całą noc, ale i poranek. 
Tomek pojechał do pracy, więc na Przystani zostaliśmy my i cumujący wodniacy. 
Po szybkiej kawie ogarnęliśmy auto i w deszczu ruszyliśmy dalej. Kolejny przystanek w miejscu, które znałem z zeszłorocznego rajdu Rowersów - Przystań! w Matytach nad Jeziorakiem. 
Świetne miejsce, do którego chciałem zabrać Justynę; genialni gospodarze, genialne jedzenie serwowane przez Dorotę, empatyczny Jacek... Oprócz tego mają konie, a okoliczne lasy zachęcają do spacerów i roweru. 
Padać przestało dopiero po południu, reszta dnia już pogodna, więc najpierw spacer do stadniny zobaczyć konie, a potem krótka przejażdżka do lasu. 
Oczywiście nie obyło się bez przygód... Rowery na bagażniku miałem przypięte u-lockiem Abusa. W niedzielę przed wyjazdem jechałem jeszcze do sklepu na wiosce, a kluczyk do niego mam przypięty do klucza od podkowy i tak jeżdżę. Oczywiście zapomniałem zabrać klucz ze sobą :-) Na szczęście z pomocą przyszedł Jacek i gumówka akumulatorowa :-) Półtorej minuty i rowery uwolnione. Zapięcia trochę szkoda, ale jak wrócimy, to sobie pospawam, to zawsze jeszcze podziała.
Tym razem wpadliśmy tu tylko na jedną noc, ale z pewnością wrócimy kiedyś na dłużej. Będzie tylko dylemat czy jadąc na Mazury Zachodnie zacumować u Tomka czy u Dorotki i Jacka :-) 

























Mazury; dzień pierwszy.

Poniedziałek, 20 czerwca 2022 · dodano: 30.06.2022 | Komentarze 1

W końcu długo wyczekiwane wakacje :-)
Dziś wyłącznie auto i dojazd z wioski do Miłomłyna, oczywiście wioskami, unikając autostrad. Od chwili wyjazdu cały czas w chmurach, a od połowy drogi w deszczu / ulewie. 
Wieczorem dotarliśmy na Przystań na Wyspie do Tomka. 
Wpadliśmy tu dość spontanicznie, bo jak powiedziałem Tomkowi, że wybieramy się na Mazury Środkowe, to powiedział, że się obrazi, jak go nie odwiedzimy ;-)
Trochę posiedzieliśmy, pogadaliśmy, ale nie udało się długo wysiedzieć, bo padnięci po podróży szybko poszliśmy spać... 
Całą noc również padało, a w busiku efekt był spotęgowany waleniem kropli o blachę i o szyby... ot, taki początek urlopu ;-) 





















Flag Counter